Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 21

Przez kilka tygodni było przemiło, każdy zdawał się odmieniony, nawet plotkować nie wypadało. W sejmie, urzędach, a i na stadionach zapanowała tolerancja, ogólny nawrót społeczeństwa na wiarę, obcowanie z drugim człowiekiem. Było w tym coś odrealnionego, większość nie wierzyła w taka metamorfozę, ale póki to trwało, każdy korzystał z miłej atmosfery.

Ela gdzieś tak po tygodniu, znowu spotkała syna sąsiadki, który był podekscytowany kolejną deklaracja krakowskich kibiców.

-Pani Elu, to jest szok, przełom na skale światową, kibice Cracovii i Wisły będą razem podczas mszy, a później będą wspólnie szli przez miasto! Pani to czuje?

-A to jest coś nienaturalnego?

Popatrzył z niedowierzaniem, następnie cofnął się o krok.

-Jaja sobie pani robi? Przecież oni maja kosę, to jakby Więckowska z Gruszecką, poszły razem na zakupy.

Ela nie interesowała się sportem, nie znała prawideł, jakimi rządzą się derby, ich ślepo pojętymi zasadami honoru, oddaniem i wszystkim tym, co jest z tym związane. Ale znała wymienione panie i wiedziała jak bardzo jest to nierealne, mogło to wręcz być uznane za abstrakcję i prędzej spodziewała się nauczyć latać, niż zobaczyć owe kobiety przy jednym straganie, doradzające sobie przy zakupie danego ciuszka.

- To trzeba widzieć, dlatego jedziemy z Banią i Siwym, nie wiem jak to będzie możliwe stanąć koło kolesia w pasiastym szalu, ale muszę tam być.

Gdy tak to wspominała, przypomniało jej się jakże inne godzenie się, o wiele trudniejsze, wymagające wiele wysiłku. To, które nastąpiło już chyba w momencie, gdy siedziała w oczekiwaniu na lekarza, nie wiedząc, co może jej powiedzieć o stanie matki, gdy liczyła się z najgorszym. Dosiadł się wówczas pewien pan, tak po czterdziestce, który zagaił bardziej dla rozładowania napięcia niż nawiązania znajomości.

- Pani też do Szumskiego?

-Tak.

Pomasował sobie skronie, pochylił i wyprostował.

-Proszę się nie gniewać, że tak zaczepiam, ale proszę mi powiedzieć, jak można przez kilka miesięcy oczekiwać na rozwiązanie? Ja od trzech miesięcy wiem, że tata żyje dzięki silnemu sercu i organom, że to tylko kwestia czasu, tak przynajmniej mi powiedział.

Palcem wskazującym prawej dłoni pokazał na drzwi, za którymi znajdował się gabinet lekarski.

-Oszukuje go, wmawiam, że wyjdzie z tego i dalej będziemy chodzić po lesie, poskładamy tą jego Mz-tę Tropiki w ogóle będzie jak dawniej. Jestem już tym tak zmęczony.

Oparł głowę o lamperie i zapatrzył się w przeciwległą ścianę.

Ela nie była pewna czy będzie jeszcze kontynuował, czy powinna w ogóle zareagować, ale sama nie czuła się lepiej niż ów człowiek, więc postanowiła to skomentować.

-Dla pana taty to jest bardzo ważne, że pan tak przychodzi, podtrzymuje go na duchu, ma taki kontakt z rzeczywistością.

-Co przywiozę go do domu, już po kilku dniach trzeba wracać. On wie, umierający to czuje, że to końcówka. Zresztą, powiedział mi kiedyś: „ Siunek, nie pleć bzdur, ja niczego już nie złoże, ani gaźnika, ani nie pójdę na grzyby, na mnie przyszła pora, twoja mama, a moja Stasia mnie wzywa”. Ja już od pewnego czasu się pogodziłem z tym, nie umiem tylko patrzeć na jego ból, może to okrutne, co powiem, ale dla mnie i niego lepsze by było …by to się stało.

 

Tamto zdarzenie uzmysłowiło Eli, że ona nie jest przygotowana i być może nigdy nie będzie, po prostu zbyt wiele miała planów związanych z matką, jako babcią, a śmierć godziła w jej wizję. Ale stało się i nie było łagodnego przejścia, choć wielu to przechodzi, jej się nie udało, nie potrafiła przejść do porządku dziennego. Po kilku tygodniach udawania, że żyje wpadła w popłoch, że jest również biologicznie naznaczona, że nosi w sobie na razie biernego, ale jednak czyhającego na swój czas raka. Zaczęło się od dotykania piersi, by upewnić się, że nie ma guzka, nie wie, dlaczego, ale tego obawiała się najbardziej. Wystrzegała się tłustego i słodkiego, pytała teściowej o przebyte choroby, a Kacperkowi ciągle mierzyła gorączkę, obawiając się najgorszego. I nie wie jak długo by to trwało, gdyby nie Edward, który postawił ją do pionu, zabierał do lasu, wyganiał do koleżanek, by sam zajmować się dzieckiem.

Dziś wydaje jej się to, co najmniej dziwne, ale wtedy tak było, siedziała z Aśką i zastanawiała się jak długo jej koleżanka będzie żyła, czy dba o zdrowie. Było jej obojętne, czy się spotkają za tydzień, czy miesiąc, nie cieszyła jej możliwość wyjazdu na wczasy, w ogóle nie chciała przebywać poza domem.

Ponoć wszystko ma swój cel, nie dzieje się bez przyczyny, trzeba czasem przemęczyć, przeboleć, by umieć na nowo spojrzeć w swe jestestwo. Więc jak dobiegło to do końca, a stało się to tak zwyczajnie, po prostu któregoś dnia wstała rano i była spokojna o siebie i swoją przyszłość. To wtedy zapragnęła nadrobić ten rozbrat z normalnym życiem, gdzie gości uśmiech, plany, nadzieja i ludzie, bez których nie ma nas. Każdego dnia wydawało jej się, ba! Była pewna, że zdarzy się coś niesamowitego, że spotka kogoś, dostanie zaproszenie, zadzwoni telefon, no sama nie wiedziała, co, ale będzie jeszcze lepiej. Irracjonalne, ale po takim dołku psychicznym stanowiło raczej normę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 18.07.2017
    Ludzie często ulegają sugestiom, presji otoczenia lub po prostu zaczynają się zastanawiać nad sobą w momencie, kiedy coś dotyka innych i nie tylko myślę tu o chorobach. Ela miała widać gorszy czas, że tak przemyśliwała. Może to przesilenie wiosenne. Ono tez działa na ludzi. Tak teraz przyszło mi do głowy, że różne osoby reagują na różne stany pogody. Na deszcz, mróz, wiatr. Wiatr potrafi być zabójczy. Nie raz się słyszy o tragediach i jako przyczynę sugerują halny.
    Odnosząc się do rozmówcy Eli, wiem, jak to jest, kiedy nie ma już nadziei a ogląda się tylko cierpienie i czeka końca. Z jednej strony chciałoby się, by koniec nie nastąpił, bo cenny wówczas jest każdy dzień, ale z drugiej tylko się go wyczekuje, by ulżyć cierpiącemu. Straszne są takie momenty.
    Bardzo fajna jest postać chłopaka :) Wnosi w to opowiadanie nie tylko młodego ducha, ale jeszcze pokazuje, że Ela jest osobą lubianą i godna zaufania. Młodzi niechętnie opowiadają o swoich planach czy przemyśleniach obcym osobom, a tutaj proszę. Przy każdym spotkaniu kilka słów rozmowy i wcale nie o pogodzie. Podobało mi się też porównanie kibiców wrogich klubów do sąsiadek. Szczerze się uśmiałam wyobrażając sobie taką parę z mojego otoczenia :) Pozdrawiam :)
  • Robert. M 18.07.2017
    Dokładnie, kiedy zewsząd otaczają nas optymiści, to i nam się ono udziela. Jednak gdy tylko nastąpi problem natury egzystencjonalnej, usłyszymy o problemach, chorobie, gdzieś i w nas burzy się ten ład, uporządkowane stateczne bytowanie doznaje szoku. Bo przecież to mogło mnie spotkać, to tacy sami ludzie jak ja, jeszcze wczoraj ze mną rozmawiał, planował, dziś...itp. Słyszałem o takich ludziach, co reagują na ciśnienie, znam też takich, co mieli wypadek i mają wypełniane kości implantami, skręcane śrubami, ich ciało " informuje" o każdej zmianie pogody.
    To jest straszne, wiedzieć, że nie możesz nic zrobić, a musisz patrzeć jak ktoś gaśnie w oczach, zasypiasz i budzisz się z jedną myślą, czy to aby nie dziś.
    A wiesz, że o tym nie pomyślałem, mianowicie o tym chłopaku i jego wyjątkowym potraktowaniu swojej sąsiadki? I to może być właśnie taki przypadek, bo rzeczywiście widać, że chłopak lubi podzielić się informacją, szepnąć coś od siebie. Dzisiaj młodzi są bardziej rezolutni, otwarci na kontakty, ale chyba nie aż tak, więc mojej bohaterce to mogę zapisać na plus.
    Karola, a gdzie nie ma takich par, co raz któraś coś, dziś pewnie nawet nie wiedzą kiedy i o co poszło, ale wiedzą na pewno, że to tamtej wina i amen, nie ma zgody, żeby ten na tym stanął, za przeproszeniem.
    Świetne komentarze dziś otrzymałem, zresztą jak zawsze, bo poniższy już też czytałem i jak zwykle nie mogę narzekać. Dziękuję, za spostrzeżenia i takie porównania jak w pierwszym akapicie, lubię takie wynurzenia.
    Pozdrawiam
  • Pasja 18.07.2017
    Mówią, że jeśli ktoś wraca do przeszłości to już się starzeje. Ela jeszcze młoda, a już ma rozterki i przemyślenia jak pani Cesia. W takiej poczekalni do lekarza dowiadujemy się różnych ciekawych rzeczy. Jest jak podróż w pociągu, gdzie nawiązuje nić przyjaźni i wynurzamy swoje nawet tajemnice. Jesteśmy wtedy wszyscy jednakowo podobni. Nie ma tych czy tamtych, jesteśmy my. Ludzie chorzy, a szczególnie ci starzy wiedzą kiedy zbliża się koniec i chcą umierać w domu, na swoim łóżku. Dlatego tak bardzo bronią się przed pójściem do szpitala. Scenka opisana przez ciebie przypomina mi film Sami swoi, gdzie Pawlak umierał kilka razy. A co do młodzieży, to naprawdę większość z nich jest spoko, tak jak to oni mówią. Widzi się na co dzień. Ostatnio jechałam autobusem, i starsza pani zeslabła. Chora na cukrzycę. Zatrzymaliśmy się nna przystanku w oczekiwaniu na pogotowie, ludzie oburzeni, bo stoimy i najlepiej ją posadzić na przystanku i tutaj gest młodego chłopca...wysiadł i poszedł kupić butelkę wody nikomu nie mówiąc. Kiedy przyniósł i dał jej pić, zrozumiałam, że takie właśnie drobne rzeczy mają duże znaczenie. I nagle zrobiła się cisza i ludzie przestali krzyczeć. A takie gesty na pokaz jak wtedy po śmierci Papieża są jak bańka mydlana. Mam córkę, która tak panikuje i wymyśla różne historie chorobowe. Jest to męczące dla wszystkich domowników. Trzeba być czujnym, ale nie do przesady. Pozdrawiam serdecznie
  • Robert. M 18.07.2017
    Trzeba przyznać, że Ela to jednak nie jest stuprocentową optymistką, jej jednak brakuje tego parcia na przyszłość, na to, co może być jej udziałem. Masz rację, że zbyt roztkliwia się nad swoimi spostrzeżeniami, jest bardzo refleksyjna, może i dlatego aż tak emocjonalnie podchodzi do pani Czesi...Gdzie by się człowiek nie ruszył, wszędzie jest wielu chętnych do rozmowy, wystarczy być zmuszonym do zatrzymania się, a po chwili narzekań na brak czasu i pośpiech zaczynamy się odsłaniać. Bardzo ciekawe zdanie - " nie ma tych czy tamtych, jesteśmy my". Nic dodać nic ująć, to cała prawda, w obliczu kresu życia, gdy lekarz stoi ze skalpelem, nie ma pana docenta czy pana inkasenta, a wszyscy widzą pacjenta, któremu na dwoje się wróży. Poruszyłaś też ciekawy aspekt, o domowym , przytulnym odejściu. Mój wujek tak chciał odejść, za żadne skarby nie chciał przebywać w salce z innymi, gdzie czuł chłód, odosobnienie itp.:
    I można by powiedzieć, że gdyby nie ta sytuacja w autobusie, nikt nie zwróciłby uwagi na młodego, ot jechał, cwaniaczek, zadufany w sobie, a jednak można się przejechać, pozory czasem mylą. Tak to życie nas zaskakuje, nie umiemy mu sprostać, ale zawsze w takich sytuacjach nas uczy tolerancji, wiem, bo nie raz czułem się baaaaardzo głupio, gdy potraktowałem kogoś po ciuchach, żuciu gumy i ogólnie z góry, Cieszę się czasami, że na mej drodze staja różni ludzie i różne okoliczności. bo wciąż wiem jak bardzo mało wiem o sobie, nie wspomnę o życiu.
    Szkoda, że tak zapalamy się jak przy śmierci Wojtyły i gaśniemy aż wstyd na całą Europę, bo robimy to także głośno, manifestując zerwanie sojuszy, czy to na stadionach, parlamencie czy ulicy.
    Co do córki, to poniekąd ją rozumiem, tyle tych chorób, alergii, może i jest przewrażliwiona, nerwowa, to i gdzieś podświadomie boi się o jutro. Ale to prawda, że najbliżsi mogą czasem mieć słabszy dzień i nie chcą takich rozmów, tłumaczenia, zagadywania, bo są po prostu zmęczeni wyciąganiem tematu z lasu.
    Dziękuję za takie spostrzeżenia, które wpasowały się jak ulał do tej części, a obawiałem się, że z Karolą będzie Wam ciężko cokolwiek wpisać, a tu takie porównania i spostrzeżenia, że tylko czytać.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania