Poprzednie częściNim przyjdzie jutro.

Nim przyjdzie jutro 7

-Jasia, która była najmłodsza bała się wejść do środka, więc Marysia została z nią na zewnątrz, a my z Elwirką przekroczyłyśmy próg, by zobaczyć, co też tam jest. Nie, nie, nie myśl, że to jakaś straszna historia, tam nic nas nie zjadło.

Ela westchnęła i pokiwała głową.

-Pani Czesiu, nie wiem jak pani to robi, ale ja naprawdę już sobie wyobraziłam, że tam się ukrywał jakiś zbiegły więzień.

-Dlatego nie oglądam telewizji, bo ja nawet w pozornie błahej sytuacji potrafię ujrzeć tragiczny finał i przeżywam pół nocy.

- Mnie to już przeszło, nie jestem już tak wpatrzona w to pudełko, ale był okres w moim życiu, że na hura wszelkie pranie, gotowanie, bo serial „ Melrose Place”.

Ela pochyliła głowę i jakby zawstydzona zasłoniła twarz dłońmi z jednoczesnym ostentacyjnym wciąganiem powietrza.

-Jak sobie dziś to przypomnę, to aż mi wstyd, że taka głupiutka byłam. Porównywałam swoje życie do tych nadmuchanych problemów, wizji, intryg, sądząc, że moje to ni cholery nie stoi, jest mdłe i jałowe. A przecież życie jest darem i każdy z nas tak wiele doświadcza, poznaje tak wielu ciekawych ludzi i zawsze jest inaczej, choć trudno czasem to dostrzec w ferworze zajęć.

- Żebym ja ten rozum miała, co dziś z tymi doświadczeniami i twój wiek, to parę rzeczy inaczej bym zrobiła.

Pani Czesława tylko machnęła dłonią, na znak, ze to taka spóźniona refleksja, nad którą nie warto się pochylać.

-Ale przerwałam pani, to weszłyście do tej lepianki..

-A tak. Nie było tam nic szczególnego, walające się papiery, jakieś pokryte rdzą narzędzia, palenisko, ot za przeproszeniem ni dziada ni baby nie brakowało. Nawet nie było sensu przemieszczać się pod przeciwległą ścianę, odwróciłam się by wyjść, a tu Elwirka mnie łapie za rękę.

Ela instynktownie się wyprostowała, podkurczając nogi pod ławeczkę.

-Odwróciłam się do niej, a ona pokazuje głową, na prawy dolny narożnik pomieszczenia. Coś się poruszało, a nade wszystko świeciło oczyma. Trzy małe kotki, a obok kocica zerkająca na nas groźnie przy tym pomrukując, gotowa udzielić nam czynnej reprymendy w przypadku wyczucia zagrożenia. I co było robić, podejść się nie dało, to dzień w dzień nosiłyśmy im mleko a kocicy drobiłyśmy bułkę na kawałeczki i zalewałyśmy mlekiem, czasem dostawała skrawki wędlin. A dziś mamy biorą dla dziecka pieska, a po kilku tygodniach, to same muszą z nim wychodzić, bo dziecko nie ma czasu dla swego ulubieńca.

- No, moja kuzynka tak postąpiła, pooglądała jakiś film z bernardynem i zachciało jej się takiego samego. Znalazła jednego w ogłoszeniach i to aż z Nowego Sącza, uparła się i ciotka pojechała po niego. Po kilku miesiącach tak się stało jak pani mówi, pies zrobił się za duży do noszenia, a bieganie za nim znudziło i ciotka oprócz działki ma stretching.

-Od kiedy tu jestem, to zauważam świat z innej perspektywy, wczoraj jak poszłaś, to podczas kolacji miałam przyjemność wymienić kilka zdań z panią, którą dokooptowali do naszej sali. I wyobraź sobie, że w pewnym momencie wyszło na jaw, że jej tata zbierał antyki, starą chińską porcelanę i ma lalkę, która odkupił po wojnie od kobiety, która miała sklep. Czy ty wiesz, że jak jej opisałam tą lalkę i dodałam pytając, czy wydawała werbalne odgłosy, to obydwie zaniemówiłyśmy. Dosłownie jakbym nagle znalazła się w innym wymiarze, a czasoprzestrzeń się skurczyła, bo jeszcze nie ochłonęłam po spotkaniu z tobą, a tu wraca przeszłość i zabiera mnie w swe podwoje.

-To ta lalka, co mówiła mamo?

- Bingo, skarbie, nie inaczej. Opowiedziałabym ci, dlaczego pani Gizela musiała ją sprzedać, ale to długa historia, a ja już jutro wychodzę, to szkoda zaczynać. Ale w zamian powiem ci, co jeszcze usłyszałam od mojej współlokatorki. Mianowicie jej tata oprócz tych precjozów, to jeszcze skupywał jarmarczne rzeczy, drewniane motyle, gwizdki, no i te słynne małe drabiniaste bryczki, co za dzieciaka się naciągało.

- Ja to pamiętam tak przez mgłę, miałam taką i z moją kuzynką lalki w niej woziłam.

Ela zamyśliła się, bo w jednym momencie zrozumiała, że ona sama już może coś przekazać, ma już unikatowe wspomnienie, a jeszcze wczoraj, zdawało jej się, że przy tej staruszce, to jest zaledwie podlotkiem. Nie wiedziała, czy ma z tego powodu się cieszyć, czy zamartwiać, że nieuchronnie przeszedł jej wiek młodzieńczy i za chwilę ona sama przejdzie na modłę w stylu: - kiedyś to było.

- Nie bez kozery o tym wspominam, bo zapewne widziałaś, jak w tamtym roku pod zamkiem stał mężczyzna z taką bryczką i kucykami i obwoził dzieci po dróżce przy rzece. Otóż ten pan, to ni mnie, ni więcej, a brat tej pani, który widząc te starocie po ojcu, zrobił taką bryczkę, zarejestrował w urzędzie i dorabia sobie. Pan Bronek też miał taką bryczkę, tylko zamiast kucyka, to dwa osły ją naciągały, a gdzie myśmy nią nie były, to pewnie te miejsca by prędzej wymienił. Z każdej takiej wyprawy wracaliśmy z prezentem dla Antosia i Julka, bo oni to wstydzili się tak paradować, woleli jakieś zawody strażackie, na których pokazywali jak są sprawni…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • KarolaKorman 08.06.2017
    Ja też lubię starocie. Lubię w nich solidne wykonanie i materiał, z którego są zrobione. Teraz mało co może przetrwać lata. O pieskach i kotkach się nie rozpisuję, bo znasz moje zdanie :) Chciałbym jeszcze doczekać opowieści o Antosiu. Dlaczego pani Czesia nosi w kieszeni jego harmonijkę, ale będę cierpliwa, poczekam, nie pospieszam :) Pozdrawiam :)
  • Robert. M 08.06.2017
    Moja ciocia ma meblościankę " Kalwaria" od dnia....uwaga...ślubu!!! Dziś to jest mało realne, by tak pięknie wykonany mebel przetrwał tyle lat. Potrafili kiedyś robić na lata, może to wynik ręcznego wykonawstwa, większego profesjonalizmu. rzetelności? Dziś jednak dwie przeprowadzki i w rękach zostają poszczególne elementy.
    Co do Antosia to rzeczywiście jeszcze chwilę, jak Cię nie zanudzę do tego czasu, to na pewno będziesz mogła o tym przeczytać Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 11.06.2017
    Nie znudziłeś i jestem cierpliwa, zaczekam :) Pozdrawiam :)
  • Robert. M 11.06.2017
    W to nie wątpię, jesteś tu tak aktywna, że choćbym przeciągał, kombinował, to i tak mam szansę na to, że kiedy to opiszę Ty przy następnej nocnej wizycie i tu zerkniesz. To dobrze mi robi, taka pewność, ale o tym sza....Pozdrawiam
  • KarolaKorman 11.06.2017
    O tym szaaa... :)
  • KarolaKorman 11.06.2017
    A ty właśnie wstałeś, czy dopiero się zbierasz do spania?
  • KarolaKorman 11.06.2017
    Jak wstałeś - to miłego dnia. Ja uciekam spać :) Dobranoc :)
  • Robert. M 11.06.2017
    Spokojnej nocy, czego i sobie życzę, mimo, że jestem pomiędzy tym, ale to szczegół.
  • Pasja 11.06.2017
    Moją córka gromadzi starą porcelanę, pojedyncze filiżanki i inne starocie. Ja oczywiście pomagam jej w tym. Obydwie lubimy stare koronki, poduszki, kapy i narzuty. Córka bawi się odnawianiem starych mebli wyrzuconych na śmietnik, oczywiście dla siebie. Znajduje przypadkowo i zabiera je. Czy nie było kiedyś dzieciństwo bardziej szczęśliwsze i weselsze, nawet dokarmianie kotów uczyło dzieci miłości dla słabszych istot. Nie było tyle niebezpieczeństw i dzieci nie myślały o grach w zabijanie. Były klasy i skakanie w gumę, gry w berka i chowanego. A te całuski i lizaki, drewniane zabawki odpustowe, dzisiaj na kramarzach można kupić wszystko. Czy Ela będzie miała jakąś rolę po wyjściu ze szpitala i czy będzie dalej odwiedzać panią Czesię. Pozdrawiam 5
  • Robert. M 11.06.2017
    Wraca to, nie ma najmniejszej szansy by ktoś to mógł zastopować, jest tyle opcji renowacji tych staroci, że największy oportunista, po wglądzie w taką choćby komodę ma chwilę zawahania. To nie tylko meble, ale i historia, powstają rekonstrukcje, powiela się tak przecież i rowery, samochody, powraca styl retro w muzyce. Jednak jesteśmy sentymentalni i nie widzimy tylko złota, ale i to, co zaczyna zanikać, jest w cenie. Mój kolega ma rower, który ma z pięćdziesiąt kilka lat i trzyma jak relikwię, ma ofertę 20 tysięcy i nie myśli o sprzedaży. Gdzieś w nas jest jednak zahamowanie, taki moment człowieczeństwa, że nie wszystko można przeliczyć i to jest piękne.
    Tak, gry i zabawy, festyny, przesiadywanie na gankach, huśtawkach, to wszystko miało swój urok. Dziś, gdy upał na rzece są tylko pojedyncze osoby, większość młodzieży odsypia po nocnym graniu w kolejną nową mordownię, no i laptop musi dychnąć.
    To z dokarmianiem kota to prawda, moja babcia tak chodziła w czasie wojny do sąsiedniej wsi, bo zobaczyła kotka i musiała go przecież uratować. Ryzykowała wiele, bo front, ale dziewczyna postanowiła uratować zwierzaka. Dziś to zakrawa na baśń, jakąś legendę dla umoralniania młodzieży, dla bardziej radykalnego podejścia do człowieczeństwa.
    „Kolorowe jarmarki”, to była ulubiona piosenka mojego taty, nie dziwię się, jak słucha się jej treści, to można się zapomnieć i chcieć tego wszystkiego, tego odpustu, tej niedzieli, która nijak się ma do dzisiejszych.
    Piękne wynurzenia miałem okazje przeczytać, za które serdeczne dzięki, warto dla takich chwil pisać. Jak kiedyś Karola mi napisała, że czuje, że w to miało sens, że było warto poświęcić czas. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania