NS - Marność istnienia - Limit słów

Kłótnia wywiązała się z jakiegoś błahego powodu. Staliśmy czekając na pociąg w śród tłumu gapiów napawających się naszymi słowami. Początkowo były ciche i wyważone jak przystało na dwoje dorosłych ludzi. Wkrótce zmieniły się w coraz głośniejsze, ubrane w gesty.

 

,,Boże, do jakiego poziomu się zniżyłam spotykając się z tym człowiekiem’’ – pomyślałam, kiedy sama zaczęłam machać rękami wypowiadając swoją kwestię, a do tego przerywnik ,,kurwa’’ lub ,,ja pierdolę’’ zagościł w mych wypowiedziach jakby był normą.

 

 

Strasznie mnie irytował. Jego sarkastyczne docinki, półuśmieszki, wkładanie w moje usta czegoś, czego nie powiedziałam i udowadnianie, że to fakt.

 

 

Wreszcie wzięłam głęboki wdech i zadałam konkretne pytanie.

 

- Dlaczego wciąż ze mną jesteś, skoro twierdzisz, że głupia ze mnie istota?

 

- Fajna laska z ciebie – zaczął, opuszczając na nos słoneczne okulary. Pod daszkiem na peronem nie były mu do niczego innego potrzebne, jak tylko po to, by ukryć spojrzenie. Drwiące jak zawsze. – Dlaczego jakiś inny facet miałby bujać się z taką kotką, skoro ja mogę.

 

- Musiała dobrze mruczeć – rzucił jakiś gnojek.

 

- Dawała radę – potwierdził obracając się w stronę zebranego tłumu. Półuśmiech poszerzył się o drugą połówkę.

 

 

Głupi, nigdy nie zapytał dlaczego ja bujam się z nim, bo nie miał by tego triumfalnego uśmieszku na swojej czarującej buźce.

 

 

Powinnam może zapytać czy mnie kocha, zalać się łzami, gdyby stwierdził, że nigdy nie darzył mnie takim uczuciem, ale ja też nie znałam westchnień serca do tego faceta. Doszłam więc do jednego wniosku. Fajnie było, ale się skończyło. To idealny moment, żeby powiedzieć sobie – pa.

 

 

Mimo mojego stwierdzenia narastała we mnie wściekłość. Złość, że bawił się mną i mówił o tym z taką lekkością.

 

 

Światła naszego pociągu już było widać, ale nie zbliżały się. Tkwiły w jednym punkcie. Podmiejski czekał, by przepuścić pośpieszny, który nadjeżdżał. Zrobiłam kilka kroków w tył.

 

- Co robisz? – spytał.

 

- Odchodzę – odpowiedziałam czując ulgę.

 

- Idź w pizdu! – krzyknął, a gwizd pociągu przeciągnął ostatnią sylabę.

 

 

Pchnęłam go z całej siły. To co powiedział przeważyło szalę.

 

Chyba się nie spodziewał. Wpadł wprost pod przejeżdżający pociąg.

 

 

- Wyczerpałeś limit słów – skwitowałam – nie tylko na dzisiejszy dzień.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Nazareth 07.05.2016
    xxECxx? Nie dokońca pasuje mi do niej, ale chyba najbliżej.
  • KarolaKorman 07.05.2016
    Myślisz? Coś nie wydaje mi się
  • Nazareth 07.05.2016
    Tak jak mówię, nie jestem do końca przekonany, ale to jedyne co mi przyszło do głowy...
  • Nazareth 08.05.2016
    Oj, ty taka przekorna ;)
  • Neurotyk 09.05.2016
    A to cwaniara, Karolka:D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania