Ojatsu

#od autorki: Nie wiem do jakiej kategorii, więc wrzucam do różnych. Jest to próba nakreślenia skandynawskiego klimatu, czy się udało? Chętnie dowiem się w komentarzach:). Zapraszam do czytania i pozdrawiam#

 

Szesnaście metrów kwadratowych, sauna, brak łazienki i bieżącej wody. Widok na jezioro od frontu, a z tyłu las, majaczący swoją melodię dla fal, które wciąż i wciąż rozbijały się o niewielkie molo.

Ojatsu*. To właśnie tam Toivo postanowił spędzić dwa tygodnie, próbując odnaleźć coś, co zgubił dawno temu. Nie wiedział jak określić brak, ale z całych sił pragnął uzupełnić tę wolną przestrzeń w przemarzniętej duszy.

Był początek jesieni – zimny i mokry. Nad Saimą* wyjątkowo mocno dawał się we znaki, bo tam właśnie wiatr miał ogromne pole do popisu. Szalał pomiędzy skalnymi wyspami i za nic miał samotnych ludzi, szukających ciepła w saunach. Za nic miał Toivo, szukającego wszystkiego i niczego.

Oficjalnie pojechał, by wypatrywać fok, które podobno lubiły wylegiwać się na skałach wokół wyspy. Faktycznie miał ze sobą aparat, statyw, lornetkę i dużo cierpliwości. Zabrał też pytania dotyczące praktycznie wszystkich aspektów życia, jak i celu swojej podróży. Prawda była taka, że coś go ciągnęło w te strony i sam przed sobą szukał pretekstu do wyjazdu.

Na spacer poszedł od razu po dotarciu na miejsce i choć pogoda nie sprzyjała, a wiatr przynosił deszcz o różnym natężeniu, ruszył drogą, którą przyjechał samochodem. Nie miał w zasadzie innego wyjścia, ponieważ wyspa przekłuta była jedną asfaltówką, a każdy ubity rozjazd prowadził do prywatnego domku lub kolejnego rozwidlenia. Tak, czy inaczej na końcu zawsze znajdował się czyjś kawałek ziemi, nad brzegiem polodowcowego jeziora.

Szedł spokojnym krokiem, raz po raz obracając się za siebie i rozglądając na boki. Miał wrażenie, że ktoś za nim idzie, że las oddycha głośniej niż zwykle, że pomiędzy konarami czyha coś więcej niż matka natura. Wyraźnie słyszał, jak krople odbijają się od liści, jak spadają na ziemię, wszystko wydawało się przejaskrawione i nierzeczywiste. Ręce w kieszeniach, mimo zimna, zaczynały się pocić. Dla uciszenia zszarpanych nerwów spoglądał w niebo. Zawsze lubił obserwować, przesuwające się chmury, które bez przerwy zmieniają swoje kształty. Podziałało. Kiedy dotarł do pierwszego rozwidlenia, był spokojny. Musiał zdecydować – iść w prawo, kierując się do skalistego brzegu, gdzie podobno foki wychodziły, aby odpocząć, lub w lewo, skąd przyjechał. Zastanawiał się chwilę, lustrując mapkę, którą dostał od właściciela chaty, gdy kątem oka dostrzegł, że po lewej stronie znajduje się zarośnięta ścieżka prowadząca w głąb gęstego lasu. Zaintrygowało go, że nikt nie uprzątnął powalonego drzewa, zagradzającego przejście. Mogło to świadczyć o tym, że dawno nikt tamtędy nie szedł. Ruszył więc, pozostawiając za sobą ledwo co odzyskany spokój. Kiedy wszedł pod korony drzew, usłyszał cichy śpiew. Był pewny, że jakaś kobieta idzie drogą, ale gdy odwrócił się za siebie, nikogo nie było. Pokręcił głową, sam nie wierząc, że dał się omamić wiatrowi, który zna całe życie, któremu zwierzał się setki razy, któremu powierzył swoje marzenia…

Choć nie wiedział, gdzie ścieżka prowadzi, zapalczywie odgarniał zarośla, które zdawały się gęstnieć z każdym krokiem. Szybko opadł z sił. Mimo chłodu na dworze, pot zalewał mu oczy. Nie wiadomo skąd nagle pojawiły się chmary much, włażące do uszu, nosa, lepiące się do twarzy, jak cały tłum bezdomnych, proszących o chleb lub wódkę. Odganiał je jak szalony. Skakał. Biegał. Kiedy był już bliski szału, zniknęły. Nawet bzyczenie ustało. Jakby nigdy nie istniało. Otrzepał ubranie jeszcze raz dla pewności i poszedł dalej. Pomiędzy drzewami po prawej stronie dostrzegł nieświadomy cel wędrówki – stary, myśliwski domek. Drzwi były otwarte na oścież. „Na pewno jest opuszczony” – pomyślał i podszedł bliżej, aby zajrzeć do środka. Czuł się troszkę jak podglądacz, ale niezdrowa ciekawość była silniejsza.

Przed wejściem dostrzegł opartą o ścianę miotłę, co zaskakujące w całkiem dobrym stanie. Na jej widok Toivo przystanął i zawahał się, coś jednak mówiło mu, by sprawdzić znalezisko. Kiedy przekroczył próg, wszystko ustało. Wiatr ucichł, zabierając ze sobą szum spadających kropel, a po chwili ciszę wypełniło bzyczenie much o takim natężeniu, jakby cała chmara próbowała wejść do jego głowy. Odruchowo zaczął machać rękami w okolicach uszu, jednak szybko się zorientował, że nic koło niego nie fruwa.

Wiatr znów zahuczał, jakby mówił: „wciąż tu jestem”.

Chłopak rozejrzał się po wnętrzu. Na ziemi leżały puszki po konserwach, stara wędka i wełniana skarpeta, a pod niewielkim, i jedynym oknem, stał mały stolik, w którego cieniu próbował skryć się przewrócony taboret. Na końcu tego małego pomieszczenia znajdowało się łóżko i to właśnie ono przykuło uwagę wędrowca. Pościel nie wyglądała wcale na starą czy brudną, co w tych okolicznościach było raczej dziwne. Co więcej, Toivo był niemal pewny, że ktoś tam śpi, szczelnie okryty kołdrą. Niemal słyszał jego oddech. Celowo odchrząknął ślinę najgłośniej jak potrafił, ale bez skutecznie. Zapukał w ścianę – też nic. Wiatr znów ustał. Odgłos stada much wydawał się docierać od strony łóżka.

Czuł, że traci świadomość, że ogarnia go szaleństwo, bo skąd te muchy? Potrząsnął głową, krytykując w duchu swoją wybujałą wyobraźnię i podszedł bliżej. Jednym ruchem podniósł kołdrę, czując, że ciśnienie rozrywa mu tętnice. Oczywiście nikogo nie znalazł. Pod spodem leżało tylko trochę starych ubrań: czerwony, wełniany sweter, dżinsy i czapka o bliżej nieokreślonym kolorze. Widząc to, odetchnął głęboko, wyszedł na zewnątrz i przysiadł na progu, bo pogoda postanowiła troszkę odpuścić, witając go promieniami słońca, przebijającymi się przez konary drzew. Pomyślał, że to mógłby być jego dom. Kolejny. Uśmiechnął się ironicznie pod nosem. Uważał, że jest bogatym bezdomnym, bo miał wiele domów i żadnego na stałe.

Rodzice rozstali się, gdy miał pięć lat. Klasyczna historia. W ciągu tygodnia z mamą, weekendy u taty. Początkowo szło całkiem nieźle, ale z czasem rodzice zaczęli skupiać się coraz bardziej na pracy, a Toivo krążył z małą walizeczką pomiędzy nimi a babciami. Ciągle coś gubił, gdzieś zostawiał i wciąż zastanawiał się, które rzeczy są w którym domu. To zrodziło w nim uczucie ciągłego braku i ciągłych poszukiwań. Trzeba powiedzieć, że był jak nieułożona kostka Rubika – niby wszystko miał, ale nic nie znajdowało się na swoim miejscu. Kiedy w wieku dwudziestu lat zamieszkał na swoim, stwierdził, że to kpina. Tygodniami nie odwiedzał rodziców ani dziadków, a gdy dzwonili zapraszał ich do siebie. Nikt nigdy nie przyszedł. Poczuł się bezdomny we własnym domu. Dlatego przyjechał do Ojatsu. Dlatego chcąc być samemu, wciąż bał się samotności. Mówił, że przyjeżdża z powodu fok, a przecież nikt go o to nie pytał… Jakim w ogóle trzeba być szczęściarzem, żeby te foki zobaczyć!

Myśli kłębiły się w jego głowie, kiedy ponownie usłyszał cichy śpiew. Znów ten sam, co wcześniej. Był pewny, że to kołysanka, którą nuciła wieczorami babcia Mervi. Wstał i ogarnął wzrokiem przestrzeń wokół, ale nikogo nie dostrzegł, pogoda natomiast, znów postanowiła się zabawić. Zaczął padać deszcz i zerwał się wiatr. Toivo zdecydował wracać do swojej chaty. Jedyne, na co miał teraz ochotę, to piwo w saunie i szybka kąpiel w jeziorze. Wstał, ale zakręciło mu się w głowie. Poczuł ogromny ból w prawej nodze. Zupełnie bez sensu. Usiadł i odruchowo podciągnął nogawkę. Skóra wyglądała normalnie. Ból minął.

Po chwili znów przebijał się przez zarośla. Powoli zaczynało się ściemniać, a deszcz wcale nie miał zamiaru ustąpić. Toivo przeklinał się w duszy, za to, że nie zabrał kurtki. Wełna chroni przed zimnem, ale nie jest wodoszczelna. Już miał wyzwać cały świat, gdy wszystko ustało. W lesie zapanowała cisza doskonała, jakby czas stanął w miejscu. Toivo odetchnął z ulgą. Czuł, że jest już blisko drogi, kiedy poślizgnął się na kamieniu. Usłyszał odgłos łamanej kości i stracił przytomność.

Ocknął się dopiero rano. Była piękna pogoda i wyjątkowo wysoka temperatura. Bzyczenie wypełniało ciszę. Toivo otwarł oczy i pierwsze, co ujrzał to martwy łoś. Miał rozpruty brzuch, z którego wylatywały muchy. „Teraz wszystko rozumiem” – pomyślał, próbując wstać. Bezskutecznie. Prawa noga utkwiła pod korzeniem, a złamana kość prawie przebiła spodnie.

„I co teraz? Czy to koniec?” – pytania bez odpowiedzi zalewały jego świadomość. Panika. Z bezsilności zaczął krzyczeć na całe gardło, wiedząc, że raczej nikt go nie usłyszy, próbował wciąż i wciąż. W końcu opadł z sił. Leżał nieruchomo i spoglądał na martwe zwierzę. Pomyślał, że ten rogacz miał dużo szczęścia – umarł we własnym domu, a po śmierci stał się domem dla innych. Domem dla much. Toivo też miał nadzieję na dom, bo toivo znaczy nadzieja, a ona ponoć umiera ostatnia.

– O matko! Chłopcze, co ty tu robisz? Co ci się stało?– usłyszał nagle kobiecy głos i poczuł, że ktoś nachyla się nad nim i chwyta za ramię. Leżał na brzuchu, więc trudno było mu podnieść głowę. Spojrzał jedynie kątem oka na nieznajomą i stracił znów przytomność.

Po chwili obudził go ogromny ból.

– Oswobodziłam twoją nogę. Nie wygląda najlepiej. Spróbuj wstać. Mam tu małą chatę niedaleko. Opatrzymy ranę i wezwiemy pomoc.

Nie wiedział jak ani kiedy, znalazł się w łóżku, w chacie, którą jeszcze niedawno nawiedził.

– Kim jesteś? – zapytał, odzyskując powoli świadomość.

Nie otrzymał odpowiedzi. Tajemnicza kobieta krzątała się po małym pomieszczeniu, nucąc pod nosem. Toivo znał tę melodię.

 

– Co tu robię? Miałaś wezwać pomoc…

– Spokojnie. Musisz kogoś poznać, ale najpierw pomóż mi, bo trzeba zdjąć z ciebie mokre ubranie, a ten czerwony sweter, choć piękny zrobił się piekielnie ciężki.

Kiedy leżał prawie nagi dostrzegł, że noga wygląda okropnie i że ma założoną opaskę uciskową na wysokości uda. Nie czuł bólu. Był przerażony.

– Kogo mam poznać?

– Zaraz. Proszę, bądź jeszcze chwilę cierpliwy.

Była drobnej postury, a rude włosy w blasku świec, wydawały się nienaturalnie piękne. Toivo nie potrafił oderwać oczu od jej delikatnych rysów, hipnotyzowała go każdym ruchem.

– Spójrz to dla ciebie – powiedziała, nie ukrywając radości i pokazała mu małe, drewniane pudełko. Nie dała mu go jednak. Podniosła kołdrę i wystawiła na zewnątrz złamaną nogę.

– Co chcesz mi zrobić? Kim ty jesteś, do cholery?

W odpowiedzi dostał uśmiech. Tajemnicza piękność otwarła pudełeczko i kolejno zaczęła wyciągać z niego larwy, które starannie umieszczała w otwartej ranie.

– Teraz i ty jesteś domem. Czy nie takie są twoje nadzieje, drogi Toivo?

 

*

Spał bardzo głęboko, gdy telefon zaczął dzwonić. Był ledwie przytomny z powodu problemów ze snem, ale widząc, że dzwoni Juho jego jedyny przyjaciel, odebrał.

– Halo, Toivo, wróciłeś już z urlopu? – W słuchawce rozbrzmiewał wesoły głos.

– Ach, cześć stary, nawet mi nie mów.

– A co się stało? Pogoda kiepska?

– Nie… nie pojechałem. Mam jakieś dziwne zapalenie stawu w prawej kostce. Boli cholernie. Dostałem antybiotyk, ale lekarz nie wie co to, tak naprawdę.

– Nie brzmi to ciekawie. Idź prywatnie do lekarza, bo wiesz, że państwowi to, tylko na google się powołują. Ale dzwonię, żeby ci coś powiedzieć. Prawda jest taka, że trochę się martwiłem.

– Czym? Coś się stało?

– Wiesz, że mam ciotkę w Utula?

– Tak, tak to przecież do niej miałem podjechać po wodę, gdybym jechał na ten cholerny urlop.

– No właśnie. Dzwoniła do mnie zapytać o ciebie. Podobno na wyspie dzieją się dziwne rzeczy.

– Tak? A cóż się może dziać na takim zadupiu?

– Nie no stary dokładnie nie wiem, ale podobno już dwie osoby zaginęły….

– Pewnie pijani wskakiwali do jeziora i utonęli. Żadna nowość.

– Kto wie, może i tak…

– Dobra, będę kończył. Muszę rozprawić się z muchami, bo mam ich tyle w domu, jakbym jakąś padlinę trzymał pod łóżkiem. Nie wiem skąd się, cholery wzięły.

 

*Ojatsu – letniskowy domek na wyspie położonej na jeziorze Saimaa, w okolicach miejscowości Puumala, Finlandia.

*Saimaa – największe jezioro w Finlandii, powstało podczas ostatniego zlodowacenia. Znajduje się na nim aż 14 tys. zalesionych wysp o skalistych brzegach.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Dekaos Dondi 10.11.2018
    Super! Bardzo mnie się podoba! I treść i styl i wszystko. Klimat, tajemniczość, niedopowiedzenia. Muszę pomyśleć.
    Gdybym miał klimat tekstu przyrównać...to bym przyrównał do opowiadań: Daphne du Maurier - stare dzieje. Pozdrawiam→5++
  • Justyska 10.11.2018
    Dziękuję Dekaosie. :) nie znam opowiadań Ale chyba warto zajrzeć.
    Pozdrawiam!
  • jolka_ka 10.11.2018
    No proszę. Nie było Cię, nie było, tu jakiś wiersz, tam krótki tekst i zebrałaś siły na coś większego ;) Tytuł skojarzył mi się z judo (nie wiem czemu ;D). Podobał mi się ten opis z muchami, wiatrem, klimat stworzyłaś tajenniczy. Imię też oryginalne. No i dialogi, hm jakoś nie kojarzyłam Cię z tej strony :D
    Tu mam wątpliwość:
    "Przed wejściem dostrzegł opartą o ścianę miotłę, co zaskakujące w całkiem dobrym stanie" — czy "co zaskakujące" nie jest wtrąceniem, ale to może ktoś mądrzejszy dopowie.

    Pozdrawiam!
  • Justyska 10.11.2018
    Witaj jolka. Cierpię na brak czasu, ten nie grzeszący długością ani kunsztem tekst pisałam prawie tydzień...
    A pisać próbuję różne rzeczy, proszę mnie nie szufladkować:p
    Fajnie, że się spodobało. A co do wtrącenia, masz pewnie rację, przecinki mnie nie słuchają wcale a wcale
    Dziękuję za miłą wizytę i pozdrawiam serdecznie!
  • kalaallisut 10.11.2018
    Jak obiecałam wpadnę, wkrótce- widzę tytuł ;)
  • Justyska 10.11.2018
    kalaallisut, zapraszam to dla Ciebie:)
  • Adelajda 10.11.2018
    "Teraz i ty jesteś domem." - świetne zdanie i te robaczki. Ciekawe opowiadanie, z pozoru zaczynało się spokojnie, a później coraz lepiej. Jest w nim jakiś mroczny klimat i tajemnica :)
  • Justyska 10.11.2018
    Dziękuję Adelajdo skoro mroczny klimat wyczuwalny to bardzo się cieszę:)
    Pozdrawiam serdecznie wieczorową porą!
  • Karawan 10.11.2018
    Czepialski ;)
    które podobno lubią wylegiwać się na skałach - czas ? (lubiły , by była jedność)
    Dla opamiętania skołatanych nerwów spoglądał w niebo. - nerwy nie pamiętają ;) dla uspokojenia, uciszenia roztrzęsionych lub rozdygotanych, bo głowa to skołatana, a nerwy zszarpane, roztrzęsione etc. ;)
    sam nie wierząc, że dał się omamić przez wiatr, - albo wiatrowi, albo przez dźwięk wiatru, choć myślę, ze lepsze pierwsza opcja - komu dał się omamić.
    Wstał i ogarną - literówka
    Prawa noga utkwiła pod korzeniem, a złamana kość prawie spodnie. - brak wyrazu, zapewne "przebiła" (oj niedobrze, otwarte złamanie przy padlinie źle wróży!!) ;)
    Nie wie jak ani kiedy, znalazł się w łóżku, w chacie, którą jeszcze niedawno nawiedził. - czas ; nie wiedział .;)

    Jak zwykle niezwykle delikatny pędzel a obraz jak z Kwaidana. Szczerze? Końcówka imho niedopracowana ( sam tak mam!!) , jakby Autorka spieszyła do fok lub lasu pełnego grzybów ( bo ich w Finlandii pono mnóstwo). Dziękuję i pięć zostawuję ;)
  • Justyska 10.11.2018
    Witaj czepialski Karawanie. Ładnie nasadziłam. Dziękuję Ci za czujne oko i poświęcony czas. Już ogarnięte. Niestety takie są skutki pisania na raty, gdy brakuje czasu a jakiś pomysł usiłuje wyjść z głowy..
    A na grzyby już za zimno :( Ale faktycznie we wrześniu jest ich sporo, tym bardziej, że Finowie zbierają inne gatunki.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Karawan 10.11.2018
    Justyska Polecam Kwaidan ( pewnie można znaleźć w internecie) zarówno książka, jak i film, doskonałe ( film - cztery oskary). To własnie ten klimat uchwyciłaś. Gratuluję!
  • kalaallisut 10.11.2018
    Jestem Justyska tu się zatrzymałam "Trzeba powiedzieć, że był jak nieułożona kostka Rubika – niby wszystko miał, ale nic nie znajdowało się na swoim miejscu. " - trafia w serduszko obraz takich dzieci.


    A co do wyzej cudny klimat! A do tego lekko horrorowaty;) lecę dalej...
  • kalaallisut 10.11.2018
    Oj Justyska dziękuję Ci:) Ładnie odtworzylaś inny klimat do tego wplatlaś, tajemniczość- uwielbiam, samotność" Dlatego chcąc być samemu, wciąż bał się samotności".
    Czary;) zagubienienie...koniec na predce ;)
    Tutaj też moglobyc więcej ... w ogóle to jesteś okropna...;)
    Bo coś Ci zdradzę to co miałam w głowie pisząc tekst o grenladii, miał być właśnie taki horrorowaty ciut, jest tamta para...ona ma dziecko...które ginie na obchodach swieta tkzw odganiania diabła- przebierają się mężczyźni w maski w stroje tańczą wokół ogniska takiego pod ala wiatą, on bierze syna Meg ze sobą, 3/4 latka, chłopczyk chce wrócić do domu, ale bohater dobrze się bawi z kolegami, chłopczyk wraca sam...i ginie...nie ma go nigdzie...w tym samym czasie jest widziany w kilku miejscach naraz w lesie przez różne osoby...co fizycznie było niemożliwe ale są świadkowie i zeznają, oj dużo mam tego w głowie...został zamordowany i wrzucony do studni...przez osobę, którą nikt nie podejrzewał o to, bliską, która się na końcu przyznaję.

    Nic jeszcze raz dziękuję Ci za ten tekst i klimat, w którym poruszylaś, wręcz odczytałas co miałam wtedy w głowie. Dziwny zbieg okoliczności;) chyba, że masz jakiś dodatkowy zmysł i dar ;) pozdrawiam cieplutko!
    5
  • Justyska 11.11.2018
    Kalaallisut Twój pomysł brzmi świetnie! Pisz!
    Co do końcówki to faktycznie można by więcej. Mam ogólny niedosyt tym pomysłem, Ale brakuje mi czasu.
    Zwróciłas uwagę na te kostka Rubika. Choć chłopak z rozbitej rodziny może się ogólnie wydawać banalnym pomysłem to w moim odczuciu .musiało tak być. W Fi jest ogromny procent rozwodów. Czasem wydaje mi się że pełna rodzina to wyjątek...
    Miejsce gdzie toczy się akcja tez prawdziwe. W Ojatsu spędziłam 2 tygodnie z rodziną... I chatę z nową miotłą tez znalezlismy z tą różnicą że zaatakowały nas komary nie muchy.
    Cieszę się bardzo że mimo schrzanionej końcówki tekst Ci się podobał, czyli zamówienie zreslizowane :)
    Dziękuję pięknie i pozdrawiam!!
  • Keraj 11.11.2018
    Ma swój mroczny niepowtarzalny klimat 5
  • Justyska 11.11.2018
    Dziękuję Keraj, pozdrawiam :)
  • TrzeciaRano 11.11.2018
    Kluczem jest umotywowanie wszystkich zabiegów tekstem – budową świata przedstawionego, charakterem bohaterów, stylem narracji, konwencją itp., itd. Wtedy nawet najbardziej odjechane metafory/ zabiegi wybronisz przed zarzutem efekciarstwa. A jeśli jedynym bądź głównym powodem wrzucenia czegoś do tekstu jest moje ego, bo tak lubię, bo chcę pokazać, że umiem, bo super zdanie itp. to albo odpuszczam. Tutaj jest 60/40. Czwórka.
  • Justyska 11.11.2018
    Witaj Trzeciarano, chyba pierwszy raz u mnie. Ogólnie z tekstu jestem zadowolona tak sobie. Końcówka niedorobiona więc 4 jak najbardziej mnie satysfakcjonuje.
    Dziękuję za wizytę i opinie.
    Pozdrawiam serdecznie:)
  • maciekzolnowski 19.01.2019
    Hej! Nie znałem Ciebie od tej strony, ale to nic! Klimacik, sceneria w tym "opku" - piękna sprawa! Nie tak abstrakcyjnie (jak zazwyczaj), ale za to do poczytania w sam raz. Pięknie pozdrawiam! :) Maćko
  • Justyska 19.01.2019
    Witaj i tu Macku. Tak sobie próbuje różnych rzeczy. A tu miejsce mi znajome i opuszczona chata prawdziwa podziałala na wyobraźnię:)
    Dzięki i pozdrawiam.!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania