Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nigdy więcej - Rozdział 20 część 2

Stałem oparty plecami o ścianę pod drzwiami szefostwa z rękami skrzyżowanymi na piersi. Nie pozwolili mi wejść. To był kolejny raz w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy kazali mi czekać na korytarzu nie wiadomo na co. Na początku myślałem, że to F wraca do pracy i wyczekiwałem jej za każdym razem. Za każdym razem czekało mnie rozczarowanie, chociaż dobrze wiedziałem, że to za wcześnie by zdążyła dojść do siebie. By zasklepiły się rany nie tylko te fizyczne. Starałem się nie wpatrywać w koniec korytarza z nadzieją, że zaraz się tam pojawi, ale to było silniejsze ode mnie.

Kiedy byłem na misji, skupiałem się na wykonaniu swojego zadania i w miarę normalnie funkcjonowałem, ale gdy wracałem do domu moje myśli opanowywała F. W środku nocy budziły mnie jej wrzaski. Ciągle widziałem jak szarpała łańcuchami, by dostać się do wilka, robiąc sobie jeszcze większą krzywdę. A mnie dopadały jeszcze większe wyrzuty sumienia, że nie zdążyłem na czas, by jego również uratować. Martwiłem się o nią. W dodatku nie mogłem się z nią w żaden sposób skontaktować, dowiedzieć się czy wszystko z nią w porządku, czy jest pod dobrą opieką. Chociaż to było oczywiste. Przecież jej rodzina i przyjaciele, jeśli takowych miała, na pewno robili wszystko, by szybko wróciła do zdrowia. Poza tym podobno Bhalorianie bardzo dbają o swoich. Nawet jeśli nie łączą ich więzy krwi.

Spojrzałem na koniec korytarza. Pusto. Westchnąłem. Czemu wciąż się łudzę, że dzisiaj będzie ten dzień, kiedy ją zobaczę? A co jeśli jej rany były poważniejsze niż sądziłem? Co jeśli goiły się nieprawidłowo albo straciła zbyt dużo krwi? Znowu dopadały mnie te cholerne myśli. Spojrzałem w sufit. Jak tak dalej pójdzie, to w końcu zeświruję.

Nagle usłyszałem kroki i przeniosłem swój wzrok na… F. Aż się wyprostowałem, mrugając kilka razy. Przez chwilę pomyślałem nawet, że mi się przewidziało, ale serce tłukło mi się w piersi, a w brzuchu rozszalały się motyle, więc to musiała być prawda. Ewentualnie sen.

Nie miała już kucyka, który kiwałby się na boki z każdym jej krokiem. Kruczoczarne włosy sięgały teraz ledwie do ramion. Tylko grzywka zasłaniająca prawie całe prawe oko pozostała bez zmian. Patrzyłem na nią w osłupieniu, bo pierwszy raz przyszło mi do głowy, że była podobna do Niej. Nie tylko z wyglądu, ale też z charakteru. Ta myśl poraziła mnie niczym prąd, ale szybko odepchnąłem ją od siebie. Ona nie żyje. A jeśli F jest do Niej podobna, to tylko czysty przypadek.

Skupiłem się ponownie na wyłapywaniu zmian w wyglądzie mojej partnerki. Oprócz włosów, pierwsze co rzucało się w oczy to to, że schudła. Kombinezon nie opinał jej ciała tak jak kiedyś. Tak jak powinien. W jej oczach nie było tego charakterystycznego ognia. Próbowała się zasłonić swoją maską „zimnej suki”, ale smutek zmieszany z bólem i tak się przez nią przebijał. Poczułem ukłucie w sercu i nie mam pojęcia jakim cudem powstrzymałem się od porwania jej w ramiona, gdy przede mną stanęła. Spojrzała mi w oczy, a ja walczyłem ze sobą, żeby jej nie dotknąć. Byliśmy na korytarzu, pod samymi drzwiami szefostwa, w dodatku otoczeni kamerami. Zbyt duże ryzyko.

– Ścięłaś włosy – powiedziałem, po czym w myślach przywaliłem w ścianę tym głupim łbem.

Skończony debil. Nie „jak się czujesz?”, nie „czy wszystkie rany się zagoiły?”, nie „cieszę się, że cię widzę”, tylko „ścięłaś włosy”. Boże, przecież to widziałem. Zrobiła to na moich oczach, żeby się uwolnić od tego wytatuowanego łba, żeby się do mnie dostać, by wstrzyknąć mi substancję neutralizującą paraliż. A ja zamiast jej podziękować za poświęcenie swoich włosów, zamiast się najpierw przywitać… Mogła to odebrać jako atak. Czekałem aż się odgryzie, ale ona tylko wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Spuściła wzrok!

– Tak wyszło – odparła, patrząc gdzieś w bok.

Chciałem ratować jakoś sytuację. Chciałem powiedzieć, że pasuje jej ta fryzura, że ładnie wygląda, ale w tym momencie drzwi szefostwa się otworzyły i zaprosili nas do środka. Dostaliśmy wytyczne misji i ruszyliśmy w drogę. W potwornej ciszy. Rozważałem w głowie setki opcji jak zacząć rozmowę, ale na rozważaniu się kończyło. F również milczała, choć kilka razy czułem na sobie jej wzrok. Kiedy na nią spojrzałem, wpatrywała się w przestrzeń kosmiczną po swojej prawej stronie.

– Schudłaś – odezwałem się w końcu i zacisnąłem mocniej dłonie na sterach.

To się popisałem. Znowu. Co się ze mną dzisiaj dzieje? Nie potrafię z nią rozmawiać. Powoli przeniosła swój wzrok na mnie, ale zaraz wróciła do podziwiania widoków. Tak jakby mogła coś wypatrzeć w tej ciemności.

– Ponad dwa tygodnie byłam w śpiączce podpięta pod kroplówki. Dziwi cię to?

– Dwa… Tygodnie? – Powtórzyłem zaskoczony. – W śpiączce?

– Powiedzmy, że to słowo najlepiej oddaje stan, w którym byłam.

– Dlaczego?

– Nasza śpiączka jest inna niż wasza, ludzka.

No tego to akurat się domyśliłem.

– Czy… Wszystko w porządku? Możesz już pracować? Rany się zagoiły? – Zapytałem, zerkając na nią.

Głupie pytanie. Gdyby nie mogła, to by jej tu nie było. Jej bliscy by jej nie puścili. MAO by nie pozwoliło. Ale ja chyba pytałem bardziej o stan psychiczny… Sam nie wiedziałem po co. Wystarczyło spojrzeć jej w oczy. F nie odpowiedziała. Obróciła tylko głowę jeszcze bardziej w prawo, żebym nie widział jej twarzy i zasłoniła dodatkowo dłonią, co zauważyłem w odbiciu w szybie. Zasłaniała się, bym nie widział łez? Serce mnie zakuło na ten widok.

– F…

Nie chciałem, żeby płakała. Nie przeze mnie. Mogłem się w ogóle nie odzywać. Jakoś to naprawię, jak tylko wylądujemy. Kiedy nie będę musiał skupiać się na tym, gdzie lecę, a ona nie będzie mogła uciec. Niby mogłem włączyć autopilota, jednak chciałem z nią porozmawiać na spokojnie już na miejscu, bo nie miałem pojęcia jak się zachowa. Do końca podróży nie odzywaliśmy się do siebie. Ja nie chciałem pogorszyć sprawy, a ona…

Gdy nareszcie wylądowaliśmy, F pierwsza wstała z fotela i chyba chciała mi uciec, ale zdążyłem ją złapać za łokieć.

– F… – zacząłem, stając przed nią i obróciłem ją do siebie przodem. – Ja…

Nadal nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć. Patrzyłem tylko w jej czarne jak noc oczy, nie mogąc znieść ziejącego z nich bólu i smutku.

– Przykro mi z powodu twojego wilka – powiedziałem w końcu. – Gdybym tylko przybył wcześniej, gdybym tylko…

Jej oczy się rozszerzyły jakby ze zdumienia, po czym zaszkliły, a mnie głos uwiązł w gardle. Gdybym tylko jego też zdążył uratować…

– To nie twoja wina – powiedziała, robiąc krok w moją stronę i położyła dłoń na mojej piersi, dokładnie w miejscu znamienia. – Nie uratowałbyś go. A nawet jeśli, to i tak by zginął prędzej czy później. Jego przeznaczeniem było oddać za mnie życie.

Zastanawiałem się, czy wiedziała, że właśnie to chciałem usłyszeć i czy czuła jak waliło mi serce, kiedy była tak blisko. Miała łzy w oczach, ale nie odwróciła wzroku, tylko uparcie patrzyła w moje. Powinienem coś powiedzieć, ale w głowie miałem pustkę. Zorientowałem się, że nadal trzymam jej łokieć, więc zacząłem sunąć dłonią w górę, przez ramię, bark i szyję, aż do włosów. Założyłem kilka kruczoczarnych kosmyków za jej ucho, po czym musnąłem kciukiem policzek.

– Ładnie ci w tych krótkich… – zacząłem, ale niedane mi było skończyć tego zdania.

Zdążyłem jedynie zobaczyć jak drgnął kącik jej ust, gdy wspięła się na palce i mnie pocałowała. Jej dłoń powędrowała do mojego karku, by zaraz potem znaleźć się we włosach. Zamknąłem F w żelaznym uścisku, niwelując przestrzeń między nami do zera i wpiłem się w jej usta. Za długo byliśmy osobno. Nagle pocałunki stały się mokre i słone przez łzy, które opuściły jej piękne oczy. Nie odsunąłem się, nie teraz, gdy w końcu miałem ją w ramionach. Jednak gdzieś z tyłu głowy jedna myśl nie dawała mi spokoju. Mieliśmy określony czas na wykonanie tej misji, a traciliśmy go na… Nie to nie był stracony czas. Każda minuta opóźnienia była tego warta, ale musieliśmy się wziąć do roboty. Chociaż jedyne czego chciałem, to zostać tu z nią tak długo, jak tylko się dało.

– F… – wydyszałem między pocałunkami. – Nie mamy czasu na więcej.

– Wiem. – Odsunęła się trochę, by spojrzeć mi w oczy. – Potrzebuję cię.

Czekała na moją decyzję. I jak mogłem jej odmówić? Kiedy tak otwarcie się do tego przyznała. Walić misję. Jakoś sobie poradzimy. F była ważniejsza. Przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej, o ile to było możliwe, i wpiłem się w jej usta. Całowaliśmy się żarliwie, jakbyśmy kilka chwil temu wcale tego nie robili. Nie wiedziałem jak nasze bronie znalazły się na podłodze, ani kiedy dołączyły do nich kombinezony. Świat zewnętrzny nie istniał. Była tylko ona. Nasze ciała tak idealnie do siebie pasujące. Nasze złączone oddechy. I mimo że zatraciliśmy się w sobie bez reszty, czułem, że nie była sobą. Zbyt uległa. Pozwoliła całkowicie się zdominować. Chociaż pod koniec wydawało mi się, że zobaczyłem w tych czarnych perłach iskrę. A kiedy jej wnętrze zaciskało się na moim penisie, wbiła mi paznokcie w plecy, na co czekałem i co doprowadziło mnie na szczyt.

Długo leżeliśmy w swoich objęciach, słuchając jak nasze oddechy się wyrównują. Mogłem tak z nią leżeć do końca świata i jeszcze dłużej. Wiedziałem, że czas ucieka, ale powtarzałem sobie, że jakoś to ogarniemy.

– Dziękuję – wyszeptała, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. – Dziękuję, że mnie uratowałeś.

Złożyłem pocałunek na jej czole. „Dla ciebie zszedłbym do samego piekła i zabił samego Diabła” pomyślałem, ale nie odważyłem się powiedzieć tego na głos.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim się pozbieraliśmy, ale chyba wolałem nie sprawdzać ile nam zostało. Szliśmy przed siebie, otoczeni dziwną czerwoną mgłą. Widoczność była mocno ograniczona i ciągle łapałem się na tym, że próbowałem złapać F za rękę. Na szczęście, a może i nieszczęście utrudniały to maski tlenowe, które zabraliśmy ze sobą, ale okazały się niepotrzebne, więc nieśliśmy je teraz w rękach.

Nagle F syknęła jakby z bólu i zatrzymała się.

– Co się stało? Boli cię coś? – Zapytałem, stając przed nią.

Spojrzała na mnie wyraźnie zaniepokojona, a potem na coś za mną i natychmiast spięła wszystkie mięśnie. Zaskoczony patrzyłem jak na jej twarz wkrada się strach.

– Uciekaj – wykrztusiła.

Odwróciłem się, by zobaczyć co spowodowało u niej taką reakcję i zamarłem. Z mgły wyłaniał się niewielki oddział bhaloriańskich żołnierzy z ich najsłynniejszym generałem na czele. Diablo Delgallo – koszmar Bhalory.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ayano_Sora 04.08.2019
    O kurde, takiego obrotu spraw i końca miłosnej sielanki się nie spodziewałam xD Proszę, nie każ mi czekać kolejne 3 miesiące :D Znowu jak dla mnie bardzo refleksyjna część. Super opisałaś przemianę K, z resztą nawet pokazałaś to w jej zachowaniu. Mega. Bardzo mi się podobało. + dobrze, że przypomniałaś o ścięciu włosów xD A ta chwila miłości należała im się po tym całym cierpieniu, tylko zaś będą mieć pod górkę, bleh :c
    Aaa, uwagi Josha zrobiły mi dzień z rana <3 Jego trafne komentarze. ŚCIĘŁAŚ WŁOSY, SCHUDŁAŚ. <3 XD Co za facet :3 ale jaki kochany, aw. Czekam na nowy rozdział i oby pojawił się szybciej :D
  • Paradise 04.08.2019
    Uwielbiam takie niespodzianki robić :D Haha, miło mi <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania