Poprzednie częściOcena Bitwy Alfo- MrJ

Ocena bitwy Nazaretha – Skoiastel

BITWA 13

OCENIAJĄCA: Skoiastel

 

Cześć i czołem!

Przybywam z pomocą. Nazareth zaprosił mnie do wspólnego oceniania, gdyż podobno cierpicie na deficyt oceniających w tej bitwie. O mnie i o tym, jak oceniam, możecie poczytać sobie tutaj: www.skoiastel.blogspot.com – stamtąd możecie na przykład dowiedzieć się o tym, że w internetach nie używam formy grzecznościowej. Nie ma co się gniewać, tak jest po prostu wygodniej, bez konwenansów. Obiecuję też mało przeklinać.

Zapraszam również do zapoznania się z ocenialnią: www.wspolnymi-silami.blogspot.com

 

Podziękowania za betę oceny: Dafne i Fenoloftaleina z WS.

 

Ach, i na wstępie zaznaczę, że mierzi mnie ten przecinek w głównym temacie bitwy i brak przecinka przed „co” w dodatkowym (+ dywiz zamiast myślnika).

 

TEMAT BITWY: „Potwory opuszczają krainę cieni, zwabione mrokiem ludzkich dusz”

TEMAT DODATKOWY: „Strach jest tym co trzyma nas przy życiu - przynajmniej przez jakiś czas”

 

01. „Mała perfekcja”

Autorka: Efiria

– TECHNIKALIA (0-5)

 

Zacznę od bety:

„Oderwane od zgniłego ciała, mogły wreszcie zaczerpnąć tchu”. – Ten przecinek jest zbędny (w pierwszej części zdania nie ma orzeczenia). Tworzy pauzę oddechową, która spowalnia tempo.

 

„Snoby światła raziły źrenice (…)” – http://sjp.pwn.pl/sjp/snob;2575698.html. Tobie na pewno chodziło o „snopy”, czyli silne wiązki czegoś świetlistego.

 

„Radio zagłuszało mamrotanie ojca, czytającego kolejną gazetę”. – „Czytający” to imiesłów przymiotnikowy czynny, a takich nie trzeba oddzielać przecinkiem od reszty zdania. Dajesz czytelnikowi powód do zrobienia pauzy oddechowej w miejscu, w którym jest zbędna.

 

„— Zbyt dużo się denerwujesz, wczoraj stłukłaś wazon, kochanie...” – Za dużo. „Zbyt” to bardziej poważna, nieco pompatyczna kwestia, która wykorzystywana w zwyczajnym dialogu odbiera wypowiedzi naturalność.

 

„Nikogo nigdy nie było, gdy wskazówki wybijały dwunastą. Znajdywali się poza granicami miasta, zaniepokojeni, z nieustającym odruchem spoglądania za siebie”. – W drugim zdaniu brakuje podmiotu. Najlepszy byłby „ludzie”.

 

„(…) panicznie spoglądała raz na niego raz na warzywa”. – Brak przecinka przed powtórzonym „raz”.

 

„Nagle otworzyła szeroko oczy, wbijając wściekłe tęczówki na człowieka przed sobą”. – Jak tęczówki mogą być wściekłe? Spojrzenie tak, ale tęczówki… To jak powiedzieć, że mam wściekłą przeponę. Albo kanalik kręty bliższy. No i imiesłowy przysłówkowe współczesne zawsze dotyczą czynności równych w czasie. To znaczy, że bohaterka jednocześnie otworzyła oczy i wbiła tęczówki w drugą postać. Jednak czynności te (nawet w minimalnie sekundowej różnicy czasu) następują po sobie, powinnaś więc wykorzystać imiesłów przysłówkowy uprzedni: otworzywszy nagle szeroko oczy, wbiła tęczówki w człowieka przed sobą.

 

„Zboża powoli uginają się pod wiatrem. Ona szła powoli, ledwo robiąc pełne kroki”. – Pomieszałaś czasy. Na szczęście na przestrzeni całego tekstu zdarzyło się to tylko raz, co jest dużym plusem, gdyż generalnie pilnujesz się pod tym względem. Plus wyeliminuj powtórzenie. No i czym się różni pełny krok od niepełnego? W sensie, że stawiasz palce i pół śródstopia, ale pięty już nie?

 

„Telefony brzmiały, jasne światło rytmicznie przesuwało się w skanerze. Świat szumiał, pot spływał mu po plecach”. – Spocony świat. Kwikłam.

 

„Minęła jedna doba nie perfekcji”. – Nieperfekcji. Partykułę „nie” z rzeczownikami piszemy łącznie.

 

„Była stara i zniedołężniała. Malutka kukułka w starym zegarze. Była niepotrzebna i zniszczona. Nie chciała mieć jej już tutaj”. – Mieć kogo? Czasem gubisz podmiot i to twoja największa bolączka w tym tekście. Utrudnia zrozumienie go, bo w całym akapicie mowa jest tylko o kukułce, a dalej – o bohaterce.

 

To może teraz trochę o estetyce tekstu. Wcięcia? Są. Justowanie? Gra. Oddzielasz od siebie sceny gwiazdkami, nie mylisz myślników z dywizami, znasz poprawny zapis dialogów – no może poza tą jedną sytuacją:

„— Bardzo mi przykro — sąsiadka dotknęła delikatnie ramienia starszej pani”. – „Sąsiadka” wielką literą. Komentarz dialogowy nie odnosi się stricte do wypowiedzi. Widzę jednak, że w innych dialogach nie masz problemu z zapisem, uznam więc, że było to zwykłe przeoczenie.

 

Mam jeszcze dwie uwagi.

Pierwsza:

"Zostaję dłużej w pracy" – niepoprawny cudzysłów. Ten, który wykorzystałaś, to cudzysłów angielski i na pewno nie stosuje się go w literaturze polskiej, a skoro w tym języku tworzysz, to warto poznać poprawną formę polskiego cudzysłowu: „(...)”. Tak samo zapisujemy go przecież na papierze. Jeżeli piszesz w Wordzie, to program sam naniesie poprawki, natomiast wszędzie indziej trzeba operować kodami. Z pomocą klawiatury numerycznej wybierz lewy ALT+0132 („) oraz ALT+0148 (”). Warto przyswoić i korzystać.

 

I druga:

„— Wazon był nie ten — szeptała. Pierwsza para spojrzeń cofnęła się o krok. Opuściła koszyk, z którego rozsypały się owoce”. – W komentarzu narratorskim po wypowiedzi bohatera musi znaleźć się tylko to, co odnosi się do tego bohatera. „Szeptała” należy do postaci, która mówi, ale dalej podmiotem jest „pierwsza para spojrzeń”. To powinnaś umieścić w nowym akapicie. W kolejnym zdaniu natomiast, abstrahując, znów brakuje podmiotu. Teraz wychodzi na to, że to właśnie parze spojrzeń rozsypały się owoce.

Podobna sytuacja miała miejsce tutaj:

„— Co ci się tak śpieszy? — spytała, nakładając na talerz kotlety. Mała dziewczynka wrzuciła plecak z ramion, niemal natychmiast siadając przy stole”. – Ostatnie zdanie powinno znaleźć się w nowym akapicie.

 

I to by było na tyle. Generalnie piszesz poprawnie, ale zdarzały ci się felerne wpadki.

NOTA: 3,5

 

– STYL (0-5)

„W głowie słyszała małą kukułkę, która co pół godziny wyrzucała swe piórka z małego otworu”. – Na moje oko nie brzmi to wcale dobrze. Mam przed oczami obraz dosłowny, w którym to małe ptaszysko wydziobuje sobie pióra i wypluwa je przez otwór na zewnątrz zegara. Wyszło trochę upiornie, trochę ohydnie. Idealnie pod temat, ale niekoniecznie dopasowane do całej kompozycji.

 

„Snoby światła raziły źrenice, wypalały na nich białe plamy, próbując dostać się haniebnie do środka. Bolało. Próbował się podnieść, próbował unieść głowę (…)” – i znowu te snoby. O ile drugie i trzecie powtórzenie jest celowym podkreśleniem tych prób, o tyle to pierwsze psuje ten efekt.

 

„Spojrzała na malutkie wskazówki zamknięte w okrągłym, białym kole. Przesuwające się powoli na zniszczonym mechanizmie. (...) Dwa warkocze zwisały po prawej stronie. Poruszane delikatnie wiosennym podmuchem”. – Masz taką manierę, by oddzielać kropką dwie części składowe zdania złożonego i automatycznie z tej drugiej części robisz równoważnik zdania. W twoim tekście spotkałam się z tym kilkukrotnie. Na pierwszy rzut oka może robić to dobre wrażenie. Na pewno zabiegu tego nie można nazwać niepoprawnym, ale w praktyce, gdy tekst czyta się na głos, dodaje on okropnej lakoniczności. Odbiera tempo, które przez kwiecistość stylu i straszną detaliczność i tak jest mocno spowolnione.

 

„Brzydko ozdobiony, obrzydliwie śmierdzący starą wodą, którą teraz nasiąkało drewno ułożone na podłodze. (...) Te popielate resztki skrzydeł powoli nasiąkały smrodem i zgniłą zielenią”. – Masz poetycki styl, który słabo zastosowałaś w tym fragmencie, bo rozpoznaję w nim mowę pozornie zależną (bohaterce od razu nie spodobał się wazon, narracja to mocno podkreśla, więc przedstawia jej wizję; postać popada w przesadyzm, bo trochę wody z wazonu nie wsiąknie od razu w dechy i tragedii z tego żadnej nie będzie – ona widzi to inaczej). Kobieta w tym samym fragmencie wazon nazywa wazonem – nie przedmiotem na kwiaty, wodę – wodą, a nie jakąś cieczą. Nie kombinuje. Czy człowiek naturalnie z siebie, w myślach, nazywa panele drewnem ułożonym na podłodze?

 

„Nie krzyczał, aparat monitorujący jego życie nawet się nie zraził”. – Aparat monitorujący życie… Chciałabym coś takiego posiadać i nie mówię tutaj o kardiomonitorze. Życie to straszny ogólnik. Urządzenie może monitorować funkcje życiowe, prawidłową pracę organizmu. Ale że bada całe życie i jeszcze jest tym niezrażony? To mocna abstrakcja.

Lubisz uosabiać przedmioty i zwierzęta. Monitor w szpitalu, poduszki na kanapie i wiele innych rzeczy martwych, także zwierzęta – nadajesz im cechy ludzkie, opisujesz ich ruchy za pomocą określeń pasujących do ludzi. To część stylizacji całego tekstu i miło, że zachowałaś tę konsekwencję do końca, ale czasem idą za tym w wyobraźni czytelnika zabawne wizje. Musisz mieć to na uwadze, że ktoś wyobrazi sobie coś takiego:

„Poduszki idealnie rozkładały się po dwóch stronach kanapy”. – Już widzę, jak same się rozkładały. I pewnie wcześniej same ubrały się w poszewki.

 

„Pokoje stawały się puste, papucie leżały tuż przy ścianie”. – Nieszczęsne papucie pojawiły się w tekście co najmniej dwa razy. To kolokwializm. I nie byłoby w nim niczego złego, ale to część narracji, która – jak już wielokrotnie zauważyłam – okraszasz mocno kwiecistymi dodatkami. W tym samym tekście piszesz o papuciach, a dalej określasz ładną noc jako pigułkę piękna błękitnego nieba. Widzisz niekonsekwencję?

 

„Spłakana i bezsilna, próbowała wrócić do mieszkania”. – Tym przecinkiem odbierasz lekkość narracyjną, bo muszę zrobić pauzę oddechową tam, gdzie wcale nie jest wymagana.

 

„Motyl nawet szeptem jej nie przerwał. Unoszony na kruchych, delikatnych skrzydłach, powoli sunął po dróżce. Dzieci z okien podziwiały go z daleka. Był piękny, majestatyczny, przypominał małego anioła zamkniętego w pigułce nieba”. – Jak motyl mógłby szeptać? Pytanie ma się też do wyżej wspominanej wzmianki o uosabianiu zwierząt. Pomijając jednak ten element, zapytam jeszcze o to, jakim prawem z daleka dzieci są w stanie przez okno dostrzec małego motyla? Bo niewątpliwie jest daleko i jest mały – sama podkreślasz to w tekście.

 

„Wyobrażała sobie, że zamiast cichego zgrzytu, słychać piękny i donośny dźwięk. Widziała oczami wyobraźni pięknego ptaka, który wychodził z ciemności na kilka sekund”. – Powtórzone „piękno” do śmieci.

 

Przedstawiasz różne sceny za pomocą tej samej narracji, często przeholowanej, wymuskanej ładnymi określeniami. Na początku myślałam, że to kobieta tak przeżywa wszystko, jest to związane z jej stanem psychicznym (mowa pozornie zależna), ale potem zauważyłam, że w scenach, w których jej de facto nie ma, narrator robi to samo. Przesyca tekst, większość zdań okrasza wieloma określeniami, które w plastyczny sposób obrazują sceny (na plus), ale nadają też całości charakter nieco pompatyczny. Być może taka stylizacja sprawdziłaby się, gdybym zrozumiała przekaz. Niestety – o tym wspomnę nieco niżej – tekst zupełnie do mnie nie przemówił. Utrudniłaś jego zrozumienie, a oliwy do ognia dolały pogubione podmioty, które czasem przedstawiały sytuacje śmieszne, innym razem absurdalne, ale za każdym razem strasznie myliły. Aby zrozumieć niektóre akapity, musiałam przerabiać je kilkukrotnie, na głos. Powoli. Bo ten tekst trzeba właśnie czytać okropnie powoli. Dzieci z zaawansowaną nadpobudliwością miałyby szansę wreszcie zasnąć. Przykład? Bardzo proszę:

„Nie lubił pary. Ona oznaczała, że oddech się dusił.

A pozbawiony barier latał. Naprawdę latał”.

Oddech latał czy bohater? Niby jest przerzutnia do nowego akapitu, więc mogę się domyślić, że jednak chodzi o postać. Ale namieszałaś tak bardzo na przestrzeni całości, że właściwie niczego nie jestem już pewna.

 

Mimo tego, że trochę próbowałaś mnie podtopić w morzu tautologii („kończył się, gdy dotykały mokrej kałuży”), to jednak twoja narracja jest bardzo plastyczna. Opisy pomagają się wczuć. Nie zauważyłam też ekspozycji – nie wyraziłaś niczego wprost. „Domyśl się” – czytając ten tekst, wciąż miałam wrażenie, że szepczesz mi do ucha tę znienawidzoną przez mężczyzn formułkę. No i pobudziłaś mój mózg do działania. Tylko że trochę za mocno, lecz o tym też pojawi się informacja w osobnym punkcie – tym dotyczącym fabuły.

NOTA: 2,5

 

– FABUŁA I POMYSŁ (0-10)

Początek jest plastyczny, ujmujący, przedstawia bohaterów i świat, w którym żyją. Jest to spójne, logiczne jak najbardziej i tym łatwiejsze w zrozumieniu, że opowiadanie ramowo zamknęłaś w czasach współczesnych. Przedstawione wydarzenia są realistyczne (no może poza zakończeniem), postacie wypadają naturalnie.

 

O ile dobrze zrozumiałam – sceny poukładałaś niechronologicznie. W pierwszej widzę psychicznie niedomagającą kobietę. W drugiej mężczyzna w szpitalu chce odlecieć. No i nie wiem – to syn bohaterki czy mąż? Tam narracja dopasowana jest do dojrzałego faceta, ale kawał tekstu dalej wychodzi na to, że kobieta odłączyła swojego syna od aparatury medycznej. W trzeciej scenie ewidentnie uczestniczę w pogrzebie. Myślę, że przekaz byłby łatwiejszy do wyłapania, gdyby wydarzenia działy się po kolei – tym bardziej, że chyba tylko ten pogrzeb nie wpasował się chronologicznie. Popraw mnie, jeśli źle główkuję, bo naprawdę miałam sporo problemów ze zrozumieniem twojej pisaniny.

 

Świetnie sprawdzasz się w zachowaniu jednego tempa przez całą opowieść. Tutaj akurat ciągnie się niemiłosiernie, ale tak miało być; ważne, że zachowałaś konsekwencję. Tempo jest powolne, bo i akcji nie ma. Nic się nie dzieje. Fabularnie mnie nie zaskoczyłaś, ale forma zlepka scen przypadła mi do gustu.

 

Jeśli o bohaterów chodzi – nie potrafiłam odróżnić mowy pozornie zależnej głównej postaci od narratora wszechwiedzącego i to zabolało mnie dość mocno. Całość brzmi tak samo. Natomiast dobrałaś odpowiednią stylizację dla córki. Dialogi ogólnie wyszły naturalnie (szczególnie sytuacja na targu mocno zapadła mi w pamięci), a gdy komentarz narratorski w dialogu opisywał uczucia bohaterki – z łatwością mogłam wczuć się, pochodzić w jej butach. Inna sprawa to fakt, że przez tekst nie przewinęło się ani jedno imię. Niby mogłoby to sprawić, że można w miejsce bohaterów wcisnąć każdego z nas. Ale z innej strony – utrudniasz poznanie. Czasem przez to łatwo się pogubić. Pal licho, gdy w scenie uczestniczy jedna postać. Ale gdy mamy do czynienia z kilkoma bohaterami w jednym miejscu – same zaimki nie zawsze wystarczają, a już szczególnie nie wtedy, gdy gubisz podmioty. Niekiedy zwyczajnie nie miałam pojęcia, o czyim ruchu czytam. Także jeżeli chcesz używać tej metody, to plus, ale zadbaj najpierw o stronę techniczną, która nie pozostawi wątpliwości.

 

Początek jest super, ale im dalej w tekst – tym bardziej się gubię. Najgorzej zrobiło się przy dwóch ostatnich scenach. Motyl, motyl, motyl… Spędził mi sen z powiek, daję słowo. Czego jest metaforą? Wpada do pokoju i chora psychicznie kobieta rozmawia z imaginacją zmarłego syna, tak? Widzisz, muszę się upewniać. Powinnam czuć to, a nie czuję wcale. To oznacza, że chyba za mało tekstu naprodukowałaś, by wszystko stało się klarowne. Jak gdybyś chciała wprowadzić tajemnicę i powycinała elementy rysujące fabułę, pozostawiając tylko jej strzępy, które muszę ze sobą połączyć, chociaż nie mam z czego wnioskować. Być może nie chciałaś udzielać odpowiedzi na pytania, które zrodziły się w głowie czytelnika, a jest ich wbrew pozorom całkiem sporo. Nie podomykałaś wątków męża (nie wiem ostatecznie, co się stało z mężczyzną. Został dłużej w pracy i… tyle?) i córki (dlaczego siedzi sama? Na czyj uśmiech czeka?). Jasne, że mile widziane są otwarte kompozycje, kiedy dajesz mi możliwość dopowiedzenia sobie, co mogłoby zdarzyć się dalej. Ale ty zamknęłaś cały utwór – ma on początek i koniec. Logiczne jest dla mnie, że dziecko umarło i matka się z nim „żegna”. Ale mam wrażenie, że nic z tego nie wynika. Pod koniec przeszło mi przez myśl, że jest to opowiadanie o czymś, lecz też trochę o niczym.

 

Ostatecznie, aby zrozumieć całość, musiałabym zajrzeć do twojej głowy, bo – daję słowo – nie jestem w stanie niczego wyczytać między wierszami. Za bardzo postarałaś się o metaforykę zakończenia, użyłaś przy tym zbyt małej ilości opisów sensownych, a za dużo tych metafizycznych i wszystko się ze sobą zlało. Przykład?

 

„Mały motyl wleciał przez uchylone okno. Wprowadził pierwszy podmuch wiatru do zapełnionego kurzem pomieszczenia. Kurzem zaklętym w sercach”. – No to albo ten kurz jest w pomieszczeniu, albo w sercach. Albo jedno, albo drugie. Litości. Nie masz pojęcia, jak bardzo przez takie udziwnianie tekstu utrudniasz jego odbiór.

 

No i w końcu jaką funkcję pełni ten motyl, którego dzieci obserwują z daleka przez okno i który wprowadza podmuch wiatru do serc, które zaklął kurz? Bo tak właśnie napisałaś – nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, jak bardzo przedobrzyłaś z zakończeniem. Dosłownie od tego momentu opowiadanie staje się coraz słabiej zrozumiałe. I to jest największy powód, by odjąć ci tu dość sporą liczbę punktów.

 

Na końcu dodam coś jeszcze o zbieżności z tematem bitwy. Tutaj akurat nie mam się do czego przyczepić. Praca jest adekwatna – pod potwory podstawiłam wszystkie nieszczęścia, które towarzyszyły kobiecie. Zostały zwabione mrokiem? Jak najbardziej. Bohaterka usilnie walczyła z demonami wewnątrz siebie i doprowadziła do tragedii. Natomiast dodatkowy temat rzucony przez Nazaretha brzmiał: „Strach jest tym, co trzyma nas przy życiu – przynajmniej przez jakiś czas” i również odnalazłam jego przesłanki w ocenianym tekście, co dodało smaczku.

NOTA: 5

 

PODSUMOWANIE (1-3)

Zwyczajnie zgubiłam się z historii. Nie potrafiłam wyciągnąć z niej puenty. Do ostatniej kropki w tekście zmęczyłam się strasznie – całość wydała mi się mocno przesycona, by zagrać na emocjach czytelnika. Problem w tym, że jak się przedobrzy, to efekt końcowy wychodzi… nijako. Sumienie nie pozwoliło mi w żadnej kategorii dać więcej punktów. Zakończenie najczęściej rzutuje na wrażenie o całości. Jeżeli nie rozumiem zakończenia, nie mogę przejść obok tego obojętnie i udawać, że wszystkie sceny – chociażby niebanalnie plastyczne i pobudzające wyobraźnię – są wystarczające same w sobie, bez puenty. Jestem jednak usatysfakcjonowana, jeżeli chodzi o twoją poprawność językową. Teraz tylko popracuj nad stylem. Jeżeli wybrałaś krótką formę, którą tworzą poszczególne sceny, nie szalej tak z kwiecistością i metaforyką. W końcu pisze się dla uzyskania konkretnego efektu – czytelnik powinien tekst zrozumieć od pierwszej literki po ostatnią kropkę w tekście.

NOTA: 2

 

RAZEM: 13/23 (56%)

 

 

02. „Przyjaciel”

Autorka: Dot

 

– TECHNIKALIA (0-5)

Zacznę od solidnej bety, którą przy okazji okraszę obszernym komentarzem. Nie wymienię wszystkich potknięć, ale te, które uprzykrzyły mi niemiłosiernie czytanie, więc w twoim interesie będzie po ocenie własnoręcznie dopieścić tekst.

 

„Widział już ich wielu, ale ona, była…” – zbędny przecinek po „ona”. Nie pełni żadnej funkcji w tekście. Mógłby wskazywać pauzę oddechową, ale taką rolę w twoich tekstach przejął wielokropek. Swoją drogą, często go nadużywasz. Jasne, że warto go stosować np. w dialogach, gdy postać zawiesza głos. Ale w narracji staraj się go unikać. Tworzy sztuczną tajemnicę i wbrew pozorom wcale nie buduje napięcia. Oto fatalny przykład jego zastosowania:

„Pragnął jej powiedzieć, że ją kocha, że wszystko będzie dobrze… ale tak się nie stało…”.

W tym celu używaj go rozważnie – tam, gdzie naprawdę bohater mową pozornie zależną nie ma już niczego więcej do dodania. Zawalając tekst tym znakiem, udowadniasz tylko, że nie potrafisz wytworzyć atmosfery samymi słowami i potrzebujesz jednego z najbardziej irytujących zaburzaczy estetyki w tekstach literackich.

 

„Oczywiście, [przecinek zbędny] nie mógł tak myśleć. Wiał zaprowadzić ją do jego świata”. – Chyba raczej „miał”.

 

„Tutaj było jeszcze ciemniej, pochodzi było dwa razy więcej”. – Co to są „pochodzie”?

 

„Niewiele myśląc [przecinek] podszedł do śpiącego strażnika (…)” – imiesłowy zakończone na –ąc wymagają w zdaniu przecinka. Dalej masz też: „(…) powiedziała dzwoniąc zębami” – postaw przecinek przed „dzwoniąc”.

 

„- Pomogłam paru osobą napaść na bank…” – OSOBOM! Liczba mnoga!

 

„(…) ona zawsze była szczęśliwa w tedy, kiedy czegoś od niej chciał” – Wtedy.

 

„Jednak po kilku latach znajomości, [przecinek zbędny] uświadomił sobie, że Jo jest dla niego kimś więcej, niż przyjaciółką”. – Jeśli po „niż” nie występuje orzeczenie (czasownik), to nie stawia się przecinka.

 

„Tego dnia, chciał jej to powiedzieć. Jednak ktoś chciał, żeby stało się inaczej”. – To powtórzenie można by uznać za celowe, ale coś skłania mnie ku temu, że jednak tego nie planowałaś. A tutaj akurat wyszło całkiem smacznie. Tylko pierwszy przecinek nie pełni żadnej funkcji. Do wywalenia.

 

„Wziął wdech i zamknął oczy. Zawsze, kiedy o tym myślał, lub mówił (co zdarzało się bardzo rzadko) widział tą scenę. Tą okropną scenę…” – Nie stawia się przecinka przed „lub”. W pierwszym zdaniu wykiełkowała ci emocja. I właśnie o to chodzi! Ale aby już było perfekcyjnie w tym fragmencie, zapamiętaj jeszcze, że rzeczowniki w rodzaju żeńskim (np. scena) odmieniają się: „tę scenę” i „z tą sceną”. Jeśli pomiędzy nimi pojawia się przymiotnik (np. okropna), nadal dopasowujemy końcówkę do rzeczownika. Mamy więc: „widział tę scenę. Tę okropną scenę”. Swoją drogą, to powtórzenie to też bardzo fajny zabieg literacki. Na plus.

Dalej mamy podobną sytuację:

„(…) czekanie na tą prawdziwą śmierć było męczarnią”. – Tę prawdziwą śmierć.

 

„Nie pamiętam dokładnie [przecinek] co się stało potem (…)”. – Pamiętaj, by w takich zdaniach oddzielać od siebie orzeczenia. Tak samo niżej:

„Nie musiał pytać [przecinek] co się stało”.

„Strach jest tym [przecinek] co trzyma nas przy życiu”.

 

„Will w zamyśleniu zaczął chodzić po celi w tą i z powrotem”. – „Tam i z powrotem” tudzież „w tę i we w tę” bądź potocznie: „wte i wewte”.

 

„Bo, jakby nie patrzeć, w śród ludzi i tak już był martwy”. – Wśród.

 

„W tedy przez pare dni nie chciał nic jeść, siedział w swoim pokoju i do nikogo się nie odzywał”. – WTEDY, PARĘ.

 

„- Nie… - pokręcił głową, a na ego ustach wykwitł szyderczy uśmiech (…)” – jego.

 

„Przez te trzy lata, [przecinek zbędny] niektóre demony wręcz pragnęły zejść do świata ludzi. Sądzili, że ich dusze są barwniejsze, [przecinek zbędny] niż ich same”. – Sądziły. Te demony, nie „ci demonowie”.

 

„Po raz pierwszy w tym miejscu, [przecinek zbędny] bał się”.

 

„Ale to przyjaciele wierzą w ciebie do samego końca. Dzięki nim wierzymy, że coś może nam się udać. Dzięki nim, [przecinek zbędny] mamy siłę, [przecinek zbędny] do dalszego życia. I w tedy [wtedy], kiedy wyciągnięto broń (…)” – powtórzone „wierzyć”. Zdanie z bronią zacznij do nowego akapitu, bo zmieniasz czas i wracasz do sceny.

 

Twoja pisanina wymaga wielu poprawek i lat praktyki. Błędów było dużo, szczególnie tych interpunkcyjnych, także literówek – nie wymieniłam wszystkiego, bo nie taka tu moja rola. Zapamiętaj, proszę, że pisze się: wśród i wtedy. Połowę prostych błędów wykluczyłabyś, gdyby tekst swoje odleżał w szufladzie lub gdybyś przed wysłaniem przeczytała go uważnie, powoli, na głos. To naprawdę działa, spróbuj! Polecam również pracę z betą.

 

Teraz kilka słów odnośnie estetyki tekstu. Cieszę się, że wyjustowałaś całość i zrobiłaś wcięcia akapitowe. Przejdźmy do dialogów:

„- Tom? – zmarszczył brwi, kiedy zobaczył swojego przyjaciela z tego świata – Co ty tutaj robisz?

- Chciałem zobaczyć, czy to prawda, że cię tu zamknęli… - odpowiedział ze smutkiem i zniżył głos do szeptu – Miałem was przyprowadzić do sali”.

Oto przykładowy dialog, po którym doszłam do wniosku, że nie masz zielonego pojęcia o zasadach jego zapisu. Zacznę tłumaczyć od kresek:

Każda część dialogu powinna zaczynać się myślnikiem. W typografii myślnik to pauza [—] i na klawiaturze możesz wywołać ją, używając skrótu klawiszowego [alt+1051]. Możesz też wykorzystywać półpauzę [–] za pomocą skrótu [alt+1050]. Obecnie raczej odchodzi się od pauzy na rzecz półpauzy, ale tak naprawdę to tylko od ciebie zależy, na co się zdecydujesz. Ważne, aby w całym tekście konsekwentnie trzymać się wybranego typu. Zapamiętaj też, że pauza i półpauza lubią oddychać – pomiędzy nimi muszą więc wystąpić spacje.

Ty natomiast w podanym przykładzie wykorzystałaś dywiz [-]. Potocznie nazywany łącznikiem spełnia tylko jedyną funkcję – łączy wyrazy, np. biało-czerwony czy Kędzierzyn-Koźle. Pomiędzy nim a wyrazami nie ma spacji. ABSOLUTNIE NIE MOŻE WYSTĘPOWAĆ W DIALOGU.

Natłok informacji? A te kreski to zaledwie wierzchołek góry lodowej. U ciebie poza dywizami występują jeszcze problemy z interpunkcją i ortografią.

Jeśli po wypowiedzi bohatera następuje dotyczący jej komentarz np. powiedział, krzyknął, warknął, odpowiedział, mruknął itp. – na końcu nie stawiamy kropki, a dopisek po nim zaczynamy małą literą. Przykład:

„– Na dworze jest zimno – poskarżyła się”.

 

W przypadku gdy ten sam komentarz opisuje zachowanie bohatera niezwiązane z wypowiedzią, np. wstał z krzesła, spojrzał, zamknął okno – wypowiedź kończymy kropką, a komentarz zaczynamy wielką literą. Przykład:

„– Na dworze jest zimno. – Podeszła do okna i zamknęła je”.

 

Spójrz, jak teraz wygląda poprawiony dialog, który zacytowałam na początku tego podpunktu:

„– Tom? – Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył swojego przyjaciela z tego świata. – Co ty tutaj robisz?

– Chciałem zobaczyć, czy to prawda, że cię tu zamknęli… – odpowiedział ze smutkiem i zniżył głos do szeptu. – Miałem was przyprowadzić do sali”.

 

Ach, i jeśli chodzi o dialogi, ostatnia kwestia pozostaje na tapecie. Gdy prowadzisz dwuosobowy dialog, nie musisz za każdą wypowiedzią zaznaczać, kto co mówi. To strasznie frustrujące:

„- Co chcecie z nią zrobić? – spytał, nie mogąc się powstrzymać

Starszy mężczyzna podrapał się bo brodzie.

- Wykonamy na niej wyrok. – powiedział beznamiętnie – Zasłużyła sobie na to.

- Niby czym?! – oburzył się nastolatek

- Niech nie oszuka cię jej piękna buźka. – zaśmiał się gorzko mężczyzna”.

I w przypadku następnego tekstu, który stworzysz, dopilnuj wszystkich kropek na końcu zdań! Ta wiedza sięga na pewno materiału z pierwszych klas szkoły podstawowej. Pamiętaj też, by nie przedobrzyć z wielokropkami.

NOTA: 1

 

– STYL (0-5)

„Po raz kolejny stał przed tymi drzwiami. Miał przejść do świata ludzi już dwa dni temu. To był rozkaz z samej góry”. – Ktoś słusznie w komentarzu zauważył, że początek jest zbędny. To żadne wprowadzenie, ale brzydki spoiler. Dużo większą niespodzianką byłoby, gdyby czytelnik sam odkrył zaintrygowany: „Wow, przecież to jest o dwóch światach!”.

 

„Na wszystkich wpadał, potykał się o różne rzeczy”. – Uogólniasz. To wada, bo niektórzy czytelnicy wyobrażą sobie potknięcie o krawężnik, inni – studzienkę kanalizacyjną. Staraj się precyzować, gdyż dopiero to pobudza właściwie wyobraźnię czytelnika. Jasne, że ogólniki są również mile widziane, ale na pewno nie w krótkich produkcjach o szybkim tempie (a taką formę wybrałaś). W takich opowiadaniach liczą się konkrety.

 

„Widział wszystkie ich wspomnienia, szczęścia i nieszczęścia, które ich spotykały. Nic nie umknęło jego uwadze, nawet ich najgorsze przewinienia”. – Skoro wziął pod uwagę wszystkie ich wspomnienia, to samo w sobie tłumaczy, czyje są szczęścia i nieszczęścia oraz najgorsze przewinienia. Tylko pierwszy zaimek jest potrzebny. Natomiast ostatnie zdania zostało poprzedzone przez wcześniejsze „wszystkie” – logiczne, że w takim razie nic nie umknęło uwadze. Lejesz wodę.

 

„Nawet przez chwilę wydawało mu się, że kiedyś już ją widział. Może nawet w pierwszym wcieleniu?” – powtórzone „nawet”.

 

„Wyszedł z gabinetu Elhazma. Nie ułatwił mu zadania. Cel mieli od groma. (...) Korytarzy było tysiące, cel miliony – a ona mogła być niewinna”. – Ojejku, co to za mordęga z tym fragmentem! Ale nic się nie bój, naprawimy to.

Po pierwsze: Pierwsza część to trzy krótkie zdania pojedyncze. Każde o czymś innym. Przyspieszasz i tak wystarczająco szybkie tempo opowiadania, a bohater tylko wyszedł z gabinetu. Stosuj takie zabiegi w miejscach, w których są one mile widziane, ale nie popadaj w paranoję. Eeasy, girl.

 

Po drugie: W drugim zdaniu nie ma podmiotu, więc domyślnie został nim gabinet. Stawiam stówkę, że nie o to ci chodziło.

Po trzecie: W drugiej części powtarzasz, że cel są miliony. Nie przesadzasz? Gdzie oni się w ogóle znajdują? Do tego pytania wrócę w podpunkcie o fabule, ale teraz skupię się na tautologii. Dwa razy ta sama informacja w jednym akapicie. Bez sensu.

Po czwarte: Skrót myślowy. Co ma ilość korytarzy i cel do niewinności dziewczyny? Domyślam się, że narracja to mowa pozornie zależna Willa, ale jeszcze bardziej przyśpieszyłaś i tak pędzącą na łeb na szyję akcję. Nie widać związku przyczyna-skutek. Zwolnij i pomóż mi wczuć się w historię. Chcesz korzystać z mowy pozornie zależnej? Rób to, ale nie na pół gwizdka. Spróbuj rozbudować ten tok myślowy:

A może ona jest niewinna? —> Trzeba ją znaleźć, zanim zapadnie wyrok, i z nią porozmawiać. —> Ale samych korytarzy jest tu tysiące, a celi – chyba z milion.

 

„Po trzech godzinach szukania, miał zamiar się poddać (…)” – przecinek zbędny. Nie pełni żadnej funkcji w zdaniu poza wprowadzeniem zbędnej pauzy oddechowej. No i trzy godziny Will szukał Jo zawzięcie, a nie napisałaś, jak się czuł po takim maratonie? Nie spotkał nikogo innego? Nic się w tym czasie nie wydarzyło? Przecież sama napisałaś: „Gdzie by nie poszedł, w każdej z nich [z cel] ktoś był”. No i dlaczego bohater chciał się poddać? Tak z dupy? „O, minęły już trzy godziny! Spadam na chatę, nara!”. A emocjonująca mowa pozornie zależna wcześniej opisująca jego przejęcie nagle już nie ma znaczenia?

I w tym momencie przechodzę do kwestii imperatywu narracyjnego. Imperatyw narracyjny występuje wtedy, kiedy czytelnik zadaje pytania na temat fabuły – czynów bohatera, logiki zdarzeń i generalnie odnośnie innych, przeróżnych elementów opowiadania – i okazuje się, że odpowiedź brzmi „bo tak”. Bo autor tak chciał. Bo trzeba było tak zrobić, żeby się polepiła fabuła, ale właściwie jakby się tak nad tym dłużej zastanowić, to nic nie ma sensu albo jest płytkie. W ostatniej fazie publikacji leniwy autor nie śpi po nocach, modląc się, by czytelnik się nie pokapował. A jednak wolałabym, żeby spało ci się dobrze.

Niestety odnajduję ten chrzaniony imperatyw tutaj, w momencie szybkiego poddania się, którego nic wcześniej nie zapowiadało (Will wydawał się bardzo zdeterminowany), ale także mam z nim do czynienia chwilę później – gdy Will nie znajduje Jo przez trzy godziny i już ma się poddać, ALE NAGLE – Jeb! I ona jest. Tak po prostu. Nie było jej, ale Will nagle cudownie na nią wpada. Pszypadeg? Nie sondze. Imperatyw narracyjny.

 

„Gdzie by nie poszedł, w każdej z nich ktoś był. Czasem nawet trafiał na trupy. To było smutne”. – Smutne jest to, że ten fragment w ogóle smutny nie jest. W ostatnim zdaniu nie czuć najmniejszego smutku, że nic – tylko nad tym płakać. Chyba się zapomniałaś i chciałaś pojechać groteską, ale na jedno zdanie zmieniać styl narracji – to się nawet nie opłaca.

Jeżeli na Willu mijane trupy robiły jakieś wrażenie, nie bój się tego opisać. O smutku mogą świadczyć spojrzenie pełne żalu, zdemotywowanie, zatrzymanie się i zamyślenie – cokolwiek. Ale pokaż mi, że bohater się smuci, a nie informuj mnie o tym tak sucho. Ten sam przykład odnajduję tu, gdy wspominasz, że Will się wstydził:

„Pewnie zastanawiacie się, czemu chłopak przejmuje się losem tych biednych ludzi. Odpowiedź jest bardzo prosta. On też był człowiekiem, ale… w swoim życiu robił wiele złego. Ale to nie małe przewinienia sprawiły, że się tutaj znalazł. Chłopak wstydził się tego co zrobił i nie chciał, żeby ktoś tak jak on, z człowieka przerodził się w demona”. – Cały czas stylizujesz opowiadanie na mowę pozornie zależną z perspektywy Willa, ale czasem zwracasz się do czytelników narratorem wszechwiedzącym. Naprawdę trudno znaleźć w tym jakikolwiek walor, bo po pierwsze: jako czytelnik wcale w tym momencie nie myślałam o tym i sam narrator niczym Filip z Konopi tym pytaniem w ogóle odrywa mnie od tego, jak sama przeżywam tekst. Po drugie: narrator eksponuje postać. Przedstawia motywy działania i charakter. Słyszałaś kiedyś o ekspozycji? To druga po imperatywie cecha złego pisania. Ekspozycja jest fatalnym rozwiązaniem, bo opisujesz nią wszystko miałko, zamiast przedstawić świat przedstawiony (w tym bohaterów) za pomocą scen. Show, don’t tell. Kreuj rzeczywistość. Wydłuż opowiadanie na potrzebę przedstawienia bohatera, bo będzie to ciekawsze niż uderzanie mnie informacją tak po prostu, że Will sobie jest taki, siaki i owaki. Przykład?

Ktoś niedoświadczony napisze: „Dot pisała dobre teksty”.

Ktoś bardziej doświadczony napisze: „Ledwo zdążyła odświeżyć stronę, a już pojawiły się pierwsze komentarze – i to nie tylko od sędziów, ale i samego bitworeja! Westchnąwszy z ulgą, uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Z każdą kolejną przeczytaną opinią uśmiech ten stawał się coraz szerszy”.

Inny przykład?

Ktoś niedoświadczony napisze: „Skoiastel bała się, że jej pierwsze opinie się nie przyjmą”.

Czujesz ten dreszczyk na plecach? Autentyczną niepewność? Nie?

Ja też nie.

Ktoś bardziej doświadczony napisze: „Nie ma wycofki – pomyślała i ostatni raz przełknęła głośno ślinę. Wziąwszy głęboki wdech, nacisnęła <wyślij>. Poczuła chłód i od razu schowała palce w rękawach trochę za szerokiej bluzy. Musi przejść – pocieszała się – przecież nie bluzgałam za mocno”.

To tylko wymyślone na poczekaniu przykłady, ale myślę, że trochę rozjaśniłam kwestię ekspozycji.

 

„Była dla niego jak drzewo. Jego własne drzewo, z którego można brać wszystko”. – Nie wiem dlaczego, ale metafora z drzewem nijak się ma do brania wszystkiego. Z czym mam to skojarzyć? Pierwsze rzuca się w myśl Drzewo Poznania Dobra i Zła, ale z niego nie wolno było rwać owoców. Poza tym „bierz, co chcesz” zabrzmiało strasznie… perwersyjnie.

 

To teraz trzeci błąd pałkarza, o którym warto wspomnieć. STRESZCZENIA. Przy Imperatywie i ekspozycji najczęściej spotykany sposób na zniechęcenie czytelnika:

„Opowiedział jej, jak do tego doszło i gdzie ukrył ciało. Nawet nie drgnęła, kiedy jej to opowiadał. Tak – ona i Daniel byli parą i to go dobiło. Tamtego dnia dowiedział się, że prawie wszyscy członkowie jego najbliższej rodziny zginęli w katastrofie lotniczej – w tym jego rodzice – a od niego usłyszał, że jego najlepsza przyjaciółka nie chciała już go znać. Że to właśnie on jest najgorszą osobą na świecie i nie powinien się urodzić”.

 

W tym streszczeniu nie ma emocji. Ja muszę się jakoś wczuć, a ty w bardzo krótkim opowiadaniu, które ma tak szybkie tempo fabularne, jeszcze streszczasz najważniejsze wydarzenie w życiu bohatera. Od miłości w dwa zdania przeszłam do katastrofy lotniczej. I co? I nic, bo niczego z tego nie wyniosłam. Przeczytałam, odfajkowałam, zapamiętałam i mam iść dalej z tekstem. Co z tego, że w głowie mam pustkę i nic nie czuję w czasie czytania. Nie dajesz mi należytych emocji. Dla mnie opisane wydarzenia w ogóle nie miały miejsca, mimo że je pokrótce opisałaś. Ale nie zdążyłam się wczuć. Poprzeplatałaś to jeszcze z ekspozycją, bo Daniela coś dobiło, ale właściwie nie wiadomo, jak mogłabym to sobie wyobrazić. Nie mogę uwierzyć, że z takim zapałem marnujesz potencjał własnej historii i odbierasz bohaterom powód do życia. Bo jak już nie chciało ci się rozbudować tego pod postacią np. sceny retrospekcyjnej, to mogłabyś chociaż pociągnąć ten dialog i zamiast „opowiedział jej” po prostu pokazać tę wymianę zdań w postaci dialogu, przy okazji ukazując przejęcie bohatera i tkwiące w nim emocje. Przecież to ważna dla niego przeszłość. Moglibyśmy obserwować wtedy reakcję Jo na słowa i ocenić, czy dziewczyna jest empatyczna. Czy zasługuje na wolność, czy karę – sami moglibyśmy ją poznać. To chyba po to napisałaś taką historię, prawda? Nie budujesz klimatu, przyspieszasz i tak za wartką akcję, a przy tym niszczysz to, pod co sobie sama zbudowałaś podwaliny. Znów pomogę sobie przykładem:

Ktoś niedoświadczony napisze: „Dot wzięła wczoraj udział w bitwie. Późno poszła spać i była zmęczona”.

Ktoś doświadczony napisze: „Dot dobrze pamiętała, gdy wczoraj zabierała się za kolejne starcie w bitwie, układając się wygodnie z laptopem na kolanach. Już wtedy wiedziała, że nie odpuści, bo kiedy tylko przeczytała temat – od razu odpaliła Nowy Dokument Tekstowy. Co z tego, że rodzice w pokoju obok od godziny spali, a chrapanie mamy jak zwykle przechodziło przez ścianę? Postanowiła nie stukać w klawisze tak szybko, tak głośno, i wesprzeć się słuchawkami. Nie żałowała, mimo że właśnie przeziewała całą biologię, a wcześniej i z pół matematyki. Uśmiechała się lekko pod nosem, przeglądając na smartfonie pod ławką świeżutkie komentarze i co jakiś czas podnosząc wzrok na przynudzającą o grzybach Grażynę. Tak, zdecydowanie nie było czego żałować”.

Mam nadzieję, że już wiesz, o co mi chodzi. Pamiętaj, że to tylko przykłady. Chcę rozruszać twoją wyobraźnię. Zastanów się, dlaczego czytasz książki. Aby czytać historię złożoną ze zdań takich, jak przykład pierwszy? Takich, których przekazu nie da się wyobrazić szczegółowo?

 

„Opowiedział jej, jak do tego doszło i gdzie ukrył ciało. Nawet nie drgnęła, kiedy jej to opowiadał”. – Streszczenie. Plus powtórzenie.

 

„W tedy przez pare dni nie chciał nic jeść, siedział w swoim pokoju i do nikogo się nie odzywał”. – Suche streszczenie bez emocji nie robi na mnie żadnego wrażenia. + Wtedy! + Parę!

 

„Nagle zobaczył przed sobą jakąś postać. Podniósł głowę.

- Tom? – zmarszczył brwi, kiedy zobaczył swojego przyjaciela”. – Zobaczył to, zobaczył tamto…

 

„W tamtym momencie nic nie było ważne, tylko strach o życie przyjaciółki. Jedynej osoby, która w świecie ludzi go rozumiała”. – Ekspozycja. Przez całe opowiadanie nie poczułam tego strachu ani razu, a dość często przewijał się w tekście. To znak, że chyba coś nie halo.

 

Za bardzo spłycasz sceny. Prowadzisz jedynie dialogi i opisujesz czasownikowo to, co się wydarzyło. Streszczasz, na dodatek często stosujesz zdania pojedyncze, które też mocno przyspieszają tempo. Zanim się obejrzałam, opowiadanie przeczytałam, ale niczego z niego nie wyciągnęłam. Nic nie wniosło do mojego życia, bo w streszczeniach czynów i emocji – strony fizycznej i psychicznej Willa – było jak na lekarstwo:

„Chłopak nie chciał tego słuchać. Elhazm oszalał. Po chwili namysłu, spytał: Gdzie ona teraz jest?” – Dlaczego nie chciał słuchać? Co zrobił, że narrator wyciągnął taki wniosek? Nie wiem, w jaki sposób objawiło się szaleństwo Elhazma. Nie wiem, jak sobie je wyobrazić. Ale to nie jest jedyny problem, bo jeszcze w tym wszystkim zgubiłaś podmiot w ostatnim zdaniu i wychodzi na to, że pytał Elhazm – a miał pytać Will. Takich przykładów z tekstu można jeszcze wyciągnąć mrowie.

 

Nie mogłam wczuć się w historię. Przeleciała szybko, nie pozostawiając po sobie w mojej głowie niczego poza konsternacją. O samej fabule napiszę w odpowiednim do tego podpunkcie, ale tutaj mowa o stylu, który tak naprawdę buduje cały tekst. A tego stylu – brutalnie powiedziawszy – nie ma.

Nie sztuka napisać krótkie opowiadanie, które szybko się skończy. Potrzeba dynamizmu w scenach akcji – chociażby gdy bohater przemierza korytarze. Gdzie zadyszka, gdzie pot, gdzie kolka? Zdesperowany przez TRZY GODZINY biegał po jakimś tam miejscu w poszukiwaniu Jo. A gdy prowadzi z nią rozmowę – zwolnij. Skup się na emocjach. Wczuj się w swoje postaci. Wyobraź sobie, jak stoją przed tobą i poprowadź ten dialog, choćbyś i się miała popłakać – potem opisz, jak wyglądał płacz Jo w celi.

 

A jeżeli już przy Jo jesteśmy… Bohaterowie wydają się być tacy sami. Różnią ich płcie, ale generalnie ich stylizacja językowa jest jednolita. Nadaj im charakterystyczne cechy, inny sposób wypowiadania się. Cokolwiek, co sprawi, że będą mniej papierkowi.

 

Słowa siejesz proste i to samo w sobie nie jest błędem, ale masz tyle powtórzeń i używasz raczej słów i zwrotów z języka potocznego (jakoś mi się to z fabułą nie klei. I światem – nawet nie wiem, jak go nazwać – nieziemskim), co psuje gdzieś tam kiełkujące dobre wrażenie. Opisy przez to też tracą na wartości; także przez streszczenie, skróty myślowe i gnające na złamanie karku tempo wszystko wypada sztuczne. Bez emocji, odpowiedniego doboru słownictwa i sposobu przedstawienia. Ważne są wszystkie zmysły – wzrok, węch, słuch, a także i smak. Nie wykorzystujesz zbyt wielu środków stylistycznych, a twoja pisanina jest wciąż nieukształtowana.

NOTA: 1

 

– FABUŁA I POMYSŁ (0-10)

Mam dość dużo wątpliwości związanych z tym tekstem, zacznę więc od samego początku, czyli od świata przedstawionego.

 

Nie mam o nim praktycznie żadnych informacji. Wiem, że akcja dzieje się w świecie (chyba) demonów, które lecą na ziemskie, mroczne duszyczki. Ale nie wiem, jak mogę sobie ten świat wyobrazić. Podeszłaś do niego, jak gdyby niczym się nie różnił od świata ludzi. Zdajesz sobie sprawę, że czytelnik nie siedzi w twojej głowie i dopóki czegoś nie opiszesz, to on tego nie zobaczy, chociażby i miał się, mówiąc kolokwialnie, zesrać? Ten brak opisów świata spowodował, że trudno się odnaleźć. Wiem tyle, że korytarze w jakimś budynku mocno śmierdziały. Piszesz o milionach cel, ale żadnej nie miałaś okazji przedstawić. Nawet na końcu nie opisałaś miejsca odbytej egzekucji! Wspomniałaś jedynie, że do pomieszczenia prowadzą drzwi. Tak. To bardzo odkrywcza wskazówka, nie powiem. Moja wyobraźnia jest wdzięczna.

 

Taki brak informacji doprowadził do tego, że nie potrafiłam za żadne skarby odnaleźć się w tekście i niczego nie byłam do końca pewna.

 

Co dalej? Bohaterowie.

Najbardziej poruszył mnie Elhazm. Brzmiał wyniośle, poważnie – jak na mistrza przystało. Właściwie nie wiem, kim był i jak wyglądał (najwyraźniej słowo „mistrz” powinno mi wystarczyć), ale zbudowała jego pozycję stylizacja, jaką mu nadałaś. O głównym bohaterze wiem tyle, że jest ni to człowiekiem, ni demonem (te podobno polują na dusze, a Will przyjmuje postawę zwykłego nastolatka). Ma czarne włosy i w świecie demonów paraduje w bluzie. Jo? Najpierw jest płaczliwa, potem nagle poważna. Jej charakter w tym tekście to chorągiewka na wietrze fabularnym. Jak imperatyw zagra – tak postać zatańczy. A żeby nie być gołosłownym, to oto dowody:

„- Przecież byliśmy przyjaciółmi. – załkała – Myślałam, że nie żyjesz… Wszyscy tak…

Zanim dokończyła zdanie, przyciągnął ją do siebie i przytulił. Już pamiętał, skąd ją zna. Jo (…)” – przez cały czas Will nie pamiętał bohaterki, aż nagle ona przyznała, że kiedyś byli BBF. I już! Wystarczyło! Koniec amnezji. To raczej tak nie działa, bo słowo „przyjaciel” oznacza silną relację pomiędzy dwójką osób. I Will powinien przypomnieć sobie o tej relacji, gdy zobaczył Jo wcześniej lub gdy usłyszał jej głos po raz pierwszy. Gdy otrzymał jakiś bodziec. Wątpię, by samo słowo „przyjaciel” rozruszało pamięć. Słuch nie budzi wspomnień po czasie.

 

„- Pomogłam paru osobą napaść na bank… I… - spuściła wzrok – oni zabili człowieka…” – (osobom! Tak, zwracałam już na to uwagę, ale wciąż boli). Nie znam wieku bohaterów, ale główny bohater jest nazywany w narracji „chłopakiem” (a nawet „nastolatkiem”), a bohaterka – „dziewczyną”. Napad na bank jest w tym wypadku wątpliwy. Prędzej uwierzyłabym, że była zakładniczką czy kimś tego pokroju. Albo poniósł ją melanż i ściemnia.

 

„Czuł, że te słowa były prawdziwe. Widział, że zaraz znów się rozpłacze”. – Will to urodzone medium, serio. Jo powiedziała mu, że w tak młodym wieku pomogła napaść na bank i ktoś w tej konsekwencji stracił życie. Trochę przy tym popłakała, a bohater jej tak w to wszystko uwierzył, chociaż podejrzewam, że wcześniej dłuższy okres spędził ze swoim mistrzem. On chyba też powinien mieć na Willa jakiś wpływ? Dlaczego Will zrobił się taki ufny? Nagłe pojawienie się true love na horyzoncie nie powinno tak silnie oddziaływać. To spłyca historię.

 

A w ogóle Will to straszny buc. Jak można przyznać się zamkniętej w celi, zapłakanej i wystraszonej przyjaciółce, że zamordowało się jej ukochanego? Tak po prostu? I wiesz, co jest gorsze od postawy Willa? Głupota Jo, że nic sobie z tego nie robi, a na końcu wyznaje Willowi miłość. Dziękuję, postoję.

 

„- Will! Will, obudź się!” – Dlaczego on w ogóle zasnął? Bo się zmęczył? Przecież dawno nie widział swojej ukochanej, tak wiele miał jej do opowiedzenia. Tak bardzo chciał, by była blisko. Chciał ją wesprzeć, pocieszyć, wyznać swoje grzechy. I tak sobie po tym po prostu odpłynął jakby nigdy nic? Czy ten bohater ma w ogóle jakąś stronę emocjonalną? No i czy on przypadkiem nie jest demonem? Bo gdzieś tam jakieś zdanie o tym się przewinęło. Demony zachowują się więc jak ludzie, tak? Noszą szerokie bluzy, sypiają, zakochują się, odczuwają lęk? No to dlaczego Will nie poczuł się głodny czy spragniony? Przecież trzy godziny szukał Jo, a potem kolejne spędził przy niej…

 

„- Strach jest tym [przecinek] co trzyma nas przy życiu… - odpowiedziała - przynajmniej przez jakiś czas. Każdy się czegoś boi. To jest normalne”. – Te poważne, mocne słowa nie pasują do Jo, która chwilę temu przez płacz nie potrafiła wydukać, dlaczego znalazła się w celi. Rozumiem, że okropnie przeżywała przeszłość i w momencie tych wspomnień jej kwestia była adekwatna do jej zachowania, jej myśli. Do jej stanu wewnętrznego. Co się zmieniło, że nagle stała się ostoją mądrości i spokoju?

 

W tekście zauważyłam też kilka innych kwestii, które budzą wątpliwości i muszę o nie zapytać. Dlaczego Will poszedł szukać Jo w ludzkim świecie, a zaczął martwić się o nią dopiero, gdy ta już siedziała w celi? Dlaczego nie porozmawiał z nią wcześniej, skoro czuł, że „nawet przez chwilę wydawało mu się, że kiedyś już ją widział”.? Dlaczego jego postawa zmieniła się po rozmowie z Elhazmem?

 

„Pewnie zastanawiacie się, czemu chłopak przejmuje się losem tych biednych ludzi. (...) Chłopak wstydził się tego [przecinek] co zrobił i nie chciał, żeby ktoś tak jak on, z człowieka przerodził się w demona”. – Tylko że Will wcale nie zachowuje się jak demon. Jednak wątpię, by w ogóle nim był. I o jakim przerodzeniu mowa, skoro na końcu bohaterowie zostają zastrzeleni? Rozpoczęłaś interesujący wątek, poruszyłaś kilka ciekawych tematów, które dobrze rozwinięte pozwoliłyby przedstawić czytelnikom zasady rządzące niewdzięcznym światem demonów. A potem nigdy do nich nie wróciłaś i od samego początku aż po zakończenie tekstu praktycznie niczego o tym świecie nie wiem.

 

„- Za co tu jesteś? – spytał, kiedy dziewczyna przestała płakać (...)”. – Kilka zdań wcześniej napisałaś: „(…) a ona mogła być niewinna. Chociaż… sam już nie wiedział, komu wierzyć. Jej pięknej twarzy, czy może jej ciemnej duszy i słowom mistrza…” – Jak byk wychodzi na to, że Will musiał wiedzieć wcześniej, dlaczego zamknięto Jo. Jeśli nie, jego uprzednie przypuszczenia są bezpodstawne, no bo jak inaczej miałby wybrać, komu zawierzyć, skoro nie znał jeszcze obu wersji wydarzeń?

 

„Widział na swoje oczy raz, jak potraktowali takiego delikwenta. Zrobili to zaraz po tym, jak tu trafił. To było okropne. W tedy przez pare dni nie chciał nic jeść, siedział w swoim pokoju i do nikogo się nie odzywał”. – Z pierwszych czterech zdań wynika, że ktoś zginął, a potem nie wychodził ze swojego pokoju. No raczej nie o to ci chodziło.

 

To jeszcze kilka słów na temat powiązania z tematem bitwy:

„Przecież potwory, [przecinek zbędny] takie jak on opuszczają krainę cieni, zwabione mrokiem ludzkich dusz”. – Ładne nawiązanie. W tekście pojawia się wzmianka o demonach, do potworów podeszłaś dosłownie, ale to żaden błąd przecież. Mam tylko jedną uwagę – za mało potworów w potworach. Jedno zdanie nie sprawi, że masz ten punkt z głowy. Will nie ruszył zwabiony na ziemię, bo Jo na kilometr śmierdziała zbrodnią. Zrobił to, bo: „jednak w końcu zaczął szukać tej osoby, która była im potrzebna”. No właśnie. Do czego potrzebna? By wykonać na niej wyrok. Dlaczego go wykonać? Bo sobie zasłużyła. Czym? Pomogła w napadzie i przez przypadek ktoś zginął? Przecież to bzdura. Po świecie chodzą perfidni mordercy i socjopaci, a jacyś „oni” z Elhazmem na czele interesują się właściwie pierwszą-lepszą nastolatką. No przecież to się kupy nie trzyma.

 

Wielu kwestii na temat świata nie przedstawiono, bo narrator ominął wszystkie ważne tematy w opowiadaniu na rzecz powiedzenia sobie wątpliwego „kocham cię” w ostatnim momencie tekstu. Gdybyś chociaż pokazała porównanie, jak inne demony faktycznie polują na ludzi mających coś na sumieniu…

 

W historii wspominana jest też mroczna przeszłość bohaterów – to też w jakiś sposób śmiało można podpiąć pod temat. Will mógł stać się potworem, gdy zamordował Daniela. Na to jeszcze się zgodzę, jednak nadal za mało mi tematu w temacie.

NOTA: 2

 

PODSUMOWANIE (1-3):

Imperatyw narracyjny, ekspozycja i streszczenie – wszystkie trzy najgorsze błędy pisarskie w jednym, naprawdę krótkim opowiadaniu – to nie mogło się dobrze skończyć. Mam nadzieję, że wyżej zawarte uwagi tłumaczące każdy z tych elementów i pokazujące, jak z nimi walczyć, do czegoś ci się przydadzą.

 

Gdybyś zadbała o opisy, by czytelnik nie zostawał po każdym akapicie z wyrazem twarzy à la WTF, i rozwinęła to, o czym wspomniałam wyżej, historia byłaby bardziej dopracowana i przyciągnęłaby więcej osób. Wiesz, co jest najbardziej irytujące? Że właściwie nic nie wiem o tym opowiadaniu. Napisałaś je na pół gwizdka. Praktycznie olałaś kwestię rozwoju emocjonalnego bohaterów i opis świata przedstawionego.

 

Podoba mi się jednak otwarte zakończenie – nie napisałaś, że bohaterowie zginęli oboje, mogę więc sobie śmiało sama wyobrazić, co było dalej. I pewnie chętnie bym to zrobiła, gdybym mogła sobie wyimaginować świat, w którym dzieje się większa część akcji. Do tej pory cały tekst wygląda jak nieuzupełniony szkic dopiero kształtującej się wizji. Raczkujesz, ale byle do przodu.

NOTA: 1

 

RAZEM: 5/23 (21%)

 

 

03. „Powtarzalny błąd”

Autorka: Katra

 

– TECHNIKALIA (0–5)

Dobra beta na wstępie nie jest zła.

 

„Patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami, zupełnie tak jakby chciał mnie nimi prześwietlić. Irytowało mnie to. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam”. – Przecinek lepiej wyglądałby po „zupełnie tak”, gdyż „tak jak” to porównanie paralelne. Jak pozbyć się powtórzeń? Pamiętaj, że wybrałaś narrację pierwszoosobową, musisz więc pilnować jej lekkości, naturalności. Tym bardziej powinno to być łatwe, bo sama jesteś kobietą. Spójrz:

„Patrzył tymi swoimi czerwonymi ślepiami zupełnie tak, jakby chciał mnie nimi prześwietlić. To irytowało. Odwróciłabym wzrok, ale nie mogłam”.

Dalej też mamy do czynienia z upierdliwymi powtórzeniami:

„Udało mi się podkurczyć nogę i kopnąć go z całej siły w okolice brzucha. Tylko nieznacznie się cofnął, ale udało mi się go zaskoczyć”.

Teraz spróbuj sama to przekształcić.

 

„Z brzdęknięciem upadł na ziemie. (…) Zwłoki opadły na ziemie z głośnym chlupnięciem”. – Brak ogonka – ziemię. Masz takich przykładów mrowie! W ogóle nie przyłożyłaś wagi do podkreślenia niektórych znaków diakrytycznych: „(…) albo chce szybciej stanąć na nogi, albo męczę się dalej”, „To nie ja decyduje i wierz mi, nie chce tego robić”, „(…) powoli zaczęliśmy tracić nadzieje na odnalezienie go”. To tylko pierwsze-lepsze przykłady. Pod tym względem musisz przejrzeć cały tekst.

 

„Mężczyzna zorientował się [przecinek] co mam w zamiarze i ruszył na mnie. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętałam [przecinek] to pełnia księżyca przybierająca barwę krwi”.

 

„Wypełniam obowiązek, który został na mnie zrzucony wbrew mojej woli, jednak nie narzekałam [myślnik] i tak bym dokonała tego samego wyboru. Na początku tego nie chciałam, później zaakceptowałam. I tak oto stałam się Łowcą, który jest cieniem tego świata, a jego zadaniem jest ochrona ludzi, którzy stają się ofiarami ciemności, którą sami stworzyli. Jak na ironie, sama niewiele się od nich różnie”.

Po pierwsze: to okropna ekspozycja. Bohaterka sama się przedstawia, doprawdy. Nie dało się inaczej? Subtelniej? Sceną, w której szlaja się po nocy i ktoś nazywa ją łowcą? Daj mi czerpać z tekstu, a nie podawaj odpowiedzi na tacy w taki płytki sposób.

Po drugie: gubisz znaki diakrytyczne. I to nie tylko w tym fragmencie, ale na przestrzeni całego tekstu wielokrotnie brakło ci ogonków. No i powtarzasz: tego, który.

Po trzecie: dlaczego ona nie stała się Łowczynią? Czemu to musi być rodzaj męski?

Po czwarte: Na początku tego nie chciała, ale teraz jest przekonana, że dokonałaby tego samego wyboru. To też się raczej wyklucza, prawda? A przynajmniej w mylący sposób ujęłaś tę myśl.

Po piąte: czas. Pilnuj przeszłego, bo taki obrałaś od początku. Bądź konsekwentna.

 

„Chłopcy dziś się zabawili, jutro nie będą niczego pamiętać, a nawet jeśli [przecinek] to będą żałować, co do tego nie miałam wątpliwości”. – Ostatni przecinek zamieniłabym na myślnik. Nada mocniejszego brzmienia.

 

„– Kim wy do cholery jesteście!?” – Wszelkiego rodzaju przekleństwa i wulgaryzmy o charakterze wtrąceń oddziela się przecinkami od reszty zdania. W każdym razie po tej wypowiedzi pojawia się komentarz: „zapytał któryś z imprezowiczów, ledwo składając głoski w całość”. Problem w tym, że wcale nie czuć tego słabego składania. Koleś (według samego dialogu i zapisu słów) wydarł się perfekcyjnie.

 

„Na początku rozległ się krzyk kobiety, potem wybuch [przecinek] a na koniec [lepiej: końcu] zapanowała zupełna cisza”.

 

„Mężczyzna rzecz jasna dalej stał na nogach (…)” – „rzecz jasna” to wtrącenie. Możesz je oddzielić z dwóch stron przecinkami lub myślnikami. Te drugie nadają mocniejsze brzmienie, mocniej nakreślą miejsce pauzy oddechowej.

 

„(…) kilka ciosów udało mi się uniknąć” – kilku.

 

„(…) dlatego nie mogłam znaleźć w sobie, choć krztyny strachu”. – Przecinek zbędny. Nie pełni żadnej funkcji. Przed „choć/chociaż” stawia się go tylko wtedy, gdy po nich następuje orzeczenie (czasownik).

 

„Mój nieprzytomny wzrok spoczął na krwisto czerwonym (…)” – „krwistoczerwony” łącznie.

 

„Ostatnie [przecinek] co usłyszałam [przecinek] to strzał”.

 

„– Rose... Rose [przecinek] obudź się.” – Pamiętaj, że przy zwrotach do kogoś (w formie wołacza) stawia się przecinek. Taki sam błąd popełniasz na przestrzeni całego tekstu: „Obyś jej nie przeceniał Dymitrze”, „możesz przyglądać się mi się, ile wlezie Dymitrze”, „Rose wybrałaś swój los już tak dawno temu (…)”, „Bój się boga dziewczyno”, „dlatego Rose proszę…”, „Co jest niemożliwe Roza?”. I wiele innych! Pilnuj tego.

 

„– Nic jej nie będzie? – Odezwał się ktoś inny”. – Jeśli po wypowiedzi bohatera następuje dotyczący jej komentarz np. powiedział, krzyknął, warknął, odpowiedział, mruknął itp. – na końcu nie stawiamy kropki, a dopisek po nim zaczynamy małą literą. Przejrzyj pod kątem poprawnego zapisu dialogów cały tekst, bo się w tym gubisz i wychodzą twoje braki w temacie:

„– Nic jej nie będzie – uciął wyraźne zdenerwowany – idź lepiej zająć się tym zamieszaniem na zewnątrz”. – W tym przypadku komentarz powinien zakończyć się kropką, a kontynuowana po myślniku wypowiedź – zaczynać się wielką literą. Inne przykłady?

 

„Rose [przecinek] wybrałaś swój los już tak dawno temu, dlaczego się wahasz? – jakiś cichutki głos odezwał się w mojej głowie [kropka] – Nie chcesz być taka jak oni, prawda? Potworem, który żywi się ludzką ciemnością”.

 

„– Mamy problem do naprawienia, nie? – przerwałam mu – nic mi nie będzie”. – Ostatnie zdanie powinno zaczynać się wielką literą. Dopowiedzenie – kończyć kropką.

 

„Na pierwszy rzut oka wydało mi się, że to gabinet [przecinek] jednak w miarę wybudzania się pokój przybierał kształt salonu”.

 

„Suszyło mnie niemiłosiernie, gardło drapało i kuło” – kuć =/= kłuć.

 

„Jedna z przeźroczystym płynem, drugą z czerwonym”. – Jedną. Większość upierdliwych baboli wykluczyłabyś sama, gdybyś przed publikacją dokładnie sprawdziła tekst.

 

„(…) ktoś postawił przede mną wybór – albo chce szybciej stanąć na nogi, albo męczę się dalej. Dla mnie wybór był oczywisty, dokonałam go już tyle lat temu, a jednak się zawahałam” – no to dokonała go dawno i teraz się zawahała? Czy to się aby nie wyklucza? Domyślam się, że wahanie miało miejsce teraz, aktualnie, gdy dhampirzyca sięgała po szklankę. Ale zdanie w obecnej formie tego nie potwierdza.

 

„– Może-” – a tu nie wiem, co się stało.

 

„Wszyscy łącznie z ludźmi zaczęliśmy każdego dnia z utęsknieniem wyczekiwać świtu, momentu, w którym mogliśmy wreszcie zaczerpnąć trochę oddechu, wyleczyć rany.” – Między świtem a momentem postawiłabym myślnik. Jest to mocniejsze wskazanie, że świt to właśnie ta konkretna chwila. Polecam też zrobić wtrącenie z „łącznie z ludźmi”.

 

„W końcu nie zdyskwalifikuje mnie za bycie

pół-człowiekiem”.– Coś tu się złego stało z justowaniem.

 

„– Co do… – Przełknęłam ślinę i chybocząc się, podniosłam na nogi.

– To nie jest możliwe. – wykrztusiłam” – skoro obie wypowiedzi należą do jednej postaci, akapit w tym przypadku jest zbędny. Może wprowadzić czytelnika w błąd.

 

„Trzymał mnie mocno, choć nie musiał [myślnik] i tak nie miałam siły się wyrywać”.

 

„– Nie… – załkałam – Dymitr [przecinek] zabij mnie! Strzelaj do cholery!” – Przez brak przecinka wyszło na to, że Rose obraża samą siebie. Chyba nie o to ci chodziło, co?

 

„Spóźniłeś się [przecinek] Łowco!”.

 

Uwielbiasz gubić przecinki (szczególnie w dopowiedzeniach i wtrąceniach), ogonki i mylisz się w interpunkcji dialogowej. To te największe bolączki. Tekstu też nie opublikowałaś wiele – na 4800 wyrazów tak zaniedbana przed publikacją historia naprawdę nie świadczy o sztuce, tym bardziej że odnajduję babole, które bez zająknięcia potrafiłabyś sama wykluczyć. Następnym razem przygotuj się lepiej, pozwól swojej pracy odpocząć w szufladzie czy na dysku. Wróć do niej po kilku dniach i przeczytaj ją jeszcze raz, powoli, na głos. Za niedbalstwo muszę trochę odjąć.

NOTA: 3

 

– STYL (0-5)

„Powoli sięgnęłam ręką do prawego boku, moja dłoń spoczęła na rękojeści pistoletu”. – Jedną z wielu pułapek narracji pierwszoosobowej jest określanie przynależności swoich własnych przedmiotów czy nawet kończyn – w tym konkretnym przypadku. Skoro bohaterka wspomina, że sięgnęła po pistolet, to wiadomo, że swoją ręką, a nie czyjąś inną. Określenia takie odbierają lekkość narracyjną. Mierzę się z tym problemem na przestrzeni całego twojego tekstu:

„W mojej głowie rozpętał się sztorm, kakofonia dźwięków zaatakował[+a] mnie znienacka i zawirowała całym moim światem”.

 

Narracja pierwszoosobowa to myśl głównej bohaterki. Zastanów się nad scenerią, którą stworzyłaś – noc, pusta alejka. Dziewczyna się boi i sięga po pistolet. Tylko że siedzimy w jej głowie, a ona jednocześnie stresuje się i opisuje wszystko wymuskanymi, ładnymi zdaniami. Czy w takiej chwili pomyślałabyś: „moja dłoń spoczęła na rękojeści pistoletu”? A może raczej coś w stylu konkretniejszym: „powoli sięgnęłam ręką do prawego boku. Dobrze, że miałam pistolet”? To tylko jedna z wielu propozycji. Generalnie chodzi o to, aby nie upiększać nienaturalnie myśli bohaterki, gdy ta się stresuje.

 

„Mężczyzna nadal stał na swoich nogach, miał uniesioną dłoń na wysokości twarzy, a między palcami trzymał pocisk, który miałam zamiar wpakować mu prosto w łeb, jak widać [przecinek] z marnym skutkiem”. – Jak widzisz, kłopotliwy zabieg z określaniem przynależności można też spotkać nie tylko w narracji pierwszoosobowej odnośnie głównej bohaterki jako samej siebie, ale i takiej, która opisuje inne postacie. Wiadomo, że mężczyzna stał na swoich nogach, a nie czyichś innych. No chyba że wcześniej pojawiłby się opis sceny, w której miażdżyłby łydki jakiemuś leżącemu biedaczysku.

Duży plus za stylizację językową Rose. Nie tylko dlatego, że uwielbiam babeczki z charakterem. Chodzi o to, że nie wydaje się być w tym wszystkim papierokwa. Wychodzi naturalnie.

 

„Cholera jasna, co się ze mną dzieje? – Skarciłam się w myślach”. – Nie rób tak już nigdy więcej w narracji pierwszoosobowej! Przecież cały tekst to myśl bohaterki, więc dlaczego nagle ona myśli w myślach, a potem myśli o tym, że właśnie się w myśli skarciła? Masło maślane, ale przynajmniej wiesz, o co mi chodzi.

 

„Krwawy księżyc wisiał nad miastem i spowijał go swoim szkarłatnym blaskiem”. – Ten przypadkowy rym na początku akapitu za bardzo rzuca się w oczy i rozprasza. Czy główna bohaterka klei wiersze do poduszki, że takie farmazony układa?

 

„Dach nie był oświetlony, byłam w kompletnym ukryciu (…)”. – Marne powtórzenie.

 

„Rzadko kiedy moje „polowania” kończyły się bezowocnie”. – Dlaczego wykorzystałaś cudzysłów? Przecież łowcy faktycznie polują. Bohaterka nie nazywa się łowcą w cudzysłowie.

 

„(…) kątem oka zauważyłam zbliżającą się w ich kierunku młodą kobietę. Jeden z nich krzyknął coś w jej kierunku (…)” – czytaj teksty na głos. Powoli. To pozwoli wyeliminować większość upierdliwych powtórzeń, których nasadziłaś, że aż boli.

 

„– Boisz się? – wysyczał.

Mogłabym powiedzieć, że nie, ale co by to zmieniło?” – Dziwne, że w ogóle przyszło jej to do głowy. Do tej pory nie rozmawiała z potworami, nie odpowiadała na zaczepki. Raczej uchodzi za zimną i wyrachowaną. To zdanie trochę ją z tego szablonu wyciąga. Moim zdaniem – niepotrzebnie. Staraj się w takich krótkich produkcjach dbać o płynność postaci, o jej stały charakter, by czytelnik nie miał do czynienia z elementami, które się wykluczają. Jasne, że można to połączyć z rozwojem bohatera, ale niech on się zmienia na przestrzeni fabuły, a nie tak nijak, na jedno czy dwa słówka.

 

„Czułam, jak tracę przytomność, wampir niespiesznie wysyłał esencję mojego życia”. – Nie… Do tej pory bohaterka była konkretna. Ta kwiecistość wykorzystana tylko tutaj wypada strasznie nienaturalnie. Kto zamiast na pobranie krwi jedzie na pobranie esencji swojego życia? Rose w ogóle nie potrzebuje takich określeń. Żadna z niej przecież romantyczna poetka dbająca o kwiecistość swoich myśli.

 

„Powoli zsuwałam się w objęcia ciemności, moje ciało wiotczało, opadłam z sił. Mój nieprzytomny wzrok spoczął na krwisto czerwonym okręgu unoszącym się nad mrocznym niebem”. – Wciąż nie przekonuje mnie ta stylizacja językowa myśli bohaterki. Objęcia ciemności? Nieprzytomny wzrok, który na czymś spoczywa? Nie przesadziłaś? To odejmuje naturalność postaci. Wyklucza się z „łbem” użytym wcześniej i dalszymi „cholerami”, którymi Rose rzuca.

 

„Ledwo mówiłam, ból krtani się nasilał, czułam, jak powoli tracę głos. Odchrząknęłam.” – W ogóle tego nie czuć. Dziewczyna sieje normalne zdania złożone, z pełną składnią. Nie męczy się przy tym przesadnie, dopóki narrator sucho o tym nie powiadamia. Brakuje mi na to dowodu. Wystylizuj ten dialog na trudny dla niej.

 

„Miasto było duże, nas zbyt mało, a oni byli zbyt silni” – całkiem smaczny zabieg stylistyczny miałby tutaj miejsce, gdybyś usunęła ostatnie „być” i zastąpiła je myślnikiem. Umocniłabyś tym brzmienie ostatniej frazy.

 

„Stało się to, o czym mówiłam Dymitrowi. Stworzenia ciemności stały się zbyt potężne, a nas jest za mało [przecinek] by stawić im opór, choć to wszystko wydarzyło się wcześniej, niż przypuszczałam” – dwie kwestie: banalne powtórzenia drażniące w czasie czytania oraz pomieszanie czasów. Wybrałaś przeszły, więc bądź konsekwentna. Dalej sytuacja wygląda podobnie:

„– Zawsze byłeś dla mnie jak ojciec, wiesz?

– Wiem.

Tak wiele wiemy o sobie, jednak dalej pytamy. Po co? By się upewnić? Może. A może, żeby chwycić się ostatniej nadziei na to, że dalej jesteśmy ludźmi”. – Nie możesz sobie bez racjonalnego powodu zmieniać czasu w połowie opowiadania na kilka zdań. Ten zabieg pasuje w listach, retrospekcjach czy przeskokach czasowych, ale nie w trakcie prowadzenia sceny, która całkowicie opisywana jest w przeszłym.

[UPDATE with SPOILER!: tym bardziej że na końcu bohaterka „ginie”, historia jest przerywana, więc w ogóle nie ma mowy, by używać w niej czasu teraźniejszego].

 

„Z powodzeniem uniknęłam jego ciosu. Zrobiłam krok w tył i wymierzyłam kopnięcie. Zdążył umknąć mi w bok. Ruszył na mnie i otwartą dłonią przyłożył mi w brzuch. Wyleciałam przez okno prosto na żwirową dróżkę, przejechałam po niej plecami i zatrzymałam się na schodach prowadzący do drugiego z domów”. – Ten fragment jest tak okrutnie nieemocjonujący… Doprawdy, to same czasowniki. Nie ma w nich życia. Nie ma w nich emocji. Rozumiem, gdyby użyć tak miałkiego opisu w narracji trzecioosobowej, wykorzystując narratora wszechwiedzącego. Ale w pierwszoosobówce? Dziewczyna przeleciała po betonie kilka metrów i to wszystko? Żadnego „o cholera, nie wyszło”? Lubię postacie zimne, wyrachowane, o pokerowej twarzy, ale nadal z krwi i kości. Rose wychodzi w tej scenie blado i papierowo. W opisanym na początku śnie była bardziej ludzka niż teraz, w kulminacyjnym punkcie opowieści. W czasie takiej sceny powinnam mieć serce w przełyku i czytać z zapartym tchem, a prawda jest taka, że nic nie robi na mnie żadnego wrażenia. Przepis na rosół uwzględniający oskubywanie kurczaka zawiera podobną dawkę emocji (o ile nie większą), serio.

 

„Patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami, zupełnie tak jakby chciał mnie nimi prześwietlić. Irytowało mnie to. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam”. – Pod koniec opowiadania wykorzystałaś zdanie z samego początku, ładnie zamykając koło. Lubię takie zabiegi. Na plus.

 

„Udało mi się wyrwać. Mężczyzna już znalazł się przy mnie i wymierzył mi cios w bok. Udało mi się utrzymać na nogach i uderzyć go w podbrzusze”. – Pominę, że to zdanie pojawiło się od razu po tym, jak bohaterka zapewniła nas, że niczego już nie może zrobić. Niespodzianka! Tym razem jednak skupię się na czymś innym; eliminuj powtórzenia. Tutaj: „udało” i „mi”. Pod tym względem twój tekst naprawdę wypada słabo. Bardzo często siejesz powtórzone frazesy, które upraszczają całość. Niby nie ma nic złego w prostocie, ale wybrałaś opowiadanie pełne akcji, którą trzeba napędzić. Nie zrobią tego oklepane opisy ruchów i czasownikowe powtórki z rozrywki. Jeżeli lubisz styl akcji opartej na czasownikach, czytaj dużo Cobena, Fleminga, Amisa czy Becketta Simona. Oni są w tym naprawdę świetni. To mistrzowie sensacyjnego pióra pełnego nieustającej walki.

 

„Głos Dhampira rozsadzał mi czaszkę i powoli łamał moją wolę”. – Raz używasz małej, raz wielkiej litery. Powinnaś być konsekwentna. Polecam małą.

 

Jeżeli chodzi o stylistykę, to powtórzenia przebijają wszystkie inne słabości. Pasują do tytułu twojej historii. Są powtarzalnym błędem na przestrzeni całego tekstu, psując go niemiłosiernie. Dodatkowe kwiatki to kwieciste momenty w stylizacji językowej Rose i nienaturalność jej myśli. Raz jest bezlitosną i cwaną dhampirzycą, a raz cnotliwą niewiastą zachwycającą się światłem księżyca, nazywającą krew esencją życia. W dialogach wypada świetnie, bo przedstawia tę stronę, którą chciałaś pokazać czytelnikowi – stronę silnej babeczki. Jasne, że Rose może to pozorować i środku, w swoich myślach być inną, ale moim zdaniem popadłaś tutaj w przesadyzm, ta różnica jest zbyt karykaturalna. Delikatnie bym ją zatarła. Rose może pyskować do ludzi pod nosem, w myśli być bardziej emocjonalna, ale jedno od drugiego nie może odstawać aż tak bardzo, skoro w swoim zachowaniu Rose często łypie spod byka albo bywa mocno zniesmaczona.

 

Co jeszcze może pomóc?

Zdecydowanie nie zrobi tego hiperbolizacja, z którą spotkałam się u ciebie wielokrotnie. Bohaterka jest Dhampirem, ale dostała w twarz? Nie pisz, że przewróciła się i osłabła, bo czytelnik będzie w to wątpił – przecież wcześniej powtarzałaś, że to wytrzymałe bestie. Bohaterka słyszy kakofoniczne dźwięki i upada? Jedno zdanie dalej okazuje się, że ta udręka wcale nie miała żadnego znaczenia. Rose mówi, że nic się nie da zrobić i daje czytelnikowi do zrozumienia, że przegrała? Cudowne „wyrwanie się” z uścisku przeciwnika w kolejnym zdaniu nie jest najlepszym pomysłem na rozwinięcie fabuły. Wiem, że chcesz zaskakiwać, ale po kilku podkoloryzowaniach najzwyczajniej w świecie przestałam brać tę historię na poważnie. No i samo „wyrwanie się” – w opowiadaniu użyłaś go trzykrotnie, nie wyjaśniając, w jaki cudowny sposób oswobodziła się Rose.

 

Twoje opisy tła są wystarczające, budują atmosferę. Opisy miejsc czy postaci również nie wzbudziły moich większych wątpliwości, jednak sama bohaterka w momencie nienaturalnego przedstawienia się czytelnikom wypadła bardzo słabo. Wykorzystałaś w tamtym fragmencie ekspozycję. To kijowy zabieg, mocno spłycił scenę, zabił też potencjał. Czytelnik sam musi wyciągać wnioski, a nie tylko bezmyślnie przyswajać kolejne informacje. Musisz dać mi powód do ruszenia głową. Rose mogłaby pokazać, kim jest i czym się zajmuje poprzez dialog, jedną ze scen walki czy przemyślenia o sobie – to w ostateczności. Ale z tych przemyśleń też musi coś wynikać. Człowiek nie myśli o sobie bez przyczyny, np.: „jestem oceniającą”. I tyle. Nic za tym nie idzie. Dużo naturalniej zabrzmiałoby coś w stylu: „dzisiaj sobie nie poocenkuję, bo skończyło mi się wino”. Widzisz? W takim przemyśleniu mamy masę informacji o mnie – jestem oceniającą, która lubi alkohol. Nic wprost. Rose powinna myśleć równie naturalnie. Pisać o czymś po coś. Mówić – po coś. Nie bez powodu, żeby tylko dać czytelnikowi jakieś informacje – je autor musi ukryć między wierszami. Nie sztuką jest wszystko przedstawić suchym opisem.

 

Co o samej stylizacji jeszcze? Zmarnowałaś potencjał, który daje narracja pierwszoosobowa. Lekkość odbiera większość: mnie, mój, moje. Rose wydaje się pod tym względem przesadnie egocentryczna, co nie pasuje do zakończenia, w którym poświęca samą siebie. Staraj się bardziej unaturalniać narrację, mimo że uniwersum to typowe dark fantasy.

 

Co do strony emocjonalnej – kompletnie brakło jej w opisach, które były strasznie mechaniczne, nafaszerowane powtarzalnymi czasownikami. A jeżeli już próbowałaś jakoś pokazać bohaterkę w bohaterce, to robiłaś to tak:

„Niestety mój tryumf nie trwał długo, przeciwnik szybko się otrząsnął i wymierzył mi siarczysty policzek z siłą rozpędzonej ciężarówki, który powalił mnie na ziemie”. – W akcji nie ma czasu na wspominki o szczęściu, nieszczęściu i tryumfach. Zdania pojedyncze dodają dynamizmu i skup się głównie na nich. Wielokrotnie tego się trzymałaś i w dużej mierze świetnie wyszło, brakło mi tylko większego rozbudowania w opisach walk. Zwykle były to takie przepychanki; ktoś kogoś kopie, ktoś inny kogoś bije; ktoś ląduje na ścianie, a ktoś inny – na ziemi. Moja reakcja? Dużo ziewania. Po wielu Cobenach i Flemingach wcale mnie to nie zaskoczyło, nie wciągnęło w wir akcji. Potrzeba smaczku, który sprawi, że będę chciała łyknąć ten tekst, przy okazji wczuję się w niego tak bardzo, że twoje opisy wywołają dreszczyk emocji pod postacią ciarek na plecach. Bo da się tak pisać.

NOTA: 2

 

– FABUŁA I POMYSŁ (0-10)

„Nocna sceneria i pusta alejka nie przemawiały na moją korzyść, nie miałam gdzie uciec. Powoli sięgnęłam ręką do prawego boku, moja dłoń spoczęła na rękojeści pistoletu. Mężczyzna stojący przede mną zauważył mój ruch i naprężył mięśnie”. – To w końcu ta alejka jest pusta czy znajduje się w niej ten podejrzany typ? Bo to się wyklucza.

 

„Byłam gotowa do strzału [przecinek] jednak on ani drgnął”. – I co z tego, że nie drgnął? Bohaterka nie zastrzeli go, dopóki ten – nie wiem – nie podrapie się po głowie?

 

„(…) postać przede mną z prędkością światła znalazła się przy mnie. Spodziewałam się tego. Zwinnym ruchem wyciągnęłam broń, jednocześnie odskakując do tyłu. Wycelowałam w głowę i nacisnęłam spust”. – Mam pewne obiekcje. Skoro bohaterka wcześniej oznajmiła, że jest gotowa do strzału, to dlaczego dopiero teraz wyciąga broń? Dlaczego musi odskakiwać, skoro chwilę temu mogła zastrzelić mężczyznę (tylko że on się jeszcze nie ruszył)? Wychodzi na to, że celowo się z nim bawi.

 

„Nie zastanawiałam się nawet, jak udało mi się dotrzeć do mieszkania, po wczorajszym starciu od razu straciłam przytomność i tak reszta zdarzeń zamazała się i stworzyła zlepek kolorowych plam”. – A to dziwne, bo realistyczna postać z krwi i kości na pewno poświęciłaby tak dziwnym wydarzeniom chociaż chwilę czasu antenowego w swojej głowie. Bo co innego, że dziewczyna jest zdziwiona, że nic nie pamięta, wszystko jej się pozlepiało i przez to czuje się zakłopotana, ale generalnie nie wie, co z tym fantem zrobić. I myśli w ten sposób. A co innego napisać coś w stylu totalnej olewki tematu: „wcale się nad tym nie zastanawiałam, poszłam się przebrać i zjeść śniadanie”. Buduj realistycznie zachowujące się i zdrowo myślące postaci. No chyba że Rose niedomaga umysłowo, bo tacy też mają prawo bytu, ale odrzucam to w jej przypadku, bo nie wygląda, byś ją taką zaplanowała.

 

„Moje poszukiwania przywiodły mnie na peryferie”. – To straszny ogólnik. Do tej pory bohaterka opowiadała o tym, że jest ciężko. A nawet bardzo ciężko. We wcześniejszych fragmentach pisałaś: „Ja sama oddzieliłam się, by szybciej pracować. (…) Poszukiwanie człowieka odpowiedzialnego za ten cały burdel ciągnęło się i powoli zaczęliśmy tracić nadzieje na odnalezienie go” – ale ani razu nie wspomniałaś, na czym te poszukiwania polegają. Rose tak się szlaja po mieście w nadziei, że natrafi na swój cel? Ma jakiś plan działania? Brakuje mi wypełnienia tej luki sensownym wytłumaczeniem. Bo samo wspominanie, że jest trudno, a potem nagle – Jeb! – cel się znalazł, tak po prostu… No zdecydowanie nie brzmi to wiarygodnie.

 

„Moja „ofiara” powinna być uzbrojona w dwa karabiny maszynowe i właśnie dlatego postanowiłam się dozbroić”. – Kompletnie nie rozumiem wpychania dwóch karabinów maszynowych w ten tekst. Wiem, że Blade też nosił MAC-11. Ale dwa karabiny maszynowe naraz? To przynajmniej o jeden karabin za dużo. Żeby tylko nie wyszła ci z tego parodia…

 

„Obcasy stukały o kamienną posadzkę, kiedy posuwałam się naprzód. Może nie było to najodpowiedniejsze obuwie do walki, jednak potrafiło być zaskakująco przydatne” – Rose akapit wcześniej przygotowywała się do tej walki. Sugerujesz jednocześnie, że obcasy nie nadają się do niej, ale mimo to są przydatne. Do czego? Do wbicia w przeciwnika? Jest to przecież element walki. Uciekać w obcasach trudno, na dodatek zdradzają twoją obecność. Gdzie tu plusy? Inne, pomijając seksowną łydkę.

 

„Do swojego wyposażenia dodałam jeszcze jeden pistolet, granat – tym razem nieusypiający – i katanę, dumnie zawieszoną na plecach”. – Wyposażenie strasznie mi śmierdzi Blade’em. Swoją drogą, Rose i Dymitr podejrzewali, że ich przeciwnik to na pewno człowiek z karabinami, bo wampiry ich nie używają. A tu psikus! Jednak głównym antagonistą został dhampir z dwoma automatykami przy boku. Troszkę zdziwił mnie brak jakiegokolwiek zaskoczenia Rose na widok takiego krewniaka.

 

„Koniec końców ja też w jakimś stopniu byłam człowiekiem i nie nazwałabym siebie niegroźnym pudlem”. – Wcześniej wspominałaś, że Rose była dhampirzycą. Mimo że gdzieś pewnie faktycznie ma w sobie jakąś ludzką część, to jednak sama najlepiej powinna wiedzieć, że różnica między nią a przeciętnym Kowalskim jest niebosiężna. Ta myśl to gruba przesada z jej strony. No i wcześniej w rozmowach czy myślach sama oddzielała ludzi od samej siebie czy ogólnie dhampirów grubą linią: „Ludzie się nie zmienią! Jak długo przyjdzie nam naprawiać ich powtarzalne błędy?”. Podkreślała, że się od nich różni. Więc to zdanie nie bardzo mi do niej pasuje.

 

„(…) pościel pożółkła [przecinek] a mi się zebrało na wymioty, kiedy poczułam zapach krwi”. – Dlaczego na wymioty? Czy tak reaguje dhampir, gdy czuje krew? Jakoś coraz mniej dhampirowa ta twoja Rose. Poza tym zaraz potem wyciągnęła zakrwawione kobiece zwłoki spod łóżka. Nie powinna więc faktycznie zwymiotować, skoro zapach na pewno był intensywniejszy, widok też zrobił swoje? Na ten moment wzmianka o chęci zwrócenia ostatniego posiłku wydaje mi się naciągana i zbędna.

„Jednak mój odruch wymiotny szybko zignorował zapach krwi, z którą miałam do czynienia niemal na co dzień”. – No to ja już nic nie rozumiem w tym temacie.

 

„W mojej głowie rozpętał się sztorm, kakofonia dźwięków zaatakował mnie znienacka i zawirowała całym moim światem”. – Kompletnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Poza tym, czy bohaterka ma coś wspólnego z marynistyką? Wcześniej wyraziła się „aye, aye”, teraz porównuje do sztormu. Tylko że określenie „sztorm” nijak się ma z kakofonią dźwięków. Jedno sugeruje wzburzenie myśli, drugie – niedopasowane do siebie odgłosy przyprawiające o ból głowy. Zawirowanie całym światem jest przy tym bardzo ogólnikowe, na moje oko trochę przesadzone, bo cała ta udręka trwała dwie linijki tekstu. Bohaterka ryknęła w eter przekleństwo i kakofonia zniknęła. Użyłaś dobitnych słów, mocnych określeń, a koniec końców skończyło się to szybko i bezboleśnie:

„– Wypieprzaj z mojej głowy! – Szarpnęłam się. Niewidzialny uścisk, który opętał mój umysł, zniknął i runęłam na twarz, mocno waląc nią o podłogę”. Akapit dalej bohaterka wykonuje piruet i strzela kilkukrotnie, więc wychodzi na to, że ten upadek na twarz nie miał żadnego znaczenia. No i po co ten piruet? To tylko taneczny obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Nic nie daje – po skończeniu wraca się do pozycji wyjściowej. Rose chciała się pochwalić? Przecież do niczego jej się ten ruch nie przydał. Był efekciarski, ale zupełnie bezsensowny.

 

„Wycelował mi nim w twarz, a jego usta rozdarły się w maniakalnym śmiechu. Mnie udało się zdobyć tylko na ironiczny uśmieszek, kiedy przytknęłam swoją dłoń do lufy. Zanim mężczyzna się zorientował, co się dzieje [przecinek] jego broń wybuchła, a ja zwinnym ruchem posłałam go na pobliskie drzewo”. – Nie rozumiem, co się stało. Rose ma dłoń ze stali i niewyrzucony pocisk rozsadził broń? Czy z jej ręki może wydobyła się właśnie jakaś energia, która rozwaliła karabin? Nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić, bo okroiłaś opis z wyjaśnień. Dalej znajduje się taka wzmianka:

„– Łowcy są silniejsi, to prawda. – Pstryknęłam palcami, kości chicho zachrzęściły i wycelowałam oba pistolety w pół-wampira” – ona też nie pomaga mi wyjaśnić sprawy do końca. Później nie wracasz już do tego, co się stało w scenie, nadal więc nie wiem, co zrobiła Rose. A jeżeli faktycznie strzela z dłoni jakimiś promieniami energii, to dlaczego ma w ogóle taki problem w walce i doprowadza do sytuacji, w których traci przewagę nad przeciwnikiem? W ogóle nie wyregulowałaś tej postaci – z jednej strony to wymiatarska heroska, a z drugiej – w połowie historii daje się pokonać i rozszarpać sobie gardło. Brak mi w tym konsekwencji.

 

„Mogłam tylko liczyć na swoją silną wolę i upór, nic innego nie miałam”. – No jak to?! A granat? Karabin? Katana? Niewyjaśniona supermoc w dłoni? Piruet? Ewentualnie obcas?

 

„Przytrzymałam dłoń, którą wyciągnął do mnie Strach, spojrzałam mu w oczy i wykrzesałam z siebie ostatki sił” – jaki Strach? To bohater czy po prostu synonim lęku zapisany nieumyślnie wielką literą?

 

„Pół-wampir przyłożył mi pięścią w twarz. Z nosa pociekła mi krew. Oddałam mu, waląc go z całej siły głową w czoło. (...) Zepchnęłam go z siebie i stanęłam z powrotem na nogi. (...) Starałam się stać pewnie, ale wszystko wokół mnie wirowało w zwolnionym tempie. Kilkanaście srebrnych kul wbiło mi się w plecy. Ponownie spotkałam się z ziemią”. – Wychodzi na to, że bohaterka oberwała w nos, oddała czołem. Zakręciło jej się w głowie i… już. Koniec. Finito. To okropne rozczarowujące! Gdyby przeszło jej przez myśl, że chyba nie jest dobrym pomysłem ładować w mężczyznę z główki, bo może zakręcić jej się w głowie, to wciąż miałaby siłę do walki. Swoją drogą w tekście przewinęło się kilka razy wspomnienie, że dhampiry są wytrzymałe. Rose to w tym wypadku jakiś wyjątek potwierdzający regułę?

 

Zakończenie było szybkie i chaotyczne. Pojawił się Dymitr, ale jego przybycie niczego nie wniosło. Sądziłam, że w czasie starcia z przeciwnikiem poznam motywy jego działa, dowiem się więcej o Krwawej Północy. Podejrzewałam, że dawkujesz informacje o świecie, a Ty po prostu zrezygnowałaś z nich na rzecz akcji. Opowiadanie się skończyło, a ja nie dostałam odpowiedzi na wiele pytań. Okazało się, że wielu faktów po prostu nie znam. Szukałam w tekście, przeczytałam go jeszcze kilkukrotnie, ale nadal mam wrażenie, że pominęłaś istotne elementy tej historii. Przede wszystkim kim jest główny antagonista? Dlaczego wywołał Krwawą Północ? Jak to się stało, że Rose została dhampirem i co by się stało, gdyby łyknęła fiolkę? Też już była dhampirzycą, nie mogłaby się stać nią ponownie. Dlaczego Dymitr postawił przy jej łóżku dwie szklanki, skoro w ostatnim rozrachunku krzyczał, by nie piła tej samej substancji z fiolki, i przybył ją uratować? Skoro Rose runęła w dół w ostatniej scenie, po co na końcu wzmianka o strzale? Mam wrażenie, że nie przelałaś „na papier” wszystkiego, co miałaś w głowie. Pominęłaś wiele, bo sądziłaś, że się domyślę, ale niestety to tak nie działa. Dopóki czegoś nie przedstawisz, to nie mam nawet podstawy, by podejrzewać. No i kolejne wrażenie – chciałaś pobudzić u czytelnika emocje za pomocą elementów, które nic nie wniosły i nie miały żadnych motywów, na przykład piruet, zachowanie Dimitra, ten końcowy strzał. To zbędne zapychacze, bo bez nich wszystko potoczyłoby się tak samo.

 

Sama fabuła mogłaby być ciekawa, ale wychodzi miałko przy tylu niewyjaśnionych kwestiach. Rose jest trochę blada, papierkowa, lecz dialogi z Dimitrem bardzo mi się podobały. Dialogi w ogóle to twoja mocna strona, w ich kwestii nie będę marudzić. Natomiast mam nieodparte wrażenie, że zaczęłam opowiadanie o czymś, a skończyłam z taką samą wiedzą. Nic nie wniosło do mojego życia – ani się nie bałam, ani nie wczułam w bohaterkę. Nie przeżywałam z nią tekstu. Wyszło sucho.

 

Ach, i jeszcze słowo odnośnie dopasowania do tematu – biedy nie ma. Zaliczam, bo pokrótce opisałaś Krwawą Pełnię, ale spodziewałam się czegoś mniej dosadnego i oklepanego. Nawet w temacie dark fantasy, który czasem wydaje się być krową wydojoną do końca, na pewno da się stworzyć coś unikatowego.

NOTA: 3

 

– OCENA KONTEKSTOWA DLA GATUNKU

Mogłaś przeprowadzić research, zaciekawić czytelnika bardziej. Sprawić, by Rose była bardziej dhampowa. Wiedziałaś, że według bałkańskich wierzeń dhampiry nie posiadają cienia? Według innych podań są słabsi fizycznie niż swoi krewni, mają mniejszą energię wewnętrzną i nieco gorszą koordynację ruchową oraz słabiej widzą w ciemności. Przeważnie wiąże się to z zaakceptowaniem ludzkich słabości i uczuć, np.: współczucie, miłość, strach. Rose więc niczym mnie nie zaskoczyła.

 

Z ciekawości poszukałam w sieci informacji na temat dhampirów w kulturze masowej. Okazało się, że strasznie oklepana jest koncepcja, w której dhampiry stają po stronie dobra, walcząc z prawdziwymi wampirami i innymi kreaturami. Przykładami są: Blade, Rayne, Renesmee Cullen czy chociażby D. z „Vampire Hunter D” i w końcu... Rose Hathaway i Dimitri Bielikov z „Akademii Wampirów”! Tak. Dopiero teraz okazało się, że twoja praca to najwyraźniej jakiś farfocel, a ja niestety nie mam żadnego pojęcia o oryginale. Uważam jednak, że materiał z gatunku fanfiction nie powinien pojawiać się w bitwie, a jeżeli już się pokwapiłaś wykorzystać czyjeś uniwersum, to powinnaś gdzieś o tym łaskawie wspomnieć. Doprawdy… To żadna sztuka wykorzystać gotowy świat i postaci, a w ich oparciu napisać nieprzemyślany tekst na niecałe pięć tysięcy wyrazów.

 

– PODSUMOWANIE (1-3)

Twój tekst nic nie wniósł do mojego życia. O ile trudności nie sprawiało samo wyobrażanie sobie poszczególnych scen, o tyle postać Rose jest niedopracowana, świat nie twój, zero puenty, dużo niezrozumiałości, słaba narracja pierwszoosobowa, dużo pomyłek interpunkcyjnych, jeszcze więcej powtórzeń, czasownikowa akcja i ostatecznie wielokrotnie poruszana koncepcja. Myślę, że niczego nie muszę pisać raz jeszcze – cała ocena to dowód na to, jak niedopracowany tekst opublikowałaś. Postaraj się następnym razem podejść do opowiadania jako czytelnik zupełnie postronny. Wyobraź sobie, że nie masz wiedzy, którą dała ci „Akademia Wampirów”. Wyobraź sobie, że nie masz żadnego wyrobionego zdania na temat świata i postaci. Z tej perspektywy następnym razem uda ci się stworzyć opisy, które będą czytelnika bardziej naprowadzać na właściwy tor rozumowania. I czytaj dokładnie tekst przed publikacją. Nawet kilkukrotnie. Bardzo dużo zyskałabyś na poświęceniu kilku chwil swojej pracy, by ją dopieścić. Idziesz w dobrym kierunku, ale wciąż długa droga przed tobą.

 

No i na koniec jeszcze raz, by zabolało: bardzo, ale to bardzo zniesmaczyłam się, gdy Wujek Google podpowiedział mi, że twój tekst to farfocel. Żebyś chociaż gdzieś w posłowiu o tym wspomniała – sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.

NOTA: 1

 

RAZEM: 9/23 (39%)

 

04. „Las wisielców”

Autorka: Shiroi Ōkami

 

– TECHNIKALIA (0–5)

„Przedstawienie jednak nie zachwycało jej, jak to miało w zwyczaju — zapewne przez to, że dziewczyna balansuje na cienkiej linii oddzielającej obojętność i emocjonalność. (...) Spektakl kolorów na niebie powoli się kończył” — na przestrzeni całego tekstu bardzo często zdarza ci się mylić czasy. Konstrukcja opowiadania składa się z akapitów zróżnicowanych czasowo i następujących po sobie na zmianę, ale w tych fragmentach, w których skupiasz się na teraźniejszym – zdarza się przeszły (są poprawne wyjątki, których tu nie wymieniam). Lecz bardziej boli to w drugą stronę, gdy we fragmentach przeszłych – ni z gruchy, ni z pietruchy – pojawia się teraźniejszość. Inny przykład?

 

„Była córką, o której marzy każdy rodzic — piękną, mądrą i odpowiedzialną. / Więc może jej ufać”. – Mimo że zdania oddziela akapit, czas musi zostać zachowany w obu taki sam. Aktualnie wychodzi, że każdy rodzic marzy o byłej córce.

 

Inny?

„Co się z nią dzieje? Dlaczego morderstwo przyszło tak łatwo?”.

 

„Drzwi kościoła otworzyły się z głośnym skrzypieniem. Wbiegają do środka [drzwi wbiegają?] i zatrzaskują je natychmiast, by odgrodzić się od dominującej krainy cieni”. – Tego jest naprawdę bardzo, bardzo dużo.

 

„Widzi, że czarne cienie powoli uciekają przed słońcem tam [przecinek] skąd przyszły”.

 

„Emilia rozglądała się w poszukiwaniu siostry, ale nic z tego — czerń spowiła już wszystko, nie była w stanie dostrzec nawet zarysu jej sylwetki”. – Bardzo często zdarza ci się gubić podmioty. Póki co wychodzi na to, że czerń jest ślepa.

 

„(…) gdzie palili papierosy, czy pili alkohol” – zbędny przecinek przed „czy”.

 

„A tyle razy jej mówiła, że powinna z tym skończyć, odciąć się od nich i przestać prosić Emilię o krycie przed ojcem, a ta nadal wykorzystywała bliźniaczkę, wiedząc, że ta nie jest w stanie odmówić nawet tego typu osobie. Wiecznie dawała sobą manipulować i nie wiedziała [przecinek] jak przestać” – to zdanie jest za długie i zbyt popieprzone, naprawdę. Trudno się w nim odnaleźć, bo w pierwszym dwukrotnie wskazałaś różne dziewczyny określeniem „ta”. Przez to w ogóle nie wiadomo, o kogo chodzi w ostatnim zdaniu. A tam też pomyliłaś czas – „nie była w stanie”.

 

„Westchnęła zirytowana, nadal nawołując siostrę”. – Imiesłowy przysłówkowe współczesne zawsze dotyczą czynności równych w czasie. To znaczy, że bohaterka jednocześnie wzdychała i nawoływała. Spróbuj, czy jest to możliwe, ale uważaj, by się nie zachłysnąć powietrzem. Sugeruję: „Westchnąwszy ze zirytowaniem, znów zaczęła nawoływać siostrę”. Czy jakoś tak.

 

„Na chwile [+ę] sparaliżowało ją, lecz już po sekundzie biegła, [przecinek zbędny] ile sił w nogach, w kierunku, z którego dobiegł ją głos Izabeli”. – Wiem, że „chwila” to określenie nieskonkretyzowane, ale wydaje się dłuższa niż sekunda – zamieniłabym je miejscami. Coś mi zgrzyta w tym zdaniu. Na pewno „ile sił w nogach” nie pełni funkcji wtrącenia. Robienie przed tą frazą przerwy oddechowej psuje lekkość czytania.

 

„Bez wahania chwyciła ją za ramiona i odepchnęła od ojca, rzucając Urszulę na drugi koniec kuchni. Uderzyła z impetem o dolne szafki, wywołując drżenie schowanych w niej talerzy”. – Kto uderzył? Urszula czy Emilia? Poza tym stosując najpierw zaimek „ją”, a potem imię, czytelnik może się zgubić. Wiem, że chcesz uniknąć powtórzeń, ale mam problem z twoimi zdaniami złożonymi i tymi przepełnionymi kilkoma zaimkami, bo najczęściej różne czynności można przyporządkować do różnych osób. Poza tym użycie imiesłowu współczesnego w tym przypadku słabo się prezentuje, bo wychodzi na to, że odepchnięcie i odrzucenie to to samo, w jednym czasie. No i skąd nastolatka ma taki power, żeby wściekłą sąsiadkę rzucić na drugi koniec kuchni? Moim zdaniem przerysowałaś ten moment.

 

„Poza tym kościół wydawał się opcją nadzwyczaj bezpieczną — skoro świat wariuje, dom Boga powinien być najbezpieczniejszym miejscem na ziemi”. – Tutaj pasowałoby użycie wielkiej litery: Ziemia. Chodzi bardziej o glob niż glebę.

 

„Wyszli z domu, idąc powoli w kierunku kościoła, walcząc równocześnie z wewnętrznymi potworami, każde z własnym, nawet jeśli przeciwnik był w rzeczywistości ten sam. A przynajmniej w przypadku dwóch osób z ich rodziny”. – Jednocześnie wyszli z domu, byli w drodze do kościoła i walczyli. Nie, nie i nie. Nie używaj tak często imiesłowów współczesnych, bo są one mylące. Spójrz:

„Wyszedłszy z domu, skierowali się powoli w kierunku kościoła. Po drodze walczyli z wewnętrznymi potworami – każde z własnym, nawet jeśli przeciwnik był w rzeczywistości ten sam. A przynajmniej w przypadku dwóch osób z ich rodziny”. – Nie mam pojęcia, o co chodzi we fragmencie od myślnika. Używasz liczby mnogiej na potworów, potem pojedynczej. Potem wskazujesz dwie osoby z rodziny, a ja w ogóle nie załapałam, „co autorka miała na myśli”.

 

„Na pewno zrobią, bije od nich dziwna aura, zupełnie jakby miały zniszczyć każde życie na swoje drodze” – czas. Po „zrobią” użyłabym myślnika. Nadałby mocniejsze brzmienie.

 

„Zobaczyła ciało — nie interesowało jej [ją], do kogo należało, liczyło się jedynie, że w dłoni trzymało nóż. Chwyciła ostrze bez wahania, podbiegła do szarpiących się mężczyzny atakującego Izabelę, by następnie wbić nóż w jego ciało”. – Szarpiących się kogo? Coś nie wyszło w tej konstrukcji.

 

„Ptaszyna uparcie macha skrzydłami, choć kończy się to niepowodzeniem. W końcu uspokaja się i odpoczywa, patrząc na nią zaciekawiony”. – Skoro zaczęła machać, to jak zakończenie machania może być niepowodzeniem? Wiem, że w domyśle chodzi o nieudany lot, ale w praktyce wyszło inaczej. Zaciekawiona (ta ptaszyna). + Powtórzenie „koniec”.

 

„— Powiesili się. — Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem”. – Zbędna kropka w dialogu oraz niepotrzebnie zaczynasz komentarz narratorski wielką literą.

 

„Niepotrzebnie — cienie nie weszły nawet na święconą ziemię [przecinek] jakby zatrzymane przez magiczną barierę”. – Mimo że w zdaniu mamy tylko jedno orzeczenie, to jednak konstrukcyjnie to dopowiedzenie jest za mocno uwypuklone i oddalone od dotyczącej go części (od podmiotu). Postaw sugerowany przecinek lub zmień konstrukcję: „niepotrzebnie — zatrzymane jakby przez magiczną barierę cienie nie weszły nawet na święconą ziemię”.

 

„— Proszę księdza, tu Iza i Emi. — Emilia mówi do ciemności; nie widzi twarzy rozmówcy. — Coś dzieje się na zewnątrz, ludzie zaczynają wariować” – kolejny przykład (ale tym razem początek całego akapitu, w którym pojawia się ten fragment) ma pomieszane czasy. W tym przypadku to już dość poważny błąd.

 

„Podczas krwawego księżyca zamieszkują w człowieku, rozwijają się w nim, a potem — wskazał palcem w stronę drzwi — dzieją się takie rzeczy”. – Czy „krwawy księżyc” nie powinien być zapisywany wielkimi literami? Mam dwa powody. Po pierwsze, aby zaznaczyć wagę i powagę. Po drugie, by przedstawić czytelnikowi nowe zjawisko pod postacią nadanej mu nazwy własnej.

 

„Przez takie osoby ziemia przestaje być święta, a jeśli się to stanie, cienie wejdą do środka”. – Czas! Mimo że to dialog, to jednak dziwnie brzmi najpierw czasownik niedokonany (przestaje), a potem odmieniony w czasie przyszłym (jeśli się to stanie). Lepiej: „Przez takie osoby ziemia przestanie być święta, a jeśli się to stanie, cienie wejdą do środka”.

 

„Co?

— Co? — powtórzyła na głos” – wiem, że na Opowi nie działa kursywa, ale idealnie jej funkcję pełni też cudzysłów. Odznaczaj nim myśli bohaterów, bo inaczej mamy taki przypadek jak tutaj – na pierwszy rzut oka to narrator wydaje się zaskoczony, nie Emilia.

 

Dokładnie to samo tyczy się dalszych myśli. Nawet tych przerwanych komentarzem narratorskim:

„Boże... — pomodliła się. — Błagam, pozwól jej przeżyć”. – Swoją drogą, w tym komentarzu wykorzystałaś czasownik dokonany, a w dalszej części wypowiedzi wciąż widać rozmowę z Bogiem. Więc „modliła” zamiast „pomodliła”.

 

„— Nie pamiętam, kiedy ostatnio przyszła na mszę, nie należy do kościoła!” – Kościoła wielką. W tym przypadku ksiądz mówi o wspólnocie, a nie o budynku.

 

„— Chodź! — Emilia chwyciła siostrę za dłoń. Musi [czas] być jakieś tylne wyjście.

Ksiądz chyba wyczuł jej myśli, bo wrzasnął:

— Nie przejdziecie!”

*Gdyby na Opowi można było linkować gify, to tutaj pojawiłby się Gandalf*

 

No i narrator wszechwiedzący używa „chyba”? To do niego raczej niepodobne. Plus jakim cudem ksiądz czuje myśli? Prędzej usłyszał: „chodź!”. W końcu wypowiedź Emilii uwieńczył wykrzyknik.

 

„Na dowód wskazał swoją twarz, z której tkanki odchodziły płatami” – lepsze byłyby płaty mięśniowe albo skórne. W końcu skóra i mięśnie też mają warstwy, a tkanki nie są aż tak plastyczne dla wyobraźni czytelnika.

 

„— Emi! — Wrzeszczała Izabela, próbując strzepnąć nadgryzające ciało cienie”. – Takie konstrukcje są strasznie upierdliwe i na pierwszy rzut oka mylące. Staraj się tak nie komplikować sobie i czytelnikom: „(…) próbując strzepnąć cienie nadgryzające ciało”.

 

„Patrzenie na jego powolną śmierć traktowała jak swego rodzaju rozrywki”. – Rozrywkę.

 

„Istota, którą chroniła przez całą noc, ostatecznie zginęła z jej ręki z pomocą noża, którym uratowała ją przed starcem, a w dodatku nadal skrywa się w jej kieszeni”. – I nie śmierdzi jej to truchło w tej kieszeni?

 

„Oczy wywróciły się, ukazując białko [przecinek] i Michał padł na ziemię martwy”. – Tutaj część z imiesłowem pełni funkcję wtrącenia.

 

„Nie skręciła karku — ma pecha. Ale nie walczy o życie, bo już nie ma po co żyć”. – Narrator nie może być aż tak kolokwialny i obojętny w takim tekście – to źle brzmi, psuje atmosferę. No i do tej pory też taki nie był.

 

„Rzeczywistość była dla niej zbyt brutalna. Zabiła ojca, zabiła siostrę. Nie chce wieść życia bez nich”. – Biedna ta Rzeczywistość. Samotna morderczyni.

 

„Las się zaśmiał.

Ostatnie, co pamięta, to zaciskający się na szyi sznur” – niby zdanie przerzucone do nowego akapitu nie jest połączone podmiotem z poprzednim, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że las popełnił właśnie samobójstwo.

 

To by było na tyle ze wstępnej bety. Wymieniłam to, co mocno zwróciło moją uwagę, chociaż wiadomo, jak to jest z betami. Możesz ich zrobić i ze sto, a zawsze coś gdzieś się znajdzie.

Twoją bolączką, która sprawia, że tekst staje się bardziej zabawny niż poważny, są brakujące podmioty. Zdarzyło ci się zgubić przecinek, ale widać, że znasz ogólne zasady. Pilnuj się w zdaniach z imiesłowami współczesnymi – nie wszystkie czasowniki pasują do siebie równocześnie. Uważaj na czasowniki dokonane/niedokonane. Musisz skupić się na różnicy między nimi. No i myśli bohaterów odznaczaj za pomocą cudzysłowu.

 

Niepotrzebnie też komplikujesz życie sobie i czytelnikom, bawiąc się w udziwnione konstrukcje. Zdarza ci się tworzyć długaśne, zawiłe zdania, które trudno zrozumieć przy pierwszym podejściu. Wyżej też kilka rad na ten temat już było, więc nie sądzę, bym musiała się powtarzać.

NOTA: 3,5

 

– STYL (0-5)

„Spektakl kolorów na niebie powoli się kończył. (...) Emilia kończyła właśnie robić kanapki na późną kolację” – te dwa zdania to początki akapitów. Ten pierwszy jest krótki, więc powtórzone „kończyć” za mocno rzuca się w oczy.

 

„Mimo że były bliźniaczkami, nigdy nie potrafiły się ze sobą dogadać. Nie łączyła je więź opisywana w książkach lub filmach. Z reguły starały się siebie unikać, a przynajmniej nie wchodzić sobie w drogę. Emilia miała większe ambicje niż Izabela, której życiowym celem było imprezowanie, picie alkoholu i zmienianie chłopaków jak rękawiczki. Różnice te potęgowały jedynie siostrzaną nienawiść” – wiem, że opowiadanie to nie jest dłuższa forma wypowiedzi, która wymaga rozwinięcia wszystkich wątków, ale zawodzą mnie takie fragmenty i nie mogę przejść obok nich obojętnie. To ekspozycja. Ekspozycja jest zła, ponieważ to pójście na łatwiznę. Wkłada ona czytelnikowi do gardła opinie czy obserwacje, które powinien móc wyciągnąć sam – wywnioskować z tekstu. Ze scen, z interakcji bohatera z innym bohaterem. Ten fragment odbiera zabawę. Dziewczyny nie potrafią się dogadać? Świetnie! Pokaż to dialogiem. Nie chcą wchodzić sobie w drogę, niech wymijają się bez słowa na schodach. Iza lubi imprezować? No przecież wróciła pijana do domu. Niech ojciec sprawdzi jej oczy, poszuka w torebce dragów. Kreuj sceny. Baw się tekstem. Formuj fabułę, a nie zanudzaj narracją:

„Zawsze myślała, że jest wytrzymała psychicznie, silniejsza od Emilii, prawda okazała się jednak inna. To właśnie Emilia wykazała się odwagą, dzielnie pomagając jej dotrzeć do domu. Nawet pobiegła za nią do lasu, nie przebierając pobrudzonej bluzki, choć wiedziała, że była pedantką”. Dokładnie taki sam problem. Ekspozycja goni ekspozycję.

 

„Wiedziała, że nie ma to sensu, poza tym wierzyła, że Izabela nie jest [czas] taka zła, jak uważał Michał — raczej nie mogła znaleźć odpowiedniej ścieżki.” – To też jest ekspozycja. Skoro Emilii zdarza się w dalszej części opowiadania wyrażać myśli, dlaczego nie pomyśli o tym, co zdradził sucho narrator? Pamiętaj, że bohaterowie zawsze robią na czytelniku większe wrażenie niż narrator, a ukazanie ich stylizacji językowej w myślach to większy plus i kolejny element fabularny, który mógłby pomóc w kreacji postaci. Narrator to strasznie zamulasty typ, którego w ogóle nie powinno być widać, kiedy mowa jest o tym, co bohaterowie mają w głowach.

 

„Jako jedyna była w stanie logicznie myśleć, przynajmniej do pewnego stopnia, więc to na niej spoczywał obowiązek wyciągnięcia rodziny z tej sytuacji”. – Ekspozycja.

 

„— Musimy uciekać — powiedziała, odwracając się w kierunku siostry, która właśnie wymiotowała na leśną ściółkę. Odgarnęła jej włosy do tyłu, by ich nie pobrudziła”. – Kolejną stylistyczną bolączką twojej pisaniny jest dopowiadanie logiczności. Naprawdę nietrudno czytelnikowi domyślić się, że włosy zostały odgarnięte właśnie z takiego powodu. Daj mi powód do myślenia. Widzę oczami wyobraźni bohaterkę wykonującą czynność – chętnie dopowiem sobie sama, po co robi akurat taką akcję.

 

„Emilia zamrugała oczami i spojrzała na przerażoną twarz bliźniaczki. Wzdrygnęła się, spojrzała na drżącą rękę trzymającą nóż, a potem na swoje ubranie”. – Nie da się zamrugać niczym innym. Żaden czytelnik nie jest fanem tautologii. Tutaj znalazłam też powtórzenie: „spojrzeć”.

 

„Stracił wzrok cztery lata temu, od tego czasu w jego domu i w kościele nie zaświeciła się ani jedna lampka. Miało to swoje plusy, bo rachunki za prąd wyraźnie zmalały”. – Ta groteska psuje klimat całej treści. Masz też inne takie momenty. Jakbyś na jedno zdanie chciała z horroru zrobić parodię. Na przykład tu:

„Cóż, niektórzy wolą oglądać telewizję, inni grać na komputerze, a ona została mordercą”. Narrator nie powinien w takich tekstach silić się na ironię.

 

„Od dłuższego czasu błądzi w kółko między wiszącymi ciałami. Już prawie wszystkie drzewa są zajęte, a jeśli wolne — za niskie, za słabe. (...) W końcu trafia na odpowiednio wysoki i odpowiednio wytrzymały, w dodatku jeszcze niezamieszkany przez samobójcę klon”. – Kolejny logicyzm: „przez samobójcę”. Czytelnik nie jest idiotą, potrafi czytać ze zrozumieniem i wyciągać wnioski. „Niezamieszkany klon” wystarczy.

 

Zdarzają ci się powtórzenia. Są dość upierdliwe, bo nie ma ich wiele, więc twój styl wcale nie prezentuje się banalnie. Ale przy tym automatycznie te rzadkie powtórzenia mocniej rzucają się w oczy:

„Mrok zagnieżdżał się coraz głębiej, rył tunele w jej umyśle.

Zabić.

Próbowała wyprzeć tę myśl ze swojego umysłu, ta jednak odbijała się echem w jej umyśle, aż w końcu wypełniła wszystko wokół” – trzykrotny umysł. Bardziej dosadniej się nie dało. Ale pochwalę zabieg stylistyczny. Naprawdę robi dobre wrażenie.

 

„Zapach lasu jest przyjemny, zaciąga się nim, jakby mogła się nim jeszcze zachwycić. Zastanawia ją jedynie, dlaczego tak wielu ludzi wybiera środek lasu”. – Lasu, lasu. Nim, nim.

 

„Dziwne, myślała, że ostrze pęknie, jednak nadal dzielnie służyło jej jako narzędzie mordu. Z czułością wytarła je z krwi o swoją i tak już zakrwawioną bluzkę”. – Zamiast pierwszego przecinka lepiej sprawdziłby się myślnik. Tautologia, i to zaawansowana. Wiadomo, że wytarła nóż z krwi, skoro wcześniej bawiła się w rzeźnika. Wiadomo, że nóż to jej narzędzie mordu. Uwielbiasz tłumaczyć czytelnikom to, co już dawno ujrzeli oczami wyobraźni. Niepotrzebnie zapychasz zdania.

 

Podsumowując styl:

Zdarzają ci się ekspozycje, które można by wyrazić zachowaniem postaci. Nie ma ich wiele i nie są duże, ale jednak mają swoje miejsce w tekście, więc radziłabym przejrzeć go szczególnie pod tym kątem. Po drugie: miałam wrażenie, że powielasz opisy akcji – używasz powtarzalnych czasowników i podobnych wyrażeń.

 

Masz lekką rękę do pisania, łatwo i przystępnie pokazujesz to, co chcesz, a czasem nawet za dużo. Lubisz lać wodę i tłumaczyć to, co logiczne. Nie bawisz się w poetyckość, na szczęście, bo w thrillerze czy horrorze to byłby dopiero kwas. Bez problemu wyobrażałam sobie sceny i łączyłam je w całość. Ujęła mnie sama kompozycja tekstu – jej podział i zmiana czasu narracyjnego (który musisz jeszcze raz ujednolicić w danych akapitach).

 

Natomiast jeśli chodzi o narrację, zdarzały ci się potknięcia. Pod koniec czytania nie wiedziałam już, czy narrator jest wszechwiedzący, czy ma ograniczoną wiedzę i opowiada z perspektywy Emilii. A jeżeli mieszałaś, to robiłaś to tak, że ciężko było rozróżnić – mowa pozornie zależna brzmiała tak jak narrator wszechwiedzący. Może i wyszło płynnie, ale trochę nijako.

 

Poza tym sprawnie operujesz postaciami, ich czynnościami, ale pod koniec dialog wyszedł trochę tanio („Izabela nie żyje! To ja mam w sobie mroczną duszę!”). Bardzo naturalnie brzmiały wypowiedzi bohaterów na początku opowiadania. Dopiero później, już po przemianie Emilki, zaczęło się robić dziwnie – „dziwnie" to w tym wypadku komplement. Trzeba mieć na uwadze, że stworzyłaś coś na styl horroru. Wciąż wyobrażałam sobie tę historię jako scenariusz do jakiejś amerykańskiej ekranizacji (Amerykanie potrafią w tej dziedzinie tworzyć prawdziwe gnioty). A przyrównując do produkcji zza oceanu – wyszło znośnie, ale średnio oryginalnie. Dlatego teraz porozmawiamy o samej fabule.

NOTA: 3

 

– FABUŁA I POMYSŁ (0-10)

„Po chwili traci przytomność, po kilku minutach życie”. – Podoba mi się przeprowadzony research. Jeśli nie następuje przerwanie rdzenia kręgowego, tracenie przytomności to kilka sekund, a uduszenie przez brak tlenu – nawet do czterech minut.

 

„— A daj mi spokój. — Izabela wstała i wyszła z domu”. – Przed chwilą była pijana, upadła na ziemię, ojciec musiał wprowadzić ją do mieszkania. A teraz tak sobie wstała i wyszła? Hmm?

 

„Po chwili zobaczyła charakterystyczny głaz — nie wiadomo, skąd się wziął, lecz leżał tam od zawsze i nikt nie zamierzał go przenosić”. – Moment... Trochę wyżej pojawiło się zdanie o czerni, która spowiła już wszystko i człowiek nie był w stanie dostrzec nawet zarysów. Emilia potrzebowała latarki – sama o tym wspomina. Ale dalej w tekście postacie już normalnie orientują się w terenie. No a krwawa północ? Czy ona przypadkiem nie sprawia, że barwy na niebie zmieniają się, księżyc też na pewno emanuje jakimś blaskiem. Więc albo światło, albo brak światła.

 

„Przecież była tam zupełnie sama i z pewnością czegoś się wystraszyła”. – W tym momencie narracja jest mową pozornie zależną Emilii. Ale brakuje mi w niej życia, ekspresji. Dziewczyny są same, dookoła ludzie masowo popełniają samobójstwa. Wykrzyknik jeden czy drugi na pewno nie byłyby przesadzony.

 

Bardzo mało mi w tej historii opisów uczuć, a za dużo płytkich czasowników w akcji. Ale nie chodzi mi o coś w stylu, że ktoś się bał, więc zrobił to i tamto – to już samo w sobie zakrawa o ekspozycję. Chodzi mi o szczegółowość. W tekście masz wiele opisów mordów, ale koniec końców każdy jest taki sam – wbicie noża, wyciągnięcie noża, wypłynięcie krwi. A drżąca ręka? Przyspieszone bicie serca? Skrzypiące zęby? Pot? Nierównomierny oddech? Nogi jak z waty? Pokaż, co przeżywają bohaterowie. Oddech więźnie w gardle? Zimno wpełza pod skórę? Kolana miękną? Żołądek się zaciska? Żółć zbiera w ustach? Co się dzieje z Emilią? Czy ten strach to takie: „oj, oj, nie chcę spóźnić się na lekcję” czy może raczej: „holy crap, ten psychopata zaraz wypruje mi flaki!!!”? Każdy strach jest inny, tak samo jak reszta emocji, i nazwanie ich przy pomocy jednego określenia podanego przez narratora nie rozwiązuje nam problemu braku atmosfery w tekście.

 

„Nie zdążyła — chłopak przewrócił mebel i zawisnął. Dźwięk skręcanego karku obwieścił jego koniec”. – A tutaj research umarł. Chłopak musiałby zeskoczyć z drzewa na dłuższej linie, aby nastąpiło przerwanie rdzenia kręgowego. Jeżeli tylko odsunął sobie stołek spod nóg, to czynnikiem jego śmierci było zaciśnięcie tętnic szyjnych.

 

„— To nie ma żadnego znaczenia — zauważył. — Poza tym nie dodzwonisz się, bo cienie zakłócają sygnał komórkowy. Zresztą nie przejmuj się, twoja dusza jest czysta”. – Skąd ksiądz wie takie rzeczy? Były zapisane w Piśmie? No i dlaczego cienie zakłócają sygnał? Działają na pola magnetyczne czy satelity? Ja wiem, że abstrakcja, ale jeżeli już poruszasz takie kwestie, to staraj się nie pozostawić w czytelniku większych wątpliwości. Ksiądz mógłby mieć na przykład jakiś fakultet z egzorcyzmów i specjalizować się w takiej cienistej branży. Bo wypowiada się tak, jakby dobrze wiedział, o co chodzi, a to przecież zwykły ksiądz ze zwykłej parafii w zwykłym miasteczku – a przynajmniej jakiś czas temu ja go tak odebrałam.

 

„— Izabela nie żyje! — odkrzyknęła. Dźwięk jej kroków odbijał się echem po całym kościele. — To ja mam w sobie mroczną duszę!” – Dlaczego kroków? Jeżeli krzyczy w tym samym czasie, a w budynku jest całkiem niezła akustyka podkreślająca echo, to raczej kroki są tutaj tylko drugoplanowym, ledwo dosłyszalnym elementem.

 

„Obsypały je odłamki stłuczonego witraża. Ksiądz rzucił w nie kamień, by pękł, a cienie zaczęły dostawać się do środka. Na tym polegała jego zemsta — nie dopuścić do tego, by przetrwały”. – Rzucił w niego, bo w witraż, a nie w odłamki. Zemsty też nie musisz tłumaczyć, bo jest logiczna. Bardziej dziwi mnie jednak zachowanie samego księdza. Dlaczego wpuścił cienie? Przecież wspólnota Kościoła i poszanowanie wartości, cennych relikwii i obecność Chrystusa w Jego Domu powinna być dla teologa ważniejsza niż jakieś dwie małolaty.

 

„Nie chcieli nikogo skrzywdzić, a jedynym sposobem, by tego nie robić, jest [czas] śmierć. Nie chciała mordować [śmierć? brak podmiotu], ale wewnętrzny mrok nie pozostawia [czas] jej wyboru”. – Powtórzone „chcieć”. Okropnie tym zdaniem spłyciłaś utwór. Tutaj, szczerze powiedziawszy, trochę się zmieszałam. Emilia zabija siostrę, żeby jej ulżyć? Scenę temu kryła ją własnym ciałem. Za szybko…

 

Dlaczego wcześniej nikt za oknem nie zauważył, co się dzieje? Przecież krwawa północ zaczęła się wcześniej – Emilia i Iza były wtedy w lesie. Ojciec o wszystkim dowiedział się od córek i dzięki zdziczałej sąsiadce. Komórki nie działały, ale telewizor? Radio? Internet? Nie napisałaś, że wysiadł prąd. Hej! Twoja historia ma luki, jakby się nad fabułą tak głębiej zastanowić.

 

I w końcu: dlaczego zbrodnia przychodzi Emilii tak łatwo? Rozumiem, że bohaterka zmieniła się na przestrzeni tekstu, ale ta zmiana jest słabo widoczna. Do pewnego momentu Emilia jest tą dobrą, a potem od razu staje się rzeźnikiem. Nie uwypukliłaś jej przemiany wewnętrznej, skupiłaś się raczej na czasownikach. Z jednej strony też nieźle, bo (śledząc na przestrzeni całego tekstu twoją metodykę w opisywaniu odczuć), wykorzystałabyś pewnie do tego ekspozycję, a to wcale nie usatysfakcjonowałoby mnie jakoś szczególnie.

 

W akcji w kościele, a potem i na ulicy, brakowało mi szybkiego tempa. Krótkich, urwanych myśli. Zdań pojedynczych pokazujących walkę z cieniami. Skupiłaś się na budowaniu zdań złożonych, a atak cieni opisałaś jako pożeranie skóry. A w ogóle to jak ja mam sobie te cienie wyobrazić, co? Po części miałam przed oczami dementorów z uniwersum Harry’ego Pottera (samo „cienie” nasuwa taką wizję od początku), a po części demony z „Supernatural” (czarne oczy). Nie podzieliłaś się jakiś wybitnie szczegółowym opisem, toteż wolnoć Tomku w swoim domku. A szkoda. No i właśnie w tym przerywniku, zanim Emilia zabija bliźniaczkę, brakuje mi jakiegoś zmartwienia sytuacją ojca. Myśli skierowanej w jego stronę. Czegokolwiek.

 

Jeżeli chodzi o Emilię, to zdecydowanie kulała jej strona emocjonalna. Zero w niej przejęcia – odnosiłam nawet czasem wrażenie, że nie jest człowiekiem z krwi i kości. W pewnym momencie zachowywała się już jak zaawansowana nożowniczka. Rozumiem, gdyby taka właśnie była inna postać, która miałaby mniej grzeczny start. Ale to niewinne dziewczątko? W takim wypadku różnica musi być mocno dostrzegalna, ale w odpowiednim tempie rozegrana w czasie. A ja dostałam cegłą w twarz – po prostu. Emilia chwyta za nóż jak zautomatyzowana i zabija staruszka. Rozumiem, że broni siebie i siostry, ale w jej wykonaniu to było coś w stylu: „Jontek, łap za widły, to ogr!”. Pogodziła się z obecnością cieni bardzo szybko. I bardzo szybko przystosowała się do warunków, które zaczęły panować w mieście. Byłoby to całkiem realistyczne, gdyby od początku opowiadania Emilia była osobą silną psychicznie, wykazującą jakieś specjalne umiejętności. Bo wiesz, zadźgać kogoś to też jest sztuka.

 

Izabela również wzbudziła moje podejrzenia – na początku opowiadania była pijana, mamrotała coś pod nosem, ledwo chodziła (wylądowała na podłodze i nie spieszyło jej się, by wstać). Ale nagle uciekła z domu do lasu (Emilka nie mogła jej znaleźć po drodze? Przecież pijany człowiek ze swoim „slołmołszyn w helikopterze” upadnie ze trzy razy, a ze dwa uderzy w brzozę). Jej pijactwo wyparowało na rzecz opowiadania tak szybko, jak się pojawiło. Strasznie też spłyciłaś jej reakcję na widok zmarłego chłopaka. Zwymiotowała i trochę pokrzyczała. Tyle?

Naprawdę tylko tyle? Nie przeżywała go potem jakoś wybitnie.

 

W tekście pojawił się też ledwo muśnięty wątek mamy, która poświęciła się w jakiś sposób dla rodziny, ale nie określiłaś dokładnie, jaki był to sposób, chociaż wracałaś do tematu aż trzykrotnie. I zawsze na jedno zdanie.

 

Jeżeli chodzi o sam świat przedstawiony – brakuje mi interakcji z otoczeniem. Jedna sąsiadka wpadła przez okno. Jeden staruszek z Alzheimerem został poszatkowany jak pietruszka. A gdzie reszta, cały tłum w tle? Nie czuję obecności ludzi, nie potrafię wczuć się w atmosferę nadchodzącej apokalipsy. Nie czuję miasta. Podczas czytania wcale nie miałam wrażenia, jakbym chodziła jego ulicami i przerażona rozglądała się na boki. Nie czułam krwi na dłoniach, ale poczułam emocję, gdy przyszło zabić... wróbla. Tamta scena była mocna, bo zagrała na uczuciach.

 

Eksperymentujesz z formą, ale tematycznie mnie nie zaskoczyłaś. Dopasowałaś tekst do tematu bitwy, lecz potraktowałaś go dosłownie i kilka kliszy znalazłam w całości – kościół z pokręconym księdzem, „cienie” bardziej przypominające chyba zombiaki, i dobrą dziewczynę, która źle skończyła. Ale mimo tego sam las wisielców i zjawisko krwawej północy zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Są więc plusy i minusy. Przeważają plusy, bo mam słabość do kompozycji, którą wybrałaś.

 

I jeszcze kilka słów na temat wykorzystanego tematu – Aokigahara i „Las samobójców” o dwóch siostrach bliźniaczkach. Nie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim i akcja jest dość zbliżona, także podejrzewam, skąd czerpałaś inspirację. Inspiracje nie są złe, o ile nie są powodem do zerżnięcia materiału. Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia, jak się sprawa ma, bo nie zdążę już do końca bitwy w mój harmonogram wrzucić seansu, ale twój tytuł to tytuł już dwóch produkcji filmowych i kilku tekstów literackich. Nie dało się bardziej… oryginalnie?

NOTA: 6

 

PODSUMOWANIE (1-3)

Popełniane przez ciebie błędy w zasadzie nie utrudniają czytania. Wyszło dobrze, ale nic poza tym. Sprawdziłaś się pod osłoną horroru, ale raczej nie zachęciłaś mnie do sięgnięcia po więcej, o ile tworzysz cokolwiek w podobnych klimatach.

NOTA: 2

 

RAZEM: 14,5/23 (63%)

 

05. „Ostatni”

Autorka: Ewolie

 

– TECHNIKALIA (0-5)

Zacznijmy od faktycznie technicznej strony.

Po pierwsze, już w tytule (a potem na przestrzeni całego tekstu) wykorzystujesz niepoprawny cudzysłów. To naprawdę źle wygląda, bo używasz angielskiego ["(…)"] w polskim materiale literackim, natomiast polski cudzysłów wygląda tak: „(…)”. Zdaję sobie sprawę, że na Opowi, a także w innych zakamarkach Internetu, nie ma możliwości automatycznej zmiany. Widzę dwa rozwiązania: albo tworzysz tekst w MSWord, który sam podmienia cudzysłowy od razu na poprawne, albo zapamiętujesz kod, który uniwersalnie sprawdza się wszędzie: włącz klawiaturę numeryczną i przytrzymaj ALT+0132 („) i ALT+0148 („). Po którymś razie z kolei naprawdę metoda wpada w nawyk. U mnie do tego stopnia, że w Wordzie szybciej wstukam kod, niż wcisnę angielski cudzysłów z klawiatury i poczekam na podmianę.

 

Druga kwestia to łączniki. Pisałam o tym już w poprzednich ocenach i dalej będę męczyć temat.

Łącznik nazywany też dywizem (-) nie pełni funkcji myślnika (– lub —). Ten pierwszy służy tylko do łączenia (jak sama nazwa wskazuje) wyrazów takich jak „biało-czerwony” czy „Kędzierzyn-Koźle”. Nie ma w nim spacji. ABSOLUTNIE nie stosuje się go w DIALOGACH!

Przy wypowiedziach bohaterów zacznij stosować pauzę (—) [ALT+0151] lub półpauzę (–) [ALT+0150]. Pamiętaj, by włączyć klawiaturę numeryczną i że obie te dłuższe kreski lubią oddychać – oddziela się je z dwóch stron spacjami. Word również podmienia dywiz na myślnik, gdy po nim stawiasz spację, ale w innych programach czy serwisach sieciowych polecam kod.

 

No to teraz lecimy z betą. Po jakimś czasie zorientowałam się, że wypisanie każdego błędu, jaki u ciebie znalazłam, byłoby syzyfową pracą, dlatego postanowiłam wrzucać tylko przykładowe z danej kategorii lub te najbardziej rażące:

„Drugi zaś - Karion, który powstał z węgla, skały i najgłębszego mroku [przecinek] był jego zupełnym przeciwieństwem”. – Wtrącenia oddziela się z dwóch stron spacją. To ta podrzędna część zdania, która – gdy zostanie wycięta – nie zmieni jego głównego sensu. Tutaj wtrącenie zaczyna się od „który” i kończy na „mroku”. Dalej w tekście masz bardzo, ale to bardzo dużo właśnie takich potknięć.

 

„Lecz serce Duriona zbyt kochało brata mroku [przecinek] by zakończyć jego żywot - zesłał go do drugiego świata, zwanego Morzem Pustki - nie było w nim bowiem nic prócz pyłu i skał”. – „Zwanego morzem pustki” to w tym wypadku dopowiedzenie do wtrącenia, ale nie ma w nim orzeczenia (czasownika), a pauza oddechowa w tamtym miejscu spowalnia odczyt. Przecinek do wywalenia. Ewentualnie możesz go postawić przed „prócz” – część zdania następującą dalej piszący traktuje jako dopowiedzenie, w mowie takiemu przecinkowi odpowiada pauza. Nie jest to jednak wymagane.

 

„Niewiasty mające więcej szczęścia, [przecinek zbędny] same nadziewały się na klingi oprawców, w których to odbijał się blask szalejącego ognia. Pozostałe chwytali [kto?] za włosy, po czym wlekli do studni - serca wioski, [myślnik zamiast przecinka] by następnie [przecinek] zdarłszy z nich odzienie, gwałcić na oczach płaczących dzieci i konających mężów”. – Pierwszy przecinek zbędny, bo próbowałaś oddzielić wtrącenie, które nim nie jest (i zrobiłaś to tylko z jednej strony). W drugim zdaniu brakuje podmiotu – w pierwszym były nim niewiasty. Dalej, jeśli we wtrąceniu zastosowałaś pierwszy myślnik (przed „serce”, i jest tam dywiz, ale o tym już pisałam), to wtrącenie powinien zamknąć też myślnik, a nie przecinek. „Zdarłszy z nich odzienie” to kolejne wtrącenie, więc przecinki wymagane są z dwóch stron (tym bardziej, że użyłaś imiesłowu uprzedniego). Wiem, że może się to wydawać skomplikowane na pierwszy rzut oka, ale spróbuj przeanalizować to zdanie jeszcze raz.

 

„(…) gnał przed siebie, rozglądając się dookoła z roztargnieiem”. – Roztargnieniem.

 

„- Chodź, szybko! Musimy stąd uciekać, ogień niedługo się rozprzestrzeni i dojdzie tu…” – Nie jest to tym razem obligatoryjne, ale dla przyspieszenia akcji i wypowiedzi usunęłabym przecinek w pierwszym zdaniu, po „chodź”. Przecież bohaterom się najwyraźniej spieszy, a interpunkcja tutaj temu zaprzecza. Usunęłabym też ostatnie „tu”. Miejsce, w którym bohaterowie się znajdują, wskazało wcześniej już „stąd”.

 

„Otworzył tylko szeroko usta, zachłysnąwszy się powietrzem, po czym padł na klepisko”. – Bohater chyba najpierw powinien otworzyć usta, a dopiero potem się zachłysnąć. Odwrotnie byłoby raczej trudno. Nie tylko twoja konstrukcja, ale i użycie imiesłowu uprzedniego dają inne wrażenie. Wszystkie imiesłowy zakończone na -łszy i –wszy to imiesłowy, które wskazują, co się stało wcześniej, niż zaznacza główny czasownik. Konstrukcyjnie warto od nich zaczynać zdanie, aby po kolei w czytelnika wyobrażeniu pokazać, co kiedy miało miejsce:

(+ Zachłysnąć)

„Otworzywszy szeroko usta, zachłysnął się powietrzem, po czym padł na klepisko”. – Nie bardziej sensownie?

 

„- Pieprzony Arish. Myślałeś, że cię tu nie znajdę? - parsknął pod nosem łysy Urghulu, splunąszy na nieruchome ciało” – splunąwszy.

 

„- Auen ga rahili Durion - zaśpiewała nisko, zegnąwszy stare plecy”. – Zgiąwszy.

 

„Na ścianach szalały cienie tańczącej dziko szamanki, podczas gdy reszta [przecinek] tupiąc w rytm, powtarzała uparcie ostatnie wersy Pieśni Duriona”. – O tym już było, ale wrzucę jeszcze link do PWN-u: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629779

Im dalej w tekst, tym więcej takich pomyłek dostrzegam:

„Odwróciła się wolno ku wiernym, pozwalając [przecinek] by silny podmuch naznaczył prochem głowy stłoczonych wyznawców”. – Przy wtrąceniach albo omijasz pierwszy przecinek, albo drugi. Zły nawyk.

 

„Za dar [przecinek] jakim jest życie” – już nawet w czasie czytania czuć, że to zdanie wymaga pauzy oddechowej.

 

„(…) nie była w stanie wyzbyć się żalu [przecinek] jaki przeszył serce chłopca na wskroś”. – Jeśli po „jaki” znajduje się orzeczenie (przeszyć), to musi poprzedzić go przecinek. Zmień „jaki” na „który” – chodzi o konkretny żal.

 

„Według tego [przecinek] co mówili najstarsi, była to najwyższa góra na świecie. (...) Było to obecnie jedno z najpotężniejszych plemion na wschodzie, dzięki czemu od wielu lat tereny te nieskażone były wojną”. – Te dwa zdania oddzielone zostały jeszcze jednym, ale mimo to powtórzone „być” jest mocno wyczuwalne.

 

„Przymknął powieki, pozwalając [przecinek] by promienie słońca musnęły ciepłem młodą twarz”. – „Pozwalając” to imiesłów, czyli jedna z form czasownika. A co się robi, gdy w zdaniu mamy więcej niż jeden czasownik? Zaczynamy poszukiwać miejsca dla przecinka.

 

„Zmarszczył brwi [przecinek] dostrzegając ciemną plamę pełzającą po zboczu”. – Na tym etapie oceny sama już powinnaś rozpoznawać wtrącenia. Podam jeszcze kilka przykładów, ale w twoim interesie jest przejrzeć pod tym względem cały tekst. Zostałam tutaj zaproszona jako sędzina, a nie beta:

„Nie zwlekając dłużej [przecinek] ruszył ku wiosce”.

 

„Wiedział, że pościg będzie tylko kwestią kilku miar wodnych, dlatego nie oglądając się za siebie, biegł najszybciej jak mógł, przeskakując niższe krzewy i zwalone pnie”. – Zagwozdka na dziś: gdzieś w tym zdaniu musi pojawić się przecinek. Gdzie?

 

„Obraz ten ujął go za serce, więc nie myśląc długo, uśmiechnął się ciepło do Córy”. – A tu?

 

„To powiedziawszy wstał, by następnie wyciągnąć rękę w stronę dziewczyny”. – I tu.

 

„Odkąd opuścił Rahl nie przystanął nawet na chwilę” – i tu też.

 

„Nie licząc cykania świerszczy i trzaskającego ognia zapadła zupełna cisza”. – I tutaj.

 

„Chociaż Rahl przypominał nieco jego dawny dom, nie czuł się tu swobodnie”. – Rahl to miejscowość. W innych zdaniach traktujesz ją rodzajem nijakim: „Tak jak zawsze w głównym Rahl tętniło życie”. I dobrze. Tutaj też powinnaś napisać „przypominało”.

 

„(…) nie mógł nie docenić dobroci [przecinek] jaką mu okazywała”. – Którą.

 

„Widziała w nim coś więcej niż obcego, czego [przecinek] wbrew wszelkim zapewnieniom, pragnął z całego serca” – tutaj przecinek nie jest obligatoryjny, bo we wtrąceniu nie ma czasownika, ale jeżeli uprzesz się na przecinek przed „pragnął”, to wtrącenie musi mieć też swój początek przed „wbrew”. No i „kogoś więcej niż obcego”. Obcy to w tym wypadku określenie człowieka..

 

„Lecz pomimo pręgierza [przecinek] jaki groził mu za złamanie zakazu, nie był w stanie powstrzymać ciekawości”.

 

„Nie pokazywał się przez ostatnie dni, dlatego jeden z nas postanowił sprawdzić [przecinek] czy aby nie zasłabł”.

 

„Nieszczęsnemu Antargeitowi ucięto język [przecinek] by nie mógł krzyczeć”.

 

„Korzystając z zamieszania [przecinek] ktoś podbiegł do mędrca, po czym szepnął mu coś na ucho. Pomarszczona twarz nabrała barwy mleka”. – Ale że zrobiła się zupełnie biała? Chyba przesadziłaś. To straszne odrealnienie.

 

„Kobiety płakały, przyciskając nic nie rozumiejące dzieci do piersi, mężczyźni zaś zaciskali pięści, złorzecząc, bądź klękali, odśpiewując cicho przepełnioną rozgoryczeniem Pieśń Duriona”. – Imiesłowy zakończone na odmienioną formę –ący to imiesłowy przymiotnikowe i pisze się je ŁĄCZNIE z partykułą „nie”. Mamy więc „nic nierozumiejące dzieci” (ale „nic nie rozumiejąc” – z imiesłowem przysłówkowym –ąc ROZDZIELNIE). Tutaj przecinki masz w porządku. Mam wrażenie, że stawiasz je na chybił trafił.

 

„- Naznaczona zawsze będzie strzegła naszych serc, tak jak robiła to do tej pory - obwieścił ten, który do dotąd nie zabrał głosu. Jego pełne gniewu oczy, wodziły po zalanych łzami twarzach”. – Dotąd (bez dodatkowego „do”). Ostatni przecinek zbędny – nie pełni żadnej funkcji w zdaniu.

 

„My zaś [przecinek] nie zapominając o jednej z cnót Pana, sprawiedliwości, wykonamy wyrok na winnym”. – Jedno wtrącenie (nie zapominając) już oddzieliłyśmy przecinkami. Drugie – sprawiedliwość – miałoby większą wagę i mocniejszą pauzę, gdyby zastosować przy nim dwa myślniki (jak zrobiłam to właśnie w tym zdaniu).

 

„Zamilkł na krótką chwilę, z satysfakcją obserwując rozpacz Gar'ianów [przecinek] jaka z każdą chwilą ustępowała coraz większej wściekłości”. – Która.

 

„Kadriel, syn Werla i Jarny, ostatni z klanu Arishów jest tym [przecinek] kogo obwołaliśmy jedynym podejrzanym (…)”.

 

„Nienawidził Duriona za nieszczęście [przecinek] jakie go spotkało”. – Które. Jedno, konkretne nieszczęście. No i postaw przed nim przecinek, bo wprowadza zdanie podrzędne.

 

„Antargeit był jednym z najzagorzalszych wiernych, zaś Naznaczona była jego wybranką. Tylko on mógł popełnić ten przerażający czyn. Bo jeśli Durion mu wrogiem, schronienie musiał znaleść w obleśnych ramionach Kariona...” – W całym fragmencie wyszło na to, że Antargeit zabił sam siebie i Naznaczoną. + „znaleŹĆ”!

 

„Kadriel gnał przed siebie [przecinek] ile sił miał w nogach, jak gdyby goniły go wszystkie zastępy demonów”.

 

„Nie mógł uwierzyć w to [przecinek] czego jeszcze przed kilkoma chwilami był świadkiem”,

 

„(...) Gar'ianowie byli ludem, który więcej działał [przecinek] niż myślał”. – Jeżeli po „niż” występuje czasownik (myśleć), to poprzedzamy go przecinkiem. Jeżeli nie (np. „lubię bardziej książki niż filmy”) – przecinek nie występuje.

 

„Jeśli wpadłby im w ręce [przecinek] lepiej by było dla niego [przecinek] gdyby po prostu popełnił samobójstwo”.

 

„Nie pamiętał [przecinek] kiedy ostatni raz czuł ten przyjemny ciężar oręża w dłoniach, nie miał jednak czasu na delektowanie się chwilą”.

 

„Jeszcze tego mi brakowało - pomyślał, masując pulsujące skronie. Świetnie, po prostu świetnie”. – Używaj cudzysłowu do prowadzenia myśli bohatera. Inaczej (jak w drugim zdaniu) staje się ona mową pozornie zależną. Warto też przed pierwszym „świetnie” zastosować myślnik (nie dywiz!).

 

„Cios nadleciał z nieba, a przynajmniej tak początkowo przypuszczał [ten cios przypuszczał?]. Runął w tył z impetem, uderzając plecami o pień pobliskiej drahny” – ten cios runął? Brak podmiotu.

 

Część tekstu ma rozbudowane zdania złożone rozpisane poprawnie, a część jest beznadziejnie kulawa pod względem interpunkcyjnym. Wygląda to tak, jakbyś sprawdzała tylko co któryś akapit albo na niektóre fragmenty tekstu wylała się całkowicie. Nie wiem, co o tym myśleć.

 

„Pierwszym [przecinek] co przykuło jego uwagę [przecinek] były oczy - duże i błyszczące, pozbawione białek, w przeciwieństwie do niego i innych Ludzi Klanów”. – W przeciwieństwie były duże i błyszczące czy pozbawione białek, a może w przeciwieństwie przykuwały uwagę? Brakuje ci myślnika, który zakończyłby wprowadzone wtrącenie. Zastąpiłaś go przecinkiem, ale teraz mam problem z interpretacją zdania.

 

„Opalone policzki naznaczone miała sadzą, zaś kuszące usta podkreślone [brak czasownika] ciemnym smarowidłem, którym szamanka z Rahl zwykła malować kobiety z wioski na święto Duriona. Długie, czarne niczym smoła włosy splecione miała w gruby warkocz, opadający na poznaczone tatuażami ramię”. – Miała, miała – powtórzenie. Wprowadzone „zaś” wymaga czasownika. Sugeruję: „Opalone policzki naznaczone miała sadzą, zaś kuszące usta podkreśliła ciemnym smarowidłem”.

 

„O tych tajemniczych istotach słyszał tylko w opowieściach [przecinek] jakie snuł niekiedy wędrowny bajarz, odwiedzający Rahl kilka razy w roku, kiedy ten jeszcze był dzieckiem”. – Porozmawiajmy o różnicy między „który” a „jaki”, bo widzę, że wolisz stosować tę drugą formę. Nie jest ona jednak w każdym przypadku równoległym synonimem dla „który”. Czasem możesz sobie używać obu zaimków zamiennie, ale niekiedy sprawa nie jest taka oczywista.

„JAKI” – służy do wskazywania cech przysługujących elementom jakiegoś zbioru.

„KTÓRY” – wskazuje konkretne elementy tego zbioru.

Przykład:

„Długie opowieści, jakie lubił” – bohater ogólnie lubi wszystkie długie opowieści.

„Opowieści, które lubił” – bohater lubi tylko te, konkretnie wskazane opowieści.

W przykładzie wyżej powinnaś zastosować „opowieści, KTÓRE snuł wędrowny bajarz”, bo opowiadał on KONKRETNE opowieści, które zapamiętał bohater.

Łatwiejszy przykład ze strony PWN-u:

„Dziewczyny, które lubię” – Asia, Basia, Kasia. Są policzalne, znajome, nie mają cech wspólnych. Nic ich nie łączy poza tym, że bohater je zna.

„Dziewczyny, jakie lubię” – Nie są policzalne, ale mają wspólne cechy. Mogą to być wszystkie blondynki o niebieskich oczach albo same rude okularnice.

Na koniec dodam jeszcze jedną kluczową kwestię, która ułatwi zapamiętanie tej dziwnej zasady:

JAKI – TAKI

KTÓRY – TEN

(Opowieści jakie – takie długie, nudne, historyczne) / (Opowieści które – te autorstwa Stanisława Lema).

Myślę, że przedstawiłam sprawę jasno. W razie wątpliwości zawsze możesz poszukać innych przykładów w sieci. Pilnuj jednak, by nie nadużywać „jaki”. Zauważyłam, że traktujesz to jako formę swojego stylu – często siejąc zdania z konstrukcją, która wymaga zaimka pytajnego lub względnego, i wykorzystujesz przy tym głównie „JAKI”. Nie jest to wybitnie dobrym pomysłem, gdy nie masz świadomości, w jakich przypadkach można sobie pozwolić na akurat ten zaimek. Inny przykład?

„Pragnął ujrzeć blask w sarnich oczach i ten cudny uśmiech, od jakiego uginały mu się kolana”. – Którego. Ten jeden, konkretny uśmiech Jovy.

Inny?

„Zaskoczeni Urghulu nie zatrzymywali intruza, jaki [przecinek] drąc się wniebogłosy, parł na przód ku ołtarzowi”. – Przecież chodzi o konkretnego bohatera. I to głównego!

I jeszcze jeden, aby się utrwaliło:

„Obserwował każdy ruch bezrozumnego stworzenia, jakie okrążało go powoli, dysząc przy tym głośno”. – Stworzenia, które okrążało. Te konkretne stworzenie, a nie „jakieś”.

 

„Nikt dokładnie nie widział [przecinek] skąd się wzięły na tym świecie (…)”.

 

„Dbali o ich mieszkańców, mordując każdego [przecinek] kto zagrażał im bądź domowi Cór”.

 

„(…) nikt jednak nie miał pewności [przecinek] ile w tym było prawdy”.

 

„To powiedziawszy [przecinek] wskazał palcem topór leżący w gęstwinie”.

 

„Nie dość, że rozumna to jeszcze wyszczekana”. – http://sjp.pwn.pl/so/nie-dosc-ze;4472130.html

 

„- Jak to co?” – [— Jak to „co”?].

 

„Patrzył z fascynacją [przecinek] jak czarnulka zagryza wargę, jak bije się z własnymi myślami. W końcu wyciągnęła ostrożnie dłoń, a młodzian uścisnął ją delikatnie”. – Patrzył, jak biła się z myślami? To musiało być dla niego traumatyczne.

 

„Gdy tak na nią patrzył [przecinek] sprawiała wrażenie ideału, o którym do tej pory mógł jedynie śnić, tłumiąc przy tym młodzieńcze porządanie”. – POŻĄDANIE!

 

„W sarnich oczach czaiła się dzikość. W jednej chwili jej twarz skurczyła się nieładnie, a wargi wykrzywiły w gniewnym grymasie”. – Twarz tej dzikości. Tag. No na pewno.

 

„To [przecinek] co zobaczył [przecinek] przejęło go zgrozą”.

 

„Cokolwiek to było [przecinek] musiał je zniszczyć raz na zawsze”. – Najpierw masz „to”, a dalej „je”. Coś nie gra.

 

„Ostrze wbiło się głęboko między żebra z obleśnym chrzęstem”. – Źle to brzmi w takiej konstrukcji, teraz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to żebra mają obleśny chrzęst. Spróbuj: „Ostrze z obleśnym chrzęstem wbiło się głęboko między żebra”.

 

„Z trudem wyrwał ostrze z ciała bestii, cofając się o kilka kroków”. – Czasowniki dokonany i niedokonany obok siebie, wskazując równoczesną czynność? To brzmi wątpliwie. Lepiej: „Z trudem wyrwał ostrze z ciała bestii i wycofał się o kilka kroków”.

 

„(…) umilając czas siedzący obok siebie wędrowcom” – siedzącym.

 

„Sama nie pamiętam [przecinek] kiedy po raz ostatni widziałam ten niezwykły lud (…)”.

 

„Nie potrafił sobie nawet wyobrazić [przecinek] ile wiosen liczyła egzotyczna piękność”.

 

„Do tego wiedziałaś [przecinek] jak zwrócić mi wzrok”.

 

„Odkąd opuścił wioskę [przecinek] otaczały go drzewa - drzewa, same drzewa! Wszędzie drzewa!” – walcz z dywizami – tak tylko przypomnę. No i doceniam świetny zabieg stylistyczny, powtórzenie i wykrzyknik sugeruje pojawienie się mowy pozornie zależnej, ale wprowadziłaś ją w stonowany sposób i tylko na wystarczającą chwilkę.

 

„Pogrążywszy się w rozmyśleniach [przecinek] nie zauważył zupełnie dymu ognisk pnących się ku niebu w oddali (…)” – rozmyślaniach.

 

„Kadriel patrzył [przecinek] jak spętani jeńcy szarpią się histerycznie, podczas gdy kilku Urghulu [przecinek] nie zważając na rozdzierające krzyki, wciskają kamienie w oczodoły, w których wciąż tkwiły zalane łzami oczy nieszczęśników”. – Pomyliłaś fleksję i czas, przez co wyszła głupotka, w której kilku Urghulu wciskają kamienie [to nie brzmi], w których kiedyś tkwiły oczy. A chciałaś napisać, że są tam nadal, prawda? Lepiej:

„Kadriel patrzył, jak spętani jeńcy szarpali się histerycznie, podczas gdy kilku Urghulu, nie zważając na rozdzierające krzyki, wciskało kamienie w oczodoły, w których wciąż tkwiły zalane łzami oczy nieszczęśników”.

 

„Jeden z pomocników chwycił dziewczynę za czarne włosy i z paskudnym uśmiechem, począł ciąć je brutalnie (…)” – ten przecinek jest kompletnie zbędny.

 

„zczerniałe zęby” – sczerniałe.

 

„Lustrował małe kształtne piersi o ciemnych sutkach (…)” – równorzędne przymiotniki oddziela się od siebie przecinkiem.

 

„Miał nieodparte wrażenie, że spada w bezdenną odchłań (…)” – otchłań.

 

„Jedynym [przecinek] o czym teraz myślał [przecinek] była Jova leżąca w zaroślach [przecinek] pod postacią potwora (…)”.

 

„- MARNE TO NACZYNIE[spacja]- zagrzmiał trup głosem przerażająco niskim, jak gdyby dobiegał z samego jądra ziemi”. – Ziemi wielką. To w tym momencie glob, a nie gleba.

 

„Przyglądał się przez chwilę głębokiemu rozcięciu na piersi, z jakiego nadal ciekła ciemna krew (…)” – z którego.

 

„Zaraz rozejrzał się po oniemiałych Urghulu, którzy pod ciężkim spojrzeniem boga, padli na kolana”. – Ostatni przecinek zbędny.

 

Podsumowując, oto twoje bolączki:

– niepoprawne stosowanie dywizów, półpauz i pauz, zwłaszcza w dialogach;

– błędy interpunkcyjne (oddzielanie przecinkiem podmiotu i orzeczeń w zdaniach złożonych, wstawianie zbędnych przecinków do konstrukcji, brak przecinków we wtrąceniach i dopowiedzeniach oraz w konstrukcjach wymuszających pauzę oddechową);

– nierozpoznawanie różnicy między zaimkami „jaki” i „który”;

– błędy ortograficzne;

– mieszanie podmiotów w zdaniach;

– niepoprawne stosowanie imiesłowów (i ich odmiana), także w połączeniu z partykułą „nie”;

– niepoprawny zapis myśli;

– niepoprawny zapis cudzysłowów;

– literówki i zapominanie o znakach diakrytycznych.

 

Zdarzają ci się pozornie błahe pomyłki, które w rzeczywistości są bardzo dobrze widoczne. To nie wstyd czytać zasady, opracowania, artykuły. Nie wstyd korzystać ze słownika czy pomocy bardziej doświadczonych osób. Lepiej dłużej dopieszczać rozdział i poczekać z publikacją dzień czy dwa, niż serwować czytelnikom pełen błędów tekst – i to na bitwę!

 

Wiesz, bo gdybyś zasadziła mi tu fabularne gówno, to miałabym to właściwie gdzieś, ale twój tekst nie śmierdzi. Jest na naprawdę wysokim poziomie. Tym bardziej nie podaruję ci tego, bo ta historia zasługuje na szerszą publikę i coś więcej niż Opowi, a prawda jest taka, że nigdzie indziej nie przejdzie z takimi babolami. Im lepiej ktoś pisze, tym więcej się od niego wymaga – zapamiętaj. Więcej dbałości następnym razem, proszę.

 

Na początku chciałam ci dać tu dwóję, ale potem porównałam sobie technikalia innych tekstów i zawyżyłam o połówkę, bo twój tekst jest długi i na całej jego przestrzeni wcale nie masz aż tak nasiane byków.

NOTA: 2,5

 

– STYL (0-5)

„Jego umysł przepełniała nienawiść do wszelkiego stworzenia i nieodparta chęć mordu. (...) Wkrótce potem przepełniony złem Karion zażądał podporządkowania sobie ludzkości”. – Tautologia. „Przepełniony złem” wynika z fragmentu, który pojawia się zaledwie dwa zdania wcześniej. Nawet nie zmieniłaś czasownika.

 

„Starał się unikać plądrujących wioskę Urghulu, by nie nawinąć się pod ostrze jednego z nich” – znów tautologia; wiadomo, że chodzi „o nich”. Zdania następują po sobie.

 

Zaniepokoiła mnie kwestia wprowadzenia informacji o pokrewieństwie – przedstawiłaś to w narracji bardzo nieporadnie, opisując przy okazji zamiary bohatera na przyszłość. Informacja, że Kadriel jest bratem Brana wypłynęła naturalnie z rozmowy z szamanką. Ten fragment natomiast:

„Musiał jednak za wszelką cenę odnaleźć brata i zadbać o jego bezpieczeństwo. Tego chciałby ojciec i matka. Tego chciał on sam” – jest marną ekspozycją. Dbanie o bezpieczeństwo wynika z czynu Brana, kiedy ratował życie Kadrielowi. O rodzicach też bohater mógłby sam potem powspominać coś. Natomiast nie oddawaj tak ważnych kwestii na jedno zdanie w ręce narratora. Narrator nigdy nie potrafi dawkować informacji. Narratorze, goń się.

 

„Chociaż Rahl przypominał[o] nieco jego dawny dom, nie czuł się tu swobodnie. Mieszkańcy wioski znali jego historię, wiedzieli, że wywodził się z obcego klanu. Nie ufali mu jak swojemu i trzymali chłopaka na dystans. Był wyrzutkiem, a Gar'ianowie nie pozwalali mu o tym zapomnieć”. – Nie możesz pokazać, że bohater idzie wioską, a mieszkańcy łypią na niego spod byka, odsuwają się, szepczą między sobą i wytykają go palcami? To chyba lepsze rozwiązanie niż ekspozycja, dawanie narratorowi wszechwiedzącemu pola do popisu i jego wtrynianie się ze swoimi nudnymi opisami, prawda? Wyobraź sobie, że w literaturze narrator jest zaledwie budowlańcem, który kreuje rzeczywistość. Jeżeli powie za dużo – zaspoileruje, zdradzi, uśpi ścianą tekstu. Wtedy takiego narratora trzeba zwolnić i zatrudnić nowego, który tym razem spełni swoją powinność i zacznie budować sceny. Opowiadania składają się ze scen. W narratora interesie jest tak prowadzić tekst, by rozruszać czytelniczy mózg (do wyciągania wniosków o fabule), obudzić wyobraźnię. A nie sucho opisywać, bym tylko przyswajała informację, godziła się na nie. Sceny są dowodami lepszymi niż kilka narratorskich wstawek o świecie czy bohaterach.

 

„- Wybacz, pani. Nie... nie spodziewałem się, że tak biegle władasz językiem Klanów”. – Dlaczego tutaj pojawia się Klan zapisany wielką literą? Dalej jest podobna sytuacja:

„- Synu Klanów, dokąd idziesz?” albo „(…) w przeciwieństwie do niego i innych Ludzi Klanów”. Ale we wszystkich innych momentach zapisujesz nazwę małą, np.:

„- Jestem Kadriel, syn Werla i Jarny, ostatni z klanu Arishów”, „- Nie mam już klanu”, „(…) opuścić Wiekowy Bór wraz z młodym Arishem, aby z daleka od klanów i bogów móc zbudować chatę”.

 

„Przypominała teraz bardziej bestię niźli człekopodobną istotę, lecz mimo to była cholernie pociągająca”. – Narrator do tej pory raczej archaizował swoje wypowiedzi. Taki kolokwializm nie jest mile widziany w tekście. Do świata, który stworzyłaś, może bardziej pasowałoby „jak diabli”? Dalej pojawia się coś podobnego, ale nie aż tak silnego:

„Jego łokieć wyskoczył szybko niczym kobra, o mało co nie walnąwszy dziewczyny w szczękę.” – „Walnąć” nie bardzo mi pasuje do tego samego narratora, który używał na początku „bowiem” i starał się dość wyraziście upoważnić narrację.

 

„- Zamilknij! - warknęła, kładąc palec na ustach. W sarnich oczach czaiła się dzikość”. – Drugie zdanie zrobiłoby lepszy efekt, gdybyś użyła czasownika dokonanego: zaczaiła. Inaczej brzmi to, jakby Jova cały czas miała taki wzrok, ale narrator zauważył to dopiero teraz.

 

„Choć początkowo nie widać było żadnej różnicy, wsród [ś] mgły zaczął dostrzegać drzewa, niebo, chmury i wreszcie samą Jovę. Mało co nie krzyknął szczerze uradowany. Dopiero po chwili dostrzegł monstrum przybite włócznią do pobliskiej birhy”. – Powtórzenie „dostrzegać”.

 

„- Nie możesz dać się dotknąć - rzuciła Jova, gdy ten ruszył w stronę rozwścieczonej bestii. - Bo zginiesz, synu Werla i Jarny”. – Nie przekonały mnie te słowa. Jova przed chwilą mamrotała pod nosem „cholerę” i nazwała główniaka… idiotą. Jeżeli chciałaś, by mocno spoważniała, bohater mógłby dostrzec w niej różnicę albo narrator mógłby ją mocniej podkreślić. A on doprawił poważny komentarz określeniem „rzuciła”. To się gryzie.

 

„Osada wybudowana była na kształt okręgu. Wszędzie pełno było namiotów owleczonych w zwierzęce skóry, a także klatek z ludźmi, o ile oczy nie myliły Kadriela i nagie, skulone sylwetki nie były jedynie oskórowanymi, bydlęcymi truchłami”. – Być x3.

 

„Padła krótka wymiana zdań, a widocznie niezadowolony szerzyciel zamachnął się silnie. Córa padła na kolana, a z pękniętej wargi pociekła krew”. – Powtórzony spójnik psuje wrażenie, ale i tak dużo bardziej razi podwojone „paść”.

 

„W końcu wziął głęboki oddech, a następnie [przecinek] nie zwracając uwagi na konsekwencje, rzucił się w stronę wioski, pędząc po zboczu [przecinek] ile sił miał w nogach”. – „Ile sił w nogach” pojawia się w całym tekście czterokrotnie, ale musi, cholera, wpadać w oko, bo mam wrażenie, że czytam to samo częściej. Podobnie ma się kwestia z orzechowymi oczami Kadriela. Przewija się ta informacja tylko pięć razy, ale tak zapada w pamięci, bo cchodzi za mną dziwne przeczucie, że się non stop powtarzasz.

 

„Głos uwiązł mu w gardle, świat natomiast zawalił zupełnie, gdy snop iskier wzbił się w niebo, a chciwe płomienie zamknęły nad Jovą swe chciwe ramiona”. – Ach! Kluczowa scena zepsuta przez głupie powtórzenie! Nie lubię tego.

 

„Wtem rozbrzmiały pełne grozy okrzyki zebranych, a z huczących płomieni wyłoniła się... Jova”. – Osobiście uważam, że wielokropek nie zbudował tutaj napięcia, a wręcz zepsuł je. Zaznacza on, że na jego końcu pojawia się coś niespodziewanego, jest to więc pewnego rodzaju spoiler, natomiast szybkie zdanie bez niego wywarłoby w czytelniku większe „WTF?!”.

 

Ogromny plus za dialogi i językowe stylizacje bohaterów, a także sposób delikatnej archaizacji narratorskiej. Są to naprawdę mocne walory! Opisy akcji wypośrodkowane – z dozą czasowników, ale zdań budujących emocje. Opisy świata pisałaś z wyczuciem. W ocenach zwykle wymieniam to, co przeszkadza, i nie skupiam się przesadnie poprawnościach, ale nie mogę tym razem nie wspomnieć, że całość jest wystylizowana (no prawie) perfecto. Chapeau bas za język, którym na początku posługiwała się Naznaczona, a także nazwy roślin, zwierząt, bóstw, klanów. Te wszystkie dopracowane szczególiki wykreowały naprawdę realistyczny świat, który da się odczuć. Dziękuję ci za to, bo wyszło godnie.

NOTA: 4

 

– POMYSŁ I FABUŁA (0-10)

„- Życie? Opiekę? A gdzie on był, gdy Urghulu napadli na wioskę? Gdzie był, gdy mieszkańców mordowano, a moją matkę gwałcili przed chatą? Kiedy leżałem pod trupem brata zdjęty strachem, modląc się i błagając go o litość? Czemu nic nie zrobił?! Dlaczego?!”. – Wyczuwam w tym miejscu działanie imperatywu narracyjnego. Zastanawiam się, dlaczego Kadriel wyskoczył tak ostro na Naznaczoną? Dalej w tekście pojawia się opinia, że bardzo był z nią związany, to jedyna postać, która w wiosce była mu przychylna. I taki wyskok? Poza tym, nie oszukujmy się, chłopak jest już dorosły. Nagle po tylu latach od tamtej katastrofy tak sobie ją przypomina i wybucha do tego stopnia? To już podchodzi pod histerię, a dalej w opowiadaniu raczej zdaje się być opanowany i doświadczony. Wyszło trochę z dupy. Mógłby na przykład być czymś akurat dziś wybitnie zdenerwowany, ale to trzeba pokazać wcześniej scenę zdenerwowania i tutaj pomysł z pokazaniem, jak bardzo nie jest lubiany w wiosce sprawdziłby się świetnie. To tylko sugestia, ale zastanów się nad nią.

 

Wiadomość o śmierci Naznaczonej zrobiła na mnie wrażenie. Poczułam autentyczny żal w stronę szamanki, a także Kadriela. Poruszyłaś moje uczucia, a to znaczy, że tekst jest na wysokim poziomie i masz świadomość literacką, operujesz słowem tak, by czytelnik reagował na akcję. Emocje działają, a to zawsze dobrze wróży.

 

Z jednej strony bardzo spodobała mi się scena, w której Kadriel podaje dłoń Jovie, ale ma ona też wątpliwą stronę. Kobieta wydaje się zaznajomiona z ludźmi. Zna język (i to naprawdę dobrze się nim posługuje!), sama o sobie mówi, że nie jest bezmózgą dzikuską. Ale nie zna tego prostego zwyczaju z podawaniem ręki na powitanie? Jakoś mi się to wyklucza.

 

Muszę cię pochwalić za opis natury. Wprowadziłaś nieznane mi gatunki zwierząt i roślin, ale zrobiłaś to zmysłowo, subtelnie, wręcz profesjonalnie – mogłam sobie wyobrazić, że krasnik ma cętkowane piórka, a brihna bordową koronę. To się nazywa wyczucie.

 

„Patrzył z fascynacją jak czarnulka zagryza wargę (…). Dotknąć jej złocistej, ciepłej skóry, jej smukłych dłoni” – wiem, że między jednym a drugim fragmentem jest bardzo duża przestrzeń, ale muszę o tym napisać. Przez tę „czarnulkę” od samego początku miałam przed oczami ciemnoskórą brunetkę. Wspominałaś, że ma czarne włosy i delikatną skórę, ale nie określiłaś, jakie koloru, a samo „czarnulka” jakoś nakierowało tak a nie inaczej na wyobrażenie Murzynki. A tu – jak się okazuje dalej – psikus.

 

„Nie hamował łez, gdy objęła go nagle, odwzajemniając pocałunek”. – Do tego momentu mam przed oczami obrzydliwy widok sinej i wątłej Jovy o zzieleniałych oczach i czarnych zębach. Nie napisałaś, że wróciła do swojego dawnego wyglądu. Dalej kontynuujesz dialog między bohaterami i kwestia wyglądu nie została rozstrzygnięta. Ostatecznie pojawia się taki dopisek:

„Wspaniale było móc zobaczyć go ponownie, zaniepokoiło go jednak, że wargi pozostawiła zaciśnięte”. – No ale przed chwilą wymieniali ze sobą zdania. Nie widział wtedy jej zębów?

 

„Jedynym na czym jej teraz zależało to opuścić Wiekowy Bór wraz z młodym Arishem, aby z daleka od klanów i bogów móc zbudować chatę i osiąść wspólnie w jakimś zacisznym miejscu”. – Zaraz, moment. Daj mi chwilę. Dziewczyna żyje (Bór wie jak długo) w swoim lesie, a nagle już takie wyznania? Domyślam się, że bohaterowie zbliżyli się do siebie w czasie wędrówki, a także po tym, jak Kadriel uratował Jovie życie. Ale ta informacja, którą zacytowałam, pojawia się deus ex machina. Bohaterka wcześniej nie wykazuje takich chęci, nie myśli o tym, nie patrzy się z wdzięcznością i miłością na towarzysza. Brakło mi rozwinięcia strony emocjonalnej Jovy, zanim pojawił się ten dopisek.

 

Dalej mierzę się z marną ekspozycją:

„Spotkanie ze śmiercią dało jej do myślenia, zrozumiała [przecinek] jak wielkie szczęście miała w zasięgu ręki”. – Jak ja mam wyobrazić sobie „danie do myślenia” i „zrozumienie”? Pokaż mi, jak bohaterka dochodzi do tych myśli. Całe opowiadanie stworzyłaś, a w końcowym momencie kreowania postaci idziesz na łatwiznę? Zjeżdżaj, Narratorze-Ekspozytorze! Nikt cię tu nie potrzebuje!

 

„- Przyszedłeś po mnie - stwierdziła, nie zapytała”. – Samo „stwierdziła” wystarczy. Logiczne.

 

W scenie, w której Kadriel obserwuje zmiany następujące w wyglądzie Jovy, również umarło się logice. Podobno dziewczyna przyodziana jest tylko w koszulkę mężczyzny. Nie widzi swoich dłoni? Nie widzi stóp? Idzie sobie w przód na nieświadomce? Nie czuje wewnętrznie, że jej skóra się zmienia? Skoro „ustępuje chłodowi kamienia”, a wcześniej zaznaczałaś, że bohaterka jest ciepłokrwista, to chyba powinno jej się zrobić zimno? Dalej robi jej się coraz goręcej… Na moje oko to się wyklucza.

 

Wypisałam jakieś pierdółki, ale nie mogę wstawić tutaj przesadnie niskiej noty. Przecież to opowiadanie jest naprawdę, naprawdę dobrze skonstruowane. Wydaje mi się oryginalne, ale może to wynikać z mojej słabej znajomości innych uniwersów fantasy. Nie wiem, na czym się wzorowałaś, i ten element pozostawię innym oceniającym. To nie moja działka, mam za sobą doświadczenie jedynie z Pratchettem, więc tutaj będę liczyć na wsparcie innych, którzy może wyłapią jakieś większe niuanse. Ja osobiście jestem na tak. Jeżeli chodzi o zgodność z tematem, nie mam również wątpliwości.

 

Całość wydaje się mocno przemyślana, silnie skonstruowana. Widać, że miałaś plan na to opowiadanie od początku do końca i trzymałaś się tej wyznaczonej linii. Na pierwszym planie charakterystyczni i plastyczni bohaterowie oraz ich wystylizowane wypowiedzi i myśli, także drugoplanowe tło tworzące podwaliny całego uniwersum. Tak, to bardzo duża zaleta – stabilny, przemyślany świat daje dobre fundamenty fabule.

 

Brakło mi jedynie rozwinięcia jednego wątku, który porzuciłaś. Kadriel był ścigany za śmierć szamanki i nikt z Rahl go nie odnalazł. Bohater porzucił tamten świat i ruszył w nowy, ale bardzo rzadko chociażby wracał do Rahl myślami.

 

Lekko opisujesz relacje postaci. Są naturalne, niewymuszone. Jeśli Kardiel i Jova mają się ku sobie, to czuć, że nie zbliżasz ich na siłę, chociaż zdarzały się (bliżej końca) momenty, na które zwróciłam uwagę i w tym temacie. Ale generalnie wyszło smacznie. Podczas czytania czułam się tak, jakbym sama brała udział w ich podróży; pokazywałaś świat z różnych perspektyw, ale jednak spójnie i, co najważniejsze, dynamicznie.

„Ostatni” ma zdecydowanie więcej zalet fabularnych niż wad.

NOTA: 7,5

 

– PODSUMOWANIE (1-3)

Pomijając technikalia, za które już swoje zabrałam, a także niuanse stylistyczne i jakieś tam drobne luki fabularne, to generalnie jestem na tak. Nie rozczarowałaś mnie. Tekst jest przemyślany, konkretny, ma puentę, fantastyczną stylizację, lekkie pióro, bardzo rzadką ekspozycję (elementy, które wymieniłam, nie są jakieś szczególnie upierdliwe, ale warto zastąpić je sceną, bardziej wysubtelnić).

 

Nie siedzę aż tak przesadnie w fantastyce, ale tym razem podobało mi się bardzo. Być może nie widać tego po samej ocenie, bo – jak wspomniałam gdzieś wyżej – zwykle staram się wymieniać większe potknięcia, a autorzy później przez całą treść oceny robią pod siebie. Jednak w podsumowaniu wychodzi potem, że jednak doceniam trud. Twój doceniam po stokroć, bo historia naprawdę mnie wciągnęła do tego stopnia, że chętnie przeczytałabym coś więcej, coś dalej.

Tylko, no kurczaczki, popracuj następnym razem nad poprawnością, co? Bardzo proszę.

NOTA: 3

 

RAZEM: 17/23 (74%)

 

 

06. „Perspektywa”

Autorka: Sileth

 

– TECHNIKALIA (0-5)

Najpierw beta:

„Wysoki mężczyzna z lekką niedowagą i przydługimi, rozczochranymi włosami w odcieniu mysiego blondu chodził w tę i z powrotem po pokoiku (...)” – „blond” nie jest odmiennym słowem.

 

„Rudobrązowe włosy wiecznie upinała w [we] wszelakie koki, a piwne oczy w kształcie migdałów podkreślała delikatnym makijażem.

– Witaj, Alis. – Skinął głową w jej stronę i podszedł bliżej”. – W komentarzu narracyjnym do dialogu brakło podmiotu. Dawno nie było mowy o bohaterze.

 

„Otworzył go na odpowiedniej stronie, chwilę przewracając kartki.” – Imiesłów przysłówkowy współczesny wyraża zawsze czynność jednoczesną z czynnością orzeczenia zdania. W tym przypadku wyszło na to, że bohater otworzył dziennik i przewracał jego kartki jednocześnie. Lepiej: otworzywszy.

 

„Stan psychiczny się pogarsza, pojawiły się niewyjaśnione lęki. / Wypisany z terapii.” – Kropkę stawiamy po cudzysłowie. Nigdy w środku. Wszystkie znaki lubią się w nim kisić, ale kropka ma zawsze wychodne.

 

„I ciekawe [przecinek] czemu cię przywiozła?” – Przecinek jest wymagany, ponieważ wprowadziłaś w drugim zdaniu człon podrzędny. Orzeczenie w pierwszej części jest domyślne (ciekawe JEST, czemu cię przywiozła). Dodatkowo całe to zdanie należy do grupy zdań pytajno-zależnych, których główną funkcją jest stwierdzenie (tutaj: informacja o tym, że coś jest ciekawe).

Na końcu tego typu konstrukcji nie stawia się znaku zapytania.

 

„Przecież zawsze mówił najbardziej bolesną prawdę i wiedział o niej wszystko. Jeszcze bardziej niszczył jej zatrutą mrokiem duszę”. – Mówi się, że prawda boli. Ale żeby od razu miała mroczną duszę…?

 

„– Znów chcesz przetrwać sesję milcząc?” – Brak przecinka przed imiesłowem przysłówkowym współczesnym.

 

„Oglądała w kółko tę samą bajkę, odpowiadała monotonnie na pytania, bez żadnej chęci walki”. – Ostatni przecinek zbędny. Ta pauza oddechowa jest strasznie wymuszona.

 

„Odwołała omówione wcześniej wizyty, nie tłumacząc się ani trochę” – umówione.

 

Jeśli chodzi o błędy, wyłapałam tylko to, co wypisałam wyżej. Świetnie, że jesteś poprawna i od razu widać, że znasz zasady, którymi rządzi się estetyczny i poprawny technicznie tekst. Poza jakimś zbędnym czy brakującym przecinkiem, a także ewentualną ciekawostką w postaci nieodmienianego „blond” – naprawdę niewiele tego było. Wszystko wymuskałaś pod względem poprawnościowym i nie mam powodu, aby nie dać ci tutaj prawie maksymalnej liczby punktów.

Gratuluję!

NOTA: 4,5/5

 

 

– STYL (0-5)

„Chwycił pospiesznie aktówkę wypełnioną po brzegi papierzyskami i zerknął na zegarek na jego lewej dłoni. Wskazywał ósmą piętnaście, do pracy miał niecałe pól mili, zdąży”. – „Swojej” zamiast „jego”, ale niżej przekonasz się, co myślę o wbijaniu tu jakiegokolwiek zaimka dzierżawczego. Brak podmiotu natomiast sprawił, że zegarek zdąży do pracy.

Lecimy dalej.

 

Na początku strasznie toporny wydawał mi się zapis luźnych przemyśleń psychiatry:

„Kapitan miejscowej drużyny rugby union. Wysłał go tutaj trener, twierdząc, że ma problemy ze stresem. Był pod presją przez ćwiczenia do kolejnych letnich mistrzostw i załamany porażką w poprzednich. Zaleciłem cotygodniowe spotkania. Potem leki.

Ujawniły się jego skłonności do agresji. Zniszczył dziś trzy kubki, przewrócił stolik i biurko. Rozbił ekran komputera. Potem nagle się uspokoił.

Odkryłem ślady autoagresji.

Przyłapano go na braniu sterydów, a przez liczne wcześniejsze bójki, dyscyplinarnie zwolniono z drużyny.”

 

Ależ składne i odrealnione zdania panują w tych notatkach. Czy różnica między rugby a rugby union (inna liczba graczy) jest dla Aerona aż tak istotna? Wydaje mi się, że niekoniecznie. Jasne, że możesz przedstawić skrupulatnego bohatera, który liczy samochody w czasie drogi do pracy i zwraca uwagę nawet na ich kolory. Ale to raczej styl narratora, który dba o szczegóły, a nie mowa pozornie zależna z perspektywy postaci. Dlaczego? Bo nie odczuwam w narracji obecności Aerona. Narracja jest prosta, konkretna i bardzo lekka – czytelnik ledwo zwraca na nią uwagę, w większości po prostu analizuje tekst i wyobraża sobie opisane sceny i wszystko tu działa pod tym względem bardzo poprawnie.

 

Ale, wracając do powyższego cytatu, jeżeli chodzi o bohatera, poza tym, że jest typem odrobinę maniakalnym (dziesięciokrotnie przegląda się w lustrze), nie wydaje się przesadnie drobiazgowy i pedantyczny w działaniu. Podobno jego notatki są gdzieniegdzie rozmazane, poskreślane, niewyraźnie dopisane do innych. Mocniej więc wczułabym się w ich bardziej ogólnikowy zapis. Coś w stylu:

„Kapitan miejscowej drużyny rugby. Przysłany przez trenera; problemy ze stresem. Pacjent pod presją mistrzostw, załamany porażką w poprzednich. Zaleciłem cotygodniowe spotkania. Potem leki. / Ujawniły się skłonności do agresji. Zniszczył dziś trzy kubki, przewrócił stolik i biurko. Rozbił ekran komputera, potem nagle się uspokoił. / Ślady autoagresji. / Wyrzucony z drużyny za bójki i doping”.

Coś w tym stylu wydaje mi się bardziej naturalne, chociaż to tylko sugestia.

 

„Bała się go i nienawidziła, ale jednocześnie wiedziała, że miał rację. Świat nie chciał jej głaskać po głowie, bo miała ze sobą problemy, bo była chora”. – Upierdliwe powtórzenia „mieć” i „bo”.

 

Zwróciłam jeszcze uwagę na zbędne określanie przynależności czegoś do kogoś:

„Chciał być uczciwy, zdobyć wszystko swoją ciężką pracą”, „On sam też wydawał się spokojniejszy i głównie notował coś w swoim notatniku (…)”, „Któregoś dnia tuż po powrocie do domu przysiadła obok swojej siostry”. – Wszystkie „swoje” są w tych przypadkach logiczne, więc zbędne. Niczego nie podkreślają. Co innego natomiast jest tutaj:

„Ale wszystko ma swoje granice”, „(…) świadoma wszystkich swoich demonów” – „wszystkie swoje” pokazuje silną problematykę, podkreśla ważność podmiotu. Także ten zaimek dzierżawczy traktuj z wyczuciem.

 

„Musiała wiedzieć, choć nie wierzyła jej ani trochę z jej lękami, koszmarami i urojeniami”. – Ta konstrukcja z powtórzonym „jej” jest strasznie kulawa. Może coś w stylu: „Musiała wiedzieć, choć nie wierzyła jej z tymi lękami, koszmarami i urojeniami ani trochę”. Co sądzisz?

 

„Ostatniego dnia jej tygodnia wolności. Mair musiała już wrócić do pracy, a ona nadal nie przekonała jej do rezygnacji z terapii”. – A ten pierwszy równoważnik zdania po co? Tam „jej” brzmi kiepsko.

 

O. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o niuanse stylistyczne. Kilka powtórzeń i zbędnych zaimków – tragedii nie ma.

 

Narrację dopasowałaś do wybranego gatunku. Być może w niektórych momentach faktycznie siliłaś się na mowę pozornie zależną (być może – nie jestem tego pewna, ponieważ cały tekst ma takie samo brzmienie stylistyczne), ale generalnie zagórował tu stary dobry narrator wszechwiedzący. Przy czym budował, a nie eksponował, nie streszczał sucho, operował na przestrzeni tekstu bardzo prostym, ale konkretnym i przyjaznym czytelnikowi stylem. Przede wszystkim lekkim! To największa zaleta – całość jest równomierna, w jednym tempie. Nie szalejesz w tej krótkiej miniaturze z przesadnymi przeskokami do różnych miejsc, nie ukwieciłaś też opisów. Czytelnik widzi tylko to, co jest istotne. Nie zapchałaś tego tekstu, dlatego może wydawać się skromny pod względem długości. A jednak wyszedł naprawdę świetnie, bo zadbałaś o te swoje niecałe piętnaście tysięcy znaków i wymuskałaś je praktycznie do perfekcji.

 

Stylizacja bohaterów? Smacznie. Tutaj odznaczyła się wybitnie Meredith – jej wypowiedzi poprowadziłaś wybornie. Końcowy dialog, gdy Mair dzwoni do Aerona, również uważam za naprawdę udany.

 

Ciężko mi się do czegoś przyczepić. Niby coś się tam znalazło, więc ukradnę punkt dla spokoju sumienia.

NOTA: 4

 

– POMYSŁ I FABUŁA (1-10)

Nie mam nawet co cytować. Tekst jest krótki i konkretny, a przez to łyknęłam go szybko i pierwszy raz nie zrobiłam sobie żadnych notatek odnośnie tego kryterium oceny.

 

Zwykle zadaję sobie pytania i szukam błędów logicznych, ale tutaj w ogóle nie ma o tym mowy. Twoje postacie i tło, w którym się obracają, a także stworzone relacje, interakcje – wszystko to wypadło niesamowicie realistyczne, a to wykreować najtrudniej. Łatwo mi uwierzyć w ten tekst i sytuację, którą przedstawiłaś. Nie chodzi o to, że wybrałaś sobie szare, ludzkie realia i napisanie takiej historii było relatywnie proste. Nie zrozum mnie źle. Niby w przykładową fantastykę uwierzyć ciężej i pisanie jej wymaga trudniejszych środków, by wykreować przyjemną czytelnikowi rzeczywistość. Jasne, że tak jest, ale kogo to właściwie obchodzi? Nie można równać do siebie gatunków. Nie chodzi więc o to, że poszłaś po linii najmniejszego oporu. Nic z tych rzeczy! Masz jeden wątek, ale cholernie dopracowany. Całość zapięłaś na ostatni guzik. I jak tego nie docenić?

 

Jeżeli chodzi o zgodność z tematem – również trudno w tej kwestii cokolwiek zarzucić.

 

Jeśli liczyłaś na sugestie co do fabuły, wyłapanie luk fabularnych i innych głupotek, to się zawiedziesz. Mogę tylko doradzić, byś rozwinęła w przyszłości wątek głównego bohatera. Na tle całej opowieści po drugim czytaniu wydał mi się odrobinę nijaki i za to odbiorę punkt. Aeron jest jak narrator – po prostu poprawny, ale nieprzesadnie wyrazisty. Nie ma w sobie cechy mocno charakterystycznej dla siebie, nie zapamiętałam jego wyglądu, nie miał jakiegoś ulubionego powiedzonka. Niczym się nie wyróżnił. Zawsze może być jeszcze bardziej plastyczny, jeszcze bardziej wiarygodny.

 

Nie było dużo opisów, ale nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie dobrze wykreowanego świata przedstawionego. Pamiętałaś o stylizacji językowej, dawkowałaś wiadomości, opisy były tam, gdzie być powinny – żadnych zapychaczy i niepotrzebnych scen.

 

Koniec chwalenia i powtarzania się, jakie to wszystko cudowne. Teraz muszę jeszcze ponarzekać; chciałabym przy tym omówić kwestię oryginalności. Jest dobrze, ale odrobinę mało mi fabuły w fabule. Wiem, że może to teraz zabrzmieć brutalnie po tych wszystkich komplementach, ale... Nie było jakiegoś wielkiego „bum!” na samym końcu. No nie uderzyło mnie aż tak, przepraszam. Nie było fajerwerków, nie przyszło mi do głowy nic w stylu: „o cholera, skończyło się icoteras?! Jak żyć?”. Był taki mem z człowieczkiem w różowych ciuszkach, który leżał na podłodze i zrozpaczony przeżywał, że książka już się skończyła. I ja też chciałabym się tak poczuć, no ale niestety. Przyzwoicie, mądrze, ambitnie, interesująco – jak najbardziej, tego nikt ci nie odbierze – lecz po skończeniu historii potrafiłam odejść od monitora, zrobić herbatę i zająć się uporządkowywaniem biurka, czyli jednak jeszcze dałoby się bardziej wwiercić w umysł czytelnika i zasiać tam ziarno swojej twórczości na dłużej.

NOTA: 8/10

 

– PODSUMOWANIE (1-3)

Naprawdę ucieszyła mnie twoja poprawność. Chociaż raz nie rozstrajało mnie to ciągłe odrywanie się od opowiadania i kopiowanie błędnych zdań, też dzięki temu mogłam świetnie spędzić czas i na chwilę zapomnieć, że oceniam. Również historia była wciągająca – chciałam dowiedzieć się, jak skończy Meredith i co zrobi Aeron. Chociaż coś gdzieś świtało w głowie, że faktycznie kobieta może zginąć, to jednak na końcu uśmiechnęłam się z satysfakcją, a nie klęłam pod nosem. Czytelnik zawsze przewiduje i to, że raz trafi, nie świadczy od razu o przewidywalności całości.

NOTA: 3

 

RAZEM: 19,5/23 (85%)

 

 

07. „Złodzieje dusz”

Autor: Vasto Lorde

 

– TECHNIKALIA (0-5)

Na początku kwestia typowo estetyczna. Że też muszę o niej wspominać w prawie każdej ocenie… Najkrótsza na klawiaturze kreska (-) to dywiz. Pełni on rolę jedynie łącznika, natomiast Ty wykorzystałeś go błędnie, i to jeszcze w dialogu. Zastąp te wszystkie twoje dywizy dialogowe pauzą: (—). Odpowiada za nią kod: ALT+0151 na klawiaturze numerycznej. Możesz też wykorzystać półpauzę: (–) czyli ALT+0150. Warto zapamiętać. No i bądź konsekwentny. Jak zdecydujesz się na jeden znak, to pilnuj go od początku do końca tekstu.

 

"Kotku, wyciągnęłam twój stary strój na Halloween, jest na przedpokoju. Jak tylko wrócę, to pójdziemy na małą imprezę." – Używasz niepoprawnego cudzysłowu (angielskiego): "(…)", a powinien on wyglądać tak: „(…)”. ALT+0132 i ALT+0148. Spróbuj sam. Dodatkowo warto zapamiętać, że kropka to jedyny znak interpunkcyjny, który zawsze wychodzi z cudzysłowu: http://sjp.pwn.pl/zasady/small-447-small-small-98-D-1-small-Cudzyslow-i-kropka;629880.html

 

„(…) dostrzegłem kontur, niskiej osoby stojącej gdzieś z boku bloku”. – Zbędny przecinek.

 

„(...) mruknąłem i przyspieszyłem krok, kątem oka obserwując postać”. – Kroku.

 

"Kotku, wyciągnęłam twój stary strój na Halloween, jest na przedpokoju. Jak tylko wrócę, to pójdziemy na małą imprezę." – Kropka nigdy nie występuje w cudzysłowie. A tym bardziej tym niepoprawnym.

 

„(…) a ja [przecinek] wrzucając telefon do kieszeni, wyszedłem z jeszcze większym mętlikiem w głowie” – przy zastosowaniu imiesłowu przysłówkowego współczesnego (zakończonego na –ąc) stosuj przecinki. Część z imiesłowem to zwykle wtrącenie.

 

„Zapach na klatce przyprawiał o mdłości, a ciemnozielone ściany, wyglądały, jakby już ktoś na nie wymiotował”. – Drugi przecinek nie pełni w zdaniu żadnej funkcji.

 

„Po kolejnym nudnym dniu mózg dodaje sobie rozrywki na pobudzenie”. – Czas (dodawał).

 

„Pobawiłem się kontaktem jeszcze chwilkę, aż w końcu blask, wygonił ciemność (…)” – drugi przecinek zbędny.

 

„W zasadzie wyglądało [przecinek] jakby na ziemi leżała jakaś bluzka i przez próg sypialni wystawał tylko rękaw”.

 

„Obejrzałem go dokładnie z każdej strony, długa czarna szata, nie miała na sobie nawet śladów używania, a okropna maska koloru czerwono-czarnego, mogła przyprawić o dreszcze”. – Uwielbiasz gromadzić przecinki. Przeczytaj to zdanie na głos, aby brzmiało jak najbardziej naturalnie. I co? Nadal jesteś pewny parzystych znaków? Natomiast pierwszy osobiście zamieniłabym na myślnik.

 

„Pierwsze, co rzucało się w oczy [przecinek] to psychopatyczny uśmiech tej maski (…)” – „co rzucało się w oczy” to wtrącenie.

 

„(…) jedyne, co mogłem zjeść [przecinek] to tosty z serem”. – Taka sama sytuacja jak wyżej.

 

„Przypomniałem sobie, jak za dzieciństwa razem ze znajomymi, próbowaliśmy rozmawiać z duchami (…)” – drugi przecinek zbędny.

 

„Uznałem, że musiało mi się przesłyszeć, gdy po chwili kroki, zamieniły się w odgłos podobny do drapania w ścianę”. – Trzeci przecinek zbędny. Nie wiem, co tobą kierowało, by go tam wstawić.

 

„Oderwałem się od przygotowywania kolacji i poszedłem na przedpokój”. – Poprawna polszczyzna łączy „przedpokój” odmieniony w dopełniaczu z przyimkiem „do”, który określa końcowy punkt w zamkniętej przestrzeni (w tym przykładzie – przedpokój, w którym bohater kończy trasę, którą wskazuje czasownik „poszedłem”). Dlaczego tak? Teraz trochę ci pokomplikuję, ale jak się skupisz, to nie będzie tak źle:

Wykorzystujemy przyimek „DO” wtedy, gdy miejsce (przedpokój) poprzedzamy przyimkiem „W” odmienionym z miejscownikiem (kim? czym?), np.: do przedpokoju [bo: W (kim? czym?) przedpokoju].

Albo: „do szkoły”, bo „w szkole”; „do pracy”, bo „w pracy”.

 

„Ktoś, lub coś stało w kącie pokoju”. – Pojedynczy spójnik „lub” nie lubi przecinka przed sobą.

 

„- Nieźle mnie wystraszyłeś [przecinek] kolego, ale dzisiaj to ja chcę straszyć (…)” – przed zwrotami do kogoś, które przybierają formę wtrącenia, stawia się przecinek.

 

„Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu sprawcy tego ów drapania, lecz nadaremno”. – Ów się odmienia: owego. Zdziwko?

 

„(...) zacząłem się zastanawiać [przecinek] czy oglądanie tylu chorych filmów wyjdzie mi kiedyś na dobre”.

 

„(…) różnił się on maską, która pomimo czarnego koloru, posiadała bardzo smutną minę, a duży zdeformowany nos”. – Drugi przecinek zbędny. Spójnik „a” kompletnie nie pasuje do koncepcji zdania. Nie kombinuj: „i”.

 

„- Nie rób sobie żartów, miała przeczucie, że nie będziesz chciał iść”. – A ja przeczuwam, że chciałeś napisać: „miałam”.

 

„Łóżko, szafa, stolik i wiele innych mebli, [przecinek zbędny] po prostu zniknęło, a na samym środku stała postać, [przecinek zbędny] ubrana w kostium, który wcześniej rzuciłem. Z przerażenia, [przecinek zbędny] wypadł mi z rąk telefon oraz drugi strój”. – Wypadły, bo dwie rzeczy: telefon i drugi strój.

 

„- Kim ty kurwa jesteś? – spytałem”. – „Kurwa” jest polskim przecinkiem w mowie, ale wtrąceniem w formie pisanej, więc oddziela się ją przecinkami z dwóch stron.

 

„(…) aż stanął tuż obok mnie patrząc się przeszywająco żółtymi ślepiami w moje oczy”. – Brak przecinka przed imiesłowem współczesnym.

 

„- Zostawcie mnie w spokoju, kim wy jesteście do jasnej cholery?!” – Przecinek przed dopowiedzianym przekleństwem.

 

„- Ten człowiek jest tylko marnym kawałkiem mięsa, niegodnym imienia, nic mnie nie odtrąci przyjacielu”. – A tutaj przed dopowiedzianym zwrotem do innego bohatera.

 

Jak na tak krótki tekst, strasznie dużo tych pomyłek – szczególnie w przecinkach; mam wrażenie, że stawiasz je na oślep, bez żadnego wcześniejszego pomyślunku. I to nie jest tak, że te kreski nie mają większego znaczenia – wbrew pozorom to głównie one wyznaczają tempo czytania, normalizują tekst. Popracuj nad nimi, skup się na wtrąceniach i dopowiedzeniach – przekleństwa, zwroty odmienione w wołaczu zawsze musi poprzedzać przecinek (lub wystąpić po nich, gdy rozpoczynają zdanie).

Czytając tekst przed publikacją, zwróć też uwagę na fleksję.

No i dywizy! Strasznie przeszkadzają. Aż ciężko traktować poważnie tekst, gdy widzi się tak podstawowy problem dialogowy jak używanie łączników oddzielonych spacjami. Ugh. Gdybyś miał dłuższy tekst, to błędy nie rzucałyby się w oczy aż tak, no ale to nawet nie jest dziesięć tysięcy znaków. Nie mogę dać więcej punktów.

NOTA: 2

 

– STYL (0-5)

Porozmawiajmy o twoim literackim wyczuciu:

„- Wystraszyłem pana [przecinek] prawda? Tata kupił mi ten strój na Halloween — powiedział.

- Jest naprawdę świetny, robi spore wrażenie — powiedziałem, drapiąc się po tyle głowy (...)”. – Dwukrotne „powiedział” jedno po drugim prezentuje się bardzo słabo.

 

„Kolejny chłodny dzień jesieni dał się poznać od gorszej strony silnymi porywami wiatru, który targał moje długie włosy. (…) Moje ciche myśli przerwało skrzypienie drzwi. Odwróciłem się i spojrzałem na drzwi wejściowe, lecz te stały nieruchomo, zamknięte od środka. (…) Nagle zadzwonił mój telefon. Moją pierwszą myślą było (...)”. – Powtórzyłeś „drzwi”, ale to tutaj najmniejsza bolączka. Skupmy się na bohaterze, którego na całkowitej nieświadomce wykreowałeś na egoistycznego buraka.

 

Mnie, mój, moje. Moja głowa, moja ręka, moje ciuchy, mój kostium, moje gardło, moja myśl… LITOŚCI! Mogę tego wymienić naprawdę dużo. Główny bohater ma stylizację jak wymuskany egocentryk z papieru. Facet opisuje swoje myśli. Wiesz, że narracja pierwszoosobowa, która nie jest formą pamiętnikarską, to myśl? Czyli znajdujemy się poniekąd w głowie główniaka.

Po pierwsze: jak wstajesz rano, to zastanawiasz się, gdzie są twoje kapcie, bo musisz wstać z twojego łóżka na twoją zimną podłogę w twoim pokoju, a potem to ty pójdziesz do twojej kuchni i zrobisz twoją kawę i zasypiesz twój kubek, przy tym dodasz twojego drogiego cukru, który ty sam kupiłeś za twoje ciężko zarobione pieniądze wczoraj w sklepie przy twoim bloku, na twojej ulicy… Borze Najzieleńszy, przecież to zabiło ci całą historię i naturalność postaci.

 

Po drugie: „Moje ciche myśli przerwało skrzypienie drzwi” – jak myśli mogą być ciche? Co więcej, jak można je przerwać w myśli? Jesteśmy przez całą historię w głowie główniaka, a on myśli, że przestał myśleć, bo coś mu przerwało. Gratuluję bystrości, bohaterze. Taka sama sprawa ma się z fragmentem: „Moją pierwszą myślą było”. Kurczę, pisz od razu, co koleś ma w głowie, a niech nie myśli, że myśli. To go odrealnia i robi z niego świra.

 

„- Cukierek albo psikus!

Patrzyłem tak dalej i powoli analizowałem w głowie każde ze słów. Zrozumienie ich zajęło mi dłuższą chwilę”. – Nie musisz pisać, że analizował w głowie. Gdyby było inaczej, zacząłby na głos monolog.

 

„Jednak mocno się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że dzwoni jeden ze starych znajomych, z którym kontakt urwał się kilka miesięcy wcześniej”. – Słabo z naturalnością. Coś w stylu: „Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem, że dzwoni Janusz. Nie widziałem go z trzy miesiące. Cholera wie, czego chciał”. Czy jeśli twój znajomy ma imię (albo lepiej, ksywę), to w myśli – gdy widzisz, że dzwoni – nazywasz go „jednym ze starych znajomych”?

 

„Moją pierwszą myślą było, że Julka, bo tak na imię mojej dziewczynie, powie mi, że musi zostać dłużej w pracy”. – Wow, dowiedzieliśmy się, jak ma na imię dziewczyna głównego bohatera!

Szkoda, że źle.

Spójrz logicznie. Czy w takiej sytuacji nie myślisz przypadkiem czegoś w rodzaju: „To chyba Julka, pewnie musiała zostać dłużej w pracy”. Czytelnik ma powód do zagwozdki: „kim jest Julka”? A potem, kilka zdań niżej napisałeś:

„Rozłączyłem się, a na ekranie pojawił się SMS od Julii. Widocznie musiałem go nie zauważyć: Kotku, wyciągnęłam twój stary strój na Halloween, jest na przedpokoju. Jak tylko wrócę, to pójdziemy na małą imprezę". – Widzisz, prędzej czy później dowiedziałam się, kim jest ta dziewczyna. Nie musisz wcześniej uprzedzać o jej roli w wymuszony i nienaturalny dla bohatera sposób. Nie myślę sama w swoje głowie, że „mój facet nazywa się tak i tak”. To bez sensu, ja po prostu to wiem. Chyba że nie lubiłabym jego imienia albo, przeciwnie, cholernie podobałoby mi się. Wtedy myśl o imieniu to dobry sposób, by subtelnie przedstawić postać, lecz po tej myśli musi pojawić się powód, dla którego akurat kontempluję w tym temacie: „Kochałam Przemka, ale nigdy nie podobało mi się jego imię. Było w nim coś sztywnego, a oliwy do ognia dodawał fakt, że nie odmieniało się w żadnym innym języku świata. Nawet w Suahili”. Już rozumiesz?

 

„Wszedłem więc leniwie do windy i wcisnąłem lekko zdrapany numerek trzy”. – Ten bohater uwielbia cholernie drętwo rozmieniać się na drobne. Może lepiej: „wcisnąłem lekko odrapaną trójkę”? Każdy czytelnik kapnie się, że chodzi o numerek w windzie. Daj mi rozruszać wyobraźnię, daj mi powód do zabawy w czasie czytania. Nie podawaj informacji na tacy w tak surowy i twardy sposób. Numerek trzy to pleonazm.

 

„(…) aż w końcu blask, [przecinek zbędny] wygonił ciemność w kąty pomieszczeń. Zdjąłem powoli buty i kątem oka zauważyłem coś leżącego na ziemi.” – Powtórzone „kąty”. Spójrz, jak to wciąż nienaturalnie brzmi. Praktycznie w każdym zdaniu mogę się do czegoś przyczepić. Kąty pomieszczeń? Kto tak myśli? Blask rozgonił ciemność po kątach. Styknie. Dalej też:

„Zajrzałem do pokoju i w tym momencie moje ręce zadrżały. Ktoś, [przecinek zbędny] lub coś stało w kącie pokoju”. – „Pokoju” zbędne. Rozmieniasz się na drobne. Ja się domyślę, o jaki kąt chodzi, tym bardziej że w poprzednim zdaniu zaznaczasz: bohater zagląda właśnie tam. Więc tak czy inaczej masz powtórzenie.

 

„Mimo strachu, który ogarnął moje ciało, zrobiłem krok przed siebie i wszedłem do środka”. – Strach ogarniający ciało jest bardzo naturalną myślą, tag. No bardziej plastycznie się po prostu nie dało…

 

Dalej:

Główny bohater jest suchy jak cynamonowy bobek. W całym tym krótkim opowiadaniu nie ma żadnej emocji. Nie zapominaj, że jesteśmy we łbie Bezimiennego. Na początku jeszcze nic nie zapowiadało katastrofy, koleś szedł ulicą i myślał całkiem spójnie, logicznie, opisywał nawet swoje emocje:

„Serce zadrgało, oddech przestał się ujawniać, a płuca wstrzymały pracę. Stałem tak lekko sparaliżowany i patrzyłem na swojego oprawcę, gdy ten przemówił”. – Chociaż i tutaj „swój oprawca” brzmi w ustach głównego bohatera tak pusto, jakby ten był aspołecznym pracoholikiem pozbawionym jakiejkolwiek najmniejszej strony emocjonalnej i z kijem w dupsku. Ale przynajmniej opisał, co się z nim działo w środku, a to już plus. Wiesz, że strach ma wiele odmian, a nie tylko wielkie oczy? Można bać się, że nie zdąży się na autobus albo że zaraz zejdzie się na zawał. Dobrze, że opisujesz stronę fizyczną bohatera (drganie serca, problemy z oddechem itp.), ale gdzie w tym strona psychiczna? Emocjonalna? Która ujawnia się za pomocą stylizacji językowej myśli, czyli praktycznie wszystkich zdań w opowiadaniu o pierwszoosobowej narracji? A Ty stworzyłeś historię, w której – gdyby odmienić czasowniki w osobie trzeciej liczby pojedynczej – bez problemu uzyskalibyśmy bezpłciowego narratora trzecioosobowego. Tak suchą postać stworzyłeś. Nafaszeruj go jakimiś hormonami, bo wypada papierowo. Wszystkie linijki tej opowieści powinny być bardziej… bohaterowe. Im dalej w tekst, tym gorzej, a apogeum suchości gość osiągnął, gdy przed nim stanęły dwa demony. Czy przewinął się chociaż jeden wykrzyknik? Nie pamiętam, ale wiem, że dałoby się zasnąć w czasie czytania tego tekściwa na głos. Facet staje się obserwatorem. Czasownikowo opisuje swoje zachowanie i dwa stwory, jakby wcale nie o niego chodziło:

„Zaniemówiłem, nie potrafiłem się odezwać, gdy nagle Amudiel zamachnął się swoimi pazurami, raniąc mój brzuch. Upadłem na ziemię i nie spuszczając demonów z oczu, cofałem się pod drzwi”. – Miało wyjść naturalnie? Ja bym próbowała jednak uciec, zaprzeczać, w głowie miałabym mętlik, myśli chaotyczne. Na moje oko do końca historii pisałeś, że bohater nie potrafił się ruszyć ani niczego powiedzieć, bo nie miałeś pomysłu i nie wczułeś się przesadnie.

 

Mógłbyś się obronić, że to pierwszoosobówka pamiętnikarska, ale… Bohater bodajże nie kończy dobrze. Śmiem twierdzić, że po wizycie dwóch „oprawców” nie miałby już ochoty pisać pamiętnika, więc to pierwszoosobówka relacjonowana na bieżąco, a jednak sucha jak wypracowanie szkolne pisane kijaszkiem na piasku.

 

Co do emocjonalności tekstu, którą zabijają streszczenia: emocjonalność opiera się na dwóch płaszczyznach: fizycznej i psychicznej. Fizyczna to drżące ręce, ból głowy, zimno, ciepło, odrętwienie z przerażenia i tym podobne. Psychiczna to chaotyczne myśli, problemy psychiczne, prawdopodobne reakcje na wydarzenia, które spotykają postać. U ciebie nie ma jednego ani drugiego, a narrację masz pierwszoosobową. Tym się ona właśnie rządzi – naturalnością.

 

„Patrzyłem tak na nich i wsłuchiwałem się w ich rozmowę, gdy nagle poczułem, że jakaś niewidzialna siła unosi mnie do góry. Po krótkiej chwili wisiałem jak żyrandol, przygwożdżony przez coś do sufitu. Demony spojrzały na mnie, po czym zacząłem się dusić, a moje ciało było rozrywane przez niewidzialną siłę. Gdy moje ubranie zostało porwane, krew zalała mój korpus, upadłem bezwładnie na podłogę”. – Czy lewitowanie pod sufitem nie jest… dziwne? Statystyczny Polak rzucałby już od kilku akapitów „kurwami” na prawo i lewo. Duszenie nie sprawiło, że bohater przestał myśleć racjonalnie i składnymi zdaniami. Rozrywanie ciała również niczego w narracji nie zmieniło. Dobrze, że nie napisałeś, że stracił z bólu przytomność, bo urwałbyś akcję i nie doczekalibyśmy końcowego dialogu…

 

Nie pasuje mi też stylizacja dziecka:

„- Nie będę już panu zawracał interesu. Pójdę już, bo noc tylko wydaje się długa. Jest mi pan winny cukierka”. – Jaki dzieciak mówi „cukierek albo psikus” a potem: „pójdę już, bo tylko noc wydaje się długa”? Dziwne. Jeżeli miałeś tym coś na celu, to przyznam, że ja akurat tego nie załapałam.

NOTA: 1

 

– POMYSŁ I FABUŁA (0-10)

„Nie byłem cofnięty w rozwoju, lecz poczułem lekki strach, który zupełnie mnie zdezorientował”. – Strach, bo zobaczył karłowatą postać w masce hokejowej. Nie skojarzył, że jest Halloween? Czy ten dzieciak był jedynym przypadkiem na ulicy? Tak z dupy rodzice puścili go samego, żeby szlajał się po opuszczonej uliczce i zaczepiał ludzi, których prawdopodobnie tam nie spotka? To nie brzmi prawdopodobnie tym bardziej, że to niebezpieczna dzielnica – już raz napadnięto tam głównego bohatera.

I dlaczego jest on takim strasznym gburem? Nie powinien powiedzieć, żeby młody szedł do domu, tylko obraża go pod nosem? Jasne, że możesz kreować postaci jak chcesz, ale musisz mi dać też powód, abym zrozumiała, czemu bohater jest takim dupkiem.

 

„Kamień spadł mi z serca, a w ciele znów zaczęła krążyć krew”. – Pierwsza część zdania to frazeologizm, ale to dalej nie ma już sensu. Krew nie przestaje krążyć, bo ktoś się boi.

 

„(...) a ciemnozielone ściany, [przecinek zbędny] wyglądały, jakby już ktoś na nie wymiotował”. – „Już”? Po co „już”? Bohater przechodzi tędy codziennie i dopiero teraz zauważa coś takiego? A może chce być następny? Lepiej „nadal”. I zawsze można dopisać, że w końcu ktoś mógłby łaskawie tę klatkę odmalować. No chyba że bohater jest z natury taką marudą, która zwraca uwagę na zaniedbane ściany, i nic dalej za tą myślą nie idzie.

 

„- To jest Amudiel, jeden z siedmiu elektorów Piekła, a na mnie możesz mówić Ariok, jestem jednym z najgorszych wysłanników samego pana i władcy piekieł”. – Dlaczego tacy ważni goście przychodzą po jakiegoś pierwszego-lepszego faceta? Robili losowanie, by wybrać, którego z Ziemian podręczyć? Nie rozumiem. Gdyby był kimś pokoju Hitlera, uwierzyłabym od razu. Ale główny bohater to tak naprawdę Bogu ducha winny nieszczęśnik. O co te mecyje? Wysłannicy się najwyraźniej potwornie nudzą. Tym bardziej, że dalej padły słowa:

„- Ten człowiek jest tylko marnym kawałkiem mięsa, [przecinek zbędny] niegodnym imienia (…)”. – Po takiego można i duszka Caspra wysłać. Oglądałeś „Supernatural”? Czy Crowley lub sam Lucyfer wysłaliby po byle kogo samego Abbadona, największego Rycerza Piekieł?

 

„- Oddaj nam część mroku, który zadomowiłeś u siebie — powiedziała nowa postać.

- Boże, broń mnie proszę! - krzyknąłem, lecz pierwsza postać szybko mi przerwała”. – Jaki mrok? Czym on się wcześniej objawiał? Pod nosem nazwaniem syna sąsiadów skurwysynem? (Właściwie, to tak naprawdę obraził jego matkę, ale co tam). W opowiadaniach potrzebne są hinty. Wskazówki. Jak mam uwierzyć w historię, skoro nie wiem, na czym ją oparłeś?

 

Poza tym pierwszy raz główny bohater wydał z siebie jakąś emocję. Coś naturalnego zakiełkowało. Jesteś na dobrej drodze, ale szkoda tylko, że dopiero na końcu historii. Jeżeli użyłeś tego tylko raz, to wśród całej tej sztywniackiej atmosfery nawet ten tekst (aż tak oderwany od reszty) nie robi już wrażenia.

 

Tytuł pasuje do historii, a historia pasuje do tematu bitwy, ale nie znalazłam puenty. Nie wiem, co chciałeś przedstawić, jaki problem ukazać swoim opowiadaniem. Wychodzę z założenia, że pisze się z pewnych pobudek, a tutaj nie odnalazłam żadnych. Pewnie dlatego, że nie miałam szansy dobrze poznać postaci przez jej suchą narrację i bezpłciowość. Klauny, demony, Halloween – motyw przerabiany wielokrotnie niczym mnie nie zaskoczył. Ale już sam brak oryginalności zniosłabym, gdyby na końcu opowiadania coś się stało. A ja nie dostałam odpowiedzi na główne pytanie, dlaczego demony bawią się w przebieranki z byle gościem. Na dodatek zakończenie pozostawiłeś domyślnie otwarte, więc jeszcze bardziej namotałeś. Naprawdę nie wiem, co myśleć o twojej historii.

NOTA: 3

 

– PODSUMOWANIE (1-3)

Przepraszam za charakter tej oceny. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłam brzmieć momentami brutalnie, ale chciałam przelać całe moje rozczarowanie i złość na tę historię, nie ciebie – jako autora. Nic nie odniosło się stricte do ciebie, nie ma w tej ocenie ani jednego podjazdu ad personam, natomiast odniosłam wrażenie, że taką formą trafię w czułe punkty, poruszę i zmuszę do refleksji, która zaowocuje w następnym tekście dużo wyższym poziomem twojej pisaniny. Nie tylko dla ciebie, ale i dla wszystkich, którzy tykają się narracji pierwszoosobowej bez świadomości, jakimi prawami ta narracja się rządzi.

 

Także fabuła niczym mnie nie zachwyciła, a wręcz przeciwnie – wydawała się bezpłodna, niczego nie wniosła.

 

Nie mogę przejść obojętnie obok faktu, że cała historia jest zmarnowanym potencjałem, jeżeli chodzi o stylizację językową. Bohater jest cholernie flegmatyczny. Wykonuje czynności i opisuje je, nic więcej. Relacjonuje. Pomyśl może, czy nie łatwiej byłoby ci pisać w narracji trzecioosobowej, bo wczuwanie się w sytuację bohaterów i każdym zdaniem kreowanie ich myśli wychodzi słabo, a to odbiera całkowicie przyjemność z czytania.

NOTA: 1

 

RAZEM: 7/23 (30%)

 

 

08. „Hotel, W Którym Wszystko Się Kończy”

Autor: Arysto

 

– TECHNIKALIA (od 0 do 5)

Świeżo po pierwszym czytaniu powiem, że tak dobry tekst nie może mieć dywizów w dialogach. Zwyczajnie nie zasłużył sobie na taką ignorancję z twojej strony.

Arysto, poznaj Półpauzę: – . A to Dywiz: - . Półpauzo i Dywizie, to jest Arysto. Podajcie sobie dłonie, bo najwyższy czas, abyście zaczęli grać w jednej drużynie.

Te dwa znaki różnią się pełnioną funkcją. Kardynalnym błędem wielu twórców literackich jest ignorowanie tej różnicy i zapisywanie dialogów za pomocą dywizów. Dywiz jest łatwy, bo znajduje się bezpośrednio na klawiaturze. Niestety Półpauza to prawdziwa kobieta i wymaga kodu, który trzeba przyswoić: ALT+0150 (na klawiaturze numerycznej!). I nie ma, że boli.

Dywiz potocznie nazywany jest łącznikiem. Kibicuje naszym: „Polska biało-czerwoni!” i często używa skrótowców np. „nie cierpię ZUS-u”. To zakompleksiony sukinkot – ma krótkiego i cierpi na klaustrofobię, toteż nie lubi spacji obok siebie. Nie można kogoś takiego ładować w dialogi, serio. W dialogach używamy Półpauzy lub jej dłuższej siostry, Pauzy [—] (ALT+0151). Obydwie formy są poprawne, świadczą o profesjonalnym podejściu i cholernie dobrze się prezentują:

„– Naiwny – prychnęła z pogardą kobieta. – Nie, Jack, na ciebie jeszcze nie pora”.

Ważne, by być konsekwentnym i nie mieszać. Siostry nie lubią, gdy się je ze sobą myli.

 

A teraz czas na betę. Zacznę od błędów, które trzeba wyeliminować:

 

„- Spokojnie, chłopacy – rzekła, wstając ostrożnie. Nawet nie zamierzała ukrywać dobytego Colta. - Jam jest Billy zwana Skalpowniczką. - Wymierzyła pistolet pomiędzy cienie. A wyście?” – Po pierwsze, nazwy własne zapisujemy, zaczynając od wielkich liter, pospolite zaś od małych. To oznacza, że mamy „pistolet marki Colt”, czyli potocznego „colta”. Wsiadamy też do „samochodu marki Mercedes” albo wsiadamy do „mercedesa”. Nosimy „buty marki Adidas”, ale chodzimy w „adidasach”. Na przestrzeni całego tekstu nie stosujesz tej zasady.

Po drugie, w ostatniej kwestii brakło myślnika.

 

„Została sama, ot tak, w mgnieniu oka całą jej hanzę pochłonęła pustynia i śmierć”. – Pochłonęły.

 

„Cofnęła się, zatoczyła, padła na tyłek, cofając się na czworaka, próbowała uciekać niczym karaluch, skazana na łaskę trzech nieznajomych”. – To zdanie brzmi kulawo, bo zastosowałeś imiesłów przysłówkowy współczesny, który świadczy o równoległym wykonywaniu czynności z czasownika („padła”) i owego imiesłowu („cofając”). Jednoczesne uderzenie o ziemię i cofanie się nie brzmi przekonująco. Poza tym namnożyłeś czynności i przyspieszyłeś tempo, ale na końcu porównałeś do karalucha, szybko je zwalniając. Unormowałabym to, dzieląc całość na pół, wykluczę też powtórzone „cofać”:

„Cofnęła się, zatoczyła i padła na tyłek. Zawracając na czworaka, próbowała uciekać niczym karaluch, skazana na łaskę trzech nieznajomych”. Czy jakoś tak.

 

„Po prostu brzmiał, tak samo, jak brzmi wiatr pomiędzy skałami albo piasek trzeszczy pod butami”. – Ta wymuszona, podwójna pauza oddechowa przy wtrąceniu „tak samo” w czasie czytania sprawdza się słabo. „Tak samo” nie powinno bezpańsko wisieć w eterze, lepiej byłoby wskazać, do czego się konkretnie odnosi. Albo: „Po prostu brzmiał tak samo, jak brzmi wiatr”, albo: „Po prostu brzmiał, tak samo jak brzmi wiatr” – wybierz w zależności od brzmienia, które chcesz uzyskać.

 

„- Wilka samotnik próbuje zrozumieć zwierzęta stadne?” – Wilk-samotnik.

 

„Pustoże, jak każda wioska na Bezdrożach, musiało same dbać o swoje bezpieczeństwo”. – To Pustoże musiało samo; te Pustoża musiały same.

 

„Bo tylko facet ma jaja, by robić co mu się żywnie podoba." – Można powiedzieć: „Rób, co ci się żywnie podoba”, co znaczy: „Rób, co chcesz”, ale użyj przecinka w zdaniu złożonym. O dziwo zdarza ci się tego nie robić dość często.

 

„(...) i Nick i Jack zadawali sobie sprawę (…)” – brak przecinka przy powtórzonym spójniku.

 

„- Będzie ubaw – stwierdził. - Iść po Nicka? (...)

- Leć po Nickiego – rzucił tylko Jack, skupiając wzrok na przyjezdnych”. – „Nicka” jest poprawnie. „Nickiego” – no nie.

 

„(…) stoczył się z konia nawet [przecinek] zanim zdał sobie sprawę, że właśnie zginął”. – Brak przecinka w zdaniu złożonym. W ogóle to zdanie jest jakieś kulawe. Osobiście zmieniłabym konstrukcję: „nawet stoczył się z konia [przecinek] zanim (…)”.

 

„Odbiło mu, zobaczył rzeczy, na które nie był gotowy [przecinek] i wrócił z podkulonym ogonem”. – „Na które nie był gotowy” to wtrącenie i oddziela się je z obu stron przecinkami od reszty zdania

 

„Jack dał jej kultywować ludzkie, instynktowne odruchy [przecinek] nim dała sobie sobie spokój”. – Jedno z „sobie” zbędne. Powtórzone „dać”.

 

„Widział w jej twarzy, że coś ją tknęła, któreś słowo wylądowało celnie i uderzyło w czuły punkt”. – Tknęło. Nie pasuje mi „w jej twarzy”. Tak, jakby widział ją od środka. Może „po wyrazie jej twarzy widział”/„wyczytał z jej twarzy”?

 

„Poczuł [przecinek] jak coś w nim się odrobinę łamie”.

 

„Na tyle, by zastanawiać się [przecinek] jakim cudem skończył w tej dziurze”.

 

„Z drugiej strony – i tak już jest zbyt wiele gęb do wykarmienia”. – Było. Pilnuj czasu.

 

„Co ja tutaj właściwie robię?

To pytanie nie pierwszy raz gościło w jego głowie”. – Wiem, że myśli bohatera świetnie prezentują się przy użyciu kursywy, ale tutaj niestety nie mamy takiej możliwości. Potrzebny cudzysłów, inaczej brzmi to jak zdziwiony swoją robotą Narrator.

 

„(…) żywmy się [przecinek] póki trwa ta noc”. – Wiem też, że jest to przyśpiewka, a w niej przecinki służą też jako wyznaczenie przerw między wersami, ale bez tego przecinka zdanie złożone nie przejdzie. Może zapisz wersy linijka po linijce?

 

„Usłyszał słowa przysięgi, jakby stała tuż obok niego. Jak wtedy, kiedy wyleczyła jego rany i wręczyła mu Rozjemcę”. – Genialna, wielofunkcyjna przysięga.

 

„Chciał krzyknąć, ale głos uwiązł w gardle, zatrzymany przez niewidzialną siłę. Runął na podłogę, podtrzymując się na krawędzi łóżka”. – Genialna, wielofunkcyjna przysięga i jej ciapowaty kolega – głos.

 

„I zobaczysz [przecinek] co się stanie”.

 

„Ostatnie [przecinek] co pamiętał, to rzemyki oplatające jej ramiona i totemy (…)” – http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/kwestie-dwie;15450.html + rzemyki oplatały i ramiona, i totemy czy może bohater pamiętał oplatające ramiona rzemyki oraz totemy? Bo to jest różnica i wskazuje ją interpunkcja. Brak przecinka przed „i” aktualnie przedstawia pierwszą wersję.

 

„Kiedy więc ujrzał w następnej sekundzie McLagena, zmierzającego w jej kierunku, po prostu krzyknął”. – W przypadku, w którym imiesłów przymiotnikowy („zmierzającego”) w wyraźny sposób odnosi się do wcześniej wspomnianego rzeczownika (McLagen), przecinek jest zbędny. Nawet Pan Bańko się zamieszał: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-a-rozwiniety-imieslowow-przymiotnikowy;11461.html

 

„Jack patrzył na martwą Amorię, czując [przecinek] jak ulatuje z niego kawałek duszy – każdy oddech wydawał się dziwnie bolesny, jakby wydychał kawałek swojego jestestwa, wciąż połączony z nim kilkoma kawałkami mięsa”. – To zdanie jest mylące. Po myślniku podmiotem staje się „oddech”, więc wychodzi na to, że to on wydycha kawałek jestestwa, a nie bohater. Trochę kulawo wyszło.

 

„Mózg wyłączył się na chwilę. Patrzył na martwą, na jej blond włosy, na rewolwer w jej dłoni (…)” – po prostu uwielbiasz gubić i mylić podmioty, co?

 

„Wyzwiesz McLagana na pojedynek, bo tak chce przeznaczenie. A kiedy pojedynek się skończy, sam będziesz chciał jechać do Hotelu. Będziesz uciekał, Jack. Uciekał przed cieniem zza horyzontu. Kości zostały już rzucone. Wzory składają się w całość. Wartę trzeba przejąć.” – kropka nie lubi cudzysłowu. To jedyny znak interpunkcyjny, który zawsze stawia się za nim, nie w środku.

 

„Konie chropotały w cwale”. – Szukałam, szukałam i doszukać się nie mogłam. Na pewno „chropotały”? Nie znalazłam w słownikach takiego słowa. Może „chrobotały”. Chrobot to niski odgłos drapania, np.: „Chrobot myszy pod podłogą wzbudził panikę lokatorki”.

 

„Jack poczuł [przecinek] jak suchość w gardle, serce zabiło boleśnie, kiedy zdał sobie sprawę, że mógł stracić braci, a nawet nie wiedział, kiedy zniknęli”. – Jak suchość w gardle co?

 

„Gaspar, Nick i upiory zniknęły”. – „Zniknęły” odnosi się do upiorów, ale do Nicka i Gaspara ta odmiana już nie pasuje.

 

„Wiesz [przecinek] o czym mówię (…)”.

 

„(…) czując [przecinek] jak gorąca krew przelewa się przez palce”.

 

„ (…) czując [przecinek] jak spada na niego ciężar wszystkich śmierci”.

 

„- Na twoje pocieszenie dodam, że zabili Braci [przecinek] nim sami zginęli”.

 

Na przestrzeni całego tekstu wymienione błędy to tak naprawdę drobny odsetek, ale dywizy kompletnie mnie zniesmaczyły. Pilnuj przecinków w zdaniach złożonych, szczególnie przy wtrąceniach z imiesłowem zakończonym na –ąc. Także zwróć uwagę na podmioty, bo gdy je gubisz, to wychodzą bzdury. Coś tam odejmę i lecę dalej.

NOTA: 3,5

 

– STYL (0-5)

„Nie była to czysta robota, jak gdyby użyła noża, ale nie była niezadowolona z pamiątek”. – Powtórzone „być” nie prezentuje się dobrze.

 

„(...) a on, z brutalnie szczerą twarzą i oschłym spojrzeniem, był dobrze wpasowaną częścią tego krajobrazu. A jednak jakaś romantyczna część niego (...) sprawiała, że teraz robił maślane oczy do Amorii’. – Powtórzona „część” też jest słaba.

 

„Jack nie zauważył kajdan, lin, łańcuchów ani nawet broni przystawionej do czoła”. – Generalnie „nawet” nadaje słabszą wartość ostatniej, wymienionej kwestii. Natomiast sądzę, że przystawiona do czoła spluwa zdecydowanie dużo bardziej rzuca się w oczy niż kajdanki. Zamieniłabym kolejność i wysunęła broń na przód zdania.

 

„(…) zanucił pod nosem piosenkę, która towarzyszyła mu, kiedy dezerterował z armii. Chwila, kiedy stał się renegatem. / Wiedźma. Kobieta o twarzy tak hipnotyzującej, że kiedy raz odwrócił wzrok, bał się znów na nią spojrzeć. Dopadła go, kiedy dostał kulkę od dezerterołapów”. – Zdecydowanie za dużo tych „kiedy”.

 

„Konie nie wytrzymały, pognały w siną dal, [przecinek zbędny] niesione instynktem i strachem”. – Nie stawiaj przecinków przy imiesłowach przymiotnikowych, jeśli bez problemu można rozpoznać, do którego słowa (konie pognały) odnosi się część z dopełnieniem zawierająca ów imiesłów. Tutaj jasne jest, że niesione są konie, na dodatek podkreślasz, że pognały (a więc zrobiły to szybko). Trzeba przyspieszyć tempo, więc pauza oddechowa akurat tam jest nie na miejscu.

 

Kilka powtórzeń jeszcze nikogo nie zabiło. Ogólnikowo pisząc, styl masz nie dość, że poprawny, to jeszcze prosty, ale nie prostacki. Dociera, przekonuje, umożliwia wczucie się w tekst. Widać odczuwalną różnicę między mocno ucharakteryzowaną mową pozornie zależną bohaterów (od niewiele znaczącej Skaplowniczki aż po braci Vardy) a subtelnym narratorem wszechwiedzącym, który w sposób pozbawiony psującej zabawę ekspozycji zapoznaje nas ze światem przedstawionym. Opisy masz szczegółowe, ale nie upierdliwe i wykładające wszystko jak kawa na ławę. Wystarczające, by się wczuć, ale nieprzesadzone, by czytelnik ze znudzoną miną pominął tu czy tam kilka linijek.

 

Operujesz słowem bardzo plastycznym, masz wyczucie literackie spółkujące z lekkim piórem. Mogłabym tak komplementować do woli – wymieniać przy tym wykorzystane środki stylistyczne (porównania – uwielbiasz „jakby”; enumeracje – przy opisach chociażby ekwipunku; paralelizm składniowy: „Ona coś mówiła, oni jej wtórowali. Ona się śmiała, więc oni się śmiali. Ona była wkurwiona, więc oni strzelali” i inne. Swoją drogą, uwielbiam ten cytat). Naprawdę bardzo podoba mi się to, jak rozbudowałeś napięcie w tekście, rosnące z każdą kolejną sceną. Chce się czytać!

 

Dialogi! Dialogi są mistrzowskie. Naturalne, charakteryzujące postać, stylizowane. Każdy jeden był ważny, bohaterowie nie rozmawiali o pierdołach, nie eksponowali świata, nie tłumaczyli sobie wzajemnie spraw, które znają, by w mało subtelny sposób poznał je czytelnik. Wyważyłeś:

„- Rozjemca znaczy tyle, co „Ten, Który Czyni Pokój” albo – zamyślił się na moment - „Ten, Który Gasi Konflikty”. Zapytam cię tedy, Joshua. Czy będziemy tutaj mieli konflikt? Jak to będzie? Robimy pokój czy wojnę? - wycedził mu prosto w twarz.

- Pokój. Pokój, pokój!

- Dobrze, Joshua. Pokój z tobą. Spierdalaj stąd – rzekł Jack, posyłając liderowi świeżo co rozbitego gangu ostatnie spojrzenie”.

*czytam ten fragment kolejny już raz i znów uśmiecham się pod nosem*

 

Twój styl wydaje się niemal doskonały. Często zaskakiwałeś mnie poziomem swojej wiedzy i znajomością języka, a także lekkością, której nadajesz – to dla mnie jeden z ważniejszych punktów tym bardziej, że spotykałam się już wcześniej z podobnymi historiami, ale niewiele z nich było tak dobrze wystylizowanych.

NOTA: 5

 

– POMYSŁ I FABUŁA (0-10)

Tutaj będzie wybitnie króciutko, bo nie lubię rozmieniać się na drobne i prawić za dużo komplementów. Taką już wyrodną oceniającą jestem.

Bohaterowie? Jak żywi. Fabuła? Geniusz. Oryginalnie? Jak najbardziej. Zrozumiano? Całkowicie.

 

„- Nic? Nawet pojedynek? Gdzie jest ten słynny Jack Vardy, żołnierz Armii Wyklątej?” – Dlaczego „Wyklątej”, a nie „Wyklętej”?

 

Co jeszcze?

Bohaterowie to mocna strona twojej historii. Wszyscy są wyraziści, każdy ma konkretną osobowość, niemożliwe jest ich pomylić, ale czasem brakło mi ich opisów. Wiem, że Gasper nosi samurajskiego kucyka, lecz reszta jakoś umknęła, zginęła w tle. Nie mogę sobie przypomnieć po dwukrotnym przeczytaniu całości, czy w ogóle dwaj kolejni bracia byli opisani. Nie chodzi mi o opisy jakoś specjalnie rozbudowane, ale to dziwne, że nie wiem, jak wyobrazić sobie głównego bohatera. Moja wyobraźnia włożyła mu na łeb kowbojski kapelusz. Tak… chyba coś o kapeluszu było. Ale może trochę więcej…?

 

„Ich imiona były Jack, Gaspar i Nicholas”. – Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że na tym zdaniu wypada zakończyć opowiadanie. Ostatnie z ostatnich wydaje mi już się przedobrzeniem.

 

Wypada się przyznać, że nie mam żadnego pojęcia, jeśli chodzi o sprawdzanie poziomu twojego researchu. Dla mnie wszystko brzmiało dość przekonująco, wierzę natomiast w wiedzę i doświadczenie innych oceniających, którzy cię za ten punkt rozliczą rzetelniej. Zbierając w całość wszystko to, co mnie urzekło, niemal idealnie oddajesz specyficzny, lecz tak bardzo wciągający klimat historii.

NOTA: 9

 

– PODSUMOWANIE (1-3)

Na koniec pragnę podziękować. Za mocną jak whisky historię idealnie wpasowaną w temat bitwy, jak również i temat dodatkowy. Całość brzmi tak, jakbyś nie tworzył jej specjalnie na starcie, ale jak gdyby została napisana dużo wcześniej i swoje już zdążyła odleżeć. W komentarzu pod opowiadaniem przeczytałam twoje wyznanie, że dużo musiałeś powycinać, bo teksty pod bitwę mają określone limity znaków. W ogóle nie odczułam żadnego nieładu w tej kwestii. Nie domyśliłabym się, że coś gdzieś uwaliłeś.

 

Bardzo bym chciała więcej tak dojrzałych, dopracowanych i przemyślanych pisadeł na Opowi. Jeszcze raz gratuluję. Naprawdę mocno wczułam w twoją historię, przemówiła do mnie i z pewnością zajrzę do niej jeszcze raz, gdy wrzucisz już całość.

NOTA: 3

 

RAZEM: 20,5/23 (90%)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (34)

  • Jared 30.10.2016
    Wow
  • Pan Buczybór 30.10.2016
    Oww
  • Skoiastel 30.10.2016
    Woo
  • Krismass 30.10.2016
    Jestem tu od niedawna i szczerze przyznam, iż myślałem, że Opowi jest po prostu kolejną stroną zrzeszającą sympatyków pisania, czy też szeroko rozumianej literatury, a z samej strony niewiele można dla siebie wyciągnąć. Teraz jednak wiem, że byłem w poważnym błędzie. Co więcej po (nie ukrywam) niecałkowitym przeczytaniu wszystkich ocen dostrzegłem ogrom mojej ignorancji w kwestii oceny swojego pisania i pisania w ogólnym znaczeniu. I długo jeszcze mógłbym o wnioskach pisać, ale ograniczę się na koniec do tego, że następnym razem zastanowie się 30 razy zanim coś "wyprodukuje". I wybaczcie brak odpowiedniogo cudzysłowa na końcu, ale piszę na telefonie
  • Nie zwracam uwagi na cudzysłowy na czatach czy gdziekolwiek indziej, nie popadajmy w paranoję :) chodzi o polskie produkcje literackie :)
  • Skoiastel 30.10.2016
    Och, przepraszam :) nie przelogowałam się.
  • KarolaKorman 30.10.2016
    Wyczerpująca ocena Bitwy, brawo. Przeczytałam z przyjemnością i znalazłam w niej wiele cennych uwag, na które szukałam odpowiedzi wcześniej, ale nie umiałam ich znaleźć. Rozkładałaś niemal każdą scenę na części pierwsze, co ułatwiło mi zrozumienie wielu zagadnień, za co dziękuję :) Pozdrawiam :)
  • Nazareth 30.10.2016
    No toś dowaliła... I jak, ja malutki, mam teraz wyglądać profesjonalnie ze swoją oceną? No jak, no? A idź... ;D
  • Jared 30.10.2016
    Ja podobnie jak Naz, tym bardziej, że przygniotłaś mnie stopniem zaangażowania i empatii literackiej, na które mnie nie stać, niestety. Cholernie dobra robota. :o
  • ausek 30.10.2016
    Twoja ocena prac bitewnych wywarła na mnie ogromne wrażenie. Choć tym razem nie pisałam, przeczytałam wszystkie teksty. Nie potrafię przejść obojętnie wobec tak dobrze odwalonej roboty. Swoją drogą, jeszcze teraz mam wypieki na twarzy. Nawet nie wiesz, jak mi pomogłaś. Już przekopiowałam sobie cenne rady, bo kuleję w wielu poruszanych tu kwestiach. Dziękuję za cenne wskazówki, pozdrawiam. :)
  • Skoiastel 30.10.2016
    Dziękuję bardzo za miłe słowa. :)
  • Zdzisław B. 30.10.2016
    Ogrom wykonanej pracy nad tekstem ,ale przede wszystkim wiele cennych uwag dla każdego, kto próbuje pisać prozę. Gratuluję i myślę, że wielu podziękuje, przynajmniej w duchu za wyłożenie "kawy na ławę".
    Nie mam tyle czasu, aby przestudiować cały tekst, przeczytałem fragmenty. Wystarczyło jednak, aby jeszcze raz podziękować Autorce/Autorkom/Trybunałowi (właściwe wybrać :) ).
  • Ewoile 30.10.2016
    Wow, zacznę od tego, że jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy mają tyle siły, wytrwałości, chęci i wiedzy. Chciałabym poniżej odnieść się do oceny mojego opowiadania, by wyjaśnić co trzeba/usprawiedliwić się/przytaknąć. Od razu przepraszam, że ten komentarz jest tak długi, ale zauważyłam to dopiero pod koniec X'DDD
    Zdaję sobie sprawę z moich (dużych) problemów z interpunkcją. Borykam się z tym od naprawdę dawna i momentami mam wrażenie, że nie ma już dla mnie nadziei XD Pewne zasady znam i się do nich stosuję, resztę stawiam na czuja lub "bo wizualnie mi pasuje". Ogólnie należę do osób młodych, które mają problemy z pamięcią, dlatego wszelkie zasady, formułki, wzory i inne tego typu rzeczy zawsze sprawiały mi duży problem. Tak jest i tutaj, nad czym (wbrew pozorom...) staram się pracować. Jeśli chodzi o niepoprawne cudzysłowia i łączniki jest to dla mnie po prostu zbyt problematyczne i z tego co zauważyłam, większość ludzi (w necie) nie bawi się w takie rzeczy i nie sądziłam, że może być to uznawane jako błąd. Na "okazje" takie jak bitwa postaram się w przyszłości zwracać na to uwagę, ale na co dzień pozostanę przy tym z wygody i lenistwa :(
    Myślę, że nigdy, co chodzi o tego typu kwestie, nie dojdę do Twojego pułapu, ale od czego w końcu jest beta? Oczywiście będę z tym walczyć na miarę swoich możliwości, jednak wydaje mi się, że jeśli za lat kilkanaście miałoby wyjść z moich prac "coś grubszego", ktoś inny przejąłby rolę "poszukiwacza błędów". Do tego czasu postaram się zmniejszyć nieszczęśnikowi ilość roboty.
    "Jaki" stosuję tylko po to by uniknąć notorycznych powtórzeń słowa "który". Może dzięki Tobie będę używała tych zaimków ostrożniej i poprawniej.
    Podmiotów niekiedy nie podkreślałam bo wydawało mi się to po prostu logiczne. Pisząc usiłuję nie robić z czytelnika idioty i pewne rzeczy po prostu można wywnioskować z kontekstu. Czasem zdarzało się, że pomimo tego wytykałaś mi brak podmiotu, ale to już chyba kwestia indywidualna.
    Mam wątpliwości co do "niepoprawny zapis myśli". Chodzi Ci o to, że powinnam zapisywać z użyciem cudzysłowia? Wydaje mi się, że to autor decyduje w jaki sposób chce zapisywać myśli. Jeden użyje cudzysłowia, inny kursywy, a jeszcze inny odzieli myśli przecinkami. Sapkowski i Grzędowicz, o ile dobrze pamiętam, nie stosowali przy zapisie myśli cudzysłowia, dlatego właśnie pytam. Naprowadź mnie proszę i, jeśli trzeba, wyprowadź z błędu.
    "„- Wybacz, pani. Nie... nie spodziewałem się, że tak biegle władasz językiem Klanów”. – Dlaczego tutaj pojawia się Klan zapisany wielką literą? Dalej jest podobna sytuacja:(...)" - z tymi klanami jest dokładnie tak samo jak z kościołem. Mamy "kościół" jako budynek i "Kościół" jako wspólnotę, identyczna sytuacja jest w tym przypadku: "klan/klany" - chodzi nam oczywiście o konkretną zbiorowość, społeczeństwo związane jakąś ideą, więzami krwi (takie państwo trochę) itd. np. klan Arishów, ale mamy także "Klany" - żeby to jakoś logicznie zobrazować, przyjmij, że takim Klanem jest nasz kontynent - Europa. Zapisujesz go z dużej, prawda? A Europę, z kolei, tworzą państwa - tymi państwami są "klany" z małej litery. "Ludzi Klanów" porównałabym do np. Córy Lasu (jako rasa, na swój sposób synonim "człowieka") czy przykładu "z naszego świata" - Europejczyk. Myślę, że zakładając to co powyżej napisałam, przykłady, które podałaś zawierają logikę:
    „- Synu Klanów(Europy), dokąd idziesz?” albo „(…) w przeciwieństwie do niego i innych Ludzi Klanów(Europy)”. Ale we wszystkich innych momentach zapisujesz nazwę małą, np.:
    „- Jestem Kadriel, syn Werla i Jarny, ostatni z klanu(państwa) Arishów”, „- Nie mam już klanu(państwa)”, „(…) opuścić Wiekowy Bór wraz z młodym Arishem, aby z daleka od klanów(państw) i bogów móc zbudować chatę”. Dość chaotycznie to przedstawiłam, ale mam nadzieję, że wiadomo o co chodzi.
    "„- Życie? Opiekę? A gdzie on był, gdy Urghulu napadli na wioskę? Gdzie był, gdy mieszkańców mordowano, a moją matkę gwałcili przed chatą? Kiedy leżałem pod trupem brata zdjęty strachem, modląc się i błagając go o litość? Czemu nic nie zrobił?! Dlaczego?!”. – Wyczuwam w tym miejscu działanie imperatywu narracyjnego. Zastanawiam się, dlaczego Kadriel wyskoczył tak ostro na Naznaczoną? " - Tym fragmentem chciałam zobrazować jak delikatny jest to temat dla głównego bohatera. Niby taki niepozorny kamyczek, a tknij go to wywoła lawinę. Sugestia bardzo przydatna, pomyślę nad nią, gdy kiedyś postanowię rozwinąć ten tekst. Dziękuję.
    "Kobieta wydaje się zaznajomiona z ludźmi. Zna język (i to naprawdę dobrze się nim posługuje!), sama o sobie mówi, że nie jest bezmózgą dzikuską. Ale nie zna tego prostego zwyczaju z podawaniem ręki na powitanie?" - Wiesz, język a znajomość kultury nie zawsze idą w parze. To że uczę się języka japońskiego nie oznacza, że wiem o zwyczaju zdejmowania butów przy wchodzeniu do czyjegoś mieszkania lub świątyni, albo że idąc z wizytą do gorących źródeł źle widziane jest zakładanie kąpielówek czy kostiumu i należy rozebrać się do naga. Tej kwestii nie rozwinęłam, ale to można sobie dopowiedzieć. Może uczyła się z siostrami? Chociaż bardziej prawdopodobną opcją (o niej tak właściwie myślałam) było obserwowanie ludzi z ukrycia. Widać było początkowo tą nieufność w stosunku do intruza, po czym można było poznać (i po tej uściśniętej łapce), że jednak bliższego kontaktu z człowiekiem nie miała.
    Spotkałam się, że ktoś mówił na brunetkę "czarnulka" i wydawało mi się to bezpieczne, biorąc pod uwagę fragmenty "Dotknąć jej złocistej, ciepłej skóry (...)", "Jej piękne nagie ciało straciło złoty odcień (...)" i "Opalone policzki (...)", ale być może faktycznie mogłam napisać o tym bardziej dosadnie, chociaż wtedy mogłoby się to zaliczyć do powtórzeń typu "orzechowe oczy", o których wspominałaś.
    "Do tego momentu mam przed oczami obrzydliwy widok sinej i wątłej Jovy o zzieleniałych oczach i czarnych zębach. Nie napisałaś, że wróciła do swojego dawnego wyglądu." - bo nie wróciła xd Przeistaczała się już wtedy, ale nie było to jeszcze aż tak zaawansowane stadium, a chłopak ją kochał. Miłość jest ślepa, czy coś xd
    "„Jedynym na czym jej teraz zależało to opuścić Wiekowy Bór wraz z młodym Arishem, aby z daleka od klanów i bogów móc zbudować chatę i osiąść wspólnie w jakimś zacisznym miejscu”(...)Bohaterka wcześniej nie wykazuje takich chęci, nie myśli o tym, nie patrzy się z wdzięcznością i miłością na towarzysza." - Początkowo nie czuła do niego większej chemii, a jedynie szczerą sympatię. Dopiero, gdy otarła się o śmierć i dostała od losu "drugą szansę", a Kadriel zaryzykował życiem by ją uratować, coś w niej pękło i te uczucia wybudziły się z jej wnętrza. Postanowiła zostawić przeszłość za sobą, uciec od tego wszystkiego i zaznać spokoju z mężczyzną, który gotów był za nią zginąć. Chciała wykorzystać to "drugie życie".
    "Podobno dziewczyna przyodziana jest tylko w koszulkę mężczyzny. Nie widzi swoich dłoni? Nie widzi stóp? Idzie sobie w przód na nieświadomie? Nie czuje wewnętrznie, że jej skóra się zmienia? Skoro „ustępuje chłodowi kamienia”, a wcześniej zaznaczałaś, że bohaterka jest ciepłokrwista, to chyba powinno jej się zrobić zimno? Dalej robi jej się coraz goręcej…" No, tak mniej więcej właśnie XD Trzeba pamiętać, że nadal jest zszokowana, nie do końca logicznie i trzeźwo myśli, jest w amoku. Chce jak najszybciej stamtąd uciec - prze do przodu, nie oglądając się za siebie (ani pod siebie xd). Myśli tylko o jednym - by przeżyć. Dlatego nie zauważyła nawet co dzieje się z jej własnym ciałem. Kadriel czuł zimno skóry dziewczyny, Jovie natomiast było gorąco - na zewnątrz umierała, w środku niej wszystko buzowało, krew wrzała (zmieniła barwę na czarną, jakby wpuszczono w nią truciznę), narządy trawił mrok, kości i mięśnie zaczęły się zniekształcać. Wynikiem tego było poczucie gorąca, zawroty głowy, wymioty i utrata przytomności. Potem już wiemy jak to wszystko się potoczyło.
    Jeśli mam być szczera - nie wzorowałam się na niczym. Najpierw miałam samą Legendę Stworzenia, kolejne elementy przychodziły z czasem. Klany, szamani i tego typu klimaty nie są (chyba) bardzo popularne, dlatego zrezygnowałam z typowego średniowiecza, łączonego ze światem magii. Po legendzie napisałam scenę w jaskini, a potem nim zaczęłam pisać dalej nakreśliłam w głowie zarys fabuły, zrobiłam ogólnikowy plan wydarzeń i starałam się go trzymać, ewentualnie urozmaicać.
    "Brakło mi jedynie rozwinięcia jednego wątku, który porzuciłaś. Kadriel był ścigany za śmierć szamanki i nikt z Rahl go nie odnalazł. Bohater porzucił tamten świat i ruszył w nowy, ale bardzo rzadko chociażby wracał do Rahl myślami." - Kadriel nie chciał powracać myślami do Rahl, nie było tam praktycznie nic co mógłby wspominać pozytywnie. Zamknął ten rozdział raz na zawsze. O pościgu myślałam bardzo długo i gdyby nie limit, rozwinęłabym ten wątek. Postanowiłam ostatecznie z niego zrezygnować. Nie wykluczone, że go w międzyczasie ścigali, ale Kadriel "umarł" dość szybko i nie zdołaliby go złapać tak czy siak. Jeśli kiedyś zrobię z tego coś więcej na Gar'ianów czekać będzie przykra niespodzianka pod postacią wkurwionego boga XD
    Bardzo Ci dziękuję za ten nieoceniony kawał dobrej roboty. Z czym się nie zgadzam już wiesz, być może niektóre z tych zagmatwanych tłumaczeń sprawią, że pomyślisz "hmm, może i racja", ale jakby nie było chciałam, żebyś znała moje zdanie w tych kwestiach :)
    Pozostałe minusy rozumiem i w większości dostrzegam. Postaram się nad nimi popracować, ale te pieprzone przecinki to moja pięta achillesowa i nie wiem czy kiedykolwiek nad nimi zatriumfuję. Przy poważniejszych projektach będę męczyć te wszystkie cudzysłowia, pauzy i półpauzy. Narratora Ekspozytora, natomiast, postaram się wykurzyć ze stołka i zatrudnić osobę kompetentną ^^ Przepraszam również za błędy w tym komentarzu, ale dziś nie czuję się najlepiej i nie mam siły sprawdzać każdego zdania z listą regułek w drugiem okienku.
    Dziękuję również za słowa uznania, wszelkie komplemenciki, które się wkradły i dojrzenie w opowiadaniu potencjału. Jestem naprawdę wdzięczna za WSZYSTKO i po raz kolejny - dziękuję ^^
    Pozdrawiam serdecznie, Ewoile.
  • Ewoile 30.10.2016
    porobiłam akapity, żeby łatwiej było czytać ten blok tekstu, a tu taki klops - akapity w komach nie działają ;-;
  • Skoiastel 30.10.2016
    1. Cudzysłów – w necie, na czacie, forum – gdziekolwiek, mam je gdzieś. Ale w tekstach literackich polskich wygląda to zwyczajnie nieprofesjonalnie. A kody jakoś wybitnie trudne nie są :) po kilku razach wpadają w nawyk, sama byłam ledwo chwilę temu negatywnie do nich nastawiona, a jednak da się wyćwiczyć rękę we wbijanie cyferek na numerycznej. Po chwili nawet się już o tym nie myśli.


    2. Jaki-który – to nie są w każdym przypadku synonimy i nie można ich stosować zamiennie. Nie ma co próbować, są na to zasady i trzeba się ich trzymać, mieć świadomość różnicy. Zdarza się, że pasują zamiennie, ale w brew pozorom nie jest tych przypadków dużo.


    3. Nie chodzi o to, że czytelnik nie domyśli się podmiotu. Zwyczajnie technicznie jest to niepoprawne, bo zdanie odnosi się wtedy do wcześniejszego, gdzie podmiotem jest inny rzeczownik. Potem mamy takie kwiatki jak spocony świat czy zmęczone życie.


    4. Zapis myśli – mowę pozornie zależną odróżnia od dosłownych myśli kursywa albo cudzysłów. Jednak w wielu wydawnictwach jest to kwestia umowna. W narracji trzeba jakoś rozróżniać bohatera od narratora. Kursywa robi to najlepiej, ale tutaj – na Opowi – wiadomo, jak z nią jest :/


    5. Klan – super, dzięki za wyjaśnienie. Tylko że tłumaczenie tego poza tekstem jest zbędne. Raczej trzebaby to jakoś ładniej rozróżnić wewnątrz, bo czytelnik może się nie domyślić. Albo to ja po prostu nie załapałam :) nie mogę mówić za wszystkich.


    6. Histeria Kardiela – jasne, rozumiem. Ale żeby pokazać jego czułość na temat, to musiałoby w tekście być więcej rozmów. Jedna, samotna, nie obrazuje jego problemu.


    7. Podawanie ręki – czytelnik może mieć problem z dopowiadaniem sobie takich perełek. Fajnie, że wyjaśniłaś kwestię tutaj, ale w tekście tego nie ma. Może bohater mógłby się sam nad tym zastanowić? Zapytać? Bo kwestia pochodzenia Jovy i jej kultury była bardzo okrojona pod tym względem w samym tekście, a Kardiel też nie wyglądał na bardzo zainteresowanego.


    8. Drugie życie Jovy – nie widać tego wytłumaczenia w tekście niestety. Nie czułam tego, jej uczucie było nagłe, trochę od czapy. Domyślałam się pobudek, które tu wytłumaczyłaś, ale na przestrzeni całego tekstu nie było żadnej subtelności, której troszkę mi brakło.


    9. Amok – nie widać tego w tekście. Nie tłumacz tego tu, zwyczajnie rozwiń tamtą scenę.


    Bardzo się cieszę, że pomogłam! Szalenie :) dziękuję za obfity komentarz. Wielkie dzięki, bo takie odpowiedzi motywują do dalszej pracy!

    I nie myśl sobie, że zwracam uwagi na błędy w komentarzach :D to już pod paranoję by podchodziło, chociaż ostatnio w pociągu czerwonym długopisem z nudów sprawdzałam... ulotkę z tabletek :D

    Piąteczka!
  • Skoiastel 31.10.2016
    Ło jerzu, teraz widzę, że mój telefon też ma swoje za uszami *w brew* D:
  • Katra 30.10.2016
    Na wstępie chciałam podziękować za poświęcony czas :D. Jeżeli chodzi o Akademie Wampirów, nie miałam zamiaru się na niej wzorować czy kraść czegokolwiek i tego nie zrobiłam. W jakiś, jak widać, mało udany sposób starałam się wykreować swój własny świat. Imiona bohaterów to zbieg okoliczności, od zawsze mi się podobały i zdawały się pasować do bohaterów, więc postanowiłam ich użyć. O dhampirach czytałam wcześniej, ale najwyraźniej za mało bądź też część wiedzy wywietrzała mi z głowy. Bez bicia przyznaję się do każdego błędu, który tu popełniłam i sama się sobie dziwię, że w czasie korekty ich nie wyłapałam. Nie piszę za często w pierwszej osobie i może nie powinna robić tego też tutaj, ale stało się. Sama też uśmiałam się, gdy czytałam o absurdach, które nakreśliłam, ogromnie się za nie wstydzę. Jeszcze raz dziękuje za ocenę i nie żałuję, że zdecydowałam się na uczestnictwo w bitwie. Jestem też niezmiernie wdzięczna za wszelkie rady, przynajmniej nie będę błądzić w ciemności :).
  • Katra 30.10.2016
    O! I jeszcze mi się przypominało. Ta niejasna sytuacja z supermocą z dłoni — nie o to mi chodziło XDDD Mogłam tu faktycznie bardziej wyjaśnić tę sytuację, otóż w tej scenie Rose miała zablokować lufę karabinu i dzięki temu powstrzymać wystrzał co doprowadziło do przegrzania lufy i jej wybuchu (konsultowałam tę opcję z kolegą, który twierdził, że tak to mniej więcej powinno zadziałać). Nie opisałam tego dostatecznie jasno, za co przepraszam.
  • Skoiastel 30.10.2016
    Ta ręka musiała być jakaś super-ultra-turbo-tytanowa :D zrobiła mi dzień, jak i całe opowiadanie. Nie ma się czego wstydzić, w sieci wisi pełno moich podobnych tekstów. Teraz można się z nich pośmiać, a i to zawsze jest plus. Dystans i śmiech zawsze ratują sytuację. Także głowa do góry i jazda na następną bitwę.
    Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam.
  • Skoiastel 30.10.2016
    Ach, dodam jeszcze słowo o podobieństwie... naprawdę na niczym się nie wzorowałaś? No to nieźle udało ci się trafić z tymi imionami i tematyką, a nawet wyglądem, bo opis Rose przedstawia zdeterminowaną dhampirzycę-brunetkę łypiącą spod byka na wszystko, a właśnie taką samą postacią jest w tym marnym serialiku Rose Hathaway. Ciężko uwierzyć mi w ten przypadek, no ale okej,w takim razie przepraszam za oszczerstwo o brak źródła.
    Moja wina.
  • Katra 30.10.2016
    Skoiastel Przeczytałam kilka książek z serii Akademii Wampirów (bodajże 3), ale było to dawno temu i może faktycznie podświadomie coś mi się nasunęło, jednak przysięgam, że nie zrobiłam tego celowo i nie myślałam o tych książkach, pisząc to. Następnym razem jednak postaram się zwracać na takie rzeczy większą uwagę. A postacie „łypiące spod byka na wszystko”, jak to ujęłaś, zawsze dążyłam sympatią i gdy mam szansę, to umieszczam je w swoich opowiadaniach. A opis wyglądu wzorowałam na sobie, ciężko mi od tego uciec XD.
  • Zdzisław B. 30.10.2016
    PS. Co do uproszczenia pisania półpauz (na początku wypowiedzi w dialogach) - w Wordzie nie można, ale kto korzysta z Libre Office ma bardzo łatwo:
    Klikam dwukrotnie dywiz (łącznik), potem klikam odstęp, piszę pierwszą literę wypowiedzi i... dwa dywizy samorzutnie łączą się w półpauzę.
  • Zdzisław B. 30.10.2016
    Pomyłka - zaraz po kliknięciu odstępu, z dwóch dywizów tworzy się półpauza. Nie trzeba nawet klikać pierwszej litery.
  • Arysto 01.11.2016
    Zdzisław B. Dzięki wielkie, ułatwiłeś mi nieco życie ;D
  • Ellie Victoriano 31.10.2016
    „No i skąd nastolatka ma taki power, żeby wściekłą sąsiadkę rzucić na drugi koniec kuchni?” ~ Odpowiedź w sumie prosta — adrenalina. Ona naprawdę jest w stanie działać cuda, nieraz miałam okazję się przekonać :P
    „„Przecież była tam zupełnie sama i z pewnością czegoś się wystraszyła”. – W tym momencie narracja jest mową pozornie zależną Emilii. Ale brakuje mi w niej życia, ekspresji. Dziewczyny są same, dookoła ludzie masowo popełniają samobójstwa. Wykrzyknik jeden czy drugi na pewno nie byłyby przesadzony.” ~ Według mnie wykrzyknik jest tutaj absolutnie zbędny. Stosuję je jedynie w dialogach, bo inaczej odbieram je jako sztuczne budowanie klimatu :/
    <„Nie zdążyła — chłopak przewrócił mebel i zawisnął. Dźwięk skręcanego karku obwieścił jego koniec”. – A tutaj research umarł. Chłopak musiałby zeskoczyć z drzewa na dłuższej linie, aby nastąpiło przerwanie rdzenia kręgowego. Jeżeli tylko odsunął sobie stołek spod nóg, to czynnikiem jego śmierci było zaciśnięcie tętnic szyjnych.> ~ Co do tego mam mieszane odczucia. Bo jednak wszystko zależy od siły rdzenia kręgowego i sposobu przewrócenia stołku. Wydaje mi się, że gdyby nastąpiło to wystarczająco gwałtownie, mógłby spokojnie skręcić kark, ale w sumie pewna nie jestem ;D
    „I w końcu: dlaczego zbrodnia przychodzi Emilii tak łatwo? Rozumiem, że bohaterka zmieniła się na przestrzeni tekstu, ale ta zmiana jest słabo widoczna. Do pewnego momentu Emilia jest tą dobrą, a potem od razu staje się rzeźnikiem. Nie uwypukliłaś jej przemiany wewnętrznej, skupiłaś się raczej na czasownikach. Z jednej strony też nieźle, bo (śledząc na przestrzeni całego tekstu twoją metodykę w opisywaniu odczuć), wykorzystałabyś pewnie do tego ekspozycję, a to wcale nie usatysfakcjonowałoby mnie jakoś szczególnie.” ~ Wydaje mi się, że w tekście sprecyzowałam, że do tak diametralnej zmiany doprowadziły cienie.
    „Strasznie też spłyciłaś jej reakcję na widok zmarłego chłopaka. Zwymiotowała i trochę pokrzyczała. Tyle?

    Naprawdę tylko tyle? Nie przeżywała go potem jakoś wybitnie.” ~ Tu w sumie jestem w stanie przyznać połowiczną rację, bo wydaje mi się, że też dużo zależy od charakteru takowego związku. Ale tego nie sprecyzowałam, mój błąd, pewnie nie napisałam, że Iza zmieniała chłopaków jak rękawiczki, a miałam taki zamiar, za co przepraszam.
    „I jeszcze kilka słów na temat wykorzystanego tematu – Aokigahara i „Las samobójców” o dwóch siostrach bliźniaczkach. Nie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim i akcja jest dość zbliżona, także podejrzewam, skąd czerpałaś inspirację. Inspiracje nie są złe, o ile nie są powodem do zerżnięcia materiału. Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia, jak się sprawa ma, bo nie zdążę już do końca bitwy w mój harmonogram wrzucić seansu, ale twój tytuł to tytuł już dwóch produkcji filmowych i kilku tekstów literackich. Nie dało się bardziej… oryginalnie?” ~ Nie czerpałam z tego inspiracji, nawet nie oglądałam tego filmu ;-;
    Więcej w takich klimatach nie tworzę — zupełnie nie mój gatunek, to raczej forma eksperymentalna w celu pobawienia się wszystkim: formą, próbą budowania klimatu, wszystkim ;D W sumie to moje pierwsze tego typu opowiadanie XD
    Dziękuję za wszystkie uwagi i poprawki naniesione na tekst! Za wszystkie rady też bardzo dziękuję. Ocena jest mega *-* Serio, jestem pod wrażeniem. Aż głupio mi, że jedyne, co mogę zrobić, to podziękować.
    Więc jeszcze raz bardzo dziękuję! :D
  • Skoiastel 03.11.2016
    1. Wykrzyknik – jasne, że nie pasuje w narracji. Ale w mowie pozornie zależnej pisanej z perspektywy bohatera, praktycznie jako jego myśl – czasem warto się przełamać. Pokazujesz tym czytelnikowi, gdzie właśnie wrzucasz tę mowę pozorną, a bohater nie wychodzi na drewniaka w swoich przemyśleniach.
    W każdym razie nic na siłę, ale pomyśl o tym może w przyszłości.

    2. Research o karku – żeby nastąpiło przerwanie rdzenia u siedemdziesięciokilogramowej osoby, wykorzystywany sznur w egzekucjach ma ponad metr sześćdziesiąt (nie licząc pętli), chodzi o zwis i siłę kilogramów. No już widzę, jak człowiek na takim sznurze wiesza się na drzewie w lesie. To na jaką wysokość musiałby się wspiąć? I jak wysoki mieć stołek, żeby nie dotykać podłoża?

    3. "Wydaje mi się, że w tekście sprecyzowałam, że do tak diametralnej zmiany doprowadziły cienie". – Tak, ja się tego domyślam, ale to strasznie kulało w tekście. Nie czułam tej emocji rozwoju postaci. Jakby po prostu taka była, urodziła się gotowa do ewentualnego mordu.

    4. No to jest ważne dla tekstu, że Iza tak miała.

    Dziękuję za tyle komplementów :) starałam się pomóc i mam nadzieję, że się przydałam.
  • Arysto 01.11.2016
    Za wszystkie błędy techniczne - dziękuję, kajam się, rzeczywiście, poprawka będzie ;)
    Najbardziej cieszy mnie uwaga do stylu, gdyż nie pisałem moim klasycznym, raczej dostosowywałem się do klimatu westernu - do bezczelnego, bezpośredniego, bezpardonowego świata, w którym jest kawa na ławę z okazyjną poetyką pustyni. Tym bardziej banan na twarzy ;)

    Jeśli chodzi o dywizy, to nie ukrywam, jest tutaj moje lenistwo. Nie chce mi się już walczyć z OpenOfficem i zmieniać co i rusz. Nie mniej, teraz pewnie przyłożę się bardziej, bo widzę, że jednak to w oczy mocno kole doświadczone oczy ;D

    A co do opisów bohaterów - tutaj do gustu nie przypadł Ci akurat jedna z moich cech charakterystycznych. Nie opisuję za bardzo bohaterów, pozwalam, byś sobie wyobraziła ich sama, daję tylko charakterystyczne szczególiki i punkty zaczepienia. Chociaż fakt, coś mogło wylecieć przy kasacjach ;/ Bo Nick wyglądał jak Woody Harrelson :P

    Wypijmy więc mocną whisky - i do następnego! Jedna z najlepszych ocen, jakie kiedykolwiek czytałem, kudos!
  • Skoiastel 03.11.2016
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję :)
    Super, że pomogłam. Czuję się spełniona. Aż mam ochotę ocenkować dalej :)
  • Anonim 02.11.2016
    Skoia,
    najpierw przeproszę, że tak późno odpisuję na ocenę, szczerze mówiąc na początku nie wiedziałam, co dokładnie miałabym tu napisać, jak odpowiedzieć, czy też nawet jak to ubrać w słowa, co chciałabym przekazać. I nie, to nie kwestia nieśmiałości, czy czegoś, ale byłam pod ogromnym wrażeniem. Możliwe, że dlatego, iż pierwszy raz dane mi było zobaczyć w bitwach taką opinię na temat mojej pracy.
    Przyswoiłam sobie błędy, przyznam się szczerze, że niektórych rzeczy się uczyłam w tym dialogów, dla pewności jeszcze pytałam się na konwersacji. Dlatego już z nich samych wyciągnęłam dużo.
    Jedna użytkowniczka zwróciła mi również w tej bitwie uwagę na zdania - te krótkie w szczególności. Szczerze nie wiem jeszcze jak nad tym pracować i długo się nad tym zastanawiałam, jak to naprawić, aby w tekście nadal byłam ja, ale przyjemnie się czytało. Jeszcze nie znalazłam odpowiedzi, jednak dziękuję za zwrócenie uwagi, postaram się poprawić :D
    Przepraszam za te wizje, zbytnio popłynęłam wizjami, które do mnie przemawiają, zapominając zupełnie, że nikt nie będzie wiedział o co może mi chodzić. I rzeczywiście nikt nie wiedział, a ja sama czułam i nadal czuję się głupio po prostu z tego powodu, ponieważ na samym początku cieszyłam się, że dam z siebie wszystko w tej bitwie i myślałam, że dałam, ale dałam za dużo.
    Nie wiem, czy powinnam fabułę tutaj wyjaśniać, czy jesteś jej ciekawa, choć Jared był dość blisko z interpretacją, którą mu wyjaśniłam na naszej konwersacji. Jeny, Skoia, patrząc na ten komentarz jestem za każdym razem przerażona i zachwycona, zmotywowana, postawiona do pionu. No może bardziej zmotywowana jestem teraz, bo wcześniej troszkę się załamałam, ale potrzebowałam czasu do namysłu. Dziękuję ci za to, naprawdę.
    "Motyk spędził mi sen z powiek" - jak kiedyś dojdzie do spotkania, to postawię ci herbatę/kawę/piwo, cokolwiek! Motyl nie był żadną metaforą niczego właśnie, ja tak namieszałam, przez poprzednie wątki, że to się rozumiało samo z siebie, że coś się za nim kryło a nie kryło.
    Dziękuję ci jeszcze raz za te słowa!
    Zapamiętam je na długo :D
  • Skoiastel 03.11.2016
    Wiem już, o czym była twoja historia, bo rozmawiałyśmy o niej po bitwie na czacie :) i kompletnie nie szłam tamtą drogą, przyznam szczerze – gdy opisywałaś już po bitwie, drapałam się po głowie i zastanawiałam, czy jestem ślepa, czy faktycznie dowodów na twoje wyjaśnienia zupełnie nie ma w tekście. Pozostanę przy drugiej wersji – popłynęłaś i to ostro :D
    Nie jesteś pierwszą osobą, która mówi, że po ocenie najpierw oddycha, a potem komentuje. Po pięciu latach w temacie oceniania uznaję, że to cholernie dobry znak. Po prostu następnym razem lepiej będzie ci się pisało, zobaczysz sama :)
    Kurczę, a tak liczyłam na tego motyla D: Ale przynajmniej mogę zasnąć spokojnie!
    Dziękuję za komentarz. Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc.
  • Skoiastel 03.11.2016
    Aha, jeszcze odnośnie krótkich zdań – nie są one złe, po prostu trafiły się w złym czasie i złym miejscu. Nie taki gatunek opowiadania. Równoważniki są super, gdy musisz na chwilę zwolnić, dać wytchnąć bohaterowi, dać mu pomyśleć. Jeżeli narrator będzie lakoniczny i niepłynnie mówił zdaniami prostymi, to czytelnik będzie się czuł tak samo, jakby żuł gumową podeszwę. Będzie się to ciągnęło i ciągnęło niemiłosiernie :) także nie wyzbywaj się nawyku, po prostu zastanów się, czy akurat w takim miejscu akurat taki zabieg smakuje.
    Nie ma co walczyć. Wystarczy poznać wroga i wykorzystać ;)
  • Sileth 03.11.2016
    Witaj. ^^
    Wybacz, że tak późno odpisuję, ale wcześniej czas mi nie pozwolił. A odpowiedź ci się należy, za tak świetnie napisaną ocenę. Tak właściwie nie wiem nawet, co pisać, bo tu nie ma nic do komentowania. We wszystkim masz swoją rację. Ale dobra, trzeba się wziąć do roboty.
    Po pierwsze błędy. Wszystkie przyjęłam do wiadomości i poprawiłam w dokumencie. Zastanawiam się, czy zrobić to również na opowi, czy jednak pozostawić tekst w jego oryginalnej wersji. Jeszcze to przemyślę.
    Od razu przejdę też do stylu, bo tutaj też pojawiają się swego rodzaju błędy.
    Pierwsza rzecz została zmieniona.
    A teraz notatki, idąc w miarę po kolei. Co do rugby a rugby union, to tak, różnica miała znaczenie. Dlaczego? Rugby union to narodowy sport Walii, gdzie odbywała się akcja. Uznałam to za znaczące, więc zapisałam. W narracji faktycznie Aeron jest nieco nieobecny. Starałam się w dużej mierze na początku przedstawić go za pomocą własnie narracji, a niestety mało go w niej umieściłam. Ale w mojej głowie i całym tym pomyśle Aeron był okropnym perfekcjonistą i bardzo skrupulatną osobą, która niekiedy o dziwo zupełnie ignorowała swoje przyzwyczajenia. Na przykład spieszyła się do pracy, choć powinna mieć to dokładnie zaplanowane. Twoja propozycja co do notatek jest w sumie ciekawa, przemyślę ją.
    Wiem, widziałam te powtórzenia już wcześniej. I o ile 'bo' mi nie przeszkadzało, tak 'mieć' okropnie. Ale nie znalazłam sposobu, by się tego pozbyć.
    Oj, wiem, mam z tym problem. To już chyba jakiś nawyk. Ale postaram się to powstrzymywać.
    Dobre, dobre.
    To nie równoważnik, to przez przypadek wstawiona kropka.
    Dziękuję za wszystkie wskazówki, przydadzą mi się.
    A teraz idę do fabuły i tak dalej, chociaż tu za wiele nie skomentuje i to chyba prawie zbędne.
    Zazwyczaj pisze fantasy, bo to po prostu lubię i w tym się lepiej odnajduję. Dlaczego nie zrobiłam tego tutaj? Bo to byłoby dla mnie za bardzo oczywiste oddanie tematu. Oczywiście można pójść w różne stwory, uniwersa i wydarzenia, ale nadal każde fantasy byłoby z lekka podobne w moim odczuciu. Dlatego też chciałam zrobić czegoś jak najbardziej realistycznego i prawdziwego. Coś, co mogłoby się wydarzyć. No i tak powstało to. W dwa dni. Nie ma jakiegoś bum, nie ma fajerwerków, nie ma też wielkiego zaskoczenia. Ale za to jest oryginalność w swojej prostocie, tak mnie się wydaje.
    Podsumowując, miło mi było czytać twoją ocenę. Za pierwszym razem zastanawiałam się, czy nie pomyliłaś opowiadań, oceniając to. Ale najwyraźniej tak nie było, mam taką nadzieję. ;D Dziękuję bardzo za wszystkie wskazówki, wytknięcia, rady i za tak wiele punktów.
    Pozdrawiam. X
  • Skoiastel 03.11.2016
    Kurczę, jakbym wiedziała, że Aeron jest z Walii, to faktycznie miałoby to sens, ale sama nie potrafiłam tego porównać, bo brakło mi wiedzy o tym sporcie. Musiałoby się to gdzieś przewinąć w tekście, żeby to połączyć. pamiętaj, że najczęściej nie trafia się na ciekawskich czytelników, którzy zaglądają do Wiki. Teraz wstawka o rugby union wygląda tak, jakby miała zadowolić tylko ciebie ;)

    „Bała się go i nienawidziła, ale jednocześnie wiedziała, że miał rację. Świat nie chciał jej głaskać po głowie, bo miała ze sobą problemy, bo była chora”. – Może: „Bała się go i nienawidziła, ale jednocześnie musiała przyznać mu rację. Świat nie chciał jej głaskać po głowie, bo miała ze sobą problemy, bo była chora”. – Powtórzone "bo" jest super zabiegiem w tym zdaniu. Ale lepszy efekt chyba uzyskałabyś, gdybyś między nimi postawiła kropkę. Ostatnie zdanie stałoby się mocną puentą.

    Dziękuję za solidny komentarz :) cieszę się bardzo, że mogłam pomóc!
    Buziaki.
  • Sileth 03.11.2016
    Nie wspominałam o tym, bo akcja działa się w jednym z największych miast Walii, wszystkie imiona były walijskie i jakoś tak wzięłam to za oczywiste. Jak widać jednak takie nie było. Jestem osobą, która niestety jest bardzo dokładna, więc zanim zaczęłam pisać opowiadanie cały dzień szukałam informacji o Walii. Nawet ulice i odległości w mieście są prawdziwe. Taki mój mały perfekcjonizm. I głównie dlatego osadziłam Trevora w sporcie narodowym, a nie piłce nożnej, koszykówce czy czymś innym. Może faktycznie trochę to wychodzi, że zostało zrobione dla mnie, ale chęci miałam dobre.
    O, dziękuję. Poprawię.

    A ja dziękuję za twoją odpowiedź. ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania