Opiekun Rozdział 4: Pierwszy dzień Alice w szkole...
[Miał to być rozdział 3.5, ale wpadł mi do głowy pomysł na rozdział 5]
Alice szła tego poranka ze spuszczoną głową oraz pomrukiem niezadowolenia, jakby w ten sposób chciała pokazać, że pójście do szkoły było jednak złym pomysłem...
Dziewczynka ruszyła w ślad za kobietą, która miała od dzisiaj być jej wychowawczynią w zerówce, następnie, gdy ta skręciła do małego pomieszczenia pełniącego funkcję klasy, uwagę Alice przykuło coś innego. Przed klasą znajdowała się ławka, na której siedziała dziewczyna w tym samym wieku co ona. Dziewczyna miała pokrytą piegami twarz, której wyraz wydawał się zbliżać ku smutkowi. machała nogami w tył i naprzód aż zauważyła dziewczynę o ciemnych włosach.
- Hej! Też przyszłaś do szkoły po raz pierwszy? - spytała, wstając.
- Tak - odparła Alice - Mój wujek mnie tu zabrał, gdy mu powiedziałam, że muszę iść do szkoły.
- To naprawdę supcio ! Moja mama nie chciała mnie tu puścić! Mówiła, że nie jestem jeszcze gotowa...
Alice zrobiło się dziwnie zimno, choć temperatura wewnątrz budynku była przyjemna. Stała tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w odległy kąt korytarza po czym z powrotem powróciła wzrokiem na spotkaną osobę.
- Jestem Caroline.
- Alice
- Chcesz być przyjaciółką, Alice ?
- Pewnie - odparła, chociaż nie rozumiała znaczenia tego słowa, wystarczył jej uśmiech Caroline aby utwierdzić ją w przekonaniu, że dokonała właściwego wyboru - kim jest przyjaciółka ? - spytała w końcu.
- hmm... tata powiedział, że to osoba, na której możesz zawsze polegać oraz ufać... Nie masz kogoś takiego?
Zajęło jej to krótką chwilę, ale znalazła odpowiedź.
- Wujo Glenn!
- Wujo?
- Tak! Od jakiegoś czasu opiekuje się mną, a nawet się ze mną bawi...Przy nim nie mogę być smutna.
Pani nauczycielka zwołała wszystkich do środka, więc dziewczyny weszły do swojej klasy. Było to naprawdę małe pomieszczenie, wypełnione w połowie stolikami, które w większości zapełnione zostały siedzącymi przy nich uczniami... Druga połowa klasy była miejscem zabawy, w którym walały się porozwalane plastikowe klocki oraz lalki dla dziewcząt, a samochodziki dla chłopców.
- Usiądźcie wszyscy ! - zawołała wychowawczyni, starając się przebić przez dziecięcy gwar rozmów. Wszyscy zdawali się pomału adaptować do nowego środowiska i zapoznawać się ze sobą, aby za kilkanaście minut móc bawić się wspólnie w co tylko się da...
- Wow, to miejsce jest piękne! - powiedziała Caroline na co Alice jedynie pokiwała twierdząco głową. W gruncie rzeczy miejsce to zaczęło się jej podobać, było tu w końcu tyle osób w jej wieku, osób, z którymi mogła porozmawiać, z którymi mogłaby się pobawić. Coś wspaniałego...
- Dzieci ! W waszym pierwszym dniu w szkole nauczycie się liczyć do dziesięciu!
W sali rozbrzmiał się głośny okrzyk, będący czymś pośrednim między zachwytem, a determinacją...
Lekcje trwały jeszcze parę godzin, a po ich zakończeniu rodzice odbierali swoje dzieci z placówki i razem wędrowali radośnie do swoich domów. W sali pozostały już tylko dwie dziewczynki, które do późna bawiły się lalkami, będąc pod opieką swojej wychowawczyni.
- Twój wujo nie wraca coś długo... - powiedziała Caroline, czesząc włosy lalce.
- Ostatnio źle się czuje, choć nie chce tego powiedzieć...- odparła ze smutkiem - A co z twoim tatą i mamą ?
- Są w pracy...
- Pracy?
- Zarabiają pieniądze, teraz, gdy jestem w szkole, mają na to czas...
Alice nie pisnęła ani słowem, po chwili w drzwiach rozległo się pukanie...
- Wujek Glenn ! - powiedziała na powitanie...
Glenn ruszył jej na powitanie, przytulając ją tak mocno jak tylko mógł, a następnie ruszył w kierunku wychowawczyni.
- Dzień dobry panie Throne, przybył pan po córkę?
- Dzień dobry, jak się sprawowała Alice ?
- To bardzo dobra dziewczynka, podobnie jak reszta klasy potrzebowała będzie czasu na zapoznanie się z otoczeniem, ale myślę, że się uda. Początki bywają trudne.
- Coś o tym wiem...Dziękuję, Alice chodź, zajdziemy po drodze na jakieś lody?
- Lody? fajnie! - Alice odwróciła się do Caroline i posłała jej promienny uśmiech, po czym ruszyła, ale po chwili się odwróciła, wychowawczyni rozmawiała o czymś z jej wujkiem...
- Panie Throne... rodzice tamtej dziewczynki jeszcze nie przybyli, a placówkę zamykamy za parę minut, nie chcę pana tym obarczać, ale gdybym dała panu adres, dałby pan radę zabrać ją do domu?
- Wujku Glenn, proszę...
Glenn Throne spojrzał na swoją siostrzenicę, która z błagalnym spojrzeniem zaczęła ciągnąć go za kurtkę...
Krótko potem cała trójka opuściła szkołę...
Tego dnia Caroline i Alice dowiedziały się co nieco o przyjaźni...
Komentarze (10)
Pozdrawiam i wyczekuję dalszych losów naszych bohaterów :).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania