Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 13

Stała tak dłuższą chwilę, co sprowokowała ją do konkluzji, że zaczyna żyć tymi wydarzeniami jakby to byli wyjątkowi ludzie, a przecież tak nie jest. Po prostu żyli jak my teraz, być może za kilkadziesiąt lat, ktoś o niej samej będzie tak wspominał, bo jej już nie będzie i to będzie tym wabikiem. Nie na darmo się mówi, by kochać ludzi, bo tak szybko umierają, a nam zostają migawki, strzępy słów. Dla utwierdzenia się w tym stwierdzeniu porozglądała się, by dostrzec tą esencję życia, która jest na tej ulicy w tym czasie, by przeciwstawić samej sobie tą wizję uśmiechniętych pannic, ten gwarny sklep i te dysputy przy huśtawce. I tak po lewej stronie dobiegł jej uszu warkot silnika, wydobywał się on z kosiarki i widok mężczyzny, który sprawnie się nią posługiwał. Tuż obok stała grupka młodzieży i była tak zaabsorbowana swoimi komórkami, że zapewne towarzystwo nie było im potrzebne. Natomiast po prawej stronie wałęsał się jakiś kundel, który penetrował pobocze swoją mordką. Zaś na środku ulicy klęczały dwie dziewczynki, miały kolorowe kredki, które najwidoczniej postanowiły wykorzystać na asfalcie. Jeszcze jakaś pani wyszła do swojego ogródka i to w zasadzie wszystko, co niestety było delikatnie mówiąc mało interesujące.

Zerknęła, więc w przeciwległą posesję, by popatrzeć na dom, ten dom, w którym za chwilę odbędzie swoja kolejną rozmowę, wysłucha dalszych losów tych dziewcząt, jak dojrzewały i co stało się podczas wojny. W tym małym domku, obitym przez kremowy siding, z dwu połaciowym dachem, gdzie większe opady śniegu sprawiają, że zaczyna przypominać małą chatynkę, jest jakaś magia. Nie przez ten wygląd, ale przez zdania, które są w jej głowie, które zna i przyswoiła jak swoje, a które były wypowiadane w tym miejscu. I teraz w pełni wiosny, w ten słoneczny dzień, w otoczeniu zielonej pachnącej trawy, gdzie w centrum podwórka stoi studnia, a wyżej kilka rabatek i przykryta folią rosada, wyczuła to wszystko.

Podeszła do drzwi, zrobiła kilka głębszych wdechów i zadzwoniła. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, jakby pani Czesia przez cały dzień stała w oczekiwaniu na spodziewanych gości.

- Podgrzewałam sobie pomidorową, a tu ktoś przemknął po podwórku. I wiesz, co ja od razu wiedziałam, że to ty, coś mnie od rana nosiło, gnębiło, a to na twoje odwiedziny.

Pani Czesia ruszyła do kuchni, jakby Ela była jej starą znajoma, którą z racji długiego stażu znajomości zaprasza się na pogaduchy w najbardziej odpowiednie miejsce ku temu.

-A w ogóle, to troszeczkę jestem zła, bo czekam od poniedziałku, a ty albo aż tak zajęta jesteś, albo szczęśliwa, bo o mnie to nie zapomniałaś. I Spocznij sobie kochana, ja już ci podaje talerz.

-A dziękuję, proszę sobie nie robić kłopotu. Zresztą ja niedawno zjadłam obfity obiad..

-Podziękujesz jak skosztujesz. Nie bój się, naleję dosłownie tak na pięć łyżek, tak bym sama nie konsumowała, a i rozmowa będzie inna.

Ela nie widziała innego wyjścia jak tylko podzielić zdanie gospodyni.

-To może ja panią w tym wyręczę?

Pani Czesława wyciągnęła dłoń w jej kierunku, jednoznacznie obrazujący, co o tym myśli.

-Moja droga, to jedyna okazja bym mogła poczuć się jeszcze niezależna. Gdzie bym się nie ruszyła, zawsze patrzą na mnie jak na kalekę, ustępują miejsca, każą siadać, to nie ukrywam jest miłe, ale i frustrujące. Jakbym była w twoim wieku, to bym uznała to za komplement, wyraz szacunku, takiej adoracji ze strony mężczyzn, ale dziś to mnie denerwuje.

Pani Czesława napełniała talerze swoja pomidorową, a Ela korzystając z okazji zlustrowała pomieszczenie. Pierwsze, co jej się rzuciło w oczy to dwie linie pod sufitem, który był już niemal reliktem zamierzchłych czasów. Pamiętała to z czasów dzieciństwa, słynne bielenie i ten niezniszczalny wałeczek, po którym miało się naniesiony kwiatuszek. Niżej usytuowany był drewniany karnisz, cały zabudowany, sprawiający wrażenie nad wyraz ciężkiego, zbyt masywnego do tak lekkiej tkaniny. I ten kredens z litego drewna z odchodzącą farbą, a w nim na półkach zauważyła dzbanuszek, karafkę, literatki i młynek do kawy.

-Ale to nieistotne, sama kiedyś się o tym przekonasz.

Postawiła talerze na stole, podała sztućce i usiadła naprzeciwko swego gościa.

-To smacznego Elu.

-Dziękuję. Smacznego.

-Mój świętej pamięci tato, to tylko rosół uważał za godny poczęstunku. Jak ktoś miał przyjść w odwiedziny, to było wiadome, że nie obejdzie się bez tego specjału. Mieliśmy kilka tuzinów kur, ale była taka jedna czerwona, co uzurpowała sobie prawo do pilnowania domu. Nikt do nas nie mógł wejść bez jest stempla, a potrafiła dziobać boleśnie, nie raz się o tym przekonali goście, niespodziewający się takiego powitania.

-Pyszne. Jak to się mówi, smakuje jak u mamy.

-Co tam taka zupina. Jakbyś spróbowała tego, co Ksenia upichciła, to byś dopiero się zachwycała. Ponoć każdy ma jakiś dar od Boga, tylko niektórzy nie mogą go odnaleźć przez całe życie. Ksenia nie miała z tym problemów, kuchnia to był jej żywioł i wszelkie wypieki, potrawy, sałatki, wychodzące z pod jej ręki stanowiły kwintesencję smaku.

Odstawiła łyżkę, odchyliła na krześle i zamyśliła przez chwilę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • KarolaKorman 05.07.2017
    Kuchnia ze starym malowaniem, drewniany kredens i domowa zupa. Naprawdę można się było poczuć jak u mamy. Bez żadnych, zbędnych zapraszam, a czy może? Tylko siadaj i jedz. Staruszka też jakby czekała na tę wizytę. Są domy, gdzie wchodzi się jak do siebie i tak też się tam czuje. Nikt nie robi żadnej pompy. Lubię takie domy i lubię siedzieć w kuchni. Sama też mam w kuchni na stole komputer, by zawsze mieć wszystko pod ręką. Już nie raz się zdarzyło, że coś pisałam i mieszałam w garnku :) No i ta starość, o której wspomina pani Czesia. To jest faktycznie smutne, kiedy człowiek musi liczyć na kogoś, nie ma to jak móc wszystko koło siebie zrobić. Ale pani Czesia to nawet jeszcze ma siłę coś zrobić w ogródku, jakieś rabatki, folia. Po prostu żyje dniem codziennym. I jeszcze słówko o tym gotowaniu. Mam koleżankę, do której jak się przyjdzie to zawsze gości mnie jakbym przyszła do cioci na imieniny. Tak się zawsze śmiejemy, ale prócz tego, że niemal wszystko wyciągnie z lodówki, to jeszcze tak smacznie gotuje, że żal nie skosztować choć odrobinę. Nie wspominam o tym, że nie skosztowanie byłoby nietaktem i czuje się urażona :) Czekam na dalszy bieg rozmowy. Pozdrawiam :)
  • Robert. M 05.07.2017
    Kuchnia to jedyne pomieszczenie d którego wpuszcza się zaprzyjaźnione osoby, przynajmniej ja takie mam odczucia. Dlatego całą akcję chciałem umiejscowić w tej scenerii, dopisując elementy wystroju, które miały znamionować przytulność, coś bardzo swojskiego....większość osób uwielbia swoje kuchnie, gdzie tworzy się specyficzny klimat, gotuje, piecze, pije kawę, opowiada historie i plotki, rozmawia przez telefon. Są panie, co pól życia spędzają w kuchni i to niekoniecznie coś pichcąc, po prostu wola to miejsce niż najwygodniejsza kanapę czy fotel. Moja babcia to w zimie przez okno w kuchni obserwowała toczące się życie, wszystko wiedziała, znała godziny wyjść sąsiadów.... No właśnie z tymi rabatkami to troszeczkę pofantazjowałem, jak przeczytałem Twój komentarz, to zdałem sobie sprawę, że strzeliłem gafę. Pewnie będę musiał sam je wypielić, bo ta moja bohaterka to tylko motyczkę jako laski może używać, a nie siekać nią na prawo i lewo. Cóż, widać, że laik pisze, a tak już byłem z siebie dumny, ze potrafię to okiełznać.
    No i potwierdziłaś zdanie większości, że najlepiej smakuje gdy ktoś inny stoi przy garnkach. Jak się człowiek nakosztuje u siebie, nawdycha, to odchodzi smak, a przychodząc na gotowe to od razu inna rozmowa.
    Dziękuję za wiele spostrzeżeń, będę miał je na uwadze( choć to o grządkach już nie poprawię, stało się) Ciekawe porównania do własnych doświadczeń, to miłe, że mogę to przeczytać. Pozdrawiam.
  • Pasja 05.07.2017
    Obraz kuchni z mojego dzieciństwa, bielona wapnem, które wcześniej gaszono w dole. Z domieszką siwki ( ultra maryna) później pojawiły się wałki ze wzorkami , też z ciemnej siwki. Podłoga z desek wzorowana ryżową szczotką i zapuszczana żółtym barwnikiem. Na Zielone Świątki leżał na niej tatarak. Ten biały kredens z dolną częścią i górną z szybami, gdzie stała puszka trochę pokaleczona rodzą, a w środku pierniki. Kuchnia miała wielkie znaczenie, całe życie rodzinne odbywało się w niej, przy stole. Nie tak jak dzisiaj przy telewizorze, komputerze i w łóżkach. Każdy zamknięty w swoim pokoju. Łóżko służyło do spania. Zaścielane rano było kapą, a na niej ozdobne poduszki lub lalka w barwnej sukience. To prawda, dom był otwarty dla każdego i zawsze łyżka zupy się znalazła. Rosół i pomidorowa to chyba najbardziej rodzinne zupy. No a teraz pewnie przy zupie pogawędkom nie będzie końca. Strasznie fajne te wspominki, w niektórych momentach wciskają łezki. Pozdrawiam 5
  • Robert. M 05.07.2017
    Trzeba było mi to wcześniej wypisać, a miałbym ciekawszy opis dla tej kuchennej oazy, bo tak teraz widzę, że ubogo mi to wyszło. Takie detale, tworzą ten klimat, a mnie właśnie o to chodziło, by czytający miał wrażenie, że to pachnie zamierzchłym stylem. Ale jak ktoś przeczyta ten komentarz o wapnie, domieszce siwki, to naprowadzi swoją świadomość na ten okres, te wszystkie domy z belek itp.:
    Kuchnia to jest właśnie to, nie ma takiego miejsca w domu, które jest tak specyficzne, w którym gromadzi się tyle osób, no i z którym każdy ma tak wiele dobrych wspomnień. Choć czym dalej w las, tym bardziej jest przez nas postrzegana jako miejsce przelotowe, załadunek na talerz i siup przed telewizorek. No niestety z tym się muszę zgodzić, to, co ja opisuje jest już lamusem, nie ma już takiego przesiadywania w kuchni aczkolwiek czasem jeszcze komuś się zaproponuje. Wierzmy jednak, że to wróci, a najlepiej jak sami tak postąpimy i najbliższych w tym zakątku usadowimy, by w cztery oczy było naprawdę z bliska.
    Dziękuję za tak wnikliwą analizę i wizualizacje takowej kuchni, na pewno ją zapamiętam, a na sto procent zobaczyłem. Kobiety jednak lepiej opisują, tak z detalami , piszę to dla usprawiedliwienia by była pewność dlaczego nie mogłem lepiej . Choć szczerze mówiąc jakoś nie mogę sam siebie do tego przekonać. Pozdrawiam.
  • Pasja 05.07.2017
    Jeszcze bym powiesiła lep na muchy i makatkę... dobra gospodyni jak ugotuje, to wszystkim smakuje...Masz rację, że dzisiaj kuchnia to tylko rano wypicie kawy, obiad gdzieś na mieście, a potem kanapka przed telewizorem, bo kuchnie to już przeżytek. Dzisiaj to salon z aneksem kuchennym. A mnie zachwycają parapety z ziołami i pelargonie,w oknach białe koronkowe firaneczki i duży stół z cukiernicą herbatą i ciastem drożdżowym. Proszę was w każdej dawnej literaturze pięknej stół był najważniejszym meblem, przy którym toczono rozmowy ważne i te mniej ważne. Dzisiaj nawet spotkania przywódców odbywają się tylko na krzesłach. Świetnie opisałeś scenę w kuchni. Pozdrawiam
  • Robert. M 05.07.2017
    Można by rzec, że teraz to praktycznie urządzamy mieszkania, a kuchnie w szczególności. Jak najwięcej sprzętu, który pozwoli wygospodarować czas( zmywarka, mikser itp.:) Taka makatka to była kiedyś podstawa, zajmowała eksponowane miejsce, sugerowała wszystkim, gdzie wszedł i na co może liczyć, a stół gromadził rodzinę, więc musiał być wielki. Tylko skoro dziś jemy każdy o innej porze i często w swoim pokoju, to po co taki stół. Kwiaty to jedyna namiastka tamtego okresu, wciąż są w modzie i nawet zaryzykowałbym, że teraz bardziej cieszą oko, są o intensywniejszych kolorach, może to i jakieś krzyżówki, bo ja wiem, ale pięknie są eksponowane. Może ktoś kiedyś połączy to retro z nowoczesnym i wyjdzie piękna kuchnia, to jest dopiero wyzwanie dla fantasty jeśli ma inwencję twórczą.
    Dziękuję za mile słowa i pozdrawiam .

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania