Poprzednie częściNowa miłość cz. 1

Nowa miłość cz. 7

******

 

– Cześć, Piotrek – szepnęłam zaspanym głosem.

– Cześć, Asia. Jak się spało?

– Dobrze, nawet bardzo dobrze – przeciągnęłam się.

– To dobrze, bo to ostatni dzień spania do południa. Jedziemy jutro z samego rana – uśmiechnął się.

W tym uśmiechu wyczułam dziwny smutek, jakby w ogóle nie chciał wracać do domu. Nagle wziął mnie za rękę i ściągnął z łóżka.

– Chodź, pokarzę ci coś – powiedział.

Stanęliśmy przy oknie. Piotrek je otworzył.

– Pamiętasz, jak na studniówce mówiłem ci, że twoje perfumy są zapachem mojego dzieciństwa? – zapytał podekscytowany.

– No, tak…

– Zobacz…

Za oknem rozciągał się ogród: kilkanaście rządków przeróżnych warzyw, klomb z kwiatami w kolorach tęczy, drzewka owocowe uginające się pod ciężarem owoców, a tuż pod oknem rosło kilka dużych krzaków bzu.

– Gdy byłem mały i mieszkałem tu z rodzicami – zaczął wspominać – prawie każdy dzień spędzałem w tym ogrodzie. Pamiętam, jak wiosną mama budziła mnie rano, otwierając to okno. Do pokoju wpadał wtedy zapach kwitnącego bzu. Teraz rzadko tu przyjeżdżam, dlatego tak spodobały mi się twoje perfumy. Fajnie, że ostatnio też ich użyłaś… – popatrzył mi w oczy.

Z uśmiechem szybko spuściłam wzrok. Dotknął mojego policzka, później brody i uniósł moją twarz.

– Masz śliczne oczy – szepnął.

Czułam, że dostaję wypieków.

– I bez makijażu wyglądasz równie pięknie, jak w nim, a nawet jeszcze piękniej. Przynajmniej widzę, gdy się rumienisz od komplementów. Słodko wtedy wyglądasz.

– Dzięki – lekko zawstydzona założyłam włosy za ucho.

Po obiedzie wypatrzyliśmy w telewizji powtórkę jednego z letnich kabaretonów. Siedziałam na kanapie, pijąc sok, a Piotrek zniknął na chwilę w kuchni. Gdy wrócił, trzymał w ręce talerzyk z ciastem upieczonym przez jego ciocię. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce do siedzenia, jednocześnie podkulając nogi. Usiadł obok mnie.

– Dawaj te nóżki – powiedział, łapiąc mnie za kolana i ciągnąc do siebie.

Położyłam nogi na jego udach. No tak… Do wyjazdu byłam jego dziewczyną. Zaczęliśmy oglądać kabareton.

– Otwórz buzię – uśmiechnął się, wkładając mi widelczyk z ciastem do ust.

– Zaczynam się ciebie bać. Najpierw chcesz coś od moich nóg, teraz karzesz mi otwierać usta… To co dalej? – zaśmiałam się.

– Wszystko, co będziesz chciała – spojrzał na mnie nonszalancko.

Położyłam rękę na jego karku i nawet sama nie wiem kiedy, zaczęłam bawić się jego włosami. Było to tak naturalne, że dopiero po kilku minutach zauważyłam, ile przyjemności mu to sprawia. Wspólnie zjedliśmy cały kawałek placka i wypiliśmy sok.

 

******

 

Powoli zapadał wieczór, a ja znając miłość Asi do morza, postanowiłem ten fakt odpowiednio wykorzystać.

– Chcę ci pokazać pewne miejsce. Chodź – wziąłem ją za rękę.

Szliśmy boso, piaszczystą dróżką przez niewielki las nieopodal domu wujostwa, niosąc w rękach buty. W oddali, między drzewami widać było starą latarnię morską. To był nasz cel. Po kilku minutach wyszliśmy z lasu. Dotarliśmy na plażę. Brodząc w piasku i drobnych, okrągłych kamykach, szliśmy samym brzegiem. Lipcowe słońce otulało nas swoimi ciepłymi promieniami, rzucając nasze długie cienie na plażę. Joanna nie mogła oderwać wzroku od otaczającego nas krajobrazu. Patrzyła zafascynowana na wysoko latające biało – szare mewy, niewielkie fale rozbijające się raz za razem o nasze stopy i pomarańczowe słońce, które swoim zniknięciem miało spowić ciemnością całą okolicę. Do latarni został nam jeszcze kawałek, a czasu było coraz mniej. Popatrzyłem z uśmiechem na moją towarzyszkę.

– Kto ostatni pod latarnią, stawia jutro obiad – zaproponowałem.

– Puszczę cię z torbami – zaśmiała się pewna swojej wygranej.

– Tak? Zobaczymy…

Zaczęliśmy biec wzdłuż morza. Była szybka, jednak nie miała ze mną żadnych szans. Wyprzedziłem ją o dobrych kilka kroków. Nagle usłyszałem za sobą jej wołanie:

– Piotrek, pomóż!

Odwróciłem się. Joanna siedziała na piasku, trzymając się za kostkę. Podbiegłem do niej, obawiając się, że naprawdę zrobiła sobie coś poważnego.

– Asia, co ci jest?

– Kostka… Strasznie boli – wycedziła przez zęby.

Pomogłem jej wstać. Już miałem ją wziąć na ręce i zanieść do domu, gdy ona popchnęła mnie i zaczęła biec dalej, zostawiając mnie w tyle. Usłyszałem tylko z jej ust wesołe: „Żartowałam!”

– Wredna, mała zołza – mruknąłem do siebie.

Następne częściNowa miłość cz. 8 ost.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bogumił 13.02.2019
    A dziś przyznam, spodziewałem się jakich zawirowań, komplikacji.
  • Nysia 13.02.2019
    A tu proszę... romantyczne flaki z olejem...
  • Bogumił 13.02.2019
    Nysia No właśnie. Z tym dzieckiem to był strzał w dziesiątkę. Oczekiwałem jakiejś byłej z dawnych czasów, której obiecał ślub, gdy się dorobi, albo czegoś takiego:) Ale mówi się trudno. Czekam z niecierpliwością na c.d.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania