Nocna historia nocą pisana (1)
Jest północ. Późny wieczór, a w zasadzie noc. Te rzeczy zawsze mi się mylą. Cały ja. Wyszedłem na dwór. Jest zimno w chuj. Stoją jak słup soli. Nie wiem czemu. Tak poprostu. Z nudów. Przeskakuję przez płot. Obok furtka. Kurwa. Mówię do siebie samego. Jestem na chodniku. Chyba. Wszystko jest czarne, więc trudno mi stwierdzić co to właściwie jest. Przede mną ulica. Obok kot. Taki biało - karmazynowy. Chyba. Hehe. Kot patriota. Nie. Żartuję. Na pewno jest czarny. Jak wszystko wokół. Patrzę ślepo w ciemność. Bóg chyba zapomniał dzisiaj włączyć księżyc. Trudno. To może jednak lepiej. Patrzę nadal. Nie odrywam wzroku. Mimo, iż nic nie widzę. Coś jest w tym mroku. Pochłania jak gąbka wodę. Patrzę na prawo. Kota nie ma. Pewnie gdzieś polazł. Skurwiel jeden. Pewnie mazurka śpiewa po nocy. W swoich zasranych kocich językach. Patrzę na lewo. Chłopczyk stoi trzy metry ode mnie. Z siedem lat ma. Na bank. Co ten mały gnojek robi tutaj w nocy? W sumie nie obchodzi mnie to. Odwracam wzrok. Nie lubię dzieci. Ciemność wydaje się jaśniejsza. To pewnie sprawka tego lewackiego kocura. Nie ma innego wyjścia. Wiedziałem, że jest jakiś dziwny. Przechodzę przez ulicę. Zatrzymuję się na chwilę. Odwracam wzrok za siebie. Chłopiec znika w odmętach ciemności. Walić go. Smarkacz jeden. Się przybłąkał w środku nocy. Jakby rodziców nie miał. Mniejsza z tym. Jestem już po drugiej stronie. Na chodniku. Chyba. Kurwa. Powtarzam się. Patrzę na lewo. Nie wiem po co. Z nudów. Kurwa. Znowu. Weź się w garść ty tępy chuju. Ta noc jest strasznie dziwny. Było trzeba nie wychodzić z domu. I nie pić. I nie zabijać. I nie pić. I nie tłuc lewaków. Dobra. Przesadzam. Lepiej już wrócę do domu. Ponownie przechodzę przez ulicę. Dzieciaka już nie ma. Za to kot jest. Tylko teraz jest jakiś inny. Patrzy się na mnie swoimi żółtymi ślepiami. W sumie teraz tylko je widzę. Jak w tych starych kreskówkach. Zwykły kocur. Myślę sobie. Idę dalej. Przed siebie. Bezmyślnie. Byle, żeby dojść do celu. Przeskakuję przez płot, a furtka otwarta. Głupi chuj. Jestem przed domem. W drzwiach stoję ja. Taki sam. W każdym calu. Zamurowany stoję w miejscu. Wreszcie rusza z miejsca. Każda sekunda wydaje się godziną. Mija mnie. Nie zwraca na mnie uwagi. Idzie przez podwórko. Przeskakuje przez płot. Dochodzę do domu. Patrzę na wycieraczkę. Widzę na niej napis. Czarno na czarnym, ale widzę. Piszą tam takie o to słowa: Historia musi się powtarzać. Drapię się po głowie. Dziwny jest ten świat.
Special thanks for:
Nuncjusz - za inspirację
Komentarze (23)
Chyba powinieneś iść do psychiatry, ale dalej pisz takie opowiadania zostawiam 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania