Nowe życie-rozdział 2 "Hej, jestem Harry Styles"

~~~~~~Crystal pov's~~~~~~

 

Gdy dojechałam na lotnisko, moje oczy były całkowicie zapuchnięte, a policzki przemoczone.

Świat był całkowicie czarny, nie licząc lamp stojących przy drogach i chodnikach. Ludzi nie było widać, natomiast samochody przejeżdżały sporadycznie i bardzo rzadko.

Wysiadłam na twardy i szary chodnik, dokładnie w momencie, w którym taksówkarz się zatrzymał.

Wzięłam swoje walizki i drogocenny plecak z pieniędzmi, po czym zapłaciłam kierowcy.

Spojrzałam na budynek lotniska i stałam się jeszcze bardziej winna, za to co miałam zamiar zrobić.

Budynek był wysoki i ciemny. Jedynie niektóre okna odsłaniały niewielką ilość światła.

Odwróciłam się, żeby zobaczyć, że taksówka, którą jechałam znika właśnie za zakrętem.

Wzięłam głęboki i wypuściłam go powoli. Zabrałam swoje rzeczy i podąrzyłam w stronę wejścia.

Szłam szybko, ponieważ o tej porze roku w nocy było zimno, a w dzień bardzo ciepło. Na dodatek o tej godzinie mogłam znaleźć się w niebezpieczeństwie. Na tą myśl dostałam gęsiej skórki. Szybko się opanowałam, ale i zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, która może godzina.

Po wejściu na lotnisko spojrzałam i zobaczyłam, że była za trzy trzecia. Ucieszyłam się lekko, na myśl, iż mam godzinę do samolotu, który zmieni moje życie. Niestety na tą, drugą, część zdania moja mina zrzedła. Postanowiłam nie psuć sobie udawanego dobrego humoru i postanowiłam iść coś zjeść.

Na parterze była recepcja, poczekalnia, toaleta i sklep, ale żadnych restauracji, dlatego postanowiłam wejść na pierwsze piętro z nadzieją znalezienia jakiejś dobrej miejscówki do najedzenia się przed lotem.

Tak jak myślałam tak było. Na pierwszym piętrze były przeróżne fast food'y jak i normalne restauracje. Rozejrzałam się dookoła siebie i zobaczyłam McDonald'a, KFC, Burger Kinga, Pizza Hut, Starbuk's, jakąś chińską knajpkę i jakiegoś kebaba.

Zdecydowałam się wybrać do Pizza Hut.

Gdzie siedziałam już przy stoliku i wybierałam pizzę dostałam wiadomość, ale postanowiłam ją odczytać później. Zamówiłam małą pizzę hawajską i pepsi.

Po dziesięciu minutach dostałam zamówienie i zaczęłam je jeść, popijając pespi.

Jadłam tylko piętnaście minut. Zadziwiająco krótko jak na mnie, ale nie jadłam kolacji i obiadu poprzedniego dnia.

Kiedy zapłaciłam kelnerowi i wyszłam z restauracji postanowiłam zobaczyć od kogo dostałam wiadomość o tej godzinie. Była 3:30 nad ranem, a ja za pół godziny, dokładnie o czwartej miałam wylecieć z tego kraju i rozpocząć nowe życie.

Zanim zdążyłam wyjąć z kieszeni telefon rozległ się komunikat:

- Pasażerowie lotu do Nowego Jorku w stanie Nowy Jork w Ameryce Północnej proszeni są do hali odlotów numer 15.

Zerknęłam na wielki zegar nad recepcją i okazało się, że schodzenie ze schodów i kupienie w sklepie po dwie paczki gum i mentosów zajęło mi aż piętnaście minut.

Nie sprawdzając nawet wiadomości schowałam telefon i poszłam do wskazanej hali.

Stewardessa sprawdziła mi bilet i pokazała, w którym kierunku mam pójść, aby odłożyć bagaż. Zrobiłam to i wróciłam, aby wejść do samolotu.

Usiadłam mniej więcej na środku samolotu, na miejscu przy oknie.

Stewardessa ogłosiła, że zaraz wystartujemy oraz abyśmy wyłączyli telefony i zapięli pasy.

Wykonałam wszystkie polecenia i spojrzałam się przez okno, aby zobaczyć jak poruszamy się po pasie startowym, a chwilę później wznosimy się w powietrze.

Obserwowałam zmniejszający się świat i wszystkie rzeczy oraz ludzi, które już po krótkiej chwili zniknęły z pola mojego wzroku albo stały się bardzo malutkimi punkcikami na zielonym tle.

Kiedy w końcu mogłam odpiąć pasy i włączyć telefon, zrobiłam to praktycznie od razu.

Zdziwiłam się kiedy zauważyłam, że mam dwie wiadomości i ponad dziesięć nie odebranych połączeń.

Sprawdziłam kto tak bardzo próbował się do mnie dodzwonić, a okazało się, że tym kimś była moje przyjaciółka, Zoe Irwin.

Była to siostra Ashtona Irwina, przyjaciela mojego brata. Wyprowadziła się wraz z Ash'em do Nowego Jorku, gdy ich rodzice dostali tam bardziej płatną i lepszą pracę. Tak samo Alice i Luke Hemmings z rodzicami. Ta sama praca i ten sam dzień wyjazdu. 13.09.2015 rok.

W moich oczach znowu pojawiły się słone łzy, które chciały wypłynąć na policzki, ale nie pozwoliłam im na to. Wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam się. Otworzyłam wiadomość i przeczytałam:

 

Od Zoe :*

Hej kochana! Jak tam szkoła? Wszystko okej? Calum pisał do Ash'a, że uciekłaś z domu i przylatujesz do USA. Co się dzieje?

Odpisz szybko... martwię się :*

 

Uśmiechnęłam się leciutko i postanowiłam odpisać:

 

Do Zoe :*

Hej :* Szkołę zmieniam, a okej nie jest... Mieszkasz w Nowym Jorku, prawda? Opowiem jak się spotkamy ;)

Buziaczki :*

 

Czekając na odpowiedź, postanowiłam sprawdzić drugiego SMS'a. Był od od Alice, mojej drugiej przyjaciółki.

 

Od Alice :*

Cześć laska! Co się dzieje? Luke powiedział mi, że przyjeżdżasz! Kiedy, gdzie? Przyjechać po ciebie?

Pisz szybko, bo oszaleje zaraz!

 

Do Alice :*

Hej! Tak przyjeżdżam, będę na lotnisku w Nowym Jorku w środę o 2:00 w nocy. I mogłabyś przyjechać? Nie za bardzo znam okolicę... a wolałabym się nie zgodzić.

 

Wysłałam wiadomość i od razu dostałam dwie odpowiedzi. Uśmiechnęłam się, ponieważ od wyjazdu dziewczyn nie miałam przyjaciół w szkole. Pomijając oczywiście Calum'a i Michael'a, ale oni są jak bracia. No dobra, Calum to brat, ale Mike prawie.

Z Alice i Zoe utrzymywłam kontakt, ale to nie to co wcześniej.

Otworzyłam wiadomość od Zoe i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

 

Od Zoe :*

Dokładnie tak, misia! Nowy Jork laska! Adres mój i Alice ---->> Nice Street 96. Mamy trzy wolne pokoje. Wprowadzasz się?

Proszę zgódź się!

 

Do Zoe :*

Jasne, że tak! Jak się zgodzicie, oczywiście... nie chcę się narzucać... A Luke i Ash nie mieszkają z wami? Mniejsza... napiszę później, do zobaczenia!

 

Po wysłaniu do Zoe odpowiedzi wyjęłam z plecaka koc i poduszkę, a po chwili przykryłam się oraz kładłam głowę na poduszce. Czekając na wiadomość od Alice zasnęłam.

Obudziłam się koło godziny 00:30 czasu z Australii. Zostało mi tylko półtorej godziny lotu, a jak wyjrzałam przez okienko byłam zszokowana. Na dworze świeciło słońce, a niebo było bez chmurne. Po chwili zorientowałam się, że jestem już nad Ameryką i nie zmieniłam zegarka w telefonie. Jak się okazało była godzina 12:30, a na moim telefonie były dwie wiadomości. Sprawdziłam je. Pierwsza była od Zoe.

 

Od Zoe :*

Do zobaczenia :*

 

A druga od Alice, postanowiłam najpierw ogarnąć swoje rzeczy, a dopiero potem odpisać.

Złożyłam koc i schowałam go do plecaka, tak jak poduszeczkę.

Wstałam i poszłam do łazienki, aby się przebrać.

Teraz miałam na sobie długie, czarne jeansy i białą bluzkę z nadrukiem czarnych wąsów. Chciałam zmienić tylko spodnie na jeansowe szorty.

W toalecie szybko się przebrałam i załatwiłam swoje potrzeby oraz umyłam twarz i zęby.

Wróciłam na swoje miejsce i zrobiłam lekki makijaż i przeczesałam swoje długie brązowe włosy.

Sprawdziłam efekt w telefonie i włączyłam wiadomości.

 

Od Alice :*

W środę o 2:00 w nocy? Lecisz 38 godzin?! Jakim cudem?! Jasne, że przyjedziemy

 

Od Alice :*

W sensie ja, Zoe i Harry. Żadna z nas prawka nadal nie ma!

 

Szybko zauważyłam swój błąd w sprawie daty i godziny mojego przyjazdu, dlatego od razu napisałam:

 

Do Alice :*

Pomyliłam się... będę dzisiaj o 14:00... napisałam ci według czasu z Australii, a nie ze Stanów... przepraszam. Do zobaczenia :*

 

Nie czekałam długo na odpowiedź. Alice odpisałam, że nie może się doczekać i będzie na czas na lotnisku.

Zanim się obejrzałam, a już wysiadałam z samolotu i szłam po swoje dwie wielkie walizki.

Stwierdziłam nawet, że słusznie postąpiłam przebierając spodnie na krótkie szorty.

Uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy dostrzegłam dziewczyny. Od razu ruszyły do mnie biegiem nie zważając na protesty i narzekania ludzi, których popychały.

Nagle poczułam na sobie ramiona Zoe i Alice. Uściskałam je i pocałowałam obie w policzki.

- Hej laski - powiedziałam uradowana.

- Hej piękna! - wyszczerzyły się i zabrały z moich rąk walizki. - Opowiadaj, czemu przyjechałaś teraz?

Mój uśmiech zmienił się w grymas, a dziewczyny znały mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć, iż wolałabym o tym nie rozmawiać.

Byłam im za to wdzięczna. Ramie w ramie, ja pomiędzy nimi, ruszyłyśmy do samochodu ich przyjaciela.

Na parkingu przed lotniskiem zobaczyłam mnóstwo żółtych taksówek, ale i inne samochody. W oczy jednak rzucał się tylko jeden, stojący najbliżej nas. Było to czarne Lamborghini. Tylne szyby miało przyciemniane, a przednie były spuszczone. Ze środka auta słychać było lecącą muzykę. O maskę opierał się chłopak z kasztanowymi lokami do ramion i szkarłatnymi oczami. Ubrany był w czarne jeansy, biały T-shirt opinający jego sześciopak oraz czarne vansy. Muszę przyznać, że był przystojny, ale jeden fakt zrujnował jego przystojność. Jeśli mogę to tak nazwać. Pomiędzy wargami miał papierosa. Wyrzucił go na ziemię i zdeptał swoim butem, kiedy tylko nas zobaczył.

Pomógł schować moje bagaże do bagażnika i uśmiechnął się do mnie, a ja się zarumieniłam.

Moje przyjaciółki siedziały już na tyle samochodu zostawiając mi wolne miejsce z przodu.

Miałam zamiar już wejść do samochodu, kiedy nagle usłyszałam jego głos:

- Hej, jestem Harry Styles.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania