Nocne Miasto - cz.1

Nie miałam w planach nigdy tu wracać. Zostawiłam w tym mieście najgorszy czas w moim życiu, chwile, które zniszczyły mnie jako osobę. Byliśmy wtedy wszyscy w liceum, nikt nie wiedział, że to cholerne miasteczko aż tak zmieni nasze życia.

Wzięłam głęboki oddech. Stałam na peronie mocno ściskając uchwyt mojej walizki na kółkach.

,,Porzucasz nas?" - przemknął mi szept osoby, która niegdyś była dla mnie bardzo bliska. Fakt, zostawiłam ich i wyjechałam. Nie miałam na to siły. Czemu wracam?

Bo nieważne gdzie bym uciekła tutaj był mój dom. Wszędzie czułam się obco. Nigdzie nie zostawałam na dłużej niż kilka miesięcy. Każdej nocy wykręcałam numer, któregoś z Was na telefonie, ale nigdy nie odważyłam się kliknąć zielonej słuchawki. Gdy doszłam do parkingu auto rodziców już na mnie czekało, a oni stali na zewnątrz patrząc na mnie ze łzami w oczach. Mama wybiegła mi na spotkanie i uścisnęła mnie bez słowa.

-Tak bardzo mi Was brakowało- wyszeptałam jej do ucha.

- Nam Ciebie też córciu, nam Ciebie też.

Przywitałam się z tatą i po krótkiej chwili wsiedliśmy do auta. Rodzice opowiadali ile się zmieniło, kto ma teraz dzieci, a kto się wyprowadził - jak to w takim miasteczku, przed sąsiadami nic się nie ukryje.

- A co z... - tata mi nie pozwolił mi dokończyć.

Spojrzałam na jego mocno zaciśnięte dłonie na kierownicy, zbielały mu całe knykcie.

- Twoi znajomi już nie są tymi ludźmi, których znałaś! Wyjechałaś przez nich! Nie wolno Ci do nich wrócić, rozumiesz?! - wykrzyczał.

Zacisnęłam usta. Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy, aż pod sam dom.Gdy wreszcie wysiedliśmy wzięłam głęboki wdech. Brakowało mi naszego czystego powietrza, a także widoku gór, które otaczały nasze miasto dookoła. Byliśmy samowystarczalni, a peron na którym wysiadłam znajdował się czterdzieści kilometrów od nas. Miejsce wydawało się rajem na ziemi, ale przez swoją specyfikę posiadało również odmienne zasady od reszty świata. Tutaj nie sposób było znaleźć kogoś obcego, albo coś takiego jak komisariat. Wszystkie zbrodnie albo były zamiatane pod dywan, albo to mieszkańcy wymierzali kary. Kochałam spędzać tutaj każdy dzień, ale za to znienawidziłam nocy. Gdy znikało słońce świat zaczynał należeć do potworów ukrytych w mroku.

- Rose! Halo!

Spojrzałam na mamę stojącą przy drzwiach. Widocznie pośpieszała mnie abym weszła, a ja musiałam się zamyślić. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam w stronę wejścia. Odkąd zwiedzałam świat nigdy nie widziałam miejsca, w którym każda rodzina posiadała dom na wzór starego zamczyska. U nas było to normalne. Nikogo nie dziwiło posiadania domu zbyt dużego jak dla rodzin, które w nich mieszkały. Powiedziałam rodzicom, że idę się rozpakować i ruszyłam na górę. Wiedziałam, że mój pokój został pozostawiony w takim stanie jakim go zostawiłam. Mijając go spojrzałam na drzwi obok, którego ciągle pozostawały zamknięte. Skrzywiłam się. Zaczęłam żałować decyzji o powrocie.

,,Dasz radę" - powtarzałam w myślach.

,,Tym razem nie ucieknę! Uratuje Was, obiecuję".

To logiczne, że nie tylko tęsknota zmusiła mnie do powrotu tutaj.

Reszta dnia minęła mi na rozmowach z rodzicami. Nie były one jakoś wyjątkowo ciekawe. Nie poruszaliśmy tematów przeszłości, ani przyszłości. Dopiero, gdy zaczynało się robić ciemno mama stanęła przede mną z ponurą miną.

- Nie pójdziesz tam, prawda? Obiecaj!

Spojrzałam na nią z żalem.

- Wiesz, że muszę - odparłam zdławionym głosem.

Ojciec uderzył ręką w stół.

- Jesteś za słaba! Skończysz jak reszta! Nie jesteś swoją siostrą! Jeśli ona nie dała rady ty tym bardziej!

Wyprostowałam się gwałtownie słysząc te słowa. To prawda, nie byłam jak Susan. Mimo, że byłyśmy bliźniaczkami i wygladałyśmy tak samo posiadałyśmy zupełnie odmienne cechy charakteru. Ona była tą idealną, ja tą co chodziła własnymi ścieżkami.

- To zróbcie coś z tym i sami to powstrzymajcie - wysyczałam przez zęby.

Mama wybuchła płaczem, a tata spuścił głowę w geście kapitulacji.

- Wiesz, że nie możemy - powiedział, a ja nie czekając na jego dalsze tłumaczenia ruszyłam na górę. Spojrzałam za okno, powoli robiło się ciemno.

,,Witamy w Ferridos, co?"

~~~~~~~~~

Spojrzałam na zegarek. Była już północ. Czas się zbierać. Wyciągnęłam z torby czerwoną szminkę, skórę, czarne botki i wielki pierścionek z zielonym kryształem, należał do mojej siostry. Gdy wychodziłam rodzice jeszcze nie spali, ale najwidoczniej nie planowali życzyć mi powodzenia. Nie mogli mnie zatrzymać, bo według naszych zasad moja nieobecność stanowiła by przestępstwo za którą karę poniosłaby cała rodzina. Otworzyłam drzwi i opuściłam dom.

Zimne powietrze niemal od razu wywołało u mnie gęsią skórkę. Wyjęłam z kieszenie kurtki skórzanej paczkę papierosów.

- Kurwa, gdzie ta zapalniczka - klnęłam pod nosem.

Nagle uslyszalam niski głos za moimi plecami.

- A od kiedy ty palisz, królewno?

Nie odwróciłam się od razu, ale rozpoznałam jego głos.

- Nathan to...- chciałam powiedzieć ,,ty", ale w momencie, gdy postanowiłam na niego spojrzeć zamarłam.

Nie wyglądał już jak chłopak, którego zapamiętałam. Kiedyś był dla mnie kimś w rodzaju starszego brata. Pomagał mi, dbał o mnie, naprawiał moje błędy, mimo że był jedynie rok starszy ode mnie zachowywał się niezwykle dojrzale. Zawsze nosił na sobie koszule, a włosy miał bardziej zadbane niż nie jedna dziewczyna. Teraz wyglądał niczym gwiazda rocka. Był ubrany na czarno, jego ciemne jeansy miały więcej dziur niż materiału, a na szyi widniał srebny naszyjnik krzyża, ale odwróconego. Przyglądał mi się swoimi żółtymi ślepiami. Kiedyś ich kolor przypominał mi kolor słońca, teraz miałam wrażenie, że patrzy na mnie wygłodniały wilk.

- Zdziwiona? A czego się spodziewałaś? - zapytał chłodno.

- Ja...- nie pozwolił mi dokończyć.

- Jestem żałosną dziewczynką, która zabiła własną siostrę? Nie chcemy Cię tu.

- Nie zabiłam jej! - krzyknęłam.

Prychnął śmiechem i odszedł w ciemność. Nie miałam zamiaru go gonić. Nathan, którego znałam już nie istniał. Zniszczył go ten świat czy raczej śmierć ukochanej, a może zdrada przyjaciółki? Z nerwami rzuciłam paczką o ziemię. Nie zdziwiło mnie, że to jego spotkałam pierwszego. W końcu był informatorem - wiedział wszystko. Ruszyłam przed siebie w głąb miasta. Musiałam przejść przez nie całe, aby dotrzeć do lasu. Wiedziałam, że tam będą już na mnie czekać.

Po drodze mijałam parę osób, ale żadna się do mnie nie odezwała. Wszyscy mieli mnie za zdrajcę. Dotarło do mnie, że byłam zdana na siebie. Nim dotarłam na miejsce byłam już cała zmarznięta.

Tuż przed linią drzew odwróciłam się za siebie. Możliwe, że już więcej tutaj nie wrócę żywa.

Weszłam wprost w ciemność idąc coraz to mniej pewna przed siebie.

~~~~~

- Zdajczyni! - odezwał się pierwszy głos, którego nie poznałam.

Dookoła mnie rozbłysło światło od pochodni. Stało dookoła mnie z czterdzieści osób, ale tylko piątka stojąca najbliżej trzymała pochodnie.

- Wschód jej nie chce! - krzyknęła dziewczyna o fioletowych włosach.

Zmarszczyłam czoło. Znałam ją. To była Daris, moja dawna przyjaciółka. Cała reszta, której już nie kojarzyłam również powiedziała, że mnie nie przyjmą.

Nie zapowiadało się dobrze.

Wyłoniło się kolejnych pięć osób stojących za nimi.

- Przyjmę ją do mojego burdelu.

Spojrzałam na chłopaka, którego znałam aż za dobrze. Mial 24 lata co oznaczało, że to ostatni rok, w którym będzie jeszcze musiał się tu pojawiać.

Nasze prawo mówi, że po ukończeniu 16 roku życia, aż do skończenia 25 lat jesteśmy zobowiązani uczestniczyć w nocnym mieście. Ludzie uważali, że tutaj zostawimy całe zło, a wchodząc w dorosłe życie stajemy się czyści i dobrzy. Co za głupoty!

Pozostała czwórka najwyraźniej nie miała ochoty przygarnąć mnie w swoje szeregi. Czyli tak miałam skończyć? Jako zwykła kurwa, którą w końcu jakiś sadysta zabije?

Nagle z tłumu wyłonił się Nathan.

- Karen, zastanów się, jej siostra była odpowiedzialna za wschód. Nie uważasz, że jeśli ma w sobie coś po niej to przyda Ci się?

Dziewczyna o czarnych włosach zmierzyła mnie od góry do dołu.

- Strefa walk ją przyjmuje - rzuciła szorstko.

Nathan stanął obok mnie prowadząc mnie tuż za Karen schodzącą po schodach w dół.

W naszym miasteczku znajdowała się strefa tuneli za którą w nocy była odpowiedzialna młodzież. Było to jakby nocne miasto, w którym popełniano najgorsze grzechy. Pierwsi przedstawiciele przygarniali do siebie ludzi, którzy wydawali im się przydatni jako handlarze, informatorzy, organizatorzy imprez, ścigacze. Kolejna piątka natomiast odpowiadała za strefę rozrywki. Burdel, w którym ludzie przyjęci byli niczym niewolnicy, arena, na którą wystawiona młodzież mającą walczyć ze sobą, a także inne ,,rozrywki". Susan była kimś kto chciał zmienić wszystko. W wieku 17 lat, rok po przyjęciu była już odpowiedzialna za jedną z głównych sfer. Była dobra, ostrożna i mogła zakończyć istnienie tego miasta. Ludzie, których wybierała mieli uratowane życie. Niestety ja nigdy nie byłam dobra w roli przywódcy. Ścigałam się w nocy na motorach, ale gdy przegrałam miałam trafić do burdelu. Susan nie pozwoliła mi zniszczyć życia i pomogła uciec. Jako kara dla naszej rodziny było spalenie żywcem którejś z córek. Ja wtedy byłam już poza miastem, a więc to Susan oddała za mnie życie.

- Czemu mi pomagasz?

Spytałam cicho Nathana. Od zawsze kochał moją siostrę. To oczywiste, że obwiniał mnie o jej śmierć. Sama nie mogłam sobie tego wybaczyć.

- To ostatni raz, wypełniam jej wolę...Następnym razem sam Cię zabiję

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • AnonimS 11.12.2018
    Interesujące i wciągajace. Pozdrawiam
  • Shina-san 11.12.2018
    Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się spodobało ???? Również pozdrawiam
  • Kapelusznik 12.04.2019
    Całkiem fajny początek, to muszę przyznać
    Nie oznacza to że nie mam uwag.
    Wydaje mi się, że akcja leci tu za szybko - klimat nadal się trzyma, ale wydaję mi się żebyś mogła wzmocnić ten mroczny klimacik.
    Podoba mi się dużo sugestywnych scen oraz brak oczywistych odpowiedzi - brakuje mi jednak opisów i dialogi są trochę urywane i krótkie
    Wiem że pojawiam się tu dość późno, ale przeczytam wszystko i postaram się ocenić wszystko sprawiedliwie.
    Pozdrawiam
    Kapelusznik

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania