Oczy w Ogniu (Rozdział 1)
Zapraszam do odwiedzenia bloga --> http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/
Rozdział 1
— Jesteśmy na miejscu — komunikuje ożywionym głosem Conn, gdy oczom całej trójki ukazuje się opuszczona elektrownia. Za dnia na pewno nie wygląda ciekawie, a co dopiero nocą. Okna nie mają szyb, a ich framugi wiszą bezwładnie niczym kościotrupy zostawione na pastwę losu.
Conn, wysoki i wysportowany młodzieniec, jako pierwszy wysiada z auta i szybkim krokiem podbiega do bagażnika. Clayton, jego krzepki ojciec oraz Kath, dwudziestoletnia brunetka szybko znajdują się przy nim. Mężczyzna bez słowa otwiera klapę bagażnika i ich oczom ukazuje się spora kolekcja broni palnej. Conn wręcza ojcu karabin szturmowy i taki sam także przekłada sobie przez ramię.
— Ekhem… — Kath z pretensjonalną miną czeka na swój przydział. Conn patrzy na nią z rozbawieniem i wyciąga w jej kierunku niedużego colta.
— Chyba żartujesz, Conn. Dawaj shotguna. — Jest całkiem poważna. Conn zerka na nią z powątpiewaniem. Waha się. Kath jednak wyszarpuje mu broń z dłoni i odsuwa się, by zawiesić ją na ciele.
Cała trójka biegnie w kierunku głównej bramy. Ciemność jest tak gęsta, że można kroić ją nożem, a w powietrzu brzmią tylko ciężkie oddechy i uderzania butów o suchą ziemię. W oddali od północy majaczy oświetlenie Nowego Jorku, zaś na zachodzie widać inne światła. O wiele mniej ciepłe, o wiele mniej bezpieczne. Tam znajduje się obóz pracy.
— Czekajcie — szepcze Kath w kierunku oddalającej się dwójki. Mężczyźni odwracają głowy i widzą, że brunetka dotyka podłoża. — Chyba coś znalazłam.
Conn od razu jest obok i bada wzrokiem miejsce, które zauważyła Kath.
— Bez wątpliwości, benzyna — Clayton wącha substancję.
— Był tutaj… — szepcze Kath.
Conn w tym czasie wstaje i oddala się o kilka kroków.
— Z daleka widać ślady opon. — Przygląda się ziemi dookoła. — Od miesięcy nie padało, więc ślady mogą mieć wiele dni, albo tygodni.
— Benzyna jest na tyle świeża, że nie mógł upłynąć więcej niż tydzień — twierdzi Clayton i wyciera policzek o ramie. Biel jego koszulki już dawno przekształciła się w brudną szarość.
— Przecież wiecie, tylko Joys byłby w stanie zdobyć benzynę do auta! Normalnie już jej nigdzie nie ma.
W oddali słychać upiorne wycie psów.
— Musimy ruszać. — Conn zaczyna podążać do głównej bramy. Clayton robi podobnie i szybko do niego dołącza. Kath jednak wciąż tkwi na kolanach i wpatruje się w plamę benzyny Po dłuższej chwili wstaje na nogi i otrzepuje podarte spodnie z kurzu. Zawiesza porządniej broń na ramieniu i biegnie do głównej bramy.
Conn wspina się w tym czasie na ogrodzenie, by móc zbadać teren. Cała okolica jest strzeżona przez żołnierzy z miasta, teraz jednak wszyscy zapadli się pod ziemię.
— Dajcie mi chwilę. — Przechodzi zwinnie na drugą stronę i zeskakuje na ziemię. Z kieszeni kamizelki kuloodpornej wydobywa kilka drutów o różnej grubości i włożywszy dwa z nich do otworów kłódki, zaczyna nimi kręcić, przysłuchując się w tym samym czasie. Gdy po kilku minutach słyszy charakterystyczne kliknięcie, wie, że zadanie zostało wykonane bezbłędnie. Otwiera kłódkę i ściąga łańcuchy, które blokowały bramę.
— Właźcie. — Uchyla bramę na tyle, by mogli przejść. Kath od razu rozgląda się po okolicy, która przypomina jeden, wielki śmietnik; wszędzie walają się blaszane płachty, szklane odpadki i inne rzeczy, które w połączeniu niegdyś stanowiły jedną całość.
— To, co? Chyba najlepiej będzie się rozdzielić. Ja wezmę wschód, a wy dwaj zachód. — Kath podąża w swoją stronę nie czekając na odpowiedź.
— Nawet o tym nie myśl, Kath! — woła Clayton, przemawia przez niego nie złość, a troska. Conn, który w tym czasie przystawia do bramy kamień uniemożliwiający jej zamkniecie się, niczego nie słyszy.
— Muszę go znaleźć! — odpowiada Kath bez odwracania się, cały czas podąża przed siebie.
— A ona gdzie? — rzuca Conn, gdy dołącza do ojca.
— Jak się uprze, to nie popuści.
Conn biegnie w kierunku kobiety.
— Kath, czyś ty zgłupiała? — grzmi, starając się mimo wszystko zachować ciszę. Brunetka zatrzymuje się w pół kroku, lecz nie odwraca. Stoi z zaciśniętymi pięściami. Jej ciemne, posklejane włosy falują na wietrze. Wygląda jak wojownik ciemności.
— Muszę go znaleźć pierwsza. — Rusza dalej.
— Nie wygłupiaj się! — Szarpie ją za ramię i odwraca w swoją stronę. — Zawsze musisz robić sceny, nawet w tak niebezpiecznej sytuacji jak teraz!
— Nic nie rozumiesz. Jeśli on tutaj jest…
— Nikt tego nie potwierdza, ani nie wyklucza, ale musimy myśleć racjonalnie, Kath! — Kobieta wyrywa ramię z uścisku Conna. —Taką bezmyślnością wystawiasz siebie i nas na pewną śmierć.
— Więc co? Chcesz przeszukiwać tę budę przez całe stulecie? Bo tyle nam to zajmie, jeśli się nie rozdzielimy.
— Kto powiedział, że tego nie zrobimy? Rozdzielamy się, ale ty na pewno nie idziesz sama.
— Ktoś z nas musi.
— Tak i będę to ja. Ty idziesz z ojcem i przestań zachowywać się jak dziecko, Kath. — Ona mija go podążając do Claytona. — Oczy otwarte — rzuca do obojga na odchodne i znika za rogiem budynku.
Rok Wcześniej
— Tato?! — woła Kath zbiegając szybko po schodach. Ma na sobie piżamę, o którą potyka się u szczytu schodów. Nikt jej nie odpowiada. Nakłada więc na nogi trampki i wybiega z domu na podwórko. Nie przejmuje się swoim ubiorem. Mieszkają sami w niewielkim, białym domu po środku osiedla robotniczego kilkanaście mil od centrum Nowego Jorku.
CDN.
Zapraszam do odwiedzenia bloga --> http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/
Komentarze (13)
"Taką bezmyślnością wystawiasz się i nas na pewną śmierć" - siebie, nie się
To takie drobne niedociągnięcia, które rzuciły mi się w oczy, nie doszukiwałam się więcej. Poza tym jestem ciekawa dalszego ciągu, więc idę czytać drugą część a tutaj zostawiam zasłużoną, moim skromnym zdaniem, 5.
Ależ wtopa. Każdy jako tako zaznajomiony z militariami czytelnik zazgrzyta zębami. Chodziło Ci, oczywiście, o karabin szturmowy tzn. karabinek automatyczny. Karabin maszynowy to coś kompletnie innego, jest wielki, ciężki, zwykle używa amunicji taśmowej i montuje się go na różnego rodzaju trójnogach, pojazdach itp. Nawet lekkie, przenośne wersje jak M60 są na tyle duże, że miałyby problem zmieścić się bagażniku, a przecież leżą tam jeszcze inne bronie.
"Dawaj shootguna" - shotguna, jakby był shootgun, to byłyby małe problemy z wymową :)
"Wygląda jak wojownik ciemności." - średnio mi się widziało to porównanie. Trochę nieadekwatne do sytuacji, ale nie jest to błąd.
"Ty idziesz z ojcem i przestań zachowywać się jak dziecko, Kath — patrzy jak mija go podążając do Claytona." - powtórzenie jak
"Chcesz przeszukiwać tą budę przez całe stulecie?" - tę* budę, biernik
Ogólnie, nie wiem czy SF to dobra kategoria? Chociaż z braku lepszych opcji wyboru gatunku na opowi mogę to jakoś przeboleć. Średnio mnie zainteresowało, przydałby się bardziej błyskotliwy dialog. Sama kreacja świata dość sucha, po prostu mało oryginalna. Dobry pomysł na koniec, ale niestety zbyt słabo rozwinięty, więc nie uratował ogólnego wrażenia. Technicznie ok, przydałyby się tu i ówdzie jakiś ostrzejszy epitet w opisie. Dam 3, w SF i fantasy jestem wybredny, niestety :(
Powinienem użyć tu sformułowania: In medias res - rozpoczęcia sceną z środka historii, która pokaże właściwa treść i i konsekwentne do godzenie do niej poprzez te spokojniejsze sceny.
Jesli mamy juz za sobą to wyjaśnienie, przejdę do tego o co mi chodziło :)
Cała ta wstawka na końcu tego rozdziału jest albo zbędna i mogła być tylko w kolejnej części, albo zbyt krótka, bi nie daje żadnej informacji. Czytając to mam wrażenie ze pokazujesz mi wprowadzę je do sceny i ukrywasz bez wyjaśnienia jej sensu. To jeszcze byłoby ok, gdyby ta scena mogła zaintrygować, wtedy czytałbym dalej by zrozumieć jej sens. Nie oczekujesz chyba, ze ktokolwiek przeczyta by zrozumieć sens schodzenia ze schodów w piżamie i trampkach :)
"jego krzepki ojciec(,) oraz Kath, dwudziestoletnia brunetka(,) szybko" - generalnie uznałabym tamte fragmenty za wtrącenia, dlatego oddzieliłabym przecinkami z dwóch stron
"uderzania butów o suchą ziemię" - zamiast "uderzania" dałabym "uderzenia" - bardziej mi pasuje znaczeniowo
"Bez wątpliwości, benzyna(.)"
"policzek o ramie" - ramię
"w plamę benzyny(.)"
"jeden, wielki śmietnik" - ten przecinek wydaje mi się zbędny akurat w tym przypadku
"To, co" - tutaj również, jak wyżej
"Kath(.) — patrzy(,) jak mija" - "Patrzy" wielką literą
"woła Kath(,) zbiegając szybko"
To porównanie z wojownikiem ciemności też wydało mi się jakieś całkowicie przesadzone, chyba że o taką przesadę tu właśnie chodziło.
Jakoś dziwnie mi się czyta narrację pisaną w czasie teraźniejszym, może po prostu przyzwyczajona jestem do tej w czasie przeszłym, ale jest to ciekawa odmiana :) Na razie nie wiem, co myśleć, może jak więcej przeczytam, to będę wiedziała, czy to mój klimat, czy nie, ale początek wygląda dość obiecująco :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania