O Mariuszu i Anieli część 12.
Pierwszego listopada Aniela pojechała na cmentarz. Pozapalała znicze na grobach zmarłych ze swej rodziny i poszła pod kaplicę cmentarną. Proboszcz Pawłowicz kończył już czytanie wypominków. Nagle Anielę zaszła od tyłu jej siostra Maryla z mężem Januszem. Maryla była ubrana w długi fioletowy płaszcz, na głowie zaś miała beżowy beret. Jej małżonek natomiast był ubrany w czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę.
- Cześć- zawołała Maryla obejmując Anielę.
- Cześć, cześć- odparła.
- Czołem- rzekł do Anieli Janusz podając jej rękę.
- I co tam słychać?- zapytała siostra Anieli.
- A… No wisz, po staremu.
- I jak tam u Mariusza?
- Późni w domu se z nim pogadasz bo przyjdzie- odparła zdenerwowana.
Rozpoczęła się msza. Na mszy kazanie wygłosił pochodzący z Ciućmaniji ksiądz prałat Bogdan Cebula. Po mszy Maryla rzekła do Anieli.
- Wisz ty co?- powiedziała siostra.
- Co?
- Tak mi się przy grobie Romana w głowie zakręciło, że bym się na lampki przewróciła.
- To dobrze żeś się na lampki nie przewróciła, bo byś się mogła zesrać.
- Jak zesrać?
- Normalnie. Jak się ogień pod dupę podstawi to człowiek się ni może powstrzymać i sra- powiedziała Aniela wychodząc z cmentarza.
- Nie gadaj. Skund to wisz?
- W telewizorze tak gadali.
- Jo tam. W ty telewizji to głupoty gadają. Pewnie w TVMie to gadali.
- Ni.
- Ty, to jak tera jedziesz z nami.
- Ni, ja rowerem jade, a wy se jedźta. Tam w chałupie je Mariusz.
Goście pojechali do domu Anieli. W budynku czekał już Mariusz. Nie weszli jednak i poczekali na Anielę. Po dwóch minutach kobieta dotarła. Oparła rower o płot oddzielający kawałek ogródka przed domem od podwórza. Goście wraz z gospodynią weszli do budynku. Po otwarciu drzwi ich oczom ukazał się mały przedsionek.
- Zdejmijta buty. Zara dam wam laczki. Janusz! Wybierz se, które chcesz- prawiła Matka Mariusza.
- Tote brązowe daj mi.
- Masz. Maryla, a ty masz tote niebieskie.
Goście zdjęli płaszcze i weszli do przedpokoju. Mariusz wyłączył telewizor i wyszedł z małego pokoju, aby przywitać się z gośćmi.
- Cześć Mariusz- zawołała Maryla.
- Cześć ciotka- odpowiedział podając jej rękę- cześć wujo- dodał podając rękę Januszowi.
- Ja do kibla idę- powiedział Janusz.
- To idź, a ja ręce umyję- rzekła Maryla.
Kobiety weszły do kuchni. W piekarniku piekły się udka. Na piecu stał garnek, w którym gotowały się ziemniaki. Na stole stała patelnia, w której znajdowały się kotlety schabowe, które wcześniej usmażył Mariusz. Mężczyzna umiał dobrze ugotować. Jedzenie na każdą uroczystość, która odbywała się w domu jego matki zawsze on przygotowywał. Maryla umyła ręce i usiadła przy stole. Za chwilę z toalety wrócił Janusz.
- Co chceta do picia?
- A kawę mi możesz zrobić-powiedziała siostra Anieli.
- Mnie tyż- dodał Janusz.
- Jo. Czekajta. Zara wyjmę szklanki. To tak: was dwóch, Mariusz, Alduna ze Sławkiem i Łukasz to je sześć. A i jeszcze Romana brat przyjadzie to siedem. Weź mi Janusz podaj tu czajnik.
- Już Ci podaję.
Matka Mariusza wlała wodę do czajnika i postawiła go na piecu. Potem otworzyła oszklone drzwiczki kredensu i wyjęła z niego zieloną puszkę z kawą i miodową puszkę z herbatą. Obie puszki sięgały pamięcią towarzysza Gierka. Następnie wyjęła siedem szklanych podstawek, na których ustawiła szklanki. Za chwilę wyjęła łyżeczki z szuflady pod blatem stołu.
Komentarze (4)
Dobrze, że nie podstawczaków, bobym wizualizował szklane grzyby. A może to po prostu stylizacja z dialogów wkradła się do narracji?
Mnie bardziej martwi brak spacji przed i po myślniku, a to powtarza się we wszystkich wypowiedziach.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania