O utopku i paniczu.
Na skraju lasa.
Na skraju raju.
Czekał na swą panienkę.
Czekał na swą Marlenke.
Kawaler uroczy.
Co miał czarne oczy.
I grał na skrzypkach.
A obok lasu.
Staw barwny się znajdował.
A w nim utopek.
Utopek się chował.
Gdy ujrzał panicza.
Nabrał ludzkiego oblicza.
I grać mu nakazał.
Uciekać zakazał.
I chojnie zapłacił.
A gdy nocka.
Do końca się miała.
Do stawu Marlenka.
Marlenka skała.
Bo papa nakazał do lasa.
Dziś w nocy umykać.
Jak się zdziwił.
Kawaler uroczy.
Gdy nastał już ranek.
I zapiał kur co poranek.
Poranek zwiastuje.
Bo w kieszeniach zamiast monet złotych.
Znalazł kamień i liść liliowy.
A ból był podwójny.
Bo honor doznał ujmy.
Bo utopicy.
Spotkanej na ulicy.
W noc majową.
Oddał swe serce.
I pod kobiercem.
Przysiąg jej ślubować.
A teraz już tylko.
Przyszło mu uciekać.
Bo utopek dostojny.
Nie był taki hojny.
I córy mu nie dał.
Komentarze (7)
To ty jesteś ze Śląska
Tak
A ja z Pomorza
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania