Poprzednie częściOcena Bitwy Alfo- MrJ

Ocena bitwy Arysto – Nazareth

Tym razem bez zbędnych wstępów, bierzemy się od razu do roboty.

 

Ellie – „Dziewięć przykazań”

 

Technikalia (0 – 5)

 

„[...] ukrywając tajemnicę mieszkańców [...]” – wszyscy mieli jedną i tę samą tajemnicę?

 

„Zupełnie jakby ktoś pociągnął pędzlem po obrazie, pozostawiając po sobie białą smugę i ukrywając tajemnicę mieszkańców, a przede wszystkim Adriana oraz dumnego, szklanego wieżowca w środku miasta — jego pałacu”. – Po namyśle, zdecydowałem skupić się na całym zdaniu. Jest zbyt złożone i zbyt skomplikowane – musiałem czytać je trzy razy. Biała smuga ukrywała Adrianna i jego pałac czy tajemnicę, tudzież tajemnice, Adriana i jego pałacu. Logicznie jestem w stanie się tego domyśleć, ale całość wybiła mnie kompletnie z rytmu już na samym początku. Ciąć!

 

„Adrian przeszedł obok niej i szybko skierował w stronę windy”. – Co skierował?

 

„Westchnął na myśl o leżącej na jego biurku stercie papierów czekających na wypełnienie koślawym pismem”. – Brzmi to tak, jakby musiał je wypełnić koślawym pismem i nie mógł pod żadnym pozorem innym, schludniejszym. Można np. […] czekających aż wypełni je swoim koślawym pismem”. – Teraz przekazujesz to, co zamierzałaś. Papiery mogą być wypełnione każdym pismem, ale to pismo Adriana jest koślawe.

 

„[...] zaczęła, ale przerwała, gdy zobaczyła rozmówcy”. – Rozmówcę, to raz, a dwa technicznie rzecz biorąc nie był w tym momencie jeszcze rozmówcą, jako że rozmowy nie podjął.

 

„zapytał i odchylił ozdobny szaliczek wokół jej szyi”. – Zawinięty, udrapowany, zawiązany itp. wokół jej szyi.

 

„W głowie krążyły myśli wokół ostatnich zdarzeń”. – Shiroi... to ledwo po polsku jest...

 

„[...] przenikające się przez mgłę [...]”. – Po co tam jest to „się”?

 

„Ręce mu świerzbiły [...]”. – Go świerzbiły.

 

„Zamiast tego wziął z biurka spinacz i cisnął w stronę Dziesięciu Przykazań. [...] Szkło ramki pękło z głośnym brzękiem”. – Spinacz to taki pogięty kawałek cienkiego drucika o wadze (tak sprawdziłem) 0.35g, chłop musiałby być supermenem, żeby zbić czymś takim cokolwiek.

 

„[...] kryjąc się za nikotynowym dymem jak miasto tamtego poranka”. – Miasto kryło się za mgłą a nie za nikotynowym dymem. Warto by o tym napomknąć, bo robi się bałagan.

 

„Adrian zgasił niedopałek w zapalniczce”. – Serio?

 

Ellie, co się tutaj stało? Przecież wiem, że umiesz pisać, a te błędy są naiwne wręcz i głupie, i jest ich sporo jak na tak króciutki tekst. Czy aż tak gonił cię czas?

Ocena: 2,5

 

Styl (0 – 5)

Całe opowiadanie wydaje mi się sceną wyrwaną z większej całości. I jako takie ciężko ocenić je pod względem stylu. Nie bardzo mam się do czego przyczepić (poza tymi nieszczęsnymi technikaliami), ale też trudno coś pochwalić. Wszystko jest przejrzyście, stylistycznie poprawnie. Przez cały tekst idzie się łatwo, to na plus, ale z drugiej strony tak właśnie powinno być. Gdzieniegdzie trafiły się metafory, jak z tym miastem zasnutym mgłą, ale mało mi. Nie było tu rozbudowanych opisów ani długich dialogów, w których mogłabyś się popisać warsztatem, więc żeby nie przedłużać, uznajmy, że styl był adekwatny do treści i długości opowiadania, i na tym zakończmy dywagacje.

Ocena: 3

 

Fabuła i pomysł (0 – 10)

O ile forma twojego opowiadania średnio przypadła mi do gustu, o tyle za pomysł muszę cię bardzo pochwalić. Mimo że, linia fabuły jest pozornie prosta, to porusza niezwykle złożone problemy ontologiczne. Główny bohater cierpi na zaawansowany „syndrom boga”, wynikający z jego majątku i pozycji. Czy też może jego pozycja wynika z chorej ambicji napędzanej tym syndromem, tego niestety nie wiemy. Co nie jest jednak charakterystyczne dla schorzenia opisywanego przez Ernesta Jonesa to to, jak bardzo Adrian interesuje się Bogiem. On chce go zastąpić czy też uważa, że już tego dokonał. Ten temat w obecnych czasach, gdy szefowie wielkich korporacji cieszą się władzą, jaką opisałaś w swojej pracy, zasługuje na uwagę. Gdzie zaciera się granica pomiędzy szarymi ludźmi a współczesną korporacyjną magnaterią? Czy mają oni większe prawa, czy naprawdę tak bardzo różnią się od nas, maluczkich? Czy może jest tak, jak powiedział Ernest Hemingway: „Bogacze są inni niż ja i ty. Mają więcej pieniędzy”.

W przypadku twojej pracy jednak bogatemu wszystko uchodzi na sucho, nie jest prawdziwie zagrożony ani przez chwilę. Więc tak naprawdę jest inny niż otaczający go ludzie, a jednak ma kompleks, który ujawnia się podczas jego monologu. Nie jest bogiem i zdaje sobie z tego sprawę. W boga natomiast wierzy i nienawidzi go szczerze. To jest dysonans, który ujął mnie w twoim opowiadaniu najbardziej. Problem jest jednak bardziej złożony i występuje na większej ilości płaszczyzn niż jedynie ontologiczna i teologiczna, a to za sprawą dziesięciu przykazań – tematu dodatkowego, który u ciebie wyszedł odważnie na pierwszy plan.

Dziesięć przykazań oprawianych w ramkę i wiszących na ścianie gabinetu jest jedynie bytem fenomenologicznym, zamiast zbiorem aksjomatów czy moralnych dezyderat. Są traktowane jako całość, manifestacja znienawidzonej boskiej woli. Jednak Adrian nie wydaje się być zadowolony z ich łamania czy przestrzegania. Długo zastanawiałem się, dlaczego one tam wiszą, co symbolizuje ich zniszczenie i dopiero, stosując zabieg „brzytwy Ockhama”, dochodzę do wniosku, że dla Adriana są one inspiracją do tworzenia nowego świata. Adrian poznaje swojego wroga – Boga, aby ironicznie stać się nim samemu, uznając, że lepiej nadaje się do tej roli. Myślę, że moja interpretacja znajduje potwierdzenie w słowach: „I co miał na to odpowiedzieć? Prawdę? Że potrzebował pieniędzy do przejęcia władzy nad całym światem?”, z których wynika, że Adriana pieniądze same w sobie nie interesują, a jedynie władza i możliwości z nich wynikające.

Kulminacja epistemologicznych rozważań związanych z głównym bohaterem następuje oczywiście w momencie zabójstwa Honoraty. Wszystkie imponderabilia, o których wspomniałem wcześniej, popychają go właśnie do tego kroku, który nie tylko staje się momentem zwrotnym w historii, ale również dla postaci Adriana, który doznaje uniesienia i zarazem olśnienia. Można nawet pokusić się, by powiedzieć „oświecenia” w rozumieniu jakie, mu nadał Augustyn z Hippony. Poznaje za tym boga sam w sobie i pierwszym swym boskim dekretem wydanym „a posteriori” morderstwa usuwa z dekalogu piąte przykazanie. Brawo! Brawo, za taki pomysł i fabułę, które z niekłamaną przyjemnością rozbierałem na czynniki pierwsze, by dojść gnoseologicznego meritum.

Jestem niezadowolony jedynie z tego, że napisałaś tak mało. Chciałbym lepiej poznać Adriana i jego imperium. Chciałbym mieć szansę, aby w pełni zrozumieć i jego i postępującą degrengoladę kapitalizmu, którą uosabia. To właśnie odbiera ci tutaj najwięcej punktów, przez swoją zwięzłość tekst sprawia wrażenie niekompletnego.

Ocena: 8

 

Podsumowanie (0 – 3)

Głupie błędy i zbytnia zwięzłość raziły i były niewątpliwie słabymi punktami twojego opowiadania. Jednak nadrobiłaś to filozoficzną głębią zawartych w nim rozważań. Myślę, że historia Adriana warta jest rozbudowania, zarówno dalszego ciągu, jak i uzupełnienia o wydarzenia wcześniejsze, mogące rozwinąć dalej postać i problemy, które za jej pomocą poruszasz.

Ocena: 2

Ocena całkowita: 15,5

 

KarolaKorman – Uczeń Victora

Technikalia (0 – 5)

„[...] spytała dziewczyna z włosami w kruczym kolorze postawionymi we wszystkie strony świata. Sam nie wiem, skąd się wzięła, ale wyglądała na, równie jak ja, niepasującą do wszystkich innych i chyba szukała bratniej duszy. Tak, na to wygląda, choć nie widzę siebie wśród nich wszystkich”. – Wszystkich x3, powtórzenie.

 

„ Roześmiała się i pociągnęła za sobą [...]”. – Co pociągnęła?

„Kraków przez nie wyglądał imponująco”. – Szyk. „Kraków wyglądał przez nie imponująco”.

 

„[...] wyrwanie się spod szponów Victora”. – Zazwyczaj mówi się „ze szponów” ewentualnie może być „spod buta”.

 

„Chyba tak – przytaknąłem – poniedziałek o siódmej”. – Rozbiłbym to: „Chyba tak – przytaknąłem. – Poniedziałek o siódmej.

 

„Jednak bez ogródek zaczęła opowiadać o zaletach równorzędnych produktów innych firm”. – „Równorzędny” znaczy o takiej samej jakości, posiadający identyczną wartość, a przecież chodzi właśnie o to, że według niej te produkty były lepsze niż ich własne. Zamieniłbym na „odpowiedniki”.

 

„Nie zdążyliśmy jeszcze przepracować pierwszego dnia w firmie, a już zdążyliśmy ująć jej wielkości”. – Czyli co? Samą swoją obecnością zmniejszyli wartość firmy? Trochę to megalomańskie i jakby odstające od kontekstu.

 

„Zielone, pasiaste malachity były wisienką na torcie jej osoby”. – Lepiej brzmiałoby „wizerunku/stylu”. Mówiąc „osobie” robi się jakoś przedmiotowo i dosłownie.

 

„Trzynasta, jak w wielkich korporacjach, już pierwszego dnia została okrzyknięta jako lunch, czyli na nasze realia, przerwą obiadową w piętnaście minut”. – Bardzo niezgrabnie wyszło to zdanie. Godzina trzynasta, jak w wielu korporacjach, została okrzyknięta czasem na lunch, już pierwszego dnia. W naszych realiach oznaczało to, piętnastominutową przerwę na obiad.

 

„[...] nikt nie pokwapił się podnieść słuchawki i wykonać choć jeden telefon”. – Jednego telefonu.

 

„Siedzieliśmy z nastawionymi na podsłuch uszami i co zabawniejsza kwestia, kwitowaliśmy ją śmiechem”. – Znowu stylistyczny rozgardiasz. […] i kwitowaliśmy śmiechem co zabawniejsze kwestie.

 

„To jak dziesięć przykazać pana Kota”. – Przykazań.

 

„Donia zajęła się skomplikowanym zaparzaniem [...]”. – Parzeniem.

 

„Postanowiłem uruchomić stary motor po tacie, który wciąż stał w stodole, gdzie pracował”. – Motor? Bo to on jest podmiotem pierwszej części zdania.

 

„Po cudownej herbacie mój umysł był chłonny wiedzy jak gąbka”. – Chłonął wiedzę.

 

„Na jego propozycję okazało się wielu chętnych [...]”. – Na jego propozycję przystało […], lub okazało się że na jego propozycję jest [...].

 

„[...] poszedłem nad rzekę posiedzieć pod starą wierzbę”. – Wierzbą.

 

„Jak można lubić patrzeć na twarz ociekającą krwią, przybite gwoździami do desek ręce i nogi czy chłostających bezbronnego”. – Znak zapytania zamiast kropki.

 

„Dlatego nie żegnasz się przed kapliczkę?” – Kapliczką.

 

„W sobotni poranek wymówiłam stancję”. – Płeć autorki dochodzi do głosu? ;)

 

„Moim mustangiem – odparłem z lekkim uśmiechem”. – Zignorowałem pierwszą wzmiankę o mustangu, bo myślałem, że to imię tego konkretnego motocykla, ale tu z kontekstu wynika, że to jakaś znana marka, bo Magi od razu kojarzy mustanga z motorem. Podczas kiedy taki motocykl produkowano w latach 1940-60, to jest on mało znany i jednoosobowy (taka większa motorynka), więc raczej w tym wypadku odpada. Mustang jest szerzej rozpoznawany jako samochód – model forda. Ewentualnie może się ta nazwa odnosić do konia (od którego oryginalnie się wzięła). Ale nie znam i nie mogę znaleźć żadnej konotacji do motocykli.

 

Trochę tego powynajdowałem, ale przy technikalich zawsze warto zwrócić uwagę na ich zagęszczenie w tekście, czyli długość tekstu do ilości baboli i naturę tychże. Twój tekst był bardzo długi, więc zagęszczenie było niewielkie, a same błędy są raczej z gatunku takich, które lubią się chować i umykać, podczas n-tego czytania. Ja na własne potrzeby nazywam je „zmęczeniowymi”.

Ocena: 3,5

 

Styl (0 – 5)

Niestety w twoim przypadku technikalia odbiły się na stylu, nie zawsze tak jest, ale w tym przypadku, gdzie większość twoich błędów była właśnie stylistyczna, nie może być inaczej. Problem pojawił się też w kilku dialogach, w których brały udział więcej niż dwie osoby, czasami się w nich gubiłem i nie do końca wiedziałem, co kto mówi.

Co do prowadzonej przez ciebie narracji: jest dobrze. Bardzo po twojemu, długo, hipnotycznie z wielką dbałością o detale i szczegóły. To się ceni, tylko że czasem było tego za dużo. Wydaje mi się że całego tekstu było za dużo. Miejscami opowiadanie stawało się monotonne, bo nie widziałem w nim celu i brakowało akcji, coś się niby dzieje, ale nie porywa. Wiem, że taki styl pisania ma sporą grupę zwolenników, ja jednak do nich nie należę i myślę, że powinnaś swoją narrację bardziej wyważyć – ożywić. Rzucić mięsny kawałek od czasu do czasu, w środku tekstu, by zaspokoić apetyt tych niecierpliwych czytelników takich jak ja.

Nie mniej, mimo że nie połasiłaś się na fikuśną budowę, nie zalałaś nas metaforami i innymi środkami stylistycznymi tekst w swojej prostocie był przejrzysty, płynny i elegancki. Naturalne dialogi i wiarygodne postaci też bardzo na plus.

Ocena: 3,5

 

Fabuła i pomysł (0 – 10)

Właściwie przez większość tekstu opisujesz zwyczajne życie, tak jak to masz w zwyczaju. Jest praca, dom małe romanse, niewinne przygody. Gdzieś w tle czai się tajemniczy Victor, o którym nie wiemy czy jest dobry, czy zły. Właśnie to mnie trochę mierziło, za mało było tego Victora. Spodziewałem się, że walka między nim a Witkiem będzie motywem przewodnim fabuły, ale gdzieś pośrodku opowiadania zrozumiałem, że oni przez cały czas byli po tej samej stronie, tyle że jeden bardziej nieśmiało niż drugi. Szkoda takiego dobrego motywu, wewnętrznego rozdarcia.

„Tak się składało, że Sylwester wypadał w sobotę, Nowy Rok w niedzielę, a drugi stycznia w poniedziałek”. – Tak właśnie to wyglądało na przełomie 2011/2012. Sprawdziłem. Olbrzymi plus ode mnie za dbałość o szczegóły. Tej dbałości było więcej. Przez ubrania, do wystroju wnętrz i mimo że tego typu gorliwość urealnia historię, to czasem może też męczyć, jeśli jest nadużywana.

Sam pomysł jednak mimo poprawnie poprowadzonej fabuły, bez większych błędów logicznych, wydaje się trochę suchy, pozbawiony ikry. Przekonała mnie i wciągnęła dopiero ostatnia scena (ostatnie przykazanie). Zwolnienie się z pracy i szaleńcza wyprawa motocyklem do Paryża w środku zimy, z wiszącą groźbą końca świata. Czekałem na wypadek, na usterkę pojazdu, odmrożenia i zapalenia płuc, cholera, już miałem nawet nadzieję na ten koniec świata. Skończyło się „happy endem” tak po prostu, bez problemów, bardzo sielankowo. Bohater odnajduje siebie, swoje powołanie i miłość życia za jednym zamachem. Mam wrażenie, że mogłaś wycisnąć więcej z tego pomysłu, rozbuchać trochę ognia. Wyszło dość nieśmiało, wstrzemięźliwie, a wiem, że potrafisz inaczej, bo udowodniłaś to już nie raz.

Nie mniej jednak rozumiem, że możemy mieć inne gusta pod względem fabuły i twoja obyczajowa sielanka na pewno znajdzie fanów, którzy upodobali sobie taką właśnie konwencję. Mnie pozostaje jedynie ocenić cię za to, jak pokierowałaś swoim pomysłem i ubrałaś go w linie fabuły, i, technicznie rzecz biorąc, zrobiłaś to bardzo poprawnie i składnie, mimo iż nie porywająco.

Ocena: 7

 

Podsumowanie (0 – 3)

Piękna, pokrzepiająca serce historia, którą twoja na pewno była, nie zawsze wystarczy, by zdobyć czytelnika. Czasem potrzeba czegoś więcej, by przykuć jego uwagę i zdobyć oddanie. Tego „haka” ci właśnie zabrakło. Pomimo jednak, że sobie pomarudziłem i powytykałem to i tamto, to patrzę teraz w swoją małą ściągawkę i spełniasz wszystkie zawarte w niej wymogi na maksymalną ilość punktów w tej kategorii. Mało tego, twoja historia mi się podobała. Obawiam się tylko, że nie zostanie mi na długo w pamięci. Było dobrze, ale mogło być dużo, dużo lepiej.

Niestety pozostaje jeszcze jedna sprawa, wielce nieprzyjemna. Przekroczenie limitu znaków. Tym razem nie było odgórnego „prikazu”, jaką za to wyznaczyć pokutę, więc domyślam się, że jest to w gestii każdego z sędziów. Niniejszym więc, za gapiostwo odbieram ci jeden punkt! Wiem, że kara jest sroga, ale to dla twojego dobra. Mam nadzieję, że na długo zapamiętasz tę lekcję, młoda damo. ;)

Ocena: 3-1=2

Ocena całkowita: 16,5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 03.12.2016
    ,,– Czyli co? Samą swoją obecnością zmniejszyli wartość firmy?'' - Nie :) Chodziło bardziej o ,,Nie będziesz miał Bogów ...", a oni nie znając jeszcze szczegółowo produktu sprzedaży, który mieli reklamować, stwierdzili, że i tak inne, innych firm są lepsze.

    ,,„Zielone, pasiaste malachity były wisienką na torcie jej osoby”. – Lepiej brzmiałoby „wizerunku/stylu”. Mówiąc „osobie” robi się jakoś przedmiotowo i dosłownie.'' - a nie miało :) Miało pokazać, że Magda spodobała się Wiktorowi. Nazywa ją tortem to jak nazwać kogoś słodkim ciasteczkiem, a ona jako tort miała być czymś wyjątkowym :)

    ,, Wierzbą.''?, dlaczego z wielkiej, to kopiuję z Wikipedii: ,,Wierzba płacząca (Salix × sepulcralis 'Chrysocoma'), inaczej wierzba nagrobna, wierzba żałobna – popularna w uprawie wierzba ozdobna, uważana często za odmianę wierzby białej, w rzeczywistości jest mieszańcem...''

    ,,Kapliczką.'' ?, a dlaczego z wielkiej litery?

    ,,„Moim mustangiem ...'' - i dalej: ,, ta nazwa odnosić do konia...'' - i tu trafiony, zatopiony. Tak bohater nazywał swojego konia mechanicznego. Marząc o wolności nie nazwał go lub raczej nie mówił o nim gorącokrwisty, zimnokrwisty czy kuc :)

    ,,„Tak się składało, że Sylwester wypadał w sobotę, Nowy Rok w niedzielę, a drugi stycznia w poniedziałek”. – Tak właśnie to wyglądało na przełomie 2011/2012. Sprawdziłem.,, - wszystkie daty, dni, godziny, kilometry, nazwy jak: Dzień Orgazmu czy Kamień przeznaczenia - to fakty :)
    Dziękuję za komentarz, ocenę i nauczkę :))) Pozdrawiam serdecznie :)
  • Nazareth 03.12.2016
    Hej Karola, wierzbą i kapliczką nie chodziło wielką literę tylko ą zamiast ę ;) Tego mustanga tak na początku zrozumiałem ale w momencie gdzie Magi zaskakuje od razu o co chodzi, trochę zbił mnie z tropu, nie słyszałem nigdy żeby ktoś używał słowa "mustang" w harakterze kolokwializmu słowa motocykl. Co do reszty, rozmumiem o co chodzi, można się tego domyśleć, ale właśnie: myślę, że dałoby się to tak ująć w słowa, by czytelnik nie musiał się domyślać a autor tłumaczyć ;).
  • KarolaKorman 04.12.2016
    A widzisz jaki wyjątkowy ten Wiktor - ty nie słyszałeś, a on sobie tak wymyślił :)
    To dogadaliśmy się ze wszystkim :)
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :)
  • Ellie Victoriano 04.12.2016
    Za błędy przepraszam, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ;-; Czuję się jak zbity szczeniak :( Ale dziękuję za wiarę w moje umiejętności, bo to bardzo budujące :D Dziękuję ślicznie za wyłapanie ich i wypisanie ♥
    Tekst zinterpretowałeś prawidłowo - bo w sumie chodziło mi o ukazanie psychiki człowieka, który uważa się za lepszego od Boga i denerwuje go fakt, że ten nawet nie raczy zwrócić na niego uwagi (wiem, poplątanie zdanie, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, o co mi chodzi ;-;). W myślach porównuję to do dziecka, które upiera się, że ma rację, ale nikt z dorosłych go nie słucha, co doprowadza dziecko do szału. Więc w sumie to postać Adriana grała pierwsze skrzypce, a nie sama fabuła, przynajmniej sama tak to rozumiem.
    Przepraszam, że tak krótko ;-;
    W każdym razie bardzo, ale to bardzo dziękuję, Naz, jesteś mega ♥

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania