Od zająca do smoka

Kapral Miłosz Wańko wszedł do pomieszczenia holofonicznego. Admirał trzeciej floty kosmicznej Sven Vilinusowicz i obecny jako hologram premier Amadeus Rotburg już na niego czekali. Kapralowi miło było znaleźć się na powrót między ludźmi. Doszedł do siebie dwadzieścia trzy ziemskie godziny temu, ale rząd chciał mieć pewność, że będzie przy zmysłach. Pomieszczenie holofoniczne znajdowało się w centralnej części okrętu „Lunatiko”. Oprócz dwóch dysków holofonicznych nie było tam nic szczególnego. Jedynie na lewej ścianie zawieszona była flaga Federacji Europejskiej i Ministerstwa Kolonialnego. Kapral zasalutował, powitawszy przełożonych.

- Spocznij! - rozkazał w języku esperanto premier. - Jak się pan czuje? Retransmutacja powiodła się?

- Miewam się wspaniale, panie premierze. Moja misja zakonczyła się pełnym sukcesem.

- Z tego powodu wnosimy o pozwolenie na kontynuację misji „Mondo”. Oczywiście domyślam się, że premier chciałby usłyszeć najpierw ostateczny raport - powiedział admirał.

- Z tego powodu rozmawiamy - mówił Rotburg. - Jednak prosiłbym admirała o opuszczenie tego pomieszczenia. O pozwoleniu powiadomimy pana niezwłocznie. Nie mniej gratuluję manewrów, które przeniosły „Lunatika” w wymiar Beta.

- Powodzenie przy przekraczaniu wymiaru zależało od całej załogi. Dziękuję w imieniu wszystkich. Z Bogiem, panie premierze! - admirał Vilinusowicz opuścił ich.

Kapral Wańko nadal był zmęczony retransmutacją, ale musiał dokończyć dzieło. Od kiedy na Tytanie wyczerpały się surowce, Europa, Marsjańskie Terytorium Europejskie, Syriusz 2 i inne kolonie FE są zagrożone kryzysem gospodarczym. Tytan był źródłem ekonomicznej potęgi Federacji.

- Konfederacja Arabsko-Indyjska znalazła dwie planety, które odpowiadają zapotrzebowaniom ludzkości na 500 lat. Jeśli KAI uzyska do nich prawa, Europa straci monopol na import najważniejszych surowców. - poinformował spokojnie Rotburg.

Kapral doskonale wiedział, że rząd zrobi wszystko, aby FE utrzymała przewodnią rolę w ogólnoziemskiej gospodarce.

„Poza tym za rok wybory”- myślał Wańko i zaczął mówić. - Dwa lata temu, zgodnie z przewidywaniami, udało nam się przedostać do wymiaru Beta, udowadniając przy tym, że nadsilniki mogą zagiąć przestrzeń, choć o czasoprzestrzeni jeszcze nie czas marzyć. Etap 1 zakończono pomyślnie. Etap 2 również. Bez problemu dotarliśmy na orbitę W-79e6, a właściwie planety Asm’ek, gdyż tak nazywają ją tubylcy. Wcześniej wysłane sądy dostarczyły rzetelnych, ale niepełnych informacji na temat tego świata. Etap 3 zakończył powrót sondy „Sendito”. Przyniosła ona nam materiał genetyczny gatunku, który zespół biologiczny nazwał homo vulpes, gdyż DNA tego gatunku wskazywał na bliskie pokrewieństwo z człowiekiem! To przełomowe odkrycie, panie premierze!

- Z wcześniejszych raportów wynikało, że na W-79e6 znajduje się więcej gatunków humanoidalnych. Ziemscy biolodzy byli w głębokim szoku, gdy się o tym dowiedzieli. Gdyby nie interwencja Federalnej Agencji Bezpieczeństwa, społeczeństwo poznałoby szczegóły misji. Prawda wyszłaby na jaw, a inne państwa zaczęłyby wtykać nosy w nasze sprawy.

- Całe szczęście, że tak się nie stało - powiedział kapral, dodając w duchu słowo „jeszcze”. - W etapie 4 spełniłem swoją powinność. Poddałem się transmutacji gatunkowej. Przesłaliśmy do ministerstwa wszystkie dane na ten temat.

Miłosz nigdy chyba nie zapomni jak obudził się z długą, blond kitą. Pierwsze kroki na stopołapach i zniesmaczenie po kawie były niezwykłym przeżyciem.

- Wyglądał pan jak wilkołak w lisiej wersji. - dodał minister.

- Tak też się czułem. Przygotowałem się do wykonania mojej misji. Bardzo szybko przystosowałem się do nowego ciała. Nowe instynkty przyśpieszyły naukę zwyczajów i stylu życia lisoluda… to znaczy… tak przełożyliśmy nazwę tego obcego.

- Rozumiem. Proszę kontynuować.

- Przystąpiliśmy do najważniejszego, czyli etapu 5. Zostałem przetransportowany na W-79e6.W czasie półtora roku wysłałem 17 raportów. Wszystkie zostały przesłane ministerstwu 57 godzin ziemskich temu. Wylądowałem nieopodal dużego miasta, które okazało się stolicą państwa Ytr-ab-lu. Zadekowałem się na obrzeżach jako przybysz z dalekich krajów, który „poszukuje szczęścia w życiu”, tak dokładnie wszystkim opowiadałem. Tamtejszy krajobraz jest zdominowny przez wielkie łąki i nieliczne lasy kilkudziesięciometrowych grzybodrzew, opisanych w drugim raporcie. W samym mieście przytłoczył mnie rasizm. Na szczycie drabiny społecznej znajdowały smokoludy, drugie tygrysoludy, dalej lisoludy, następnie wilkoludy, a niewolnikami były zającoludy. Na temat zaawansowanej kultury każdej z tych kast rozpisałem…

- Przejrzałem raporty 4 i 5, kapralu Wańko. Jako historyk z wykształcenia dostrzegłem w nich odpowiednik średniowiecznej drabiny społecznej. Od góry do dołu gatunki homo draco, to jest władca z dworem, homo tigris, czyli kasta żołnierzy, dalej kupców, homo vulpes, homo lupus, po waszemu wilkoludy, to parobki imające się czego mogą i jak pan wspomniał na samym dole niewolnicy homo lepus. Chciałbym usłyszeć coś czego nie ma w raportach i argumenty za pozostawieniem planety w spokoju. Wystarczy założyć małą kolonię wydobywczą z oddziałami w róznych miejscach, aby dać nam to, co Federacja Europejska potrzebuje. Szanuję ich kulturę. Nie będziemy bawić się w Korteza czy Pizarra.

- Problem tkwi w tym, panie ministrze, że te nacje nastawione są agresywnie do siebie nawzajem, a do odległych narodów jeszcze bardziej.

- Przeznaczymy osobne fundusze na zabezpieczenie koloni. Nie ucierpią ani oni, ani my. - Rotberg trwał przy swoim.

- Nawet sobie pan sprawy nie zdaje jak krucha jest ta cywilizacja. Jak niewiele potrzeba do jej zniszczenia! Oni sami są istną beczką prochu. Z byle powodu wyżynają się nawzajem. Uczestniczyłem w wyprawie wojennej, zainicjowanej przez przegraną w karty. Tygrysoludy spaliły wielką świątynie, bo mnisi nie chcieli ich pozdrowić. Zakładając tam kolonie, zaburzymy system społeczny, a może nawet zanieczyścimy środowisko, gdyż nie sądzę, abyśmy mieli eksportortować surowe rudy.

- Kapralu, wiem…

BIIIIIIIP!

Wańko nawet nie drgnął. W uchu miał włożony komunikator.

- Dobra nasza, Miłek! - usłyszał głos kolegi o imieniu Michael. - Zagaduj go, dopóki ci nie dam znać, że możesz kończyć. Zaraz dopniemy swego.

- …więc jeśli to wszystko, to czekają na mnie w parlamencie.

- Szanowny panie premierze… - powiedział Wańko powoli. Jak go miał jeszcze przytrzymać? - W raportach nie uwzględniłem pewnego zajścia, a to gdyż… użyłem naszej technologii w obecności tubylca, ale w szczytnych celach.

- Kapralu, to poważne wykroczenie! - powiedział groźnie Amadeus Rotberg.

- Niech mnie pan wysłucha! - powiedział sztucznie błagalnym głosem. Przypomniał sobie szybko kilka historyjek i bajek zasłyszanych na obcej planecie. - Pewnego szarego dnia w ichniej stolicy zaszedłem do mojego przyjaciela zającoluda imieniem Tobruk. Pracował w dobrym domu. Jego właściciele, czyli rodzina lisoludów, traktowali go bardzo przyzwoicie. Lubiłem z nim rozmawiać o mieście. On o swoim, ja o zmyślonym moim… Ogólnie muszę przyznać, że doszedłem do perfekcji w kwesti wymyślania na bieżąco historyjek. Wracając, był bardzo serdeczną osobą. Aczkolwiek ten „zajączek” miał ambicje. Zbierał na wykupienie się z niewoli, a następnie zamierzał uciec. Jednak tamtego dnia zobaczyłem jak rozmawiał z samicą wilkoluda, bardzo żywo prowadzili konwersację. Nie chciałem im przeszkadzać. Niedługo później wyszło na jaw, że są w sobie zakochani, jednak jej ojciec nie chciał pozwolić na ten związek. Kilka miesięcy później Tobruk wykupił się z niewoli. Jednakże z oczywistych powodów nie chciał opuścić miasta. Nie mógł związać się z wyższą kastą. Jego przeznaczeniem była służba. Jego powinnością ucieczka przed łowcami niewolników. Po długich godzinach jego lamentu, postanowiłem pomóc - westchnął. - Zabrałem Tobruka do miejsca, gdzie wylądowałem. Po pokazaniu mu sprzętu elektronicznego, zaproponowałem, że zmienię go w wilkoluda, a wtedy będzie mógł połączyć się z wybranką. Po chwili wahania czy to bezpieczne, zgodził się.

- Przecież aparatura jest zbyt wielka, aby ją przetransportować - zakwestionował premier.

- Z tego powodu przy wysyłaniu jednego z raportów posłałem… specjalny pojemnik z nadajnikiem i poprosiłem o podłączenie go do transmutatora. Potem dzięki odbiornikowi, mogłem przekierować przekonwertowane fale do pobliskiego oczka wodnego. W ten sposób powstała komora transmutacyjna… - spojrzał na premiera, aby upewnić się, że uwierzył w tę całkowitą bzdurę - Po wejściu do wody jego białe futerko szczerniało, a pyszek królika zamienił się w pysk wilka. Gdy zawył i nastroszył nowe uszy, zrozumiałem, że udało się. Wilkoluda może pan przyrównać do wilkołaka. Następnie Tobruk spotkał się z ukochaną. Jej ojciec zgodził się na ślub. Początkowo żyło im się wspaniale. Jednakże żona wymagała od niego, by dał jej większą niezależność. Nie mógł też znaleźć pracy. Nie przywykł do tego jako niewolnik. Nadal myślał jak zającolud. Z tego powodu nie mógł okiełznać pragnień swojej żony. Ją cechowała wolność i sobiepaństwo. Ten zgrzyt doprowadził do rozpadu małżeństwa. Ona znalazła sobie innego wilkoluda, a on został na bruku z resztką dobytku.

- Smutna historia, jednak…

- To nie koniec! - przerwał mu kapral. - Tobruk będąc wilkoludem nie miał pełnych praw do swego dobytku. Groziła mu konfiskata. Ponownie zlitowałem się nad nim i tym razem transmutowałem go w lisoluda, jakim ja sam byłem. Teraz był smukłym stworzeniem podobnym do rudego lisa, ale na dwóch stopołapach. Dałem mu część swojego kramu, gdyż sam zająłem się zgodnie z domeną kasty kupiectwem. Tym razem nie mógł sobie poradzić z klientelą. Potrzeba tu sprytu i wyczucia. Pomagałem mu. Uczyłem go. Radziłem, jak się targować. Na nic poszły moje starania. Nie był w stanie poradzić sobie z handlem. Zbyt łatwo ulegał innym. Nie przywykł wcześniej do takiej pracy. Po dwóch miesiącach nie mógł już spłacać zaciągniętych pożyczek.

- To było do przewidzenia - skomentował premier.

- Zapewne. Pewnego razu wpadł mu w ręce miecz. Tobruk jeszcze za dziecka fascynował się siłą, sprawnością i chwałą wojenną tygrysoludów. Z braku innych perspektyw i po kilku dniach „machania na próbę” mieczem, zwrócił się do mnie o pomoc. Czułem się winny jego położenia, więc przyjacielsko znów pomogłem. Przy trzeciej transmutacji rudą kitę zastąpił silny ogon. Zyskał tygrysie ciało w czarne prążki i potężną masę mięśniową. Tygrysolud, czyli jego nowe, kocie oblicze, wstąpił do wojska i razem z resztą kompani wyruszył na wojnę. Pojechałem z nim jako pomocnik. Tobruk okazał się niezłym wojownikiem. Prędko awansował i stanął na czele kompanii. Zyskał sławę i pieniądze, lecz w pewnym momencie spojrzał na towarzyszy i pomyślał o płonących wsiach, zdobytych niewolnikach oraz tych, których zabił. To wszystko przytłoczyło go. Najgorzej było z patrzeniem na zającoludy, bo przecież był jednych z nich do niedawna! Nie był silny wewnątrz jak inne tygrysoludy. Nie czuł się wśród nich dobrze. To nie był jego świat. Nie chciał zniewalać i zabijać. Nie przywykł do tego.

- Czyżby znowu zwrócił się do ciebie, kapralu? - domyślił się premier.

- Tak - odpowiedział Wańko. - Po roku kampanii wróciliśmy do domu. Niezwłocznie udaliśmy się do sadzawki. Tobruk obiecał sobie, że poprawi los zającoludów. Z tego powodu musiał mieć wpływ na prawo, czyli wpływ na władzę. Przy transmutacji ogon i resztę ciała pokryły szmaragdowe łuski. Spod nozdrzy na długiej głowie opadały cienkie wąsy, a z pleców wyrosły mu skrzydła. Stanął przede mną wielki Tobruk homo draco, smokolud. Z racji na przynależności do kasty władającej, natychmiast dostał się do pałacu w centrum miasta. Tutaj musi premier pamiętać, że smokoludów w stolicy jest dokładnie 58. Opisałem to głębiej w przed ostatnim raporcie. Raz na trzysta lat wybierają spomiędzy siebie imperatora, drogą w miarę demokratycznej elekcji. Tak się złożyło, że trzystuletnia kadencja ostatniego imperatora właśnie mijała. Tobruk swoją naturalną serdecznością i opowieściami o wojnie i swoich przeżycach, oczywiście pominąwszy kwestię bycia wtedy tygrysoludem, szybko zjednał sobie inne smokoludy. Na fali nastrojów został wybrany imperatorem, a potem ściągnął mnie do pałacu. Prędko zobaczyłem, że nie radzi sobie z rządzeniem. wydał szereg edyktów z przywilejami dla zającoludów. Podwyższył podatki dla tygrysoludów i smokoludów. Na dworze zaczął tracić poparcie na łeb, na szyję. Nie mógł zrozumieć meandrów polityki. Nie przywykł do tego wcześniej. Po kilku miesiącach zawiązał się spisek w wyniku którego musiał uciec z miasta.

- Tragiczna historia kapralu, ale nadal jest wzburzony tą niesubordynacją. Sam przecież pan jest za pozostawieniem w izolacji W-79e6…

BIIIIP!

- Wchodzę do was, Miłek! - powiedział przez komunikator Michael.

Kapral Wańko usłyszał dźwięk otwieranych drzwi po stronie premiera.

- Panie premierze! Mam fatalne wieści!

- Co się stało? - spytał Rotberg, przerywając upomnanie kaprala.

Michael ukazał się w hologrami obok premiera. Miał na sobie elegancki garnitur z przypinką Europejskiej Partii Pracy.

- ONZ właśnie przegłosował rezolucję zabraniającą zagarnianie planet, na których istnieje życie.

- Jak to, panie pośle?! Czemu mnie nikt nie poinformował o głosowaniu?!

- Już za późno. Rezolucje przyjęto różnicą jednego głosu - mówił poseł Michael - ale dzięki temu, żadna rodzima nacja z innej planety nie ucierpi. Spełnił się sen ekologów.

Amadeus Rotberg był wściekły.

- I co teraz? - burknął bezsilnie.

- Przepraszam, że przerywam, panie premierze, ale chciałbym coś jeszcze dopowiedzieć - oznajmił Miłosz Wańko.

- Mów pan, byle szybko - zgodził się jego przełożony.

- Po ucieczce Tobruk poprosił mnie, abym go zmienił z powrotem w zającoluda. Zrozumiał, że to kim jest, determinuje jego możliwości. Nie zmieni tego w żaden sposób. Poddał się retransmutacji i zgodnie z początkowym planem wyruszył w siną dal.

- Co to ma do rzeczy? - zapytał go premier.

- Proponuje, aby FE trzymała się własnego podwórka. Nie można oszukać przeznaczenia, ani kombinować nad jego zmianą. W przeciwnym wypadku może to prowadzić do bólu i niesprawiedliwości. Nikt nie będzie miał tego, czego nie może mieć, czego nie jest w stanie mieć.

Hologram zgasł.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania