Poprzednie częściOpiekun Niewidomej #1

Opiekun Niewidomej #5

Nastała niezręczna cisza, Ethan stojący w progu wejścia do domu Kanny trzymając ją pół przytomną na plecach. Rodzice dziewczyny obserwując go nie wiedzieli jak zareagować. Każda sekunda dziwnie się wydłużała do momentu kiedy za plecami gospodarzy pojawił się ktoś jeszcze. Sylwetka małej i nieśmiało wyglądającej zza ściany dziewczynki, która przykuła uwagę Ethana. Zaspane oczy koloru kruczego pióra bacznie mu się przyglądały, ani na chwilę nie odrywając wzroku. Młodsza siostra Kanny pierwsza przerwała niezręczną ciszę prostym pytaniem.

 

- Mamo, kim jest ten Pan? – kobieta w kuchennym fartuchu odwróciła się i ujrzała swoją małą córeczkę, wyciągnęła do niej dłonie, a wtedy ona na swoich małych bosych stópkach wybiegła z ukrycia i padła w objęcia mamy, która wzięła ją na ręce – Dlaczego ten Pan płacze? Smutno mu? Dlaczego? – zapytała ponownie.

 

Kanna słysząc to oprzytomniała, stanęła na własnych nogach i zaczęła się przyglądać Ethanowi. Oczy wszystkich były skupione na łzach, które spływały gęsto po jego policzkach, łącząc się na brodzie spadały na ziemie zostawiając po sobie mokre ślady na cementowej posadzce.

 

- Wszystko w porządku? - rozległ się głos kobiety trzymającej dziewczynkę, jednak słowa te nie dotarły do Ethana. Zaczął nerwowo oddychać i chwycił się w okolicy serca, które biło jak oszalałe. Poczuł paniczny strach, nie mógł tego zatrzymać, lawina negatywnych emocji pustoszyła jego ciało.

 

- Muszę wracać – wydusił z siebie z wielkim trudem i pośpiesznie wrócił do auta, natychmiast odjechał, prawie z piskiem opon. Rodzina wymieniła między sobą zmartwione spojrzenia, koniec końców Kanna dostała reprymendę od ojca, który przełożył rozmowę na następny dzień kiedy dziewczyna dojdzie do siebie.

 

Zaczął padać deszcz, warunki na drodze stały się nie pewne jednak Ethan pędził trzymając gaz prawie cały czas do deski. Czterystu konny silnik AMG rozpędzał auto utrzymując wskazówkę zegara cały czas powyżej stu kilometrów na godzinę. Nie mógł złapać oddechu, nie rozumiał co się dzieje. Miał wrażenie jakby coś chwytało go za gardło, był przerażony. Na szczęście dotarł do Gwiazdy Polarnej w jednym kawałku, chodź nie wiele brakowało, ruch na drodze o tej porze nie był zbyt wielki. Zostawił auto zaparkowane jak bądź, nie myślał o tym, nawet nie zamknął auta i zostawił kluczyki w stacyjce. Wbiegł do budynku i natychmiast ruszył schodami na piętro do swojego pokoju, chodź nie wiedział tak naprawdę dlaczego tam idzie, czuł, że kiedy tam już będzie to wszystko będzie dobrze. Alice w tym momencie wyszła z kąpieli, ledwo zdążyła założyć na siebie szlafrok kiedy usłyszała jak ktoś nerwowo przebiegł korytarzem pod jej drzwiami. Oburzyła się, domyśliła się, że to Ethan.

 

- Co on wyprawia, miał mi przecież pomagać a on sobie dopiero wrócił – mamrotała pod nosem, w rzeczywistości chodziło jej tylko o to, że przez cały dzień strasznie się wynudziła. Odsączyła mokre włosy ręcznikiem z nadmiaru wody i poszła prosto do pokoju chłopaka dać mu reprymendę. Gdy wyszła z pokoju chwyciła się ściany i tak dotarła na koniec korytarza, prosto pod jego drzwi. Nie pukała, nie miała takiego zamiaru, weszła do środka – Hej Ty! Co to ma.. – nie skończyła. Zorientowała się, że coś jest nie tak w zachowaniu jej opiekuna.

 

- Możesz mnie zostawić samego? – powiedział bardzo cicho, jakby brakowało mu tchu, by podnieść ton – Odprowadzę Cię do pokoju i – kiedy próbował wstać zakręciło mu się w głowie, wszystko zaczęło się rozmywać za ciemnymi plamami, aż upadł i stracił przytomność. Kiedy się obudził nie ujrzał dobrze znanych mu ścian, nie było nocnej szafki zaraz obok łóżka gdzie co wieczór stawiał staromodny budzik mogący obudzić nawet zmarłego, nie było okna z widokiem na ogród, ani porozrzucanych wszędzie pudeł z jego rzeczami. Ocknął się w windzie siedząc na wózku inwalidzkim, winda jechała w górę. Przetarł oczy, oświetlony guzik z numerem dziesięć był naduszony. Był sam, nikt mu nie towarzyszył. Po paru chwilach winda dotarła na wskazane piętro, drzwi powoli i z cichym szumem rozsunęły się ukazując Ethanowi długi korytarz. Błękitne ściany i zero naturalnego światła, tylko jasne lampy oświetlające wszystko co sięgał wzrokiem – Szpital? – powiedział do siebie robiąc kilka kroków naprzód, wtedy zaś drzwi windy zamknęły się samowolnie. Po lewej stronie znajdowała się recepcja, Ethan podszedł do blatu jednak nikogo tam nie było – Przepraszam? – wołał, bezskutecznie. Zaczął iść wzdłuż korytarza w nadziei, że spotka kogoś z personelu. Szukał wzrokiem jakiejś informacji, by wiedzieć chociaż co to za oddział ale nigdzie nie było nic napisane, żadnych tablic informacyjnych. Szedł przed siebie do momentu kiedy usłyszał śmiech dziecka, dobiegał zza drzwi, które właśnie mijał. Zatrzymał się i przez chwile zastanowił czy może wejść do środka, rozejrzał się dokładnie w prawą i lewą stronę. Wyciągnął rękę i chwycił dłonią klamkę, wystraszył się kiedy ją dotknął i odruchowo cofnął dłoń. Była strasznie zimna, lodowata wręcz. Zrobił drugie podejście, powoli otworzył drzwi, miał nadzieje, że ktoś mu wreszcie wytłumaczy gdzie jest. Mała sala, cała w bieli a na środku łóżko okryte zasłonami, cichy śmiech dobiegał właśnie stamtąd – Halo? Nie wiesz może gdzie znajdę jakąś pielęgniarkę, lekarza, kogokolwiek? – zbliżył się do łóżka i już wyciągnął rękę, by odsunąć biały materiał kiedy przeszły go dreszcze. Zdał sobie sprawę, że już był w podobnym miejscu. Przełknął nerwowo ślinę i włożył dłoń w miejsce gdzie spotykały się dwa końce zasłon, rozsunął je. Pod białym prześcieradłem, ktoś leżał, drobne ramię zwisało bezwładnie z pod prześcieradła. Nie wiedzieć czemu, Ethan odruchowo chwycił za dłoń, która okazała się zimna, skostniała i z całą pewnością pozbawiona życia. Trzymał te dłoń wiele razy, znał ją dobrze ale musiał się upewnić czy kolejny raz przeżywa ten koszmar. Powoli zbierał odwagę, by sprawdzić kto przed nim leży, a kiedy miał to już zrobić, obudził się. Wziął głęboki wdech i nerwowo się podniósł siadając na łóżku, to miejsce już było mu bardzo znajome. Pokój Alice, tylko dlaczego się w nim znalazłem? Pomyślał, nie pamiętał co się stało.

 

- Obudziłeś się? To dobrze – odpowiedziała leżąca obok niego kobieta.

 

- Zaraz, co tu się dzieje? Dlaczego śpimy razem w jednym łóżku? – był skołowany, przed chwilą wy budził się z koszmaru, o którym szybko nie zapomni. Teraz leży w jednym łóżku razem z Alice.

 

- Straciłeś przytomność, nie wiem co się stało. Wezwałam pomoc, zbadał Cię lekarz, stwierdził, że to z przemęczenia i teraz po prostu śpisz. Poprosiłam dwóch twoich znajomych z nocnej zmiany, by przenieśli Cię do mojego pokoju żebym miała na Ciebie oko – uśmiechnęła się z wtuloną głową do poduszki i zaśmiała się – Rozumiesz? Żebym miała na Ciebie oko – Ethan jednak nie zaśmiał się – Ponurak z Ciebie, Twoi koledzy się śmiali.

 

- Która godzina? Długo spałem?

 

- Kilka godzin, pewnie jest gdzieś koło piątej nad ranem. Zostań i wyśpij się, nie będę znowu robiła afery kiedy zrobisz kilka kroków i padniesz jak długi. Będziesz tak leżał do rana! – ostrzegła chłopaka.

 

- Kto mnie przebrał, tak swoją drogą? – spojrzał, że ma na sobie krótkie spodenki i luźną koszulkę wyciągniętą z jego szafki z ubraniami – Chyba, nie..?

 

- Zrobili to Ci mili Panowie, nie martw się. Nie podglądałam! – schowała twarz w poduszkę, by ukryć swój uśmiech, czekając na reakcje Ethana – Znowu nic?! Nasze poczucie humoru wcale nie działa na tych samych falach.

 

- Kręci mi się w głowie, chyba jednak zostanę – położył głowę na poduszce i odkrył się do pasa. Podłożył pod głowę ręce i przymknął oczy. Nie mógł się jednak wyciszyć, jego serce nerwowo łomotało w jego piersi. Świadomość, że leży w jednym łóżku razem z Alice była dla niego ciekawym doznaniem, fakt, że ktoś jest obok, na wyciągnięcie ręki było miłym uczuciem – Słuchaj..

 

- Tak? – zareagowała niemal natychmiast jakby tylko czekała aż odezwie się do niej.

 

- Masz rodzeństwo?

 

- Skąd Ci takie pytanie przyszło do głowy? W takiej sytuacji mógłbyś zapytać o dziesiątki ciekawszych rzeczy od tego czy mam rodzeństwo, na przykład co mam na sobie, jaką bieliznę i tym podobne sprawy – odpowiedziała żartobliwym tonem.

 

- Dobrze, w takim razie takie będzie moje następne pytanie. Odpowiedz najpierw na to, które zadałem.

 

- W porządku. Hmm, miałam kiedyś młodszego brata.

 

- Miałaś? – zwrócił uwagę na czas przeszły – Co się z nim stało?

 

-Odebrał sobie życie w wieku szesnastu lat, moja matka nie umiała sobie znaleźć miejsca przy jednym mężczyźnie. Był taki okres kiedy w ciągu czterech lat miała trzech mężów, z każdym było tak samo. Bili ją, odchodziła wracała, rozwodziła się i znowu żeniła i znowu rozwodziła. Nie dał sobie chyba z tym rady, chodź zawsze był uśmiechnięty i nigdy się nie skarżył to coś w nim pękło i nie wytrzymał. Do dziś czuje się winna temu co się stało, dlaczego tego nie zauważyłam? Nie dość, że jestem ślepa naprawdę, to byłam ślepa na to co się z nim dzieje.

 

- Przykro mi – wziął głęboki wdech – Ja miałem młodszą siostrę. Zawsze spędzaliśmy każdą chwile razem, w nocy przychodziła do mnie kazała sobie czytać bajki. Kiedy ledwo zaczynałem, zaraz po pierwszej stronie ona już śliniła się na moim ramieniu i spała. Któregoś razu rodzice zabrali ją gdzieś kiedy ja byłem jeszcze w szkole. Pamiętam, że tamtego dnia odebrała mnie ze szkoły siostra mojej matki, była naszą matką chrzestną. Nie odezwała się słowem, jadąc autem czułem, że coś jest nie tak. Zajechaliśmy za szpital, na drzwiach przez, które weszliśmy było napisane „Kostnica”. Nie rozumiałem wtedy jeszcze tego słowa, miałem dziesięć lat. Po spacerze przed długi korytarz ujrzałem rodziców, mieli kamienne miny, ale wyglądali jak zawsze. Wszyscy razem weszliśmy do niedużego pomieszczenia gdzie był stół, na którym leżała moja siostra przykryta białym prześcieradłem. Zauważyłem od razu bransoletkę z zawieszką w kształcie serca, którą jej kupiłem za moje oszczędności. Jej ręką zwisała bezwładnie, a ja nie wiedzieć czemu podbiegłem i zerwałem to prześcieradło, którym była przykryta. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego, moje ciało samo ruszyło przed siebie. Była zimna, nie było w niej krzty życia, zginęła pod kołami samochodu, rodzice zajęci swoimi sprawami stracili ją z oczu. A kiedy usłyszeli pisk opon ulicę dalej, było już za późno. Cały czas widzę jej zadrapaną twarz i kawałki szkła, którego nie zdążyli wyciągnąć z jej policzka. Próbowałem wyrzucić tamten dzień z pamięci, ale to wszystko tak nagle do mnie wróciło. W jednej chwili poczułem, że cały świat osuwa mi się pod nogami, a powietrze stało się gęste zupełnie jakby ktoś usunął z niego cały tlen.

 

- To smutne. Znaleźliśmy w końcu coś co nas łączy, wolałabym jednak, by było to coś zupełnie innego – zamilkła, po czym skuliła kolana pod brzuch.

 

- To co masz na sobie ciekawego? – zapytał próbując trochę rozweselić Alice, która wyraźnie zmarkotniała.

 

- Głupek – uśmiechnęła pod nosem, zbliżyła nieco i oparła czoło o jego ramie – Mogę tak zasnąć? Czy pan służbista mnie zbeszta? – zapytała dla pewności.

 

- W porządku, myślę, że to nic złego w zaistniałej sytuacji.

 

- Dobranoc – wymamrotała pod nosem ziewając.

 

- Mhh – przytaknął po czym zamknął oczy, z niewiadomego powodu ogarnął go spokój, więc zasnął zanim się zorientował.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania