On-sen!

On mani handomei un…

On mani handomei un…

On mani handomei un!

 

Kurama Onsen, góry, spokój. Gorące źródła, para ulatująca ku rozgwieżdżonemu niebu.

— Ech? Co ty tam pleciesz?

Dwie dziewczyny. Przyjaciółki. Wakacje w Kioto. Odpoczywają, próbują się zrelaksować. No, przynajmniej jedna z nich. Woda jest ciepła, przyjemna, orzeźwia swoim gorącem, uzdrawia umęczone ciało. Umysł jednak nadal pozostaje wrażliwy, nadal musi sobie radzić z problemami natury komunikacyjnej i poznawczej.

— „Bądź pozdrowiony, skarbie w kwiecie lotosu”. Mantra. Nie znasz?

— Wiesz, że słabo u mnie z japońskim…

Bohaterki tej sceny – buddyjska Ichigo i niedoświadczona Ptysia. Ta pierwsza z wzrokiem ku górze, oczami pełnych marzeń, ta przyziemna – skulona na skraju, ze świadomością wbitą w falującą delikatnie wodę.

— Musisz się dalej uczyć — Truskawka zbliżyła się do niepewnej dziewczyny, popłynęłaby nawet do niej, gdyby było wystarczająco głęboko.

— Staram się — Odmruknęła, odwracając wzrok.

Nie lubiła oczu swojej przyjaciółki. Były żywo niebieskie, przenikliwe, pełne wymagań i wiary. A ona nie chciała, by ktokolwiek w nią wierzył. Choć może inaczej — nie chciała, by dodawano jej otuchy w tak intensywny sposób.

— Shizukasa ya iwa… — powiedziała niespodziewanie Ichigo egzaltowanym, teatralnym głosem. — Dokończysz?

— Ni shimiiru! — Zaśmiała się, patrząc rozmówczyni w oczy. — Semi no koe… Co ty tak z tym wyskoczyłaś?

— Sprawdzam cię — Odpowiedziała uśmiechem, poprawiła mokre, pozlepiane włosy. — Nie chcę byś się zapominała.

— Słów mistrza Bashou się nie zapomina… — Odsunęła się nieco, położyła dłoń na dnie, między sobą a Ichigo. — Potrzymamy się za ręce?

— Po co?

— Tak czuję się pewniej — powiedziała z niespodziewaną dla siebie powagą.

— Hmmm, naprawdę? — odrzekła Ichigo. — Dobrze. Może spróbujemy jeszcze raz? — Głęboki oddech. — Kono sekai ni umareta sono imi wa…

— Nie, tego nie znam — odpowiedziała serdecznie.

— Serio? — Dało się słyszeć lekki zawód w jej głosie. — A z melodią? Może wtedy coś ci zaświta?

— Nie, serio, nie znam się na tym…

— Okej. Na razie ci wybaczę.

Ichigo po chwili wstała. Dumne, piękne ciało, woda spływająca w dół, od barków, coraz niżej, nawet jeden mały strumyczek wędrujący od podbródka. Ptysia nie mogła nawet marzyć, by być tak piękną i pewną. Nie zazdrościła, a jedynie podziwiała. Nie oczy, nie sylwetkę, głównie włosy – kruczoczarne, przycięte krótko za szyją, mocne, o głębokim, intensywnym kolorze. To był obraz jej duszy – tak przynajmniej myślała. Przy niej była tylko poskręcanym, brązowawym kartofelkiem – to, jak uważała, również świetnie odzwierciedlało siłę ducha. Była świadoma swych ułomności i z gorzką przyjemnością przy każdej okazji je punktowała. W opozycji stała właśnie czarna truskawka, która zawsze starała się wierzyć w jej zdolności i wyciągać na wierzch głęboko poukrywane zalety. Ptysia nie czuła się jednak z tym pewnie – tak długo się znają, a ciągle miała wrażenie, że robi to z litości, że zwyczajnie jej szkoda ptysiowego, nijakiego oblicza.

— Wracam do pokoju — rzuciła Ichigo. — Idziesz ze mną?

— Posiedzę tu jeszcze chwilę — odpowiedziała, zanurzając brodę w wodzie.

— Dobrze — Przeszła parę kroków po parkiecie, owinęła się w ręcznik. — Do zobaczenia.

„Nie zaśnie nim nie przyjdę?” — kolejny przykład niezrozumiałego do końca ustępstwa.

 

???

 

— Zasnęła… — szepnęła pod nosem.

Zasiedziała się dłużej niż planowała. Około pół godziny. Zegar bił północ. Wcisnęła się w piżamę, ostrożnie stąpając przez ciemność znalazła w końcu futon. Wślizgnęła się pod kołdrę, upewniła się co do pozycji drzemiącej Ichigo, zamknęła oczy, zasnęła. Dręczyło ją wiele myśli, nie tak łatwo było oczyścić umysł, ale nie miało to większego znaczenia. Sen w końcu przyszedł, oswobodził ją z kajdan niepewności codziennej egzystencji. „Oyasumi”…

 

???

 

— Shinsengumi!

— Co?

Poranek, śniadanie, kuchnia, oczywiście, japońska. Ichigo jak zwykle pełna energii o tej porze. „To u niej normalne, takie odpały…” – pomyślała Ptysia, patrząc na przyjaciółkę, która nawet porządnie kimono nie umiała założyć. Z niepoprawną niecierpliwością czekała aż jedna z piersi jej wypadnie, aż ledwie trzymający się na dziewczęcych barkach materiał zsunie się, ujawniając cudowny naturalizm nieletniej postaci. „No, dawaj, spadaj. Czekam…”. Nie, to było czcze oczekiwanie. Pozostawała jedynie wyrwa, kanion otwierający się od szyi, mostek, cień. Nic więcej. Bez szansy na kontrowersję przy pozostałych gościach. Częściowo szkoda.

— Isama Kondou czy Toshizou Hijikata? — kontynuowała, nie zważając na lekkie zakłopotanie Ptysi.

— Jasne, że Hijikata — odrzekła, próbując znaleźć ukryty sens w tych rzucanych na wiatr nazwach i nazwiskach.

— Dobra odpowiedź — Ichigo wystawiła kciuk do góry, szeroko się uśmiechając.

Dziwna to była rozmowa, no, przynajmniej mocno niekompletna i zrozumiała tylko dla inicjatora. Taki jednak był jej charakter – nie odpuszczała Ptysi, zapędzała ją w kozi róg, w nonkonformistyczny sposób wyciągała ją z umysłowo europejskiej strefy komfortu. Ciągłe, delikatne en garde kończone zazwyczaj popychającym naprzód touché.

— Gdzie dzisiaj idziemy? — Podjęła temat Ptysia, przerywając krótką, acz niezwykle intensywną ciszę.

— Połazimy po prostu po mieście — odpowiedziała jakby od niechcenia, ze znudzeniem kręcąc pałeczkami wokół palców lewej dłoni. — Kupimy nieco pamiątek, może ty też znajdziesz coś fajnego…

— Masz kasę? — zapytała, szczerze wierząc, że Ichigo mogła już wszystko wydać.

— Mochiron! — Uśmiechnęła się głupio, potraktowała ją casualowym japońskim z wyraźnym kawaii akcentem.

— Po naszemu wystarczy — Ptysia nieco się zażenowała kiczowatym zachowaniem przyjaciółki.

— Nai, nai, nai! — Pomachała jej przed nosem palcem. — Musisz się uczyć!

Dialog umarł.

Zjadły śniadanie, arigato, arigato, poszły do pokoju, przebrały się (Ichigo – granatowe kimono związane niewielkim lawendowym paskiem; Ptysia – normal european look), wyszły z hotelu, wezwały taksówkę, bo z lasu cholernie daleko do miasta.

Po niedługim czasie dotarły na miejsce. Normalnejapońskiemiasto.mp4. Nie do końca przecież wiadomo jak wygląda Kioto poza zdjęciami zabytków w internecie.

— Chcesz taiyaki? — Ichigo złapała dziewczynę za rękę, pociągnęła ją w stronę stoiska, zanim ta zdążyła choćby przemyśleć odpowiedź.

— Dobre to? — Mrugnęła zastanawiająco, starała się uniknąć kontaktu wzrokowego ze sprzedawcą.

— Słodkie.

— No to weź.

Ciastowe rybki ginęły w mgnieniu oka, wędrówka postępowała, Ichigo oczywiście musiała się ubrudzić fasolowym nadzieniem. Na jej szczęście na granatowym nie widać za bardzo takich plam. Nie chcąc wchodzić do sklepów z kruchym, intensywnie pachnącym żarciem, przysiadły na schodach prowadzących do enigmatycznego „gdzieś wyżej”. Ludzi, co oczywiste, było sporo. Wielu ich mijało, jeszcze więcej tliło się gdzieś w oddali, na drugim planem i za kulisami. Mozaika kolorów przelewająca się przez żywy miejski organizm. Ptysia czuła się cebulowo obco, patrząc na tę ledwie uchwytną różnorodność.

— Neko! — Ichigo z podekscytowaniem szarpnęła za ramię siedzącej obok kumpeli.

Rzeczywiście, już po odwróceniu spostrzegła czarnego kota, który zachęcająco ocierał się o nogę czarnowłosej dziewczyny.

— Widzisz? Lubi mnie — Nie kryjąc radości powiedziała Ichigo. — No, chodź, chodź, dostaniesz kawałek.

Odjęła sobie okruszek ciasta od ust, podarowała przybłąkanemu stworzonku i te, nie omieszkając skorzystać z dziewczęcej dobroci, natychmiastowo zjadło chrupiący kąsek.

— Ładny kotek — powiedziała Ptysia, choć nie końca wierzyła w swoje słowa.

Przede wszystkim źle znosiła każdą nieichigową czerń. Zawsze kojarzyła jej się ze śląskim węglem. Aż dreszcze ją przeszły.

— O, patrz! — Kot niespodziewanie skoczył na skryte pod kimonem kolana, wychylił głowę, jakby szukając dłoni Ptysi. — Pogłaszcz go, dawaj.

Brązowowłosa dziewczyna zastanowiła się przez moment, czy nie chce protestować, ale ostatecznie uległa urokowi żółtawych, dzikich oczu i pogłaskała kota. Zaczęła od głowy, delikatnym, pewnym ruchem przeszła po wygiętym w „s” grzbiecie i skończyła niemalże na wyprostowanym, bezwładnym ogonie. Czarnemu się to spodobało. Zdawało się nawet, że się uśmiechnął, ale tylko szczerzył kły. Skoczył po tym z kolan, zniknął gdzieś prędko w tłumie.

— To dobry omen — podsumowała z dziwną satysfakcją Ichigo. — No, chodźmy — złapała ją za rękę. — Trzeba coś kupić, co nie?

Ptysia nieco się wystraszyła nagłej bliskości, myślała już, czy nie powinna zadbać o dłoniową rozłąkę, ale jednak to ciepło, pewność i swoboda, która jakby przelewała się przez ten ewentualnie kontrowersyjny kontakt, sprawiła, że szybko odegnała te głupie myśli. Chciała z nią być, lubiła ją, ale brakowało jej naiwnej bezpośredniości. Czuła się nieco jak zacofana woda, która mierzy się z błyskotliwym ogniem postępu. Ostatecznie dała się tak ciągnąć, odrzucając kajdany klaustrofobicznego rozsądku. Wyjdzie jej to na dobre w ostatecznym rozrachunku. No, chciałaby wierzyć, że tak się stanie.

Średnia ocena: 2.9  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Pasja 24.07.2020
    Wiem, że jesteś fanem mangi. Dla mnie to czarna magia. Ale chętnie przeczytałam i muszę przyznać, że bardzo urocze są te laleczki. Całość słodka i różowa. Nazwy cudne i wiadomo Japonia jest cała magiczna i tajemnicza. Sam język jest dźwięcznym śpiewem.

    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 24.07.2020
    heh, dziękuję za komentarz. Pozdrawiam również
  • DEMONul1234 25.07.2020
    Czytając te rozmowy, do głowy przyszła mi seria YuruYuri. Nie wiem dlaczego takie słabe oceny, dam 4.
  • Pan Buczybór 25.07.2020
    heh, Yuru Yuri jeszcze nie oglądałem/czytałem, ale rzeczywiście - dialogi nieco opierałem na doświadczeniach z moe i shoujo ai :) Dziękuję za komentarz.
  • DEMONul1234 25.07.2020
    Pan Buczybór To polecam serię. Niby takie klasyczne 'cute girls doing cute stuff', niemniej jednak posiada zaskakująco dobrane elementy komiczne ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania