Poprzednie częściNowy świat [1]

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nowy świat [2]

><><><><><

II - W Środku

><><><><><

Las i jego mieszkańcy budzą się do powitania dnia. Ale głównym odgłosem świtu jest mlaskanie, do standardowych jego dźwięków nienależące. Przeradzające się w chrumkanie, posiorbywanie i wreszcie pomruk zadowolenia.

Postać już nie narzeka na brak soli. Szybko zapominając nawet o tym, że coś takiego istnieje. Jedynym, o co dba, jest podtrzymywanie żaru w ognisku. Przysunięta najbliżej jak można, co jakiś czas zmienia część ciała, którą chce ogrzać.

Postępuje tak aż do wyczerpania zapasu pozostawionych resztek, wraz z odczuciem nasycenia i palącym jednocześnie pragnieniem.

Rozgląda się, lecz na to recepty nie znajduje.

Las jest wiekowy i rzadki. Dopiero kilkadziesiąt metrów dalej gęstnieje w ścianę zieleni, odgradzającą postać od reszty czegoś, czego ani nazwać, ani wyobrazić sobie nie potrafi. Wzbudza za to lęk. Jakby ten żywy twór był barykadą, za którą i w niej czekało groźne coś.

Postać długo się waha. Zerka w przestrachu na ścianę lub z żalem na ognisko, nie potrafiąc podjąć decyzji. Podtrzymuje ogień, przeczuwając, że jeśli go pozostawi, może nie zaznać długo ciepła i czeka ją wieczny chłód.

Zanim strach przegra, minie kolejnych kilka godzin. Słońce przebija się z wysokości, sugerującej przedpołudnie.

Dla postaci nie to stanowi wyznacznik. Promienie, które ją muskają, są wystarczająco ciepłe, by zrozumiała, że i w nich się ogrzeje. Bez ognia. Pragnienie staje się dokuczliwe.

W końcu podnosi się z klęczek, instynktownie rozmasowując i rozprostowując członki. Robi jakieś przysiady, skłony i wygibasy. Gdzieś, coś, z kiedyś zapamiętane. Niby odruchy warunkowe, jak i same odczucia, co do istnienia otoczenia. W czarnej mazi jej umysłu powoli pojawiają się pierwsze myśli.

Sama śmierdzi, to także sobie uświadamia. I z pełnym żołądkiem będąc, odczuwa z tego powodu zmieszanie. Nie mniejsze niż z nagości, która przy tamtych osobnikach, nie stanowiła niczego.

Nie myślała o tym. Miała ważniejszy problem.

Rozwiązując go, natknęła się na kolejne.

Nie ma żadnych wskazówek. Czegokolwiek, na czym mogłaby swoje próby myślenia oprzeć. Pojawia się jedynie ponowne: Idź do przodu, szukaj.

Idzie więc. Las żyje.

><><><

Szelesty, pomruki, popiskiwania. Jakieś kwilenie. Wszystko to skłania postać do rozejrzenia się, a gdy wzrok spoczywa na sękatym ułamku gałęzi, bierze go do ręki.

W gąszcz wchodzi ostrożnie, posuwając się w skupieniu pochylona. Gałęzią trąca jakieś rośliny, które skądś zna, lecz których nie pamięta. Czasami uderza mocniej w zielony gąszcz. Bardziej dla wywołania trwogi w jego ewentualnych mieszkańcach i dodania sobie animuszu aniżeli torowania drogi.

Na niektórych krzewinkach widzi jagody i kusi ją, by zerwać je i ugasić pieczenie w gardle. Nie robi tego jednak, nie śmie. Wszystko, co ją otacza, uważa za zagrożenie.

Zarośla kończą się wyjściem na wąski pas traw, a do uszu postaci dochodzą odgłosy wody. Nie widzi jej, lecz słyszy plusk. Przełyka z trudem ślinę i rusza w kierunku dźwięku.

Po prawej wznosi się wysoko, niemal gładka, stroma ściana skalna. Przylegają do niej ogromne, wystrzeliwujące korony ponad nią, drzewa. Tylko u jej frontu ma połączenie z lądem. Szeroka, w dalszej części wyrasta prosto z wody, zamykając swym ogromem jeziorko z tej strony, w ciasnej, zimnej klamrze. Po lewej inna, nieco tylko niższa, samotna górka, z widocznym wyraźnie zagłębieniem, wskazującym na obecność groty. Rejestruje to wszystko bezmyślnie, nie zastanawiając się nad znaczeniem. Brnie po kolana w trawie, aż do postawienia stóp na chłodnym kamieniu.

Łączący oba wzniesienia skalny pomost, doprowadza ją nad widoczną w dole taflę jeziora. Ktoś w nim jest.

Przemieszcza się płynnymi wymachami ramion. Postać się temu przygląda z lękliwą uwagą, lecz bez zdziwienia.

Stoi nad krawędzią, tkwiąc stopami o metr od lustra wody. Nie ma jak do niej dosięgnąć. Rozgląda się. Dostrzega wąski pas wchodzący w wodę, będący drewnianym pomostem.

Przechodzi kilkanaście metrów, nie spuszczając wzroku z pływającej postaci. Tamten właśnie przewraca się na plecy, ze wzrokiem utkwionym w stromą skałę.

Drewno, w przeciwieństwie do kamienia, jest przyjemnie ciepłe.

Idzie, rozglądając się na boki. Jakby licząc, że woda za jednym z kolejnych kroków, w tym akurat miejscu, znajdzie się bliżej rampy. Że przyklęknie i do niej dosięgnie.

Woda ani drgnie. Lustro jeziora marszczą wyłącznie fale wywoływane przez pływającego. Postać zatrzymuje się na końcu pomostu. Przy kupce porzuconej w nieładzie, zabarwionej na mroczny, nieprzyjazny kolor tkaniny. Drży i odsuwa się od niej ze wstrętem.

Przyklęka i bada odległość, jaką potrzebuje pokonać, aby się napić. To za mało. Musi położyć się i wychylając, coraz to dłuższym rozmiarem zwisającego ciała, jedną ręką kurczowo trzymając się krawędzi deski, nabiera w dłoń kilka pierwszych kropel i ostrożnie, podaje je sobie do ust. Robi to z namaszczeniem, jakby wracała do wykonywania dawno zapomnianego rytuału.

Powtarza czynność wielokrotnie, obmywa także twarz.

Gdy już ugasi pragnienie, nabiera ochoty na zanurzenie się w wodzie. Jak tamten.

Powstrzymuje ją przed tym lęk przed otchłanią jeziora. Woda jest ciemna i nie widzi niczego, prócz czerni. Mimo tego pragnie przynajmniej ochlapać całe ciało. Puszcza drewno, wychylając się, dla umożliwienia zasięgu obu rękom.

Ochlapuje się długo i prawie bezgłośnie. Aż do chwili odczucia z tego powodu wypełniającej ją radości. I o mały włos, nie kończy się to upadkiem w toń.

Radość szybko przeradza się w przerażenie, gdy kurczowo chwytając pomost, z trudem odzyskuje równowagę. Z gardła wydobywa się okrzyk.

Udaje jej się zażegnać niebezpieczeństwu i powraca do pozycji klęczącej. Pomost ma szerokość jej wzrostu, bez trudu więc lokuje się bezpiecznie pośrodku. Jednak krzyk ma inne konsekwencje. W jeziorze następuje natychmiastowa reakcja. Paniczna.

— Ty...!!!

Kiedy patrzy w kierunku tamtego wrzasku, nie widzi już płynnych ruchów. Spowodowane przerażeniem bądź skurczem z tego wynikłym, trwa wymachiwanie ramionami, z nieskoordynowanym biciem nimi o wodę. Postać patrzy zafascynowana.

Z około pięćdziesięciu kroków, które ich oddzielają, widzi, że tamten jest całkowicie wytrącony z równowagi. Że w tamtych oczach jest to samo, co tak i ją, co chwila paraliżuje. Przerażenie jest czytelne, lecz jest w nich nie tylko to jedno.

— Pomóż mi!!! — wrzeszczy pływak, by zaraz zniknąć pod wodą. Po raz pierwszy i na krótką chwilę.

Łysa czaszka, wynurzająca się zaraz, wygląda jak poplamiona.

— Raaatuuuj...!!! Tyyy...!!! — Tonacja nabiera innego odcienia. Tego samego, gdy tamten krzyknął po raz pierwszy i podobnego do rozmów w lesie. Postać wie, że to jeden z tamtych, a nie widząc pozostałych, trwożnie rozgląda się dookoła.

Tymczasem pływak znika ponownie. Po raz drugi i na dłużej.

— Nikczeeemniiikuuu...!!! — Pełen nienawiści wrzask, rozlegający się zaraz po wynurzeniu, odbija się echem od skał. Pływak najwyraźniej chce jeszcze coś dodać, lecz do uszu postaci dochodzi już tylko niewyartykułowane bulgotanie. Trwa krótko. Pływak znika pod wodą, po raz trzeci. Postać wie, chociaż nie ma pojęcia skąd, że ostatni.

Jezioro nie ma już ani jednej zmarszczki. Słońce przygrzewa. Drzewa i mniejsze rośliny bezgłośnie pną się ku niemu w ustającym dopiero w chwili śmierci wyścigu.

Postać rozgląda się ponownie. Baczniej niż przedtem. I dopiero po upewnieniu się, że nikt jej nie obserwuje, sięga do pozostawionych przez tamtego rzeczy.

W momencie dotknięcia ich nagle coś sobie przypomina.

Ostrożnie, z wahaniem, unosi rękę do czubka swojej głowy.

><><><

Cdn.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Canulas 29.10.2017
    "Nie mniejsze niż z jej nagości, która przy tamtych osobnikach, nie stanowiła niczego." - dookreślenie "jej" wątpliwe w swej zasadności. Pod rozwagę.

    "Rozwiązując go, natknęła się na kolejny i nie tylko jeden." - rozumiem, że czasem specyficzny szyk w zdaniu, nadmierna rozwlekłość, todla Ciebie pewnien artystyczny
    środek przekazu, ale czy nie prościej: Rozwiązując go, natknęła się na kolejne? - Nadmiar ubarwień czyni przebarwienie.

    ".Wszystko to skłania postać do rozejrzenia się, a gdy wzrok spoczywa na sękatym ułamku gałęzi, bierze go do ręki." - śekaty ułamek gałęzi mi się bardzo widzi.

    "Na niektórych krzewinkach widzi jagody i kusi ją, by zerwać je i ugasić pieczenie w gardle." - Tutaj mam tylko wątpliwość. Zastanawiam się czy postać, dla któej wszystko jest
    nowe, świat odkrywa na nowo, ma prawo do fachowego nazewnictwa "jagody". Wiem, że to niedialogowe, ale myślowe. Cóż. Czy nie będą to dla niej "kolorowe kulki" czy coś tam innego. To taka dygresja tylko, nie zarzut.

    " Szeroka na ponad dwieście metrów," - tak samo tu. Dokładna analiza. Nie lepiej: Ogromnie. Czy, jeśli chcesz zachować stylizację: Niepomiernie?

    " Rozgląda się, zauważa drewniany pomost." - Tutaj bym jednak połączył: zauważając drewniany pomost. Lub, jeśli nie chcesz. Zastosował kropkę, po "sie". Przecinek mi się tu wydaje zbyt słabym hamulcem.

    "Przyklęka i bada odległość, którą musi pokonać, aby się napić. To za mało. Musi położyć się i wychylając, coraz to dłuższym rozmiarem zwisającego ciała, jedną ręką kurczowo trzymając się krawędzi deski, nabiera w dłoń kilka pierwszych kropel i podaje je sobie do ust."
    Na początku dwa razy "musi". Do tego zbyt blisko siebie: Moze pierwsze wyeliminować? "Przyklęka i bada odległość, którą należy pokonać, aby się napić. Może tak?
    Druga kwestia, to: Podaje je sobie do ust. Przekombinowane. Co najwyżej: Wkłada do ust. Koniec. Ewentualnie: nabiera w dłoń kilka pierwszych kropel i pije. Koniec. Czytelnik wie, co będzie. Jak pije. Rozumie, że postać sobie tym nie oblewa ryja. Nie myśl za czytelnika bo się znudzi.

    "Gdy już ugasi pragnienie, nabierze ochoty na zanurzenie się w wodzie. Jak tamten." - a tu coś z czasem chyba. Całość jest w takiej manierze, że bardziej tu pasuje"nabiera".

    "Z około 50. metrów, które je oddzielają," - Tu chyba nie muszę pisać, co mnie razi?

    Zaraz niżej jest fragment topiącego się mężczyzny. Podoba mi się obojętność obserwacji bez emocjonalnych naleciałości, których kwintesencją jest: "Tymczasem pływak zniknął ponownie. Po raz drugi." - Lubię takie smaczki.
    Apropo: Zarówno: "- Raaatuuuj...!!! Tyyy...!!! - tonacja wrzasku," Jak i:- Nikczeeemniiikuuu...!!! - pełen nienawiści wrzask" - wielką literą, bo nie odnoszą się bezpośrednio do kwestii dialogowych.

    No i tyle.
    Strawniejsze. WIelokropków jest mniej, ale strawniejsze przez pryzmat bardziej skondensowanej treści. Jest wydarzenie, jest obserwacja, jest strumień myśli. Nic nie dominuje i proporcje są zachowane. Jest lepiej. Rozstrzelanie akapitowe nadal razi.
    Nie mniej, jest Cię na czym zawiesić.
  • Canulas 30.10.2017
    Jeszcze tylko dodam, że zainteresowałem się Twoim tekstami po przeczytaniu tekstu na bitwę. Chciałbym tylko dodać, że tamten, w odniesieniu do innych Twych teksów, podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Toteż czytam dalej, w nadziei, że na coś podobnego natrafię.
    Pozdrawiam.
  • Felicjanna 30.10.2017
    Tamten był o tyle łatwiejszy o napisania, że w dużej mierze oparłam go o rzeczywistość. Tutaj mam przerąbane i nie przesadzam. Niby coś widzę, lecz tak niewielki ułamek, że niejako zmuszam się do "uzupełniania treści". Oczywiście dzięki i zlikwiduję rozstrzelanie. Sądziłam, że ludziom łatwiej się tak czyta. A co do jagód i innych nazw, to wynikają one z niewypranego do końca zasobu pamięci. Ona to bardziej czuje niż nazywa. I tak, jak widzę, mam sporo do naprawienia.
  • Franio 31.10.2017
    Wczoraj wpadłem na Twój 3 odcinek. Teraz przeczytałem pierwsze dwa. Według mnie ocena treści, formy opowiadania lub innej twórczości jakiegokolwiek autora pozbawiona jest większego sensu. Nie jesteśmy klonami więc właśnie ta różnorodność w widzeniu świata jest arcy ciekawa. To co piszesz po prostu podoba mi się.. i z chęcią czytam. Gratulacje
  • Felicjanna 31.10.2017
    dzięki, lecz jako, że widzę swe braki, techniczne aspekty wezmę pod uwagę zawsze. Co do zamysłu i treści, bez obaw, nie ma mowy-:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania