O Mariuszu i Anieli część 10.

Aniela zapłaciła i poszła dalej. Na rynku nie było już żadnych ani tanich, ani ciekawych towarów, poszła więc na dworzec kolei wąskotorowej. Weszła do poczekalni. Ściany od dołu do sufitu były pomalowane miodową farbę olejną. Na podłodze leżały białe i czarne kafelki ułożone w szachownicę. Po lewo we wnęce znajdowała się kasa. Przy okienku Aniela ujrzała swoją przyrodnią córkę Aldonę. Kobieta podeszła do niej od tyłu i szturchnęła ją.

-O Jezu!- krzyknęła Aldona.

-To ja.

-O Jezu, jak się przestraszyłam.

-A ty dzie jedziesz.

-Do dumu.

-To weź i my tyż zara kup bilet, zara ci oddam.

-Dobra. Kupię Ci.

Aldona kupiła bilet. Kasjerka wydała jej ręcznie wypisany blankiet. Kobiety wyszły na zewnątrz. Skład pociągu był już podstawiony. Aniela rozsunęła drzwi i wraz z córką weszła do wagonu.

-Dobry!- krzyknęła Aniela siadając naprzeciwko konduktora

-Dobry- mruknął pod nosem skwaszony kolejarz.

-I co tera. Nie będu już u nas jeździli?- zagadywała go.

-Ni. Tory rozbieru i zrobiu tu ścieżkę rowerowu.

-Jo tam, a po cholerę ścieżka, a kto to będzie niu jeździć? Ja mówiłam już wej dawno, że ta Unia to nas wywiedzie.

-A ja żem głosował, żebyśma weszli do Unii…

-Bogać ni … Ja tam na wybory to nigdy nie chodzę, ale tera pójdę, bo my się podoba tera jak w Polsce je.

-Jo tam. Ja tera se musze roboty szukać. Tak wszędzie mówiu, że je tak dobrze, a u nas robotę dostać to je jak cholera cinżko.

-Nu jo- przytaknęła Aniela.

Kobiety przyjechały do Ciućmaniji. Aldona poszła do swojego domu, zaś Aniela na plebanię po rower, a następnie do kwiaciarni Drzazgowej. Przed sklepem stało kilka doniczek z chryzantemami. Kobieta sięgnęła z ziemi niedużą doniczkę z fioletowymi astrami o drobnych kwiatach, następnie weszła do budynku. W pomieszczeniu stały cztery kobiety, wśród nich była Jadwiga Gałkowa.

-Ooo! Dzień dobry. Sto lat pani nie widziałam- wykrzyknęła Gałkowa.

-Dobry, dobry- odrzekła Aniela stawiając doniczkę na ladzie

W kwiaciarni było więcej kwiatów niż zwykle. Zaś wszędzie gdzie pozostało wolne miejsce stały różnego rodzaju znicze. Od malutkich, filigranowych zalewanych zniczy, przez różnej wielkości wkłady do dużych, zalewanych ,,winogron’’.

-Co chcesz, Jadzia?- zapytała kierowniczkę gospody po GSie Drzazgowa.

-Nu wisz co przecież. Toć żem u Ciebie zamawiała.

-A jo! Zara Ci przyniese.

-Nu. To ile będzie?- zapytała Jadzia wyciągając z portfela banknot dwustuzłotowy.

-Sto pięćdziesiunt- odparła kwiaciarka podając Gałkowej dużą, wypełnioną butelkami z alkoholem, torbę.

-To te piędziesiunt se weź na następne zamówienie jako przedpłatę.

-Dobra. A ty Aniela co chcesz?

-Tote kwiaty i daj mnie trzy tote winogróna i ze sześć totych małych.

-Już. Tote kwiaty to je osiem, tamte trzy to je piętnaście, a totych sześć to je dziewięć. To będzie razem trzydzieści dwa.

-To daj mi tu do torby.

-Czekaj. Ma być zimno we Wszystkich Świętych, to ci dam setkę, jak wrócisz ze cmentarza to se łyknij.

-Jo. Dzięki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania