Nora
Fiordy i fiordy. Nienawiść kobiety do świata wytwarza prąd. Piorun uderzy a ziemia zadrży.
We wsi Ask straszyła Vinga. Vinga miała syna - Stiana. Mieszkali w chacie z trawą na dachu. W tej trawie buszowały rude koty i chude myszy.
Ojciec Stiana - Sigurd, doświadczone dziecko samotności, lubił unoszenie. Świat trzeźwości pojmował jako podwodność, nieznośną walkę z ciśnieniem. Nieświadomego wyboru dokonał będąc nastolatkiem. Sięgnął wówczas po butelkę, odkręcił i zalał wrzątkiem krzyczące wnętrzności. Doznał ulgi, wyrosły skrzydła.
Sigurd szybko wpadł w sidła, zastawione przez jasnowłosą Vingę. Objęła udami wynędzniałe ciało obcego, wycisnęła tyle, ile się dało. Gdy nieszczęśnik zaobserwował krosty w okolicach podbrzusza - zrozumiał, że został zatruty.
Nawiedzała go każdej nocy i ujeżdżała. Sączyła do ucha słowa dotyczące śmierci, niebytu. Policzkowała i pluła w twarz.
Rozdmuchana płochliwość pchnęła młodego mężczyznę. Jeszcze żył, kiedy na dnie studni obracał makabreskę w lekki żart. Krótko żył.
Stian dorastał w atmosferze dusznej grozy. Pozbawiony wzorca, uciekał w świat marzeń. Uciekał do lasu. Zbierał kurki, borowiki, gołąbki, lecz najbardziej pokochał jagody. Krekling - tak określał siebie. Górskie okolice przyciągały. Rozgryzając owoce, przesuwał językiem, by poczuć słodycz, kwaśność, gorycz. Wciągał przyrodę, krajobraz, zapisywał pejzaż fotografią pamięci. Przyozdabiał życie ulotnością.
Przeczuwał, choć nigdy tego nie ubrał w konkret, że w domu panuje brzydota. Vinga była urodziwą kobietą, ale Stian widział więcej. Strach odbierał apetyt, ściskał żołądek. Wypalał dziury w błonie rozpiętej między żebrami.
Niecierpliwie wyczekiwał chwil, w których mógł opuścić gniazdo. Na zewnątrz rozwijał skrzydła, unosił głowę. Oddychał pełną piersią, dorastał, mężniał.
Zakochał się nieszczęśliwie, pazernie. Serce przyjęło ostrze miłości, gdy zrywał soczystość. Zobaczył ją, zobaczył siebie. Dotychczasową delikatność zastąpiła nowa, dziwna siła. Onieśmielony podnieceniem - stał zahipnotyzowany.
Nora polubiła Stiana. Mieszkała w sąsiedniej wiosce i chciała zamieszkać z leśnym ludkiem.
- Mama jest złym szeptem. - powiedział kiedyś ze smutkiem. Dziewczyna nie zrozumiała. Wszelkie niepokoje zagłuszała śpiewem.
Miesiące mijały, ich usta smakowały dojrzałą wiśnią. Badali zakamarki dusz, odwiedzali mroczne miejsca naznaczone skalistym pięknem.
Nadzeszła zima. Wewnętrzne, przestraszone dziecko, czasami dochodziło do głosu. Głaskała wtedy po głowie, śpiewała. Muskała piersią zaróżowione policzki zroszone łzami.
Pewnego wieczoru Vinga zawołała syna i rzekła:
- Masz kobietę. - Stian znał dalszy przebieg rozmowy. Otworzył drzwi, wyszedł. Zimową nocą. Siwiejąca matka wiedziała o wszystkim. Płakała. Pozwoliła lękowi otoczyć szczelnie.
Uchylone wrota samotnej szopki zaintrygowały. Ogrzewając zgrabiałe palce usłyszał Norę. Norę pęczniejącą rozkoszą, męskie jęki, szelesty. Szok wyostrzył zmysły; spotkał tam każdą odsłonę bezwzględnej ohydy, bezmiar świata zła. Trwało to sekundę.
Nadeszło lato.
Stała nad przepaścią a wiatr zainicjował taniec włosów i sukni. Przywoływała niedawne zdarzenia. Ujrzała Stiana, wiszącego nad przewróconym koszykiem jagód. Oczy Vingi roznoszące zarazę, mięsistą czerwień w notorycznym ruchu, zaklęcia i przekleństwa miażdżące wrodzoną radość.
Stała nad przepaścią a niewypowiedziany piorun kwaśniał w gęstwinie chmury.
Komentarze (6)
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania