Ona V: Burdel

Podszedłem do drewnianego biurka z małym dzwonkiem pośrodku blatu.

- Czy mogę w czymś pomóc? - recepcjonistka uśmiechnęła się prawie prawdziwym uśmiechem, złożyła obie ręce w wyniku prawie prawdziwego odruchu i przekrzywiła głowę lekko w lewo, będąc prawie prawdziwie ciekawą i oczekującą na moje słowa. Schemat układu rąk, uśmiechów i słów, który prezentowała przed każdym przybyłym klientem był sztuczny i wyuczony, lecz jednak wszedł jej w krew i nie zdziwiłbym się, gdyby przechylała głowę i uśmiechała się w identyczny sposób podczas zwyczajnej rozmowy. W ten właśnie sposób owa recepcjonistka nie tyle udawała, co sama stała się tym schematem.

Powiedziałem, jej jak się nazywam i co rezerwowałem, użyłem formuły nie wartej opisania.

- Pan Horodecki, tak, zgadza się. - recepcjonistka położyła na ladę klucz i hotelową ulotkę, podsuwając mi pod nos - Oto pański klucz, pokój znajduje się na drugim piętrze. Czy ma pan jakieś życzenia? - wtedy stała się rzecz, której zupełnie się nie spodziewałem. Recepcjonistka posłała mi bardzo intrygujące spojrzenie, które zdawało się mówić “poznaj mnie bliżej”. Odpowiedziałem tym samym, lekko unosząc kąciki ust w półuśmiechu.

- Mogłaby pani… - oparłem łokcie o ladę, opierając brodę na dłoni. Recepcjonistka również się przysunęła, ściskając brzegi biurka. Jej twarz pozostała wciąż w kolorze mleka, delikatnie opalonego słońcem, jakby muśniętego farbą zrobioną ze złota. Nie rumieniła się. - Wskazać mi, gdzie znajduje się hotelowa restauracja?

- Oczywiście - uśmiechnęła się, ukazując zęby z lekko wysuniętymi do przodu kłami - proszę za mną.

Jej kroki były jakby idealnie wymierzone, ręce poruszały się niby bezwiednie, gdy tak naprawdę były przez nią kierowane, aby przypadkiem nie wydały się posiadać własnej woli. Szła przodem, w duchu na pewno świetnie się bawiąc. Myślała, że trafiła na godnego siebie przeciwnika, twierdząc, że podobnie jak ona, jestem manipulantem. Niestety jej przebiegłość tym razem spudłowała, byłem bardziej obserwatorem, wiernym widzem analizującym każdy szczegół przedstawienia, niż lalkarzem pociągającym za sznurki swych aktorów.

W końcu kobieta się zatrzymała, odwróciła w moją stronę i powiedziała:

- Nigdzie nie znajdzie pan tak genialnie przyrządzonych owoców morza, jak u nas - i odeszła.

Przez chwilę zastanawiałem się, co kryło się za pozornie zwykłymi słowami recepcjonistki, jednak założyłem, że odpowiedź przyjdzie do mnie sama.

Najdłuższa ściana restauracji była cała zakryta szkłem - słaba kryjówka dla roślin-szpiegów. Patrzyłem na te rośliny tak, jak one na mnie. Dojrzałem ich skryte obserwacje, spojrzenia. Roślinność istnie mordercza; z liśćmi cierpienia, które naszej krwi i oddechu używają do fotosyntezy. Przytulone do szklanego więzienia, wysysały z nieświadomych niczego ludzi po kawałeczku “duszy”. Nie musiałem kryć się z faktem, że znam ich sekret - nie miały możliwości usłyszeć moich myśli.

Korzystając z hotelowej restauracji czułem się strasznie nieswojo, jakbym został siłą wrzucony do systemu, w którym nie tylko nie potrafię, ale też nie chcę funkcjonować. Czułem się wręcz zażenowany, że siedzę w jednym pomieszczeniu z maszynami podającymi się za ludzi i szpiegami w przebraniu roślin. Nie czułem się lepszy. Miałem tylko wrażenie, że świat jest obrazem, który nieprzerywanie odtwarza się w moim umyśle od średnio dwudziestu lat. Obrazem, na który nie miałem najmniejszego wpływu, którego nie mogłem zatrzymać, przewinąć, cofnąć. Obraz, który pędzi coraz szybciej i bezlitośnie nas zaskakuje, niczym sen w świadomości, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy panami świata, którzy mogą wszystko nie biorąc odpowiedzialności za nic.

Jednak pomimo tego nieznośnego uczucia zupełnej niezależności od świata i tego całego życiowego bałaganu, jeszcze większy burdel miałem w połączeniach nerwowych i świadomości, a za największą tragedię świata współczesnego uważałem fakt, że ktoś może nam posprzątać w tych naszych przepełnionych głowach - poprzestawiać meble, przewiesić obrazy i wyrzucić śmieci. Ludzkość chce wyrzucić nasze słodkie śmietniki, zastępując je elementarnymi regułami, pozbawiającymi wyobraźni.

Poczułem nagły przypływ weny, więc od razu po odnalezieniu pokoju wyłożyłem maszynę na biurko i zacząłem pisać kolejny wiersz z kolekcji myśli niewydanych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Neurotyk 25.04.2016
    IV i V przede mną, mam nadzieję, że już dziś przeczytam :D
  • Neurotyk 25.04.2016
    "Kapelusz" i "Pociąg" czytałem, ale nie zostawiłem komentarza :/ Nadrabiam :)
  • Haru 25.04.2016
    Czekam na Twoją ocenę, Neurotyku! :)
  • Prometeusz 25.04.2016
    Świetne ;)
  • Haru 25.04.2016
    Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania