Poprzednie częściOpiekun Rozdział 1: Powrót

Opiekun Rozdział 4.5: Alice w parku rozrywki

[Pierwotnie miał być to bonus, ale wpadłem na pomysł, by wydać serię ''Opiekun'' w formie webtoona! Jednak aby było to dosyć możliwe (i aby był w miarę normalnej długości) muszę troszeczkę wzbogacić historię...No i zebrać fundusze...Liczę, że spodobają wam się dodatki z historii Alice oraz Glenna :–) ]

 

– Wujku! Ja chcę watę cukrową! – Głośne wołania zrozpaczonej dziewczynki przeszły przez całą powierzchnię targu, wszyscy pognali spojrzeniem za tajemniczymi wołaniami i wtem zauważyli dziecko o blond włosach, podskakujące do góry.

– To już będzie twoja trzecia, o ile mnie pamięć nie myli – powiedział Glenn – Alice, jedzenie dużo słodyczy jest niezdrowe.

– Nic na to nie poradzę, wszystkie są takie pyszne...

Trzydziestolatek nie był do końca pewien, ale widział jak oczy dziewczynki zaczęły się powoli poszerzać. Wprawdzie zjadła już dwa podobne smakołyki, niemniej jednak nie potrafił zaprzeczyć radości, jaką czuła z każdym kęsem. Znajdowali w północnej części miasta, gdzie jak co poniedziałek, odbywał się targ, na którym można było kupić wszystko od skarpetek, po sprzęt ogrodniczy. Znajdował się tam też stragan z paszą dla zwierząt, a także jeden z pamiątkowymi akcesoriami. Mieli pecha, iż tuż przed nimi stała kobieta, ogłaszająca przez megafon promocje oraz nowe towary.

– No dobra – powiedział po minucie ciszy – Niech już stracę, ale niech to będzie ostatnia – Posłał sprzedawcy nieokreślony gest dłonią, na co ten począł przygotowania waty.

– Jupi! – zarechotała i zaczęła pałaszować – Jesteśmy blisko parku, prawda? – spytała.

Park rozrywki znajdował się zaledwie dwie przecznice od targowiska, toteż przebycie tego dystansu zajęło im zaledwie parę minut. Podczas gdy Glenn podziwiał włączające się światła stojących przy chodniku latarni, Alice zaczęła nucić nieznaną mu melodię. Na dworze zapanował straszliwy ziąb, ale nie zniechęciło to dwójki do odwiedzenia małych atrakcji. Gdy tylko przekroczyli bramę wjazdową, dziewczynka pobiegła w kierunku małej karuzeli, ciągnąc swego wujka za koszulę. Glenn o mało nie zaliczył potknięcia, lecz w ostatniej chwili odzyskał równowagę.

– Kiedy ja ostatnio byłem w takim miejscu – Przetarł pobrudzone spodnie.

Oprócz karuzeli widział huśtawki, parę piaskownic oraz multum porozstawianych wszędzie ławek. Po jego lewej w górę rosły splątane ze sobą liny do wspinaczki, a po prawej, ogromny staw ze znajdującą się pośrodku fontanną. Z tego, co pamiętał, miejsce to słynęło z porozkładanych koców piknikowych oraz spotkań zakochanych.

– Dałbyś radę rozpędzić karuzelę?

– Pewnie! Już idę.

Podszedł i chwyciwszy drewnianą poręcz, wprowadził całą atrakcję w ruch obrotowy. Sam natomiast poczuł dziwne ukucie w klatce piersiowej i zaczął kasłać. Chciał przestać, gdyż powoli zaczynało boleć go gardło, ale same chęci na niewiele się zdały. Zgiął się i zaczął mimowolnie pluć na ziemie. Alice zbiegła i poklepała go w plecy.

– Wujku! Nic ci nie jest?

– Nic, nic – skłamał – Powinniśmy wracać, robi się coraz ciemniej – zauważył.

– Zgoda! – krzyknęła – Ale po drodze kupisz mi wa-

– Nie ma mowy.

– Jesteś okropny!

– Kiedyś mi za to podziękujesz – mrugnął – Ale póki co nigdzie się nie wybieram.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania