Odkupienie 1.
-Fantastycznie, panie Montoya, zaprowadził pan nas wprost do paszczy śmierci - wrzeszczał rozwścieczony Bill Kenway.
Wydawało się jednak, że miał powody do niezadowolenia. Czwórka mężczyzn znajdowała się u podnóża Gór Mroźnych. Zima w tych rejonach była wyjątkowo paskudna, śnieg przeszkadzał jak tylko mógł. Nie dość, że utrudniał widoczność, to jeszcze przykrywał szczeliny w drodze, przez co podróż stawała się niebezpieczniejsza. Mroźny wiatr przenikał aż do kości, był środek nocy, a wędrowcy byli zmęczeni, głodni i źli na cały świat.
- Byłem pewien, że to obozowisko się zachowa - tłumaczył Meksykanin patrząc na zniszczone kawałki domków kilkanaście metrów przed sobą. Widoczność ułatwiał sobie lampą naftową. W jej świetle można było dostrzec twarz człowieka w średnim wieku. Długie włosy dotknięte siwizną, przykryte teraz szerokim kapeluszem, liczne blizny na twarzy, szkliste oczy, i gęste, czarne wąsy. - Szlag ... - zdołał jeszcze wyjąkać.
-Co teraz zrobimy? - spytał Złota Iskra, przez towarzyszy zwany Adrianem Ravenem. Adrian był pół Indianinem, jego matka pochodziła z plemienia Komanczów, ojciec był dezerterem Armii Amerykańskiej. Miał nieco ponad 22 lata, kruczoczarne, niestarannie związane włosy i błękitno-srebrne oczy.
-Zamarzniemy, ot co - odparł czwarty towarzysz, John Summers. Jego krótkie, rude włosy nie zwracały szczególnej uwagi, w przeciwieństwie do gęstej brody, na której osiadały płatki śniegu.
-Dajcie mi ... dajcie mi chwilę - mówił Montoya. Mężczyzna błądził wzrokiem po niezmierzonej przestrzeni.
-Trzeba nakarmić konie. - ponaglał Kenway, krótkowłosy blondyn z bujnym wąsem i blizną przechodzącą przez lewe oko. - Nie jadły od dnia.
-Wiem, co trzeba zrobić - powiedział Juan i spojrzał ganiąco na Billa. - Nie musisz mnie pouczać. Dobra, zrobimy tak. Bill, John, pojedziecie na wschód, w głąb lasu. Ja i Adrian, udamy się na zachód. Szukajcie światła gospody, z nikim nie rozmawiajcie. Jeśli coś znajdziecie, niech za godzinę wróci tu tylko jeden z was, drugi niech czeka przy domostwie. Jeśli nie, wróćcie obaj. My zrobimy podobnie.
-Niech będzie - powiedział Bill. Odjechał wraz z Johnem, zapalając uprzednio swoją lampę. - Powodzenia panowie - powiedział jeszcze. Juan skinął głową.
-Ten napad nie był dobrym pomysłem - powiedział po chwili cichej jazdy Raven. Juan nie popatrzył w jego stronę. Milczał. - Co w ogóle zrobiliście z pieniędzmi?
-Przepadły, niestety. Miał je Will, ale agenci rozstrzelali go zanim zdołał opuścić miasto.
-Fatalna sprawa ... - mruknął Adrian.
-Taa ... nie wiemy czy ktoś jeszcze przeżył, ale szczerze wątpię. - nastąpiła cisza.
Komentarze (4)
Jak - to bez . (chodzi mi o .- ) sam myslnik wystarczy
Dobry wstęp:) dużo postaci, trochę trudne nazwiska do zapamiętania ale jakoś musiałeś przedstawić bohaterów. Później pewnie same imiona wystarczą. Ciekawa jestem co będzie dalej. Czekam na kontynuację :) Pozdrowienia!
Pozdrawiam :).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania