Poprzednie częściOkropny Przerzut I

Okropny Przerzut II

Czytelnicy książek fantasy znają temat faerie. Choćby z Jonatana Strange'a i pana Norrella. Dla nieznających tematu lub samego słowa, jest to kraina wróżek. (Fairies.) No, to wszystko jasne w kwestii wstępu. I te wróżki sobie przechodzą do naszego świata (czasami przez kręgi kamienne) i sobie ten nasz świat zwiedzają, najczęściej zupełnie niezauważone.

A teraz opowiem wam w stu procentach prawdziwą historię o tym, jak w opolskim lidlu spotkałem wróżkę. A Wy w nią nie uwierzycie.

 

To było 23-go, w poniedziałek, pod wieczór. Byliśmy z Alą w lidlu, żeby uzupełnić prowiant w pustoszejącej lodówce. Właśnie wchodziliśmy, gdy usłyszałem za plecami (poza standardowym szumem w stylu - Halinka, weź mi trzy te bułki, które, no te co zawsze, ty ciągle bierzesz inne, te co ostatnio itd.) dwa dźwięki. Jeden znajomy, zawsze lekko tajemniczy i wzbudzający moją ciekawość stukot - i drugi... Coś jakby dzwoneczki, albo może jakby w pustym pokoju sypać ryż, z dłoni do dużego szklanego słoika. Taki dźwięk zupełnie niepasujący do lidla o 19.30 w poniedziałek. Gdy rozejrzałem się po sklepie, nie zauważyłem niczego dziwnego - ani źródła stukotu, ani tego dziwnego dźwięczenia. Olałem sprawę - od kilku dni cierpię na bezsenność, za mało sypiam, nie mogę zasnąć, a wstaję wcześnie - uznałem, że to jakieś moje zwidy czy omamy słuchowe wynikłe z deprywacji snu. Wybrałem chleb, wsadziłem go do worka, a worek do torby. Rzuciłem okiem w stronę Ali - i kątem oka zobaczyłem niewielki, ruchomy czarny kształt, który lekko się błyszczał i wydawał oba dźwięki, które usłyszałem wcześniej. Odwróciłem całkiem głowę w jego stronę, ale kształt rozmył się - jakby powietrze zadrżało - i znikł. Dźwięk też znikł. Tam, gdzie przed ułamkiem sekundy było coś, teraz wjeżdżała wózkiem kolejna Bożena koło sześćdziesiątki, która ledwo do sklepu weszła, a już dno wózka zakryte. Odwróciłem się z lekkim niesmakiem (spowodowanym moją ogólną niechęcią do całej ludzkiej rasy, zwłaszcza tej, co się wykłóca i wypytuje o byle gówno w sklepie, jakby nie umiała czytać) i stanąłem jak wryty.

 

Czas jakby się zatrzymał. Tak może metr przede mną, przed półką z ciasteczkami oblewanymi czekoladą, zmaterializowała się postać kobieca. Dźwięki ucichły. Ludzie zatrzymali się w pół kroku, w pół gestu. Ja, jako jedyny mogłem się ruszać, ale jakoś chyba nie musiałem. Chłonąłem scenę. Kobieta stała tyłem do mnie, była szczupła i ubrana na czarno. Od dołu patrząc (moim wzrokiem podążając): Za-je-bi-ście wysokie czarne szpilki (z gatunku tych tanich z zeszłego roku z cecece), czarne, grube rajstopy, czarny płaszczyk - a nań rozlewały się kaskady czarnych, lekko falowanych włosów. Stała tak, opierała się jedną ręką o półkę, drugą sięgała po ciasteczka maślane z polewą czekoladową, a mimo, że była w bardzo, bardzo wysokich szpilkach - musiała jeszcze stawać na palcach. Zrobiłem krok, spytałem: Ile pudełek? Jeszcze sześć - odpowiedziała, a ja ściągnąłem je z półki i podałem jej. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Mimo, że była cała w czerni, wyglądała, jakby pływała w brokacie. Mieniła się na złoto.

-Dzięki, Okropny. Wcale nie jesteś taki okropny. - Popatrzyła na mnie.

-Dzięki.

Uśmiechnęła się miło, a jej spojrzenie było lekko... Figlarne? Choć może to było trochę jak ze mną, czyli w zależności od kontekstu: Albo właśnie flirtujemy, śmieszkujemy, żartujemy - albo widzisz najprawdziwsze insanity, oczy błyszczące groźbą psychopatii klinicznej, osobowością socjopatyczną, czystym szaleństwem i/lub wizją płonących miast i pojedynków (na śmierć i życie) (w galarecie)... Sam(a) zdecyduj.

 

Dziewczyna odwróciła się ode mnie, tak, że ujrzałem jej profil, po czym postukała szpilkami do końca regału i znikła za nim, a czas się odstopował. Szum był nagle tak głośny, że zgubiłem wątek. Zagubiłem się w czasie i przestrzeni na chwilę.

Po chwili przypomniała mi się ta dziwna dziewczyna w czerni, i poszukałem jej wzrokiem. Pusto. Nula. Ani widu, ani słychu, ani śladu. Rozdzieliliśmy się z Alą i poszliśmy każdy po swoje wiktuały. Rozglądałem się ukradkiem, czy gdzieś jest może ta czarnowłosa. Wyglądała, jak jakaś sekretarka, może. Albo jakby szła na imprezę. Albo jak... No, wiecie. Dziwka. Ale trochę jednak zbyt elegancka, jak na dziwkę, np. ze Strzeleckiej. Może call-girl. Koniec końców jakoś wyleciała mi z głowy; pozbierałem, co miałem pozbierać ze sklepu, Ala też, i poszliśmy do kas. Po czym wyszliśmy z zakupami.

 

Idę w stronę samochodu, a tu znowu dziwnie cicho. Ruda szła za mną, ale zamarła w pół kroku z nogą śmiesznie centymetr nad ziemią. Rozejrzałem się. Na końcu parkingu, niedaleko mojego auta stał jakiś stary seat toledo czy inna toyota carina... W każdym razie zblakły czerwony sedan z lat dziewięćdziesiątych. I obok niego zauważyłem ruch. Podszedłem tam, z siatą i zgrzewką wody, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.

 

Gdy podszedłem bliżej, czarnowłosa usiłowała z kopa wybić szybę w drzwiach pasażera od lewej strony. W szpilkach. Nie byłem pewien, czy to wygląda seksownie i śmiesznie, czy smutno i żałośnie. Mówię:

- Wybrałaś sobie złe obuwie na takie harce.

Znieruchomiała w połowie frontkicka.

- A, to ty... - Popatrzyła na mnie, na swojego buta w powietrzu, znowu na mnie - Myślałam, że będą dość wysokie, żeby dosięgnąć ulubionych wróżkowych ciasteczek, a słyszałam, jak ktoś mówił, że są "agresywne" (gest palcami), to pomyślałam, że... - zamilkła i posmutniała nieco.

- Tu potrzebny jest klucz do kół - powiedziałem.

- Z czego to jest? Ze stali, czy jakiejś pochodnej żelaza?

- Tak.

- Szkoda - powiedziała.

- Nie możesz dotknąć żelaza?

- Teoretycznie mogę, ale wolałabym nie. Masz jakiś inny pomysł, jak wybić tą szybę?

- A po co chcesz tłuc akurat tą konkretnie szybę w tym gracie?

Wróżka popatrzyła na mnie jak na debila.

- Patrz - wskazała palcem na tylne siedzenie - rozsypane cukierki.

- Aa! Musisz je policzyć?

- No. - powiedziała wróżka i uśmiechnęła się smutno.

- A sprawdzałaś, czy wszystkie drzwi są zamknięte?

Błyskawicznie obeszła całe auto, szarpiąc za klamki. Jedne drzwi - od strony pasażera - nie były zamknięte. Wróżka aż zapiszczała, podskakując ze szczęścia. Wgramoliła się do środka, zrzuciła wszystkie klamoty oprócz cukierków za siedzenia i zaczęła na głos liczyć.

- 1... 2... 34567... 8... - Odpakowała jednego z papierka i wepchnęła sobie do buzi. - 9... Jeden w pamięci. 10...111213141516... - Zapukałem w szybę. Podniosła głowę.

- 34, z tym co zjadłaś, 35.

- Szhory alhe ja muszhę szhama - odpowiedziała, ciamkając cukierkiem.

 

Gdy skończyła, wyciągnęła ołówek i maluteńki zeszycik z kieszeni płaszczyka, zapisała "35 w tym jeden w buzi", włożyła ołówek do kajecika i z powrotem wsadziła go do kieszeni. Wygramoliła się z auta, zamknęła drzwi, podeszła do mnie i powiedziała:

- Nikomu o tym nie mów.

- O czym? O wróżce w szpilkach w lidlu? Czy o tym, że chciałaś wybić szybę w jakimś gracie, żeby policzyć cukierki na siedzeniu? Czy o tym, że... - Nie było mi dane dokończyć, bo (niespodziewanie całkiem silna, choć malutka i szczuplutka) wróżka złapała mnie "za szmaty" i powiedziała:

- Nikomu o tym nie mów. O tym - wskazała zatrzymanych w czasie ludzi - i o tamtym. - wskazała głową za siebie, na ziemię. Leżało tam kilka małych otoczaków, ułożonych w coś jak kopnięty wielokąt. Olśniło mnie.

- Nie wiedziałem, że macie składane miniaturowe kręgi kamienne. Ale teraz już wiem.

Wciągnęła głośno powietrze.

- Nie wiedziałeś! Y... - Złapała mnie jeszcze mocniej za szmaty. - O tym też nie mów. - Zmarszczyła brwi. - Najlepiej o niczym z tego parkingu dziś... nie mów.

- Spoko - powiedziałem. - Nie powiem, ale napiszę.

Wróżka puściła moje szmaty. Podeszła do kręgu, kopnęła kilka kamyczków, po czym wrzuciła w świeżo powstały duży krąg pudełka z ciasteczkami, odwróciła się do mnie i powiedziała:

- Nikt Ci nie uwierzy, Okropny.

Puściła do mnie całusa, mrugnęła jednym okiem. Uśmiechnąłem się. Wróżka zaczęła się rozmywać.

- I tak napiszę! - Powiedziałem, jak już całkiem znikła.

- I tak Ci nikt nie uwierzy. - Rozległ się szept tuż przy moim uchu.

Czas wrócił do normy. Spakowaliśmy z Alą zakupy do auta i pojechaliśmy.

 

Oto moja historia. I tak nie uwierzycie, bo wróżki, choć może nie są takie całkiem mądre, nigdy nie kłamią.

 

/

 

Jest to kolejny przerzut tekstu z mojego bloga. Zapraszam do czytania i komentowania. Liczącym przecinki i myślniki dziękuję, znajdźcie sobie lepsze zajęcie. Jak gdzieś jest błąd, to najwidoczniej autor tak sobie to umyślił. Przerzucam tutaj, bo czemu niby nie, Nazareth nie będzie musiał szukać moich tekstów po całym internecie.

 

/okropny.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ritha 07.07.2016
    Patrz i akurat Ci się trafiła wróżka w szpilkach xD Masz fart ;p Ja też spotykam różnych ludzi w Lidlu i innych Biedronkach i myślę, że nie wszyscy muszą być... ludźmi :)

    "... Choć może to było trochę jak ze mną, czyli w zależności od kontekstu: Albo właśnie flirtujemy, śmieszkujemy, żartujemy - albo widzisz najprawdziwsze insanity, oczy błyszczące groźbą psychopatii klinicznej, osobowością socjopatyczną, czystym szaleństwem i/lub wizją płonących miast i pojedynków (na śmierć i życie) (w galarecie)... Sam(a) zdecyduj..." sory musiałam skopiować ten dłuuugaśny fragment, bo jest bezbłędny :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania