Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 20

Ostatnie dni maja to istne szaleństwo, jeśli chodzi o temperaturę, oscylowała ona między piętnastoma a trzydziestoma pięcioma stopniami. W ciągu kilku godzin pogoda potrafiła tak diametralnie się zmienić, że bardzo łatwo można było złapać infekcję lub przeziębić się, gdy niespodziewanie rozpętała się burza.

Ela nie wiedziała jak było dawniej, ale na pewno ludzie byli odporniejsi, jak choćby pani Czesia, która dożyła tak sędziwego wieku. Osiemdziesiąt pięć lat, to dla Eli był wynik, o którym myślała sceptycznie, wątpiła by, jej organizm podołał z takim obciążeniem przez blisko pół wieku. Czasami czuła się bardzo zmęczona, myślała tylko o kąpieli i spokojnym śnie, a przecież jak wiadomo psychika i nastawienie to główne źródło długowieczności.

Wpływ na takie myślenie miała poniekąd służba zdrowia, bo nie miała przekonania do tutejszych konowałów, jak ich nazywała, których leczenie polegało na tym, że aplikowali anaboliki. A już ręce jej opadały, jak lekarz pytał, co ostatnio zapisał, by kolejny raz bez badania wręczyć jej receptę, która miała być takim placebo na dane schorzenie.

Była uprzedzona do tych ludzi w białych kitlach, ale miała swoje powody, trudno jej było zapomnieć o jej pierwszym porodzie i mękach, jakie doznała. Gdzieś już od dzieciństwa miała opory w stosunku do jakiegokolwiek leczenia, choćby to miało profilaktyczny charakter. Tak jakby podświadomie wyczuwała, że jako dorosła zostanie potraktowana bardzo instrumentalnie. Spodziewała się odrobiny współczucia, zaangażowania w to, co dla niej było wielkim przeżyciem, zresztą jak dla każdej kobiety. A otrzymała wiele upomnień, by zachowała spokój i dostosowała się do poleceń, bo w innym wypadku nie będą w stanie jej pomóc. Wszystko było wypowiadane automatycznie jak instrukcja obsługi, co spowodowało, że czuła dyskomfort, nie widziała w tym żadnej współpracy, a raczej proces, który należy zaliczyć.

Do tego jeszcze lekarz wydał osąd, że:-„ tak to jest jak dzieci chcą mieć dzieci”. W pewnym momencie przestała go słuchać, myślała tylko o dziecku i tym, by urodziło się zdrowe, zawierzyła instynktowi. Po wszystkim przyszedł do niej i powiedział, że trochę go poniosło, ale Eli tym nie zmiękczył, do końca czuła urazę i wychodząc, miała ogromną radość, że nie musi z nim obcować.

Do czasu.

Pół roku później znowu był zmuszona do przesiadywania przy łóżku szpitalnym, gdy sąsiadka mamy powiadomiła, że zabrała ją karetka. Musiała odpuścić i z pokorą biegać za nimi, prosić o wyjaśnienia, wysłuchiwać rokowań, to w końcu była jej matka, przyjaciółka, która równała się jej szczęściu, bez niej nie znała tego słowa. Przychodzili tak zadufani w sobie, wzdychający i wydawali opinie, sondy, które, co raz bardziej ją dobijały. Nie wie czy ona jest tak wyczulona, zbyt dopieszczana i nie mogła słuchać tak obcesowo wypowiadanych prognoz, ale z każdą wizytą czuła odrazę do tych panów w drewniakach i nadskakujących im pielęgniareczek, które niczym gejsze stąpały wokół ich fizjonomii. Jak to się ma do tego szpitala w „ Na dobre i na złe”, gdzie pacjenci traktowani są niemal jak członkowie rodziny.

Po dwóch tygodniach mama zmarła, Ela nawet nie dociekała jak długo rak panoszył się w organizmie, gdzie miała przeżuty, ważne dla niej było, że skończył się pewien etap. A służba, o ironio! Zdrowia to póki będzie młoda będzie placówką omijaną szerokim łukiem. Badania kontrolne, okresowe, czyli przymus odgórny, postanowione, zaklepane.

Współczuła wszystkim, którzy musieli przeczekiwać na korytarzach, ślęczeć przy łóżku umierającej osoby, którą się słusznie nazywało bratnią duszą. Najgorsza była ta bezsilność, oczekiwanie na cud, łudzenie się, że nastąpi przełom, wpatrywanie się w aparaturę i strach, że chwilowy bezdech to agonia, koniec. Ciarki po plecach przechodziły, gdy pielęgniarki wbiegały do sali i wypraszały wszystkich, zostawało się w takim zawieszeniu, krążąc po korytarzu, licząc kroki, stawiane na diagonalni ułożonej posadce. I jak zawsze unika się namolnego rozmówcy, wówczas sama stawała się kimś takim, potrzebowała pozbycia się tego nadchodzącego sztormu złych myśli, zapomnienia, a najprostszym rozwiązaniem wydawało się takie paplanie. O czym bądź i z kim bądź, o spekulantach cen cukru, o akcyzie, budowie krytej pływalni, byle ktoś mówił i nie pozwolił jej analizować. A takich twarzy w szpitalu nie brakowało, tych zagubionych, cierpiących, trzymających nieświadomie po dwie godziny kawę, by wypić ją zimną, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie. Umiemy się w takich momentach zjednoczyć, pokazać ludzkie oblicze.

Tak jak w kwietniu, gdy zmarł Karol Wojtyła, każdy potraktował to, jako osobista stratę. Nigdy nie zapomni rozmowy z synem sąsiadów Danielem, który zawsze lubił się zabawić i delikatnie mówiąc nie przebierał w środkach. Ma dwadzieścia lat, to i nie dziwota, że hormony mają duży wpływ na jego decyzje. Był jednak uprzejmy, uśmiechnięty, zawsze, gdy go zaczepiła, to znalazł chwilę by poopowiadać, co tam u niego, więc go lubiła. W niedzielę kilkanaście godzin po informacji o śmierci papieża, zobaczyła go przed domem, jakby niezdecydowany gdzie ma zwrócić swe kroki, nawet się zdziwiła, że przed południem nie odsypia sobotnich szaleństw. Zaskoczył ją, gdy podeszła bliżej mówiąc:

-Dzień dobry. Słyszała pani, co się stało?

-Domyślam się, że mówisz o papieżu?

-Byliśmy na imprezie jak koleś wyłączył sprzęt i ogłosił, że staruszek kopnął…no umarł.

-I trzeba było iść do domu, co?

Obruszył się.

-Pani Elu! Za kogo mnie pani ma. Kumple nawet nie pisnęli, grzecznie wstaliśmy i z pozostałymi wyszliśmy, nie dopiwszy browarka. Fakt, nie chodzę do kościoła, ale szacun dla człowieka, żałuję, że nie byłem ze starymi jak był w Krakowie, no już teraz to nigdy -westchnął.- Jak tak wczoraj się położyłem, to stwierdziłem, że muszę coś dać od siebie, by mnie zapamiętano, jako dobrego człowieka.

Przestąpił z nogi na nogę i podrapał się po wygolonej głowie.

-Pani Elu, ja chciałem przeprosić, że czasem w nocy tu na ulicy tak pokrzykujemy i w ogóle za jakieś wygłupy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Pasja 16.07.2017
    Szpital to zawsze temat który kojarzy się z chorobą i śmiercią. Każdy z nas chyba chociaż raz był w szpitalu pacjentem i odwiedzającym. Tam leżą i pracują tylko ludzie. Odwiedzający zawsze zauważają to co złe i szukają winy. Problem zawsze zależy od punktu widzenia. Ja zawsze rozgraniczam pewne sprawy, bo nie należy ludzi wrzucać do jednego worka. Na wszystkich płaszczyznach widzimy zaniedbania i podejście do nas jako petenta. Czy urzędniczka różni się od lekarza czy pielęgniarki. Czy pani w sklepie, czy nauczyciel, polityk, policjant, bezrobotny. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i jeśli my nie zaczniemy od siebie zmieniać podejście do ludzi i nie spojrzymy swoimi oczami na pewne sprawy to nigdy nic się nie zmieni. A może ten lekarz miał zły dzień, a może nie spał całą noc, bo mu dziecko ząbkowało itp. Może pani z poczty musiała zostawić chore dziecko w domu. Dopóki mamy taki system służby zdrowia, gdzie lekarz goni z jednej pracy do drugiej, gdzie pielęgniarka ma dwadzieścia chorych na jedną osobę, gdzie L4 wiąże się ze zwolnieniem z pracy. Gdzie prawo broni przestępcę, a nie ofiarę to tak będzie. Jesteśmy narodem sfrustrowanym i zawsze chcemy wszystkiego dla siebie. Wracając do tekstu, śmierć jest wpisana w nasze życie i musimy się z tym godzić. Najgorsze jest to, że kiedy docieramy się lub żegnamy kogoś bliskiego mamy żal do wszystkich, nawet do Boga i to jest normalna reakcja. Tylko popatrzmy, że gdyby ludzie którzy pracują wśród chorych i umierających, muszą mieć twardą skórę, bo by nie wytrzymali psychicznie. Kiedyś nie było specjalizacji ani oddziałów specjalnych do leczenia bólu i pogodzenia się że śmiercią. Cztery lata temu przeszłam ciężką operację i można powiedzieć, że otarłam się o śmierć. I osobiście mam wielki szacunek dla ludzi w białych fartuchach. Moja córka czekała jedenaście godzin pod drzwiami kiedy się skończy operacja i kiedy już byłam w domu, to powiedziała, że za żadne pieniądze nie chciałaby być na miejscu tego lekarza. Kiedy wyszedł do niej i powiedział, że powinno być dobrze. Więcej już nic nie chciała od niego, bo on ledwo trzymał się na nogach. Inni by dążyli i chcieliby więcej. Dlatego bądźmy zawsze wyrozumiali i szanujmy swoją i cudzą pracę, a nie wymagamy tylko cudów od innych. Ela może ma żal, ale niech spojrzy na to z innej strony. A śmierć Papieża tylko na chwilę połączyła naród. Pamiętam w Krakowie piękny gest, zespolenie kibiców Cracovii i Wisły. I co minęło i dalej wojenna trwa. Jesteśmy narodem chwilowego zrywu i potem wracamy do naszego piekiełka. Rozpisałam się. Pozdrawiam serdecznie
  • Robert. M 16.07.2017
    Poruszyłem chyba temat rzeka, liczyłem, co prawda na kilka ciekawych spostrzeżeń, ale to co, przeczytałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Najważniejsze zdanie, - a przynajmniej kluczowe - padło na wstępie, mianowicie chodzi o fakt, że to tez ludzie jaki my. Kiedyś napisałem cos o pracy policjanta i także użyłem takiego sformułowania, porównałem to do każdego z nas, do słabszego dnia, do tego jak ciężko codziennie sprostać takiemu życiu pod presją, pod obstrzałem spojrzeń. W zasadzie wszystko, co opisałaś, co wymieniłaś, jest do przyklaśnięcia i można się pod tym podpisać, dobrze, że tak sądzisz i tak postrzegasz świat, realność i ludzi.
    Ta moja bohaterka, to taki troszeczkę ideał, więc postanowiłem, że zrobię z niej takiego trochę malkontenta, trochę na modłę nas wszystkich, sfrustrowanych, machających na wszystko i wszystkich. Zgadzam się jednak z Twoimi słowami, że bardzo szybciutko potrafimy kogoś ocenić, wytknąć mu znieczulicę, brak zaangażowania. Pamiętam jak mój kolega, przez dłuższy okres czasu miał żal do lekarzy, ze nie zajęli się jego ojcem jak należy. Jesteśmy tak zaabsorbowani swoimi sprawami, że nie zauważamy innych, może i czasem bardziej cierpiących, nasze ma być już i na teraz, każde odstępstwo od tego jest źle widziane.
    A tak na prawdę, ten człowiek ma jeszcze kilkanaście takich przypadków i czasami namolnych członków rodziny, którzy zadają kilkadziesiąt pytań, licząc na zdecydowana opinie.
    ty masz najlepszy pogląd na ich pracę ponieważ sama niestety miałaś tą wątpliwą przyjemność przebywania w takim charakterze. Szczęście w nieszczęściu, że mogłaś takich okolicznościach zapoznać się z bliska z ich dniem, z każdym kolejnym krokiem. Ale najciekawsze jest dla mnie to, że córka tak pięknie wypowiedziała się w imieniu lekarza, wczuła się w jego sytuację i mimo że była bardzo zaangażowana, bezstronnie stanęła w jego obronie, To na prawdę godne podziwu i naśladownictwa
    . To na razie część odpowiedzi, jeszcze wieczorem dopiszę resztę, przepraszam że tak na raty Pozdrawiam.
  • Robert. M 16.07.2017
    Taki oddział paliatywny, to dopiero wyzwanie dla lekarza , który musi ciągle tam przebywać i w zasadzie starać się uśmierzyć ból, bo leczyć to tam raczej już się nie leczy. Łatwo jest tak z boku ponarzekać, powiedzieć, że to można było wyleczyć, więc sobie ulżymy mówiąc w ten sposób, bo któż nam zabroni. ... I jeszcze o tym ruchu serc, gdy nieszczęście spada na naród. Potrafimy zadziwić świat, tylko niestety tak po czasie, to wracamy to starych zasad,- radź sobie sam i im gorzej innym, tym lepiej dla nas. Okrutnie to brzmi i jestem może restrykcyjny w wypowiedzi, ale wystarczy przejrzeć te archiwa, a następnie kilka tygodni po śmierci papieża czy Smoleńsku i mamy czarno na białym jak to nazwałaś - " powrót do piekiełka"
    Dziękuję za szczegółowa analizę, popartą własnymi znanymi z autopsji zdarzeniami. Wykorzystam część komentarza, mam nadzieję, że to nie problem, jak Ela wypowie podobne opinie w 21 części? Pozdrawiam.
  • Pasja 16.07.2017
    Oczywiście, że są lekarze i inny personel medyczny z powołania, ale są i tacy co odwalają robotę. Kiedyś prowadziłam blog i napisałam felieton z tej dziedziny. Nosił tytuł Błąd czy pomyłka. Jesteśmy ludźmi i możemy się pomylić. Wszędzie pomyłka jest przeważnie do naprawienia, w medycynie nie zawsze. Ale kiedy uznać, że jestem to błąd, a kiedy pomyłka. Kiedy dokonuje się że zwykłej ludzkiej niedoskonałości to pomyłka, a kiedy z zaniedbania to już błąd. Ale jak rozpoznać? Po publikacji tego felietonu miałam różne ataki głosów. Dzisiaj niektórzy chcą eutanazji, ale nikt się nie pyta kto to ma zrobić. Lekarz, a może ktoś z rodziny. Już słyszę głosy, że rodzina nie. Dlatego pewne sprawy trzeba zrozumieć i uderzyć się w piersi, czy my nic nie mamy sobie do zarzucenia, jeżeli chodzi o zdrowie nasze i najbliższych. Oddajemy "starych" rodziców do różnych placówek, bo nie mamy cierpliwości opiekować się nimi. A żądamy od innych tej opieki. Czasem zostajemy pacjentami na własne życzenie. Nie dbamy o zdrowie; narkomania, alkoholizm, bulimia, anoreksja. Wiem, że to biedni ludzie, którzy gdzieś się zagubili.
    Niedaleko mnie mieszkała rodzina, córka tych państwa od jakiegoś czasu mnie się rzuciła w oczy, chudła w oczach i była strasznie blada. Grzecznie zwróciłam jej matce uwagę i dostałam ripostę w postaci... niech pani pilnuje swojej rodziny. Dziewczyna od sześciu lat już nie żyje, anoreksja i miesiące leżenia i leczenia nie dały rezultatów. Do dzisiaj mają ci rodzice żal do szpitala, że to ich wina. Znowu się rozpisałam. Pozdrawiam
  • Pasja 16.07.2017
    Proszę korzystać, też biorę nieraz przykłady od innych. :-)
  • Robert. M 16.07.2017
    Jak w każdym zawodzie znajdują się ludzie, którzy traktują to jako rodzaj misji, albo hobby, bądź zwyczajnie liczą lata do emerytury. Mam znajomego, który jest elektro-mechanikem, dla niego nie ma, że coś dopiero weszło na rynek, on ślęczy nad programem, czyta publikacje, grzebie w komputerze, aż pojmie. To dla mnie gość z powołania i takich potrzeba w każdej dziedzinie, specjalności. Co do medycyny, to dużo niedobrego słyszałem o Lwowie, ale nie odważyłbym się wskazać człowieka po tej uczelni, - takiego lekarza - jako kogoś drugiego stopnia.
    Wszystko zaczyna się od nas samych, od sumienia, jeśli zaniedbujemy coś przez lata, nie możemy oczekiwać na odnowę w ciągu jednej terapii, sesji, czy zabiegu. A takie często mamy żądania, czynimy dalekosiężne plany, bo to zwykła dolegliwość. Wydajemy sami opinie, czynimy się ważniejszymi, wiedzącymi lepiej i nagle szok, bo zbyt długo czekaliśmy i czekamy na cud.
    Co do eutanazji to jako wierzący i praktykujący, jestem zdania, że nie powinno się jednak ingerować w ciągłość życia. Ale jestem też świadom, że są osoby, które nie potrafią już znieść bólu, morfina została zneutralizowana przez organizm i ...no właśnie, czy umiałbym takiemu człowiekowi spojrzeć w twarz i powiedzieć, - Bóg Cię kocha, wytrzymaj i nie łam przykazań.
    Dlatego podziwiam za prowadzenie takiego bloga, bo to odpowiedzialność.
    Czasem mówi się, że jesteśmy znieczuleni na innych, ale sama masz przykład jakie można usłyszeć podziękowania za grzeczne spostrzeżenie i to na temat poważnej choroby, którą jest anoreksja. I aż ciśnie się na usta zdanie z Biblii, o belce w oku.
    Dziękuję za przyzwolenie, czasem coś mi podejdzie, to chcę wykorzystać w końcu co dwie głowy to nie jedna. Pozdrawiam
  • KarolaKorman 17.07.2017
    Część zupełnie inna od wszystkich. Może to tylko moje wrażenie, ale wyczułam jakąś odskocznie od pozostałych. Chodzi mi oczywiście o poruszoną w tekście tematykę.
    Jak we wszystkich dziedzinach życia tak i o szpitalu każdy może powiedzieć własne zdanie. Kojarzy się bardziej z chorobą niż powrotem do zdrowia, a o tym powinniśmy pamiętać. pasja wie chyba z nas tu najwięcej na ten temat, bo spędziła w nim trochę czasu, jak zdążyłam się zorientować. Ja nie wiele (oby tak zostało) mam z nim wspólnego, ale naszło mnie takie przemyślenie, że są też różni pacjenci. Tacy, którzy walczą z całych sił, tacy, którzy się poddają i tacy, którzy z pokorą przyjmują zaistniały stan i czekają, co czas pokaże.
    O Karolu Wojtyle też można godzinami, ale jedno jest pewne - to był wielki człowiek i zasłużył na szacunek. Podobało mi się stwierdzenie łysej głowy :) Do kolejnej odsłony, pozdrawiam serdecznie :)
  • Robert. M 17.07.2017
    Dokładnie to samo sobie pomyślałem jak to przeczytałem, że coś mi Elę odepchnęło od realności, a zagłębiło w przeszłość. Jakby zapatrzyła się w swoją przyjaciółkę i na wspominki ją wzięło. Tylko że pani Czesia to tak z przytupem opowiada, a Ela przyziemnie, boleśnie, nie ma w tym ikry. Tak jednak musi być, by było wiadome, że to zwyczajny człowiek z problemami, który ma słabsze dni...
    Zastanawiałem się, co też możesz dopisać do tych naszych zagadnień, skoro przewałkowaliśmy całą służbę zdrowia od personelu po pacjenta. A jednak znalazłaś, podłoże emocjonalne, o którym trzeba pamiętać, jest podstawą leczenia, gdy pacjent nie walczy o swe życie, lekarze nie chcą przystępować do operacji. Nakłaniają rodzinę by ta wyperswadowała delikwentowi, że ma chcieć wyzdrowieć , walczyć o swoja przyszłość.
    Skoro akcja dzieje w 2005 roku i to w końcówce maja, to stwierdziłem, że mogę nawiązać do tego, co zdarzyło się w kwietniu. Podejrzewam, że takich młodych Danielów było wielu i jeśli to już umieszczam na ogólnodostępnej stronie, to chcę by to przetrwało, by ktoś kiedyś, kto tego nie będzie mógł pamiętać, przeczytał i zapytał starszego członka rodziny, czy ten łepek Robert. M wali ściemę, czy na prawdę tak ludzie reagowali. Być może to nikogo to nie ruszy, ale nie zaszkodzi sobie pomarzyć, mieć nadzieję, że zwróciłem czyjąś uwagę na fakt bez precedensu, w końcu papieża z Polski to już raczej nie będzie.
    Dziękuję za uzupełnienie rozważań, za doszukanie się jeszcze ciekawych spostrzeżeń, zwłaszcza odnośnie pacjenta. Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 18.07.2017
    Tak, przewałkowaliście temat dogłębnie :) A widzisz mnie naszły zupełnie inne przemyślenia. Ile ludzi, tyle różnych skojarzeń. Bardzo fajnie, że wplatasz takie rzeczy z życia wzięte. Wówczas opowiadanie staje się bardziej realne. Idę do kolejnej części :)
  • Robert. M 18.07.2017
    Jak widać znalazłaś lukę i dzięki temu mam jeszcze kilka ciekawych spostrzeżeń. To jest właśnie najpiękniejsze w nas wszystkich, że czytając opowiadanie zwracamy uwagę na różne aspekty, co innego nas kręci.... Wiesz, nie mogę liczyć na siebie, na swoje przemyślenia, ale na fakty, te prawdziwe zdarzenia, to i owszem. Dziękuję, za te niby inne przemyślenia - jak je nazwałaś.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania