O MAriuszu i Anieli część 19. ostatnia

- Dobry!- krzyknął Mariusz wchodząc do budynku OSP.

- Dzień dobry- rzekła Malwina, narzeczona Mariusza.

- Wchodźta, wchodźta- powiedziała Gałkowa.

- I co tam, matka, robita?

- Nu co, o snach se gadalim.

- O… Ja to tam mam sny…- rzekła narzeczona Mariusza.

- My to się ostatnio gówna śnili.

- Jo. Matka mówi, że jak się gówna śniu to plotki.

- Jo. Jeszcze jutro na weselu będu plotkować- wtrąciła się Gałkowa z lekkim uśmiechem na twarzy.- Nie będzię im jeszcze obiad smakował, albo wódki za mało.

- Bogać ni. O cholera, która to godzina je?- zapytała Aniela.

- Piętnaście po drugij.

- O! To jeszcze… bo kiele piątyj ma ciotka Maryla przyjechać.

Pod remizę podjechał samochód dostawczy marki Żuk. Wysiadł z niego Leon Zapiór pracownik GSu. Otworzył bagażnik i sięgnął z niego pięć skrzynek z oranżadami, lecz nie dał rady zanieść ich wszystkich do remizy. Wszedłszy do budynku zauważył Mariuszu i kazał mu przynieść pozostałe skrzynki.

- To ile to będzie, Leon?- pytała Aniela.

- Czekaj. Po osiemdziesiunt groszy za butelkę było i dwajśćia butelków w skrzynce je, to będzie osiemdziesiunt.

- Masz tu, o.

* * *

Tego samego dnia dwadzieścia po piątej po południu Aniela z Marylą wybrały się do kościoła na mszę świętą. Po komunii wikary Paweł Kozłowski pobłogosławił wszystkich, po czym zniknął w zakrystii, a jego miejsce zajął proboszcz. W chwili gdy organista zaczął grać ,,Niechaj będzie pochwalony’’ proboszcz uklęknął. Kościelny zaczął dzwonić dzwoneczkami, a z zakrystii wyszły kobiety z różańcem, wśród których były też Aniela i Maryla. Ruszyły w kierunku wyjścia, a tuż za nimi proboszcz niosący monstrancję. Organista zaczął grać i śpiewać litanię do Serca Jezusowego, a za nim wszyscy zgromadzeni w kościele. Tego popołudnia było pięknie. Chorągwie niesione przez mężczyzn falowały niczym żagle. Dziewczynki sypały kwiaty, które unosiły się w górę przy każdym podmuchu wiatru.

* * *

- Ty, Jadzia, ale dobre żeś te udka zrobiła- prawiła matka żony Mariusza, Mariola.

- Jo, ja je zawsze chwile przed kuńcem pieczenia to tym... majonezem smaruję- rzekła Gałkowa.

W tle pobrzmiewała piosenka Sławomira ,,Miłość w Zakopanem’’, ludzie tańczyli. Po chwili Gałkowa zerwała się z siedzenia i weszła na parkiet. Zaczęła tańczyć z Romanem, szwagrem Anieli. Około jedenastej w nocy Mariola, po paru głębszych, wraz ze swoim mężem zaczęła ,,wywijać’’ na parkiecie. Po chwili oczy zgromadzonych na weselu gości skierowały się właśnie na małżeństwo Piotrowskich, którzy weszli na stół stojący pod oknem i zaczęli na nim tańczyć.

- Marek, skuńcz grac, bo jeszcze spadnu i afera będzie- rzekł Roman do grajka.

- Jo, już refrenu nie zagram.

Gdy ustała muzyka, Piotrowscy zeszli ze stołu i poszli na fajki na dwór.

- Ty, Aniela, ja Ci mówię, jakie dobre jedzenie, a i ten chłopak tyż ładnie gra- mówiła Maryla.

- Jo- przytakiwała matka Mariusza.

- Jeszcze na takym weselu nie byłam.

- Co jak co, ale Gałkowa to się postarała- rzekła zadowolona Aniela.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania