Jordanów - Ząbkowice, 20.05.2023 i inne trasy

„Jordanów – Ząbkowice Śląskie, 20 maja 2023”

Jordanów: wysiadka z autobusu.

Glinica: rolnik przerywa pracę i mówi: „myślałem, że chcesz iść na Ślężę”.

Janówek: na rozstaju dróg posąg Matki Boskiej efektowny dość. Za miejscowością wyasfaltowana polna droga – aleja czereśniowa; widać nowe nasadzenia. Dwa króliczki truchtają w moją stronę; nie chcę ich płoszyć, ale co zrobić, skoro idę w ich stronę, a one w moją.

Piotrówek: żółty szlak wiedzie w dół, w oddali majaczy pałac. Rolnicy (ona i on, starsi ludzie) robią w polu, życzę im: „szczęść Boże”.

Sokolniki: jakby jeden wielki PGR. Mały kotek przy wyjściu ze wsi żegna mnie. W polu, za miejscowością szlak czerwony skręca w prawo.

Łagiewniki: ekspedientka mnie zagadała i zmusiła niejako do zrobienia zakupów, ale za pustą butelkę po piwie to mi nie zapłaciła, tylko za darmo wzięła, menda.

Sienice: „Gdzie ten szlak? Wie pani? Nie wie pani”, pytam i stwierdzam. Za miejscowością mylące dość oznaczenia, jedno zdaje się odsyłać w głębokie chaszcze. Tam nie idę.

Księgnice: dopiero tu rozpoczyna się właściwa wycieczka – tylko lasy i lasy, jedenaście kilosów ciurkiem. Pachnie konwaliami; coś mi się we łbie otwiera przez ten zapach. Gość ze sprzętem szuka dolnośląskich skarbów, pozdrawiamy się.

Dębogóra, Przełęcz pod Starcem, Skrzyżowanie nad Niemczą, Arboretum, Przełęcz pod Ostrą Górą...

Podlesie: facet pyta mnie: „spacerek?”. Odpowiadam: „tak, pięćdziesiąt kilometrów”. „Zdrowie masz” – odpowiada.

Zarośnięta mocno, ale ładna dość dróżka. Karczowice ledwie liźnięte, muśnięte. W dali słychać dwugłosowy hejnał (pewno nagranie).

Kobyla Głowa: dużo bzu. Z zaskoczenia wszedłem do Kobylej; myślałem, że to nazwa jakiegoś szczytu, a nie wsi.

Rakowice: ładny, zgrabny las i potok przed wejściem na szlak czarny. Ten czarny jest dobrze oznakowany. Dawno nie widziałem tak dobrze znaczonego... Gość mnie widzi i już z daleka woła: „myślałem, że pan do mnie”. „Nie, ja nie do pana” – odpowiadam.

Przed Bobolicami pola rzepaku. W miejscowości – Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej. Pytam jednego chłopaczka na rowerze o dalszy ciąg szlaku i kierunek Ząbkowice. Tłumaczy mi dobrze, a ja mu wmawiam, że to w drugą zdaje się stronę. Na szczęście szybko się orientuję i nawracam na właściwą drogę.

Ząbkowice: łapanie stopa, bo bus nie chce przyjechać. Tu następuje koniec wycieczki.

Podsumowanie. Fajne odcinki: Podlesie – Kobyla, Kobyla – Stolec, Księgnice – Podlesie, Janówek – Sokolniki.

Sprawdzić jeszcze: Wieża Bismarcka, pałace w Piotrówku, Prusach, Żelowicach, Ruszkowicach, Piotrkowie, zamek z XIII-XIV wieku w Ciepłowodach.

 

„Łagiewniki – Ząbkowice Śląskie, 19 sierpnia 2023”

Wyruszam. Z Łagiewnik stopem. Potem przez las. W lesie za Księgnicami grzybiarze. Za Przełęczą pod Starcem na ławce grzybiarki. Za Skrzyżowaniem nad Niemczą efektowna polanka w stylu żywieckim. Na tyłach Arboretrum, w Wysokim Lesie, składowisko opon gumowych. Nielegalne! Borowe – leśniczówka i intrygujący, dokądś prowadzący żółty szlak. Kiedyś się nim wybiorę. Błądzę i niechcący mijam Ostrą Górę i wieżą widokową. Brnę w chaszcze, pokrzywy, pajęczyny. Karczowice i Kobyla Głowa i tylko jedno ciemne piwko po drodze. W Kobylej bez rośne wprost na murku. Pełno tu kamieni i korzeni rosnących między tymi kamieniami. Na Rozdrożu pod Cierniową Kopą skręcam niebieskim w lewo, idę kawałek, po czym się cofam, bo nie uśmiecha mi się przedzierać się przez pole kukurydzy. Teraz walę na przełaj niebieskim do Bobolic, a potem Jaworka. Ha, fajna ta nazwa: Jaworek. Rozmowa w sklepie z rolnikiem-sklepowym, burżujem... bogaczem. Ładne efektowne wejście od strony Jaworka na dworzec w Ząbkowicach, po prostu ładna efektowna dróżka polna, następnie asfaltowa.

 

"Niemcza, 11.09.2023"

Dzień I

Lecę żółtym, zalanym przez słońce, wyjątkowo od rana nasłonecznionym szlakiem w stronę Kazanowa i Nieszkowic. Pani na rozwidleniu, jeszcze przy stacji, mówi coś o szlaku biegnącym przez Biały Kościół ku cystersom. Rozchodzimy się. Pani zmierza ku cystersom, ja brnę przez krainę rosy, przez co buty mam całe mokre.

W Nieszkowicach pytam o drogę, a chłop mi odpowiada, że mogę iść tak czy siak, że to wszystko jedno, bo droga biegnie i tak na około. Robię małe zakupy w sklepiku i lecę dalej. Ciekawski sprzedawca pyta mnie, skąd, dokąd idę i czy to wycieczka. Tak – odpowiadam mu – to oficjalnie wycieczka niedocenianymi podgórskimi szlakami, które do łatwych wcale nie należą i są traktowane po macoszemu, a jak się zgubisz, to nawet nie ma kogo o drogę spytać.

Za Niszkowicami wejście do lasu, na Wzgórza Lipowe i od razu tamże błądzenie. Dzięki temu błądzeniu odkrywam śliczny efektowny wąwóz potoczny. Drwale mnie potem naprowadzają z powrotem na żółty.

Tam, gdzie łączy się żółty z niebieskim... Ciekawe, dokąd prowadzi ten niebieski? Tam, gdzie łączy się żółty z niebieskim grzybki rosną. I zaczynają się zbiory. Małe.

Potem ciąg miejscowości, teren otwarty, zalany światłem słonecznym. Czerwieniec, Kowalskie i inne takie.

Kowalskie. Rozwidlenie żółtego i zielonego. Tym zielonym będę wkrótce wracał, nim i niebieskim.

Żelowice. Ruiny pałacu. Mówi mi o nich jeden facet, który sprząta teren przed kościołem. Dzięki niemu dowiaduję się o pałacu właśnie.

Za Błotnicą las. I znowu intryguje niebieski, który odbija w lewo. W lesie potoczek. Dalej, już w miejscowości, dworek w Piotrkówku. Ładnie tutaj. Klepię nocleg w pałacyku i idę ku nieczynnej wieży i Kawiej Górze. Na Kawią nie docieram, wracam się, wracając, skręcam do Niemczy. W sklepie jeden facet mi mówi, że jego kumpel wzmacnia i tak już mocnego portera wódką. Wierzyć się nie chce.

Teraz okrężną drogą przez Skrzyżowanie nad Niemczą, potem czerwonym w stronę Starogórza na noc do pałacyku, w którym, z uwagi na koncert Wiśniewskiego, przez parę godzin jestem zupełnie sam, co mi bardzo odpowiada.

 

Dzień II

Żółty, a od Maleszowa niebieski. Za Janowiczkami pole kukurydzy. Nie lubię tych tak zwanych numerów z polem kukurydzy. Nie ma to jak wejść w takie pole i się zgubić, zgubić szlak, który i tak tonie w pokrzywach i cały jest zachwaszczony. Trzeba mieć intuicję, odwagę i samozaparcie, a nie ma kogo spytać o drogę, nie ma i jest klops.

Wchodzę w las, lecz na krótko. Niekończące się pole widokowe kukurydziane między Górą Bednarz a Stachowem. Za Stachowem z kolei alejka topolowa. Też ładna, ładna i efektowna.

Do żółtego dojście i dalej, jak wczoraj.

A w Białym Kościele dożynki. Zwracają uwagę takty wygrywane przez akordeonistę, mdlejące w słońcu, w żarze popołudnia, ciągle w kółko powtarzane.

Na stacji rowerzyści. Rozmawiają o odbytej wycieczce. Mówią, że pierwsze koty za płoty za nimi.

W pociągu rozmowa jego i jej, oboje – czynni himalaiści.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • franekzawór 16.10.2019
    Takie czasy, że z populistów robi się...
  • JamCi 16.10.2019
    Hahahha ukłłony dla Marsżonki. Uśmiałam się.
  • sensol 16.10.2019
    nie zachwyca
  • maciekzolnowski 16.10.2019
    Tekst jest złośliwy, ale to tylko... żart. Osobiście uważam, że z każdego sukcesu Polaka na arenie międzynarodowej trzeba się cieszyć. Zresztą wszystko, co do tej pory przeczytałem pani Tokarczuk, było całkiem przyzwoicie napisane i bardzo mi się podobało. Ale że Komitet Noblowski skręcił w ostatnim czasie na lewo, to jednak też fakt.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania