Nowe życie Carey Woodsen

Szłam przez zatłoczony korytarz starając się odnaleźć sale 209, w której miały odbyć się zajęcia z chemii. Przeciskałam się między rozwrzeszczanym tłumem odliczając po kolei numery mijanych sal 206, 207, 208 i już miałam zamiar schronić się w bezpiecznym azylu klasy gdy w środek mojego czoła uderzył zwinięty w kulkę papier. Usłyszałam jak we wnętrzu pomieszczenia wybucha śmiech. Rozprostowałam zmięty papier i przeczytałam napis - Wariatka. Stanęłam jak wryta, po części zirytowana, a po części zszokowana. Mój wzrok natychmiast namierzył napastników. Rozpoznałam jednego z chłopaków. Miał na imię Daniel i był szczupłym rudowłosym chłopakiem z dużą ilością piegów na małym nosie i krągłych policzkach. Podobnie jak drugi, Tommen, chodził razem ze mną na zajęcia chemii i biologii. Był on trochę od niego grubszy i niższy. Nie lubiłam jego oczu które były równie czarne co sięgające ramion przetłuszczone włosy. Pięknie – pomyślałam- nie mogłam trafić na lepszych prześladowców. Miałam ochotę uciec ale zamiast tego zwinęłam papier i podeszłam do roześmianej dwójki. Przez chwilę zdawali się mnie nie zauważać zajęci tarzaniem się ze śmiechu, lecz gdy Daniel napotkał mój wzrok przestał się śmiać.

- Chyba to przez przypadek upuściłeś. – Powiedziałam spokojnym, cieknącym sarkazmem tonem.

- Mhm, rzeczywiście, prosto na twoje czoło- i znów wybuchli śmiechem.

Kładę papier na brzegu ławki i odchodzę licząc w myślach do dziesięciu. Raz- mijam pierwsze rzędy pustych ławek- dwa- znajduję miejsce na końcu sali- trzy- odsuwam krzesło – cztery- siadam i wyjmuję notatki- pięć- kulka papieru uderza mnie w nos- dziewięć- Daniel leży na podłodze trzymając się za nos- dziesięć- Oboje uciekają z klasy. Stoję na samym jej środku i czuję piekące mnie w oczy łzy.

Dziesięć minut później siedziałam w gabinecie naszego szkolnego psychologa. Byłam już niestety we wielu takich miejscach po śmierci taty i to zasadniczo nie różniło się od pozostałych. Uporządkowane biurko, kojący odcień zieleni na ścianach wypełniający luki między rzędami dyplomów i gratulacji na to samo nazwisko. Michael Brucks był czarnym mężczyzną przed pięćdziesiątką. Miał na sobie białą koszulę w niebieską kratkę, a na nosie duże, powiększające jego oczy, okulary. Wszedł do gabinetu z pogodnym uśmiechem. Gdy mnie mijał podał mi rękę i przedstawił się, choć jego imię poznałam już z wiszących na ścianie dyplomów. Usiadł naprzeciwko mnie w skórzanym fotelu i delikatnie odchylił się w tył obracając w ręku staromodne pióro.

- Zapewne domyślasz się co cię tu sprowadziło panno Woodsen. Bicie kolegów w pierwszym tygodniu szkoły nie należy do najlepszych taktyk zapoznawczych.- tu spogląda na mnie zza okularów.

Mówił miły kojącym głosem, który nieco mnie uspokoił. Coś mi mówiło, że zaczynałam lubić pana Brucks ’a.

- Zdaję sobie z tego sprawę proszę pana.- odpowiadam na jego spojrzenie po czym pochylam głowę chowając twarz w jasnych, prawie białych lokach. – Czy dzwoniono już do mojej mamy?

-Obawiam się, że tak.

- Wiem, że źle zrobiłam, ale ja nie wiem jak to się stało. Naprawdę starałam się opanować. – Tu uśmiecham się z żalem- nawet liczyłam do dziesięciu.

- O tak – Pan Brucks odpowiada łagodnym uśmiechem- nasza stara psychologiczna sztuczka. –milczy przez chwilę i sięga po leżący na brzegu biurka notatnik. – Myślę, że musimy coś z tym zrobić. Przyjdź do mnie jutro po 3 lekcji.

Oczywiście powiedziałam, że to niepotrzebne, ale mimo całej mojej sympatii do pana Brucksa, zostałam bezceremonialnie wpisana na listę „świrów” szkoły.

Mama odebrała mnie ze szkoły około godziny 12. była wściekła, ale dyrektor i pedagog nalegali bym nie wracała już dzisiaj na zajęcia. Najgorsze było to, że nic nie mówiła. Nie krzyczała, nie pouczała. Po prostu milczała Patrzyła na mnie tym pełnym zrezygnowania wzrokiem. Zawiodłam się na tobie…BARDZO- zdawały się mówić jej oczy. Całą drogę do domu przejechałyśmy w pełnej napięcia ciszy lecz gdy samochód zatrzymał się na podjeździe do domu złapała mnie za rękę i powiedziała.

- Idź do swojego pokoju i nie wychodź z niego do kolacji. Przemyśl to co zrobiłaś, a wieczorem poważnie porozmawiamy na ten temat.

Wysiadłam i zgodnie z jej prośbą poszłam na górę do swojego pokoju. Było to małe pomieszczenie na poddaszu, którego jedynym źródłem światła było małe, okrągłe okno. Pod nim stało czarne biurko, przy którym zwykłam się uczyć. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko chowając twarz w chłodnej, pachnącej pościeli. Co było ze mną nie tak? Odkąd pamiętam zawsze sprawiałam problemy. Kiedy coś układało się dobrze wszystko psułam, ale tym razem przesadziłam. Oczy znów zaczęły mnie piec. Ludzie w poprzedniej szkole uważali mnie za dziwaczkę i unikali mojego towarzystwa. A teraz po rozpoczęciu roku w nowej szkole, w nowym mieście miałam cichą nadzieję na znalezienie przyjaciół. Zamiast jednak otrzymać czystą kartę, znowu zostałam odrzucona. Znowu zostałam wrzucona do kubła z napisem „ nieakceptowalna”.

Mama zapukała do mojego pokoju o godzinie 19:08, gdy zdążyłam już po dwa razy przemyśleć każdą z możliwych przyczyn mojego aspołecznego trybu życia, a także przeczytać ulubione fragmenty z dwunastu najbardziej dołujących książek.

Usiadłyśmy przy stole i zmówiłyśmy modlitwę. Następnie wzięłyśmy po kromce chleba i zjadłyśmy je bez apetytu. Kiedy skończyłyśmy wzięłam naczynia i zaczęłam zmywać je w zlewie.

- Kochanie odłóż to, musze Ci coś powiedzieć.- Zaniepokoił mnie smutny, spokojny ton jej głosu, ale posłuchałam polecenia i usiadłam naprzeciwko niej szykując się na najgorsze.

- Nos chłopaka którego uderzyłaś na szczęście nie jest złamany. Rozmawiałam już z rodzicami chłopców i na szczęście nie okazali się bezkrytyczni względem zachowania swoich synów. Jednak dyrektor i rada rodziców obciąży Cię karnymi godzinami które będziesz musiała odpracować dla dobra szkoły. Miałaś do wyboru wiele zajęć, ale ja wybrałam dla ciebie pomoc w organizowaniu spotkań klubu filatelistycznego oraz weekendowa praca w bibliotece miejskiej. Będziesz sprzątać sale przed i po spotkaniach, a także pomagać panu Fox’owi we wszelkich pracach jak kserowanie, czy wypożyczanie książek. Wierzę, że będziesz także chodzić na umówione spotkania ze szkolnym pedagogiem, który zresztą bardzo pomógł w załagodzeniu całej sprawy i w doborze dla ciebie odpowiedniej kary.

- Dlaczego akurat kółko filatelistyczne? – spytałam z ciekawości.

- Bo to najnudniejsza praca z tych które ci zaproponowano.- powiedziała, lecz wyczułam w jej głosie wahanie.- Tata kiedyś należał do tego klubu.

- Tata uczył się w tej szkole?

Mój ojciec zaginął 10 lat temu w trakcie służby. Był lekarzem pracującym w karetce. Pewnego dnia pojazd jadący do szpitala nie wiedzieć dlaczego wypadł z drogi i rozbił się na poboczu. Nikt nie przeżył wypadku, lecz nie znaleziono ciała mojego taty. Na początku miałam nadzieję i każdego dnia wyczekiwałam jego powrotu. Po prostu czułam, że on żyje. I nie myliłam się. Trzy lata temu zadzwonił do nas policjant z Londynu. Okazało się, że znaleźli ciało mojego taty przywiązane do krzesła w starym, opuszczonym magazynie. Podobno był torturowany i zginął zaledwie kilka dni wcześniej nim go znaleźli. W pobliżu znaleziono fałszywe dokumenty, wizy i paszporty wyrobione na jego nazwisko. Najbardziej bolesna jednak była wiadomość że w jego kieszeni leżał zwinięty na pół bilet do lotniska w Bristolu. Do miasta, w którym jeszcze trzy lata temu czekałam na jego powrót.

Nawet nie zauważyłam kiedy moje policzki przeszyły dwie mokre strugi.

- Kochanie – mamie załamał się głos. Podeszła do mnie i mocno przytuliła.

- Zawiodłam go- mówiłam dławiąc się łzami- on był lekarzem, nigdy by mi nie wybaczył, że kogoś skrzywdziłam.

Mama odsunęła mnie na odległość ramion i spojrzała na mnie zaczerwienionymi od płaczu oczami.

- Nigdy tak nie mów. Oboje jesteśmy z ciebie dumni, a teraz idź i się połóż bo z tego zmęczenia pleciesz straszne głupoty.

- Kocham cię mamo.

- Ja ciebie też, zawsze. – I pocałowała mnie w czoło.

 

Następnego dnia obudziłam się na długo wcześniej niż zadzwonił budzik. Na samą myśl o nadchodzących lekcjach wręcz skręcały mi się wnętrzności. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra stojącego obok szafy. Przez ostatni brak apetytu schudłam nieco i koszula nocna, która jeszcze niedawno dobrze się na mnie układała wisiała teraz na mnie pozbawiona jakichkolwiek kształtów. Otworzyłam szafę i ubrałam się w czerwoną bluzę, czarne spodenki i rajstopy. Wyszłam na korytarz i starając się nie obudzić mamy która wstawała dopiero za godzinę weszłam do łazienki. Umyłam twarz i zęby, a jasne włosy postanowiłam związać w kucyka.

Zeszłam na dół przygotowałam trochę bardziej obszerne śniadanie niż zwykle i wmusiłam je w siebie. (Nowej koszuli nocnej nie zamierzałam kupować) Spakowałam się do czarnego plecaka i wyszłam na autobus. Uśmiechnęłam się do siebie. Przecież nie może być aż tak źle prawda?

A jednak. Pierwsze trzy lekcje były istnym piekłem. Siedząc w pierwszej ławce czułam się jak mała mrówka uwięziona w małym, szklanym słoiczku, smażona pod światłem słońca skupionego przez lupę. Byłam pewna że gdybym obróciła głowę napotkałabym wwiercające się w mój kark spojrzenia, lecz nie miałam odwagi tego zrobić. Przerwy spędziłam w toalecie licząc do stu od tyłu.

Poczułam zatem lekką ulgę gdy znalazłam się w bezpiecznym schronie pedagogicznego gabinetu. Pan Brucks przywitał mnie jednym ze swych najlepszych uśmiechów i gestem kazał mi usiąść. Gdy zajęłam miejsce zapytał mnie o dzień i o to jak czuje się matka. Na szczęście nie poruszył tematu ojca, za co dostał ode mnie dużego plusa. Spytał za to czy często wyładowuję swoją złość na innych. Oczywiście zaprzeczyłam. Rozmowa była bardzo swobodna dopóki nie padło kolejne pytanie dotyczące przyjaźni. Nie zdążyłam powstrzymać odruchu nerwowego poprawienia się za krześle. Rybka na haczyku - pomyślałam widząc wymalowaną na twarzy pedagoga satysfakcję, mimo iż z całych sił próbował ją ukryć pod maską zrozumienia. Pan Brucks wygrał tę rundę. Umówił mnie na czwartek co dawało mi dwa dni na „przygotowanie obrony” lub jak on to ładnie ujął „przemyślenie tematu”. Podsumowując z gabinetu wyszłam w jeszcze gorszym humorze niż wcześniej.

Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam że mam jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby pójść do szafki i odłożyć do niej niepotrzebne książki. Chciałam skorzystać z tego, że większość uczniów konsumowała teraz lunch w stołówce. Przeszłam przez korytarz i zbiegłam po schodach prowadzących na pierwsze piętro. Już chciałam skręcić w lewo w stronę szafek, gdy mocne zderzenie odepchnęło mnie w tył z powrotem na schody. Zobaczyłam jedynie przelatujące nad moja głową czarne trampki i szybkie rzucone przez chłopaka „przepraszam”. Obróciłam się lecz zobaczyłam jedynie znikającą za zakrętem schodów ciemnobrązową bluzę. Usłyszałam zbliżające się od strony korytarza podniesione głosy. Szybko przesunęłam się na lewą stronę schodów, unikając stratowania przez grupa chłopaków z trzeciej klasy. Podniosłam z ziemi podeptany plecak i otworzyłam go szacując straty. Na szczęście książki nie były pogniecione. Już chciałam ruszyć w kierunku szafki, gdy ze schodów odezwał się czyiś głos. Chłopak miał czarne włosy i ciemnobrązowe oczy. Orli nos tuż nad wykrzywionymi w uśmiechu ustami.

- Przepraszam, nie chciałem cię uderzyć.– Właściciel czarnych trampek siedział w połowie wysokości schodów przyglądając mi się.

Stałam przez chwilę zmieszana nie wiedząc jaką ripostą cisnącą mi się na usta wdeptać go w ziemię.

- W porządku- rzuciłam po czym ruszyłam w kierunku korytarza.

Chłopak wstał i zbiegł za mną po schodach.

- Mam na imię Matt. – powiedział i wyciągnął do mnie rękę.

Zatrzymałam się i odwróciłam lekko zdziwiona.

- Carey.- Odwzajemniłam uścisk.

Z górnego piętra doszły nas odgłosy pogoni.

- Chyba muszę się zwijać. Do zobaczenia w bibliotece. – Po czym zbiegł na niższe piętro w stronę stołówki.

- Czekaj, skąd wiedziałeś?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Autor Anonimowy 02.07.2015
    Błędy (chociaż nie wszystkie):

    "Szłam przez zatłoczony korytarz starając się odnaleźć sale 209, w której miały odbyć się zajęcia z chemii. " przecinek; salę
    "Przeciskałam się między rozwrzeszczanym tłumem odliczając po kolei numery mijanych sal 206, 207, 208 i już miałam zamiar schronić się w bezpiecznym azylu klasy gdy w środek mojego czoła uderzył zwinięty w kulkę papier." przecinki
    "Nie lubiłam jego oczu które były równie czarne co sięgające ramion przetłuszczone włosy. " przecinki
    "Miałam ochotę uciec ale zamiast tego zwinęłam papier i podeszłam do roześmianej dwójki." przecinek
    "- Mhm, rzeczywiście, prosto na twoje czoło- i znów wybuchli śmiechem." kropka po wypowiedzi, opis od wielkiej litery, wybuchnęli brzmi wg mnie lepiej

    "Kładę papier na brzegu ławki i odchodzę licząc w myślach do dziesięciu. Raz- mijam pierwsze rzędy pustych ławek- dwa- znajduję miejsce na końcu sali- trzy- odsuwam krzesło – cztery- siadam i wyjmuję notatki- pięć- kulka papieru uderza mnie w nos- dziewięć- Daniel leży na podłodze trzymając się za nos- dziesięć- Oboje uciekają z klasy. Stoję na samym jej środku i czuję piekące mnie w oczy łzy." w tym fragmencie dziwnie zmienia nam się czas przeszły na teraźniejszy

    "Byłam już niestety we wielu takich miejscach po śmierci taty i to zasadniczo nie różniło się od pozostałych." w wielu
    "Gdy mnie mijał podał mi rękę i przedstawił się, choć jego imię poznałam już z wiszących na ścianie dyplomów." przecinek
    "Usiadł naprzeciwko mnie w skórzanym fotelu i delikatnie odchylił się w tył obracając w ręku staromodne pióro." przecinek
    "- Zapewne domyślasz się co cię tu sprowadziło panno Woodsen. Bicie kolegów w pierwszym tygodniu szkoły nie należy do najlepszych taktyk zapoznawczych.- tu spogląda na mnie zza okularów." opis wielką literą
    "- Zdaję sobie z tego sprawę proszę pana.- odpowiadam na jego spojrzenie po czym pochylam głowę chowając twarz w jasnych, prawie białych lokach." jeśli po wypowiedzi umieszczamy znak interpunkcyjny, to opis po myślniku powinien rozpoczynać się wielką literą -> no właśnie, po myślniku, którego powinnaś używać; [-] -> dywiz, który nie służy do zapisu dialogów; [—] -> myślnik do zapisu dialogów, ew. [–] półpauza, którą też można spotkać (mówię to dlatego, że Twój tekst jest naprawdę zgrabny pod względem estetycznym, ale można go jeszcze lepiej dopracować)
    "- O tak – Pan Brucks odpowiada łagodnym uśmiechem- nasza stara psychologiczna sztuczka. –milczy przez chwilę i sięga po leżący na brzegu biurka notatnik. – Myślę, że musimy coś z tym zrobić. Przyjdź do mnie jutro po 3 lekcji." popraw zapis dialogu zgodnie z uwagami powyżej; cyfrę powinno się zapisać słownie
    "Mama odebrała mnie ze szkoły około godziny 12. była wściekła, ale dyrektor i pedagog nalegali bym nie wracała już dzisiaj na zajęcia." godzina słownie; zdanie wielką literą; przecinek
    "Po prostu milczała Patrzyła na mnie tym pełnym zrezygnowania wzrokiem." brakuje kropki
    "Całą drogę do domu przejechałyśmy w pełnej napięcia ciszy lecz gdy samochód zatrzymał się na podjeździe do domu złapała mnie za rękę i powiedziała." przecinki; dwukropek po "powiedziała"
    "Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko chowając twarz w chłodnej, pachnącej pościeli." przecinek
    "- Kochanie odłóż to, musze Ci coś powiedzieć." muszę
    "Nos chłopaka którego uderzyłaś na szczęście nie jest złamany." przecinek
    "Jednak dyrektor i rada rodziców obciąży Cię karnymi godzinami które będziesz musiała odpracować dla dobra szkoły." przecinek; cię małą literą, to nie list
    "- Bo to najnudniejsza praca z tych które ci zaproponowano.- powiedziała, lecz wyczułam w jej głosie wahanie.- Tata kiedyś należał do tego klubu." przecinek; zapis dialogu
    "Mój ojciec zaginął 10 lat temu w trakcie służby." liczba słownie
    "Najbardziej bolesna jednak była wiadomość że w jego kieszeni leżał zwinięty na pół bilet do lotniska w Bristolu." przecinek
    "- Nigdy tak nie mów. Oboje jesteśmy z ciebie dumni, a teraz idź i się połóż bo z tego zmęczenia pleciesz straszne głupoty." przecinek
    " Przez ostatni brak apetytu schudłam nieco i koszula nocna, która jeszcze niedawno dobrze się na mnie układała wisiała teraz na mnie pozbawiona jakichkolwiek kształtów." przecinek
    "Wyszłam na korytarz i starając się nie obudzić mamy która wstawała dopiero za godzinę weszłam do łazienki. " przecinki
    "Zeszłam na dół przygotowałam trochę bardziej obszerne śniadanie niż zwykle i wmusiłam je w siebie. " przecinek
    "Przecież nie może być aż tak źle prawda?" przecinek
    "Byłam pewna że gdybym obróciła głowę napotkałabym wwiercające się w mój kark spojrzenia, lecz nie miałam odwagi tego zrobić. Przerwy spędziłam w toalecie licząc do stu od tyłu." przecinki
    "Stałam przez chwilę zmieszana nie wiedząc jaką ripostą cisnącą mi się na usta wdeptać go w ziemię.
    - W porządku- rzuciłam po czym ruszyłam w kierunku korytarza." przecinki


    Jak widać powyżej, w tekście brakuje przecinków i to w wielu miejscach. Zdania, które wypisałam to jedynie część miejsc, w których ich brakuje, ale nie chciałam kopiować całego tekstu. I z większych wad, to chyba tyle. Karygodnych błędów, poza przecinkami, nie zauważyłam. A to bardzo dobrze wróży na przyszłość. Trzeba popracować nad interpunkcją i będzie dobrze. A nawet bardzo dobrze! :)
    Brawa należą się także za estetykę tekstu. Oprócz zapisu dialogów (który nie jest tragiczny, ale mógłby być lepszy), podział na akapity i wyrównanie do prawej krawędzi. Pięknie!
    Historia sama w sobie na kolana nie powala, ale to dopiero początek i wiele może się zmienić. Dlatego o treści na razie nie będę się wypowiadała i liczę na to, że zamieścisz kolejne części. Bo będę na nie czekała i chętnie poznam dalsze losy bohaterki.
    Za tekst zostawię 4. I myślę, że to sprawiedliwa ocena :))
  • Kasta28 03.07.2015
    O kurcze ... ty to masz czas ;)
    Dzięki następnym razem postaram się uniknąć błędów.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania