Nowy Świat - Roz.4 -Walka na śmierć i życie.

Tagled wytężył wszystkie zmysły. Czuł czyjąś obecność. I nie był to nikt znajomy. Słyszał wolne i ostrożne kroki. Czuł jego oddech. Do tego, miał przeczucie, że jest to godny przeciwnik. Wysunął swoje długie, ostre szpony i wbił je w ziemię. Pot spłynął mu po policzku. Tak... Przybysz był blisko. Zbyt blisko. I nagle to...

Kilka metrów przed nim, stanął nastolatek, na oko w jego wieku. Odziany był w czarną koszulę, elastyczne szare spodnie, pelerynę o białych krawędziach, a na nogach miał ciemne trampki. Blondyn uśmiechnął się szyderczo i jednym ruchem zamienił się w dość potężnego smoka zagłady. W głowie Tagleda pojawiło się jedno pytanie: "Jakim cudem te cholerstwa jeszcze żyły?!" Otworzył paszczę i ukazał rząd ostrych jak brzytwa kłów. Jego złote oczy zabłyszczały, a czerwone skrzydła rozsunęły się w pełnej okazałości. Był zdecydowanie lepiej zbudowany od wroga, jednak smoki zagłady, cechowały się sprytem i wytrwałością.

Niespodziewanie "gość" zbliżył się o kilka kroków, do swego przeciwnika. Ustali na przeciwko siebie. Obaj byli pewni wygranej. Nikt nie zamierzał ustąpić. Nawet za cenę własnego życia. Smok wojny groźnie się najeżył i czekał na odpowiedni moment, by zaatakować. Wtedy zauważył na nodze wroga imię. A brzmiało ono Himero. Bez wątpliwości był to podwładny tego gada Segai'na. Jednak jego miejsce było w grobie, a nie na powierzchni ziemi. Himero rozpostarł skrzydła i zamachnął się nimi w stronę przeciwnika, powodując mocny wiatr.

- Giń! - warknął smok wojny.

Wtedy coś drgnęło nim od środka. I to mocno. Poczuł, jak jego serce płonie żywym ogniem i przed oczami ujrzał czarne plamki. Pojawiły się drgawki i paraliż. Tracił nad sobą kontrolę. Nie wiedział, czy zaufać obcej sile i zaatakować, czy uśpić w sobie chęć mordu i odpuścić walkę. Jednakże nie mógł przełknąć myśli, że ta gnida będzie żyć. Zdecydował. Kolor jego oczu zmienił się na srebrny, a światło odbiło się od jego zębów. Wziął rozpęd i bez namysłu powalił Himero z impetem na ziemię. Ale i on nie był słaby. Odepchnął go i uderzył długim ogonem. Teraz Tagled umieścił go w mocnym uścisku swoich kłów i wolno rozcinał gardło. Krew ciekła po jego tułowiu i kapała na trawę tworząc czerwoną kałużę. Czuł, jak "mały" ucieka od śmierci i przygniótł go masywnym ciałem. Teraz pozostawało już tylko czekać na jego śmierć. Ale przybysz ostatkiem sił rozdrapywał mu brzuch, zostawiając krwawe szramy. Wreszcie smok puścił wroga i ponownie zajrzał w jego - teraz puste - oczy.

Wtem na scenie pojawił się jeszcze jeden aktor, a właściwie aktorka - Senko. W milczeniu obserwowała walkę na śmierć i życie zza krzaków. Tym razem obaj turlali się po podłodze. Przy tym mocno wgryzali się w swoje szyje i łapy. W końcu Tagled odbił się od ziemi i zaatakował z powietrza. Przeciął niebo i w szale cisnął przeciwnikiem o drzewo. Jego ciało bezwładnie opadło na ziemię. Ale oczy Himera nadal pozostawały w ruchu. I choć umierał, rzucił się na Tagleda pazurem drapiąc jego nos i pysk. Krew prysnęła strumieniami, po czym i jeden i drugi zsunęli się w błoto. Jednak przybysz zapragnął ucieczki. Podniósł się i wbiegł w las. I był to jego największy błąd. Senko co prawda nie tolerowała zabójstw, jednak temu śmieciowi nie darowałaby za nic. Wyskoczyła z zarośli i z odległości metra zdmuchnęła na niego ciemny pył, z dłoni. Sparaliżowany smok upadł i rozpłynął się, przy tym jęcząc z bólu.

- Senko... - wymamrotał poturbowany Tagled. - Co ty tu...?

- Przyszłam z wizytą. Poza tym chciałam zbadać teren.

- Po co?

- Bo takie mam zadanie. Ale to nieistotne. Ważniejsze jest to, skąd wziął się ten opryszczek. Nie sądzisz?

- No tak... Sam jestem tego ciekaw.

- Coś mi mówi, że mamy problem. Powinniśmy pogadać z resztą.

- Ten gnojek Segain'a... Chyba zabito wszystkich... Ale... Masz rację. Przedyskutujemy to z innymi. Zacznijmy od Mian'a. On zawsze jest na miejscu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania