Ona IV: Wolne koty

W końcu trafiłem do Kioto, był już późny wieczór. Słońce dawno uciekło podpalać przeciwną część Ziemi, co mnie bardzo ucieszyło. Nie chodzi o to, że słoneczna pogoda nie była w moim guście, (choć rzeczywiście za nią nie przepadałem) ale czułem, że światło, które ma nam pomóc dostrzegać, w tym właśnie miejscu wszystko zakrywa.

Szedłem stromą i wąską uliczką, wciśniętą jakby siłą między szeregi domków w tradycyjnym, japońskim stylu. Każdy domek był innego koloru i wysokości, ale wszystkie jednakowo malutkie i osadzone blisko siebie, jakby największym ich koszmarem mogła być samotność, kurczowo się siebie trzymały nigdy nie puszczając. Co chwilę rzędy domków przerywał las lub krótszy, żyjący własnym życiem, zielony fragment roślinności. Niebo z lekko różowo-pomarańczowego odcienia zaczęło przybierać ciemnoszare barwy, a latarnie nie dawały zbyt wiele światła, co sprawiało, że wszystko było jeszcze piękniejsze. Poplątane i stare kable obwieszały słupy wysokiego napięcia, dusząc je niczym kłącza pragnące zabić swój owoc, zamiast bezpiecznie przytrzymać się ziemi.

Na ulicach było prawie pusto, ludzie schowali się w domach za zasłonami. Co jakiś czas przejeżdżała obok mnie młoda Japonka w dłuższych włosach i szerokich spodniach. Miałem wrażenie, jakby jeździła tam i z powrotem bez końca. Wiedziałem jednak, że nie jest ona jedną i tą samą osobą, tylko odniosłem takie wrażenie poprzez nieprzywiązywanie wagi do szczegółów. Często również mijałem starców na skuterach, rzadziej w samochodach. Mieszkańcy Kioto wydali mi się niesamowicie zamkniętą społecznością, jakbym przyjeżdżając tutaj trafił do świata nie tyle wywróconym do góry nogami, co zakręconym i inaczej poskładanym przez wielkiego władcę niż ten rzeczywisty. Postanowiłem spędzić jeszcze trochę czasu na zewnątrz, chciałem, by mój zachwyt tym miejscem trwał jak najdłużej, a bałem się, że wraz z nadejściem ranka, cały czar pryśnie.

Parłem naprzód, nie mając pojęcia dokąd zmierzam i gdzie jestem. Szedłem, rozmyślając o codzienności żyjących tu ludzi i zacząłem się zastanawiać, czy czują zapach swojego domu, lasu obok, a nawet asfaltu. Wszystko pachniało żywicą, jesienią i kadzidłem. Nigdy w swoim życiu nie czułem tak intensywnie zapachu miejsca, jak tutaj. Przymknąłem na chwilę powieki, by pozostałe zmysły mogły zasmakować tego piękna w całej jego okazałości. Wtedy właśnie, gdy straciłem z oczu widok miasta, gdy pozostała mi sama wyobraźnia, zakochałem się całkowicie w Kioto. Wiatr popychał moje ciało, przypominając o jego kruchości, na ramionach czułem nieboskłon, który postanowił odpocząć, korzystając z okazji, że nikt go nie obserwuje. Wszystko wokół zbliżało się niepozornie, obwąchiwało jak czujne, dzikie zwierzę i w pośpiechu wracało na swoje miejsce z obawy, że ja, drapieżnik, uznam je za swoją ofiarę.

Myślałem o kotach błąkających się po ulicach, które bez przerwy mijałem i stwierdziłem, że to idealne miejsce do bycia takim właśnie bezdomnym kotem. Gdybym się nim stał, czułbym się zupełnie wolny, niczym nieograniczony. Koty nie muszą mieć pieniędzy, reputacji w społeczeństwie, a nawet kina czy kawiarni, by sobie spokojnie i szczęśliwie egzystować. Są mniej wymagające od ludzi, a jednak od zawsze wydawały mi się być najbardziej tajemniczym gatunkiem z królestwa zwierząt, jakby wszystko doskonale rozumiały i widząc nasze codzienne poczynania wciąż powtarzały “Człowieku, znowu zapomniałeś o swoim człowieczeństwie. To bardzo przykre, my, koty, naprawdę ci współczujemy.”

Nie wiedziałem, ile kilometrów udało mi się przejść, ale szedłem do momentu, w którym temperatura była bliska zeru i dobiegała godzina druga w nocy. Postanowiłem obrócić się o 180 stopni i kontynuować wędrówkę. Miałem nadzieję, że do ranka uda mi się znaleźć hotel o nazwie zapisanej przeze mnie na odwrocie biletu. Kierowało mną przeczucie, że Ona tam będzie. Byłem wtedy głupcem ślepo wierzącym w przeznaczenie.

Przystanąłem na chwilę i zapaliłem żółte camele, których nienawidziłem. Paliłem je, ponieważ były źródłem mojej pierwszej dawki tytoniu i jakimś cudem zawsze pozwalały mi wrócić choć na te parę minut do samego siebie sprzed kilku lat. Usiadłem na niskim, kamiennym ogrodzeniu, które dzieliło dzieło człowieka - brukowaną ulicę od czystej, nienaruszonej natury, usiłującej uciec z kamiennych krat, owijając się wokół nich i porastając mchem szczeliny. Położyłem maszynę pomiędzy nogami i obserwowałem unoszący się dym papierosowy, oświetlany przez światło bladego księżyca. Wracając chwilowo myślami do rzeczywistości, o której zdążyłem szybko zapomnieć, postanowiłem napisać list do matki z wyjaśnieniami. Co prawda była ona już przyzwyczajona do tego, że czasami znikam, ale jeszcze nigdy nie uciekłem na drugi koniec świata - tym razem sprawy miały się inaczej. Sytuacji nie poprawiał powód, dla którego wyjechałem. Śmierć bliskich zawsze niesie ze sobą pewne konsekwencje w naszych poczynaniach. Utrata zmysłów, egoistyczna samodestrukcja lub ucieczka… Jest wiele rzeczy, których matka się może błędnie spodziewać, dlatego wyjaśnienia powinny dotrzeć do niej jak najszybciej.

Nad ranem, gdy powoli zaczynało świtać, w końcu udało mi się dotrzeć do hotelu zarezerwowanego przeze mnie w trakcie podróży pociągiem. Ucisk w żołądku przypomniał mi, że nic nie jadłem od prawie dwóch dni, więc od razu udałem się do hotelowej restauracji. Przechodząc jasnym korytarzem, zachowanych w kolorze złota i rdzawego burgundu, miałem wrażenie, jakbym wkraczał w zupełnie inną rzeczywistość, jakby moje “ja” sprzed wejścia do hotelu należało do zupełnie innej osoby, którą stałem się tylko na chwilę. To uczucie minęło zdecydowanie za szybko i, jak się później okazało, bezpowrotnie. Dźwięk skórzanych butów, mimo, że lekko dotykały podłogi, rozlegał się echem po pustych ścianach długiego korytarza. Mój oddech, mimo że zazwyczaj niesłyszalny, wydawał się być dyszącą wichurą, zmęczoną ciągłą wędrówką wokół Ziemi. Zmęczenie nie dawało za wygraną, uczepiając się moich nóg, pozbawiając możliwości ruchu, nieprzerywanie uderzało w pierś ssąc płytki oddech, wstrząsając sercem, które biło jak oszalałe.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Haru 07.03.2016
    Wiem, że później się nie dało, ale rozdział był już napisany baaardzo dawno.
    Nie wiem, czemu nie znalazł się tu szybciej. Tak wyszło jakoś.
    Wybaczcie :')
  • Karo 08.03.2016
    Mnie się bardzo podoba. Bardzo fajnie piszesz i potrafisz zaciekawić czytelnika ;) 5
  • Haru 08.03.2016
    Dziękuję!
  • Neurotyk 31.03.2016
    To ja przegapiłem kolejną część??? Konieczne potrzebne jest śledzenie autorów:/ Zabieram się za nią niedługo :)
    Dlaczego tak rzadko jesteś?:)
  • Neurotyk 31.03.2016
    *koniecznie
  • Haru 31.03.2016
    Neurotyk O, uprzedziłeś mnie. Hm... Sama nie wiem. Mam wiele, naprawdę wiele rzeczy zaprzątających moje myśli i przywłaszczających sobie mój nikły czas wolny. To zapewne dlatego, ale postaram się bywać tu częściej. Właściwe to często czytam opowiadania, tylko po prostu nie komentuję. :')
  • Haru, skarbie pisz dalej. Widziałam tą klującą się część następna u ciebie, stara pięknie
  • Haru 10.04.2016
    Dziękuję, koch, Maleńka :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania