Obrzydliwa historia o pięknej miłości - część pierwsza
Miłość z punktu widzenia naukowców i lekarzy to nic innego jak proste relacje międzyludzkie. Osoba A danej relacji pragnie czynić dobro osobie B tej samej relacji. Historia pokazała, że zakochany człowiek jest zdolny popełnić dla drugiej osoby rzeczy, które wcześniej nawet nie przeszłyby mu przez myśl. Istota ludzka z zakochania jest gotowa umrzeć, byle tylko osoba B odwzajemniła jego uczucia.
Ale czy to wszystko to tylko teoria? Czy też zasada obowiązująca w przyrodzie i naturze człowieka? Szczerze mówiąc…
Doktor Brian umilkł, wsłuchując się w rumor i szepty wydobywające się z setek rozgadanych i roześmianych ust na sali. Spostrzegł, że wyłącznie pierwszy rząd siedzi uważnie wsłuchanych w wykład. Reszta – jest tylko po to, aby być. Nikt – prócz dziewcząt siedzących w pierwszym rzędzie – nie zauważył przerwania monologu.
Brian Wood chrząknął najgłośniej jak umiał. Nikt nie zareagował. Brian nie miał zbyt wiele cierpliwości. Ani dla uczniów, ani dla nikogo innego. Uderzył pięścią o drewniany blat biurka, aż długopis leżący nieco dalej, zachwiał się i sturlał ze stołu. Lecąc upadł na Derby (jego ulubione skórzane buty idealnie pasujące do dzisiejszego garnituru), a następnie przeturlał kilka centymetrów po brązowych panelach. Wood nie zwracał już na niego najmniejszej uwagi. Na sali zapanowała cisza i tylko to się w tym momencie liczyło. Cel osiągnięty, trzeba teraz tylko utrzymać ich na stałe w takim stanie.
- Wiem, że większość z was, drodzy moi – Doktor wyszedł powolnym kokiem przed biurko i usiadł na blacie. Przeleciał wzrokiem po ostatnim rzędzie - myśli, że wie już wszystko z tego tematu. Znajdzie się i taka część uczniów, którzy będą przekonani, że znają materiał z pozostałych lekcji i przyszłych tematów, bo wykuli w wakacje podręcznik. Może i macie racje. Może i zdacie testy, ale wiedzcie jedno… - Przełknął ślinę i wbił swój wzrok w zamknięte drzwi na końcu sali. - Nie poradzicie sobie w dorosłym życiu, jeśli za bardzo zapatrzycie się w swoje niesamowite umiejętności.
W ustach Briana Wooda słowo „niesamowite” brzmiało jak „nieesaamowite”, z podkreśleniem „niee”. Wykładowca nie odciągał wzroku z zielonych drzwi wejściowych. Jakby czuł, że za moment w ich okienku pojawi się pewna osoba. Wyglądnie, spostrzeże Briana i pomacha z szerokim uśmiechem na przywitanie. Na sali panowała cisza, jakby uczniowie całkowicie zapomnieli o wcześniejszych tematach do plotkowania. Jednakże doktor Wood był w swoim świecie, wpatrzony w uspokajający jasno zielony kolor podwójnych drzwi.
- Prze pana… - wyszeptała uczennica z pierwszego rzędu. - Proszę pana. - powtórzyła głośniej.
Czterdziestoletni wykładowca spojrzał, marszcząc brwi, na dziewczynę i kiwnął głową na znak, że wszystko dobrze. Brian Wood przełknął ślinę i kontynuował:
- Chciałem dziś nie wychodzić poza schemat, jak to mówi się w naszej branży. Jednakże widzę, że to by mi nie wyszło. Niestety, ale suche fakty i wielce emocjonujące – „wielce” brzmiało jak wieeelce – wykłady o naturze człowieka nie są interesujące. Nie oszukujmy się. Ani ja, ani żaden, bądź żadna z was w tym momencie nie zaprzeczy. Zgaduję, że macie o wiele ciekawsze rzeczy do roboty, niż słuchanie nadąsanego starca, wygłaszającego monologi o miłości. Tym bardziej mogę się założyć, że prawie wszyscy zakochali się kiedyś i wiedzą doskonale na czym to polega bez większego dociekania sedna.
Z uczniami pracował od pięciu lat i doskonale zdążył poznać ich „skryte” myśli. Był pewien, że woleliby zamiast kolejnego pouczania starego prycha, wysłuchać do końca lekcji i wyjść stąd jak najszybciej. Jednakże wiedział też, że bez tego pouczania nic nie osiągnie. A skoro miał zamiar podzielić się z nimi przeżyciami z Brownhill, musiał mieć pewność, że nikt z obecnych nie zlekceważy tak ważnej lekcji z życia wziętej.
Czemu tak bardzo mu na tym zależało? Nawet sam nie umiał sobie na to pytanie odpowiedzieć. Większość wykładowców kierowała się jednym torem rozumowania: nie ważne, czy uczeń słucha, czy nie, ważne aby przekazać wiedzę i wypełnić swój obowiązek wobec pracy. To czy student umie, to już jego problem – świetne podejście, czyż nie? Proste, nie skomplikowane i idealne dla starego profesora, który cierpliwość stracił po pierwszym miesiącu nauczania. Jednak Brian Wood miał inne podejście do swojej pracy. Sumienność i dokładność to dwie rzeczy, które wpoił mu ojciec w czasach młodości. Wyryły się mu w mózgu, jak znaki wypalone na ciachał krów. Przyzwyczajeń, podobnie jak blizn na bydlęcych zadkach, nie da się zmienić.
- Ja pierdole, stary! Co za sucz! - wydobył się cichy szept z sali, który dzięki wszechobecnej ciszy doskonale usłyszeli pozostali uczniowie, reagując nieposkromioną falą śmiechu.
- Jasiek… - skomentował Brian Wood z widocznym zażenowaniem. Jednakże, zamiast upomnieć uśmiechającego się pod nosem studenta, zaczął opowieść…
Komentarze (8)
Teraz część błędów:
~ "Znajdzie się i taka część uczniów, którzy będą przekonali" ~ chyba "przekonani"
~ "Lecąc upadł na Derby(...)" ~ nie wydaje mi się, żeby to zdanie było poprawne, a przynajmniej źle brzmi.
~ "Doktor Brian umilkł(,)wsłuchując się w rumor i szepty(...)"
~ "Wyglądnie, spostrzeże Briana i pomaga(...)" ~ raczej "pomacha"
~"Jednakże(,)zamiast upomnieć uśmiechającego(...)"
~"(...) nie ważne czy uczeń słucha czy nie, ważne(,) aby przekazać wiedzę(...)"
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania