Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 2

Ela nie wiedziała, co myśleć o tej kobiecie, gdyby to nie było przed szpitalem, gdyby przed chwilą nie widziała swej teściowej, tak bardzo zagubionej w tym miejscu, to uznałaby to zdarzenie za dziwne, ale teraz stanowiło to dopełnienie. Czuła się lekko skrępowana, ale nie z powodu tego, co słyszała, nawet ta otwartość nie budziła już konsternacji, po prostu do tej pory żyła tak intensywnie, że śmierć była czymś odległym i nagle teściowa, ta staruszka przypomniały jej, że ona jest i zabiera, kiedy chce.

Drzwi się otworzyły i ujrzała kobietę w średnim wieku, za nią wyszedł mężczyzna i nastoletnia dziewczyna. Kobieta szła patrząc niewidzącym wzrokiem, kilka metrów za nią podążał mężczyzna z nisko opuszczoną głową, obracając w palcach kluczyki od samochodu. Jedynie z twarzy dziewczyny nie można było wyczytać, czy jej myśli są czymś zaprzątnięte, czy cokolwiek przykuło jej uwagę.

- Jak ten czas leci, nigdy bym nie pomyślała, że dożyję 2005 roku, tyle człowiek doświadcza, a w ostatecznym rozrachunku liczą się jakieś migawki z życia, kilka zdań, uśmiechów.

Staruszka jakby podsumowała nie tylko swoje dokonania, ale i przechodzących ludzi.

- Mam w swoim domu tyle starych mebli, poniszczone tapety, makatki z wystrzępionymi rogami, ale nie mogę się ich pozbyć, bo to tak bardzo mi przypomina, że kiedyś ten dom żył.

Za młodych lat się wszystko wymienia, tak lekko oddaje, przemieszcza miedzy miastami, a na starość szuka tego wszystkiego, jakby to mogło wrócić nam młodość, ten gwar, lekkość bytu. Te sady, śliwy, jabłonie, ten zapach, bieganina między drzewami, to wszystko stoi mi przed oczyma i choćbym jak się starała już to nie wróci nie będę takich miała, bo mój ogródek to miniaturka i nie ma tej duszy, nawet storczyki i piwonie maja mniej powabu. A jaką mieliśmy altanę, pan Bronek obsadził ją dzikim bzem, a nam pozwolił pomalować we wszystkie kolory tęczy. Pewnie później żałował, bo Inga to wilki i jeszcze gorsze zwierzęta wymalowała, choć to umowne było, bo ja to widziałam jakieś zmutowane czworonogi.

Zaszurała klapkami i Ela sądziła, że postanowiła wrócić do swojej sali, ale to najwidoczniej nie miało nastąpić staruszka ani myślała kończyć swoje rozważania.

- A za posesją były tory, co prawda pociąg to jeden na tydzień się przetoczył i to towarowy prawie w całości. Tak, tak moja droga, nie było mowy o jakiś wygodach, jak miał z czym jechać, było coś do przeładunku to i doczepiano jeden wagon z drewnianymi ławami, ale nie pamiętam by ktoś w te strony przyjeżdżał, to był zawsze taki cichy zakątek. Stacja była zaraz za zakrętem taka malutka biała chatynka, a w niej cała rodzina zawiadowcy mieszkała. Dziś tam jest meblowy, a stacje zbudowano obok, choć teraz będzie zdaje się na sprzedaż, bo kto dziś jeździ pociągiem w te strony. Biegaliśmy do niego, by uzyskać jakieś informacje o terminie wyjazdu, a on zawsze mówił, że po niedzieli i nie było ważne w który dzień się zapytaliśmy. Mój tata mówił, że to jego dodatkowe zajęcie, ale kiedyś jak ułożą trakcje to będą tak kursowały jak między Tarnowem i Krakowem. Takie to były czasy, że będąc na uboczu, czekaliśmy bez wiedzy, co będzie i kiedy, a w szczególności pan Bronek z niecierpliwością oczekując zamówionej przesyłki do sklepu. Czasem zdarzało się, że pomagaliśmy mu to przywieźć a w nagrodę mogliśmy sobie wybrać coś ze słodyczy.

Nigdy nie zapomnę jak Inga przyniosła do szkoły pakunek a w nim całą tubę słodyczy i wielki kawał ciasta ze śliwkami, który upiekła pani Gizela, jej mama na potrzeby sklepiku. A musisz wiedzieć, że w tamtych czasach to nasi rodzice tylko w niedzielę po nabożeństwie pozwalali nam na takie przyjemności. Wychodziliśmy z kościoła, a tato odpytywał z tego, co było tematem czytań, więc musiałam być skoncentrowana, bo w innym wypadku nici z łakoci, a jak nie zapamiętałam, to musiałam się wrócić na następna mszę. Tak, więc wyobrażasz sobie jak duża to była frajda, gorzej, że Inga dostała za to od taty karę, ale ona była twarda i nigdy się nie skarżyła.

Elę przeskoczyła śmierć, wyobraziła bowiem sobie, jak wielkie ma szczęście, że urodziła się w tych czasach, gdzie dojazd do pracy to dosłownie chwila, paczka od kuriera to kwestia dnia, a połączenie ze znajomymi to i telefoniczne i internetowe w każdym momencie, ba! Wręcz nie ma się spokoju, wielu uważa, że to taka smycz.

I gdy tak to porównywała podszedł do niej mąż, którego nie było dłuższą chwilę, ale Ela nie odczuła tego czasu.

- O! Jesteś, to pewnie pójdziemy. Do widzenia.

Staruszka uśmiechnęła się, ale tak smutno, widać było, że nie chciała się rozstawać.

- Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Będziesz tu jutro?

- Tak, na pewno. Być może się spotkamy.

- Będę czekać, moja droga…hm

-Elu. To znaczy Elżbieta, nazywam się Elżbieta.

- Elu. Zapamiętam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 26.05.2017
    Końcówka świetna. Aż wyobraziłam sobie tę starowinkę, łaknącą chwili wysłuchania. Bo kto jej słucha? Teraz to tylko przypadkowi ludzie. Smutne to, ale niestety prawdziwe. Gdzie mi tam do jej wieku, nawet nie podejrzewam, by go dożyła, ale też wspominam sytuacje z dzieciństwa. Też jeździłam pociągiem relacji Kraków - Tarnów a nawet dalszej, bo był to przyspieszony z Katowic do Jasła i podróżowałam do dziadków do Tuchowa. Stamtąd pochodziła moja mama. Teraz nie ma już mamy ani nikogo, kogo mogłabym odwiedzać w tamtych rejonach. Nie raz z siostrą mówimy, że może jeszcze kiedyś pojedziemy tam tylko po to, żeby zobaczyć czy jeszcze stoi dom dziadków. Piękne wspomnienia. Nie dziwię się więc staruszce za u schyłku życia chciała się z kimś podzielić swoimi. Przeczytałam z przyjemnością, ogromną. Pozdrawiam :)
  • Robert. M 27.05.2017
    Tak już jest, że najmilej się wspomina to, co jest, choć trochę przyjemne, a jak czytam Twój komentarz, to widzę Cię w tym pociągu, jak liczysz stacje, by już tam być. Sentymentalna podróż, zwłaszcza, że już nie wróci się ten czas, kiedy kochane osoby wyczekiwały nas, były ciekawe naszych opowieści, a my tego, co w tym czasie się zdarzyło bez naszego udziału. Zycie ma sens jeśli masz z kim wspólne wspomnienia, był przy tym, co doświadczamy przez całe dzieciństwo, dlatego babcie, mamy, są kimś wyjątkowym, bo to one więcej wiedzą o naszym życiu za szkraba niż my sami. Żeby jak było dobrze teraz, to i tak z łezką w oku wspomina się te lata w krótkich porcientach, bo ..no, co były lepsze i basta. Chleb z cukrem i wodą do dzisiaj jest przypominany, a nie jakiś tam grill z zeszłego roku. Pięknie dziękuję, za tak śliczny komentarz. Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 28.05.2017
    Kiedyś, za dzieciaka jadąc pociągiem liczyłyśmy krowy, teraz pewnie nie uświadczyłybyśmy ani jednej :) Z siostrą widuję się rzadko, ale kiedy już się spotkamy, to gadałybyśmy do białego rana, zawsze jest co wspominać, choć setny raz o tym samym się mówi :) I tak, masz rację, że mamy dużo wiedzą. Moja opowiadała o naszym dzieciństwie, że teraz człowiek nie umie odróżnić czy to wspomnienia własne, czy pamiętam to z jej opowieści. Pozdrawiam :)
  • Robert. M 28.05.2017
    Każdy z nas tak szybko przechodzi z dnia na dzień, lapie rękawami oddech, bo jeszcze to i trzeba tamto i nim się obejrzy zostaje wspomnienie o naszych przodkach. Strzępy rozmów, chwila zadumy nad ich życiem, jakaś maszyna do szycia na pedał, młynek do kawy, makatka, wzorek pod sufitem po bieleniu, osełka, portret ślubny, który z szarzał, a w kieszeni garnituru paczka „ Popularnych”. Może tam w tych starych domach śmierdzieć, czuć wilgocią, ale jak usiądziesz na takim starym sienniku i zamkniesz oczy, to usłyszysz te zdania, które znasz z opowieści babci i mamy. Dobrze, że napisałaś o tej trudności w odróżnianiu własnych wizji od zasłyszanych, bo ja już myślałem, że tylko mnie się tak miesza, uff, nie muszę się konsultować z najbliższym lekarzem. Dziękuję za spostrzeżenia i ciekawe refleksje.
  • KarolaKorman 29.05.2017
    Nic cie się nie miesza, spokojna głowa :)
  • KarolaKorman 29.05.2017
    * nic Ci :)
  • Robert. M 29.05.2017
    Jeszcze nie, ale to pewnie kwestia czasu. Jak dłużej popisze te swoje przemyślenia, to wirtualność zacznie mi się mieszać z rzeczywistością, a wtedy wszystko jest możliwe, siostro tlen, morfinę, bo słabsi mdleją. Pozdrawiam.
  • Pasja 27.05.2017
    Dlatego trzeba słuchać opowieści swoich przodków, spotykanych przypadkowo ludzi, bo to skarbnica wiedzy. Przywiązujemy się bardzo do sytuacji i przedmiotów, lecz takie sentymenty często sprawiają ból, kiedy musimy się rozstać z nimi. Wspomnienia trzeba przytulać i przekazywać dalej, naszym przodkom. Mam mamę w wieku 85 lat, opowieści jej słucham po raz enty, znam już na pamięć. Teraz moje wnuki słuchają prababci, a jakie cudowne bajki opowiada. Patrzę się na nią i myślę, że ja nie doczekam chyba takich wspomnień. Pozdrawiam :-)
  • Robert. M 27.05.2017
    Mnie też się często wydaje, że ci starsi ludzie mieli fenomenalne życie, umieli dostrzec zdarzenia, jakie mnie umykają i dlatego nigdy nie dorównam im w opowieściach. Słuchając swojej 84 sąsiadki dostrzegam różnicę w podejściu do wartości, może za bardzo gonie po to, co jest nieistotne, a wystarczy może jak moja bohaterka usiąść na ławce z szarlotką i pod wierzbą posłuchać człowieka. Takiego jak ja, tylko z tym wspomnianym bagażem, bo kto wie, czy jutro jeszcze będę miał okazję go spotkać. Pięknego wieku dożyła mama, wierzę, że ma wiele ciekawych doświadczeń, tylko słuchać i zapamiętać. Dziękuję bardzo za podzielenie się spostrzeżeniami. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania