O hipokryzji a może inaczej.

Cześć

Jestem osobą wierząca. Przed paroma laty usłyszałem coś niespodziewanego, wręcz nie z tego wymiaru. Ksiądz po mszy niedzielnej rozmawiał ze starszą kobietą, oznajmił jej, że kobieta nie może zamówić mszy dla swojego świętej pamięci męża. Ksiądz swoją tezę bronił tym, że ów nieżyjący, prowadził życie w przeciwnym kierunki niż pobożne, nie było go widać w kościele i u spowiedzi rzadko.

Kobieta ta zaczęła powoli łkać, broniła męża słowami :

- Pijak to może on był, ale kiedy było coś załatwić albo dzieciom coś kupić to zarobić umiał - oznajmiła kapłonowi wręcz ściszonym głosem, a na to człowiek boga :

- Ja rozumiem pani stratę ale są pewne procedury których trzymać się muszę i co na to wierni naszego kościoła ?

- Oni lubili Macieja, a to jak ktoś o coś poprosił to płot pomalował a to dach naprawił a że do gorzały go ciągnęło to z powodu więzienia, oskarżyli go dranie w PRL-u za coś czego nie zrobił.

- Ja muszę już iść na plebanie proszę pani, co do pani męża to dla mnie sprawa jest zamknięta, jak się z grzechu wyleczyć nie potrafił to teraz jakiś rodzaj pokuty musi mieć.

 

Dostałem coś w rodzaju szoku, przez chwilę zebrałem trochę myśli i dodałem do tego swoje dwa zdania:

- Proszę księdza, a z tego co wiadomo wszystkim parafianom, ksiądz Albert też lubił sobie wychylić za kołnierz a msza ku pamięci odbyła się w tamtym roku, to nie jest hipokryzja ze strony Kościoła ?

A na to duchowny kościoła katolickiego :

- Ksiądz Albert szanowany był, wiem ze jego grzechem był alkohol, ale w dobro jego duszy nikt nie wątpił, nie ma co porównywać - rzekł oschle w moim kierunku. Koloryt jego skóry przybrał barwę jasnej czerwieni.

Wszedłem z nim w utarczkę słowną.

- Wszystko w porządku, nie sądzę żeby ksiądz Albert był złym człowiekiem, ale też nie sądzę, żeby butelka spirytusu sprawiła, by nie uszanować pamięci o nieboszczyku, a z tego co każdemu wiadome, ksiądz Albert znał męża, pani Eli i razem z nim pił.

Do rozmowy wtrąciła się żona zmarłego.

- Ja księdza Alberta pamiętam dobrze, proszę księdza, ja wiem że mąż mój lubił z nim pogadać.Po tych słowach, księdza aż zamroczyło.

Ksiądz na to:

- A o czym oni mieli by gadać, proszę pana - rzekł, świdrując oczami, a to na mnie, a to na wdówkę.

Byłem już na tyle poirytowany cała sytuacją . Rzuciłem uwagą..... Okazała się być ostateczną.

- O pędzeniu bimbra rozprawiali.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Okropny 10.01.2018
    zupełnie jakby to była Ameryka domagająca się odkrycia, ksiądz hipokryta, cudne.
  • Nazareth 10.01.2018
    Pisz normalnym językiem, zamiast silić się na coś co chyba miało być górnolotne, wychodzi sztucznie a czasem trochę śmiesznie, bo widać że autor nie rozumie sformułowań jakich używa.np. "lubił sobie wychylić za kołnierz" - nie ma takiego powiedzenia, jest natomiast "nie wylewał za kołnierz" co znaczy właśnie że pić lubił i wódki nie marnował. Analogicznie więc, jeśli twój bohater za kołnierz wylewa, to znaczy że migał się od picia a przecież było na odwrót.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania