OneShotChallenge — Codzienne strzały w miasteczku — nominuję Maroka :-)
Lecę. W kagańcu lecę, jak Bóg i minister (niech go jasny grom popieści) przykazał. Rower porusza się płynnie, ja jakby nieco mniej. Materiał mokry, dziób otwarty, okulary przesłonięte mgłą. Tak się starałam, żeby wyglądać jak człowiek. Człowiek zwykle składa się z pięknych oczu i reszty ryjka człowieka, miłosiernie ukrytego pod dwiema warstwami materiału. Jak dla mnie świat nic nie traci na rozpoznawalności. Okazuje się, że i tak oczy mówią mi czy się cieszą, są smutni czy źli. Poznam uśmiech wszędzie po najmniejszym błysku. Okropnie mnie dziwi, że można nie poznawać w kagańcu. W sumie w czy bez — ten sam pies. Nie poznalibyście swojego psa w kagańcu? No właśnie.
Męka się kończy. Przypinam rumaka przy słupku oznajmiającym, że to miejsce do parkowania dla niepełnosprawnych (hehehe). Podchodzę do drzwi. Czekam na zielone. Na czerwonym nie wejdę. Sygnał. Do boju. No i zaczyna się. Podchodzą do mnie znacznie bliżej, niż w normalnych warunkach bym pozwoliła i... strzelają mi między oczy. One shot. Drugi. Mina. Trzeci. Dają za wygraną. Trzy niewypały. Jak co dzień.
Czy to znaczy, że nie żyję?
Ten, kto ma chłodzenie na obwodzie, moim strzelcom wydaje się niegroźny. I tego się trzymajmy.
Komentarze (17)
Pozdrawiam
Trzy "zimne" strzały.→Skoro żyjesz, to masz jakąś:). Chociaż czasami by się chłodzenie przydało:)→Pozdrawiam:)→5
Pozdrawiam ;)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania