Obłęd
Pamięci mojego obłąkanego pradziadka, który kochał mnie szaleńczo - najmocniej ze wszystkich swych wnucząt.
Starzec z okrągłymi okularami o przezroczystych oprawkach pochylał się nad książką. Książką, którą kupił czterdzieści lat wcześniej. Książką, którą przeczytał już czterdzieści razy i trzymał ją w ręku po raz czterechsetny. Błądził wzrokiem po wyblakłych słowach, gładził bez końca opuszkami zakurzone i zżółkłe kartki. Jego wargi lekko drżały, jakby chciał uronić parę słonych łez, tylko zapomniał jak to się robi. Mijały godziny, a on nie przewrócił strony na kolejną i nie podniósł głowy ani razu. Jego syn chodził niespokojnie po domu, garbiąc się i paląc bez przerwy najtańsze papierosy. Całe mieszkanie zadymione, a każdy jego mieszkaniec stary i pomarszczony.
Synowa z teściową siedziały przed telewizorem. Zbliżała się noc, a kobiety śmiały się do rozpuku z bezradności, która je wypełniała. Był to jednak śmiech jednocześnie prawdziwy jak i smutny. Kto by pomyślał, że kłócąc się przez tyle lat, znajdą porozumienie w cierpieniu. Jedna z kobiet rozwiązywała krzyżówkę, druga stukała palcami o blat, namiętnie rozglądając się po mieszkaniu, jakby widziała je po raz pierwszy.
Z pozoru zwykła, szara codzienność czwórki starców - książki, krzyżówki, ściany i papierosy. W książce jednak krył się obłęd. Zagnieżdżał w się w kurzu między stronicami, działając niczym narkotyk odbierający zmysły. Krzyżówki i papierosy były narzędziami, którymi posługiwało się małżeństwo w celu ukrycia nagromadzonego bólu wspomnień i teraźniejszości. Był to związek niesamowicie silny, złączony nie przez namiętność, która dawno wygasła, a przez przyjaźń i niemożność życia bez siebie. Natomiast za ścianami pokoju, tymi samymi ścianami od wielu lat kryło się zniecierpliwienie. Stara matka, która przeżyła wojnę i spotkało ją wiele życiowych trudności, od dziecka czekała na spokój. Gdy jednak on nadszedł, przyniósł ze sobą nadzwyczajną nudę. A była ona nadzwyczajna, ponieważ niosła ze sobą pustkę nie do zniesienia dla człowieka, który nie nabył umiejętności odpoczynku.
Nagle rozległo się delikatne pukanie do drzwi, które syn akurat stojący obok, otworzył z zamachem. Jego oczom ukazał się sąsiad z czwartego piętra. Mówił zdezorientowany o skarpetkach zwisających z balkonu starców tuż nad jego oknem. Nieprzerywanie powtarzał, jak głupim pomysłem jest wieszanie skarpet w środku nocy, jeszcze przy tak silnym wietrze. Zarzucał mieszkańcom niedbałość o rzeczy materialne.
Syn sarkastycznie podziękował sąsiadowi za jego fatygę i rozkojarzony udał się do pokoju z balkonem, w którym znajdowały się książki, każda na swoim miejscu, oprócz jednej.
Za szklanymi drzwiami balkonowymi rzeczywiście widniały skarpety wystające poza obręcz, a nad nimi spodnie, koszula i okulary o przezroczystych oprawkach. Okrywały mizerne, martwe już ciało, wiszące na skórzanym pasku uwiązanym do sufitu, które poruszane przez chciwy wiatr kołysało się w jedną stronę i drugą, w jedną i drugą...
Komentarze (20)
P.S. dawno cię tu nie było :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania