Poprzednie częściOpowieść wigilijna cz.1

Opowieść wigilijna cz.3

Rona obudziły zapachy, których nie czuł od lat. Ostry świeży aromat wwiercająca się w nozdrza, który równocześnie uwielbia się i nienawidzi. „Siano” - pomyślał. „Dlaczego czuję siano?”. Powoli, zaczynał też identyfikować inne odleglejsze wonie, wygrzebując je dociekliwie z głębi pamięci, jak ze starego klasera ze znaczkami. Przykry, kwaśny smród zwierzęcego potu. Ciężko wiszący swąd dymu. Zbutwiałego drewna, ziemi, fetor odchodów. Cała gama zapachów, których pan Teel – pracownik biurowy nie wąchał od ostatniej wizyty u dziadków gdy jeszcze był małym chłopcem. „Wieś, jestem na wsi!” pojął nagle i z przerażeniem otworzył oczy. Zobaczył jedynie ciemność.

Ron myślał gorączkowo. Pamiętał że był w biurze, pracował do późna. Wybiegł nagle na ulicę po telefonie Anny i wtedy zdarzył się ten okropny wypadek – to wszystko wydawało mu się snem. Koszmarem, z którego bardzo chciał się obudzić. To wszystko nie miało sensu.

–Czekałem kiedy się obudzisz – z ciemności dobiegł go skrzekliwy wysoki głos. – Tylko zachowaj spokój, przystosowanie się zajmuje trochę czasu.

–Kim ty jesteś?! Gdzie jesteś?! Co tu się dzieje?!

–Spokojnie! Przecież mówiłem spokojnie!

W ciemności, krótkim błyskiem zaświeciło dwoje wyłupiastych czarnych oczu i Ron ujrzał kryjącego się za nimi olbrzymiego szczura. Zwierze było równie wielkie jak on i kojarzyło się z potworem jakiego można zobaczyć w tanich horrorach nadawanych w telewizji bardzo późno w nocy. Ron chciał się zerwać i odbiec, uciec jak najdalej, ale ciało nie słuchało go, upadł wpadając twarzą w coś ostrego. Zaczął się czołgać, czując że przedziera się przez jakby, stertę chrustu; szeleszczącego i pękającego pod ciężarem jego ciała.

–Zaczekaj! Przecież nic ci nie zrobię... – piszczał za nim olbrzymi szur.

„Ja śnię, to musi być sen...” myślał Ron gorączkowo, pełznąc przed siebie, wyciągając jedną rękę przed drugą, aż trafił w jasny promień księżycowego blasku, aż zobaczył swoją dłoń: pomarszczoną i różową, upstrzoną ostrymi pazurami, od „nadgarstka” porośniętą, grubym brązowym futrem...

–Taaak... – powiedział głos dobiegający z ciemności, już nie piskliwy ale cichy i rzężący – Chciałem to zrobić, to zrobić delikatniej przyjacielu, ale, zdaje się, ten statek już odpłynął. Jesteś szczurem.

Chłód zmarzniętej polepy, zdawał się przyjemnym ciepłem w porównaniu do bryły lodu, rosnącej w trzewiach Rona, gdy podnosił łapę do twarzy i macał wyciągnięty, włochaty pysk i długie wąsiska, które znajdowały się tam gdzie zawsze wcześniej, była ogolona, trochę pucułowata buzia. Niedawny Pan Teel, rozglądał się dookoła z rosnącym niedowierzaniem, z konsumującą jego mały szczurzy móżdżek paniką. Oczy przyzwyczajając się do mroku, do nowej percepcji, nie gubiąc jednak dawnej świadomości, rejestrowały coraz to nowe dziwy, rozpościerające się paletą w małej stodole w której się znalazł – największej otwartej hali jaką widział w życiu. Były tam grabie i widły wielkości sekwoi, wiadro większe od domu, koń wielkości wieżowca i wreszcie sterta gałęzi przez, którą się przedzierał – kupka słomy.

–Był wypadek... – wydusił z siebie w końcu. – Pamiętam światła, uderzenie.

–Umarłeś – oznajmił piskliwym głosem, olbrzymi gryzoń, będący zwykłym szczurem.

–I zostałem szczurem?! – zawył Ron, w nagłym katharsis zrozumienia.

–Każdy dostaje to na co zasłużył.

 

***

 

Wędrowiec opuścił miasto. Zostawił krzykliwe światła i wibrujący harmider daleko za plecami. Załatwił w metropolii wszystko co miał do załatwienia – to czego się nie spodziewał, czego nie chciał i to co trzeba było zrobić. Z niekłamaną radością ruszył dalej, z księżycem w roli przewodnika i czarnym kundelkiem o krzywych nogach i wyłupiastych oczach, drepczącym, krok w krok, za nim. Nocy daleko jeszcze było do końca, podobnie jak pracy, którą wykonywał. Czasu jednak miał dość, by przystanąć i spojrzeć przelotnie na gwiazdy, grające w berka ze spadającym śniegiem. Było tak cicho, że Wędrowiec słyszał chrobot zamarzającego lodu, świergot gęstniejącej ciemności, huk, podążających za nim, psich pazurów uderzających o asfalt. Przeczucie kazało mu czekać, więc stał dalej jak posąg wykuty z deszczowych chmur, aż usłyszał w oddali turkot silnika.

Niedługo później, na drodze pojawiło się samotne auto, poobijane kilometrami dróg, zardzewiałe czasem, walczące ze śniegiem i lodem o swoje miejsce na asfalcie. Szperające w ciemnościach reflektory odnalazły sylwetkę wędrowca, kładąc jego idealnie czarny cień na idealnie białym śniegu. Hamulce zaśpiewały cicho i fałszywie wysokie C i pojazd zatrzymał się obok Wędrowca, wciąż zapatrzonego w nocny firmament. Okno kierowcy, zjechało w dół, ukazując smukłą, zmęczoną życiem twarz, oświetloną od dołu fluorescencyjną zielenią deski rozdzielczej.

–Przepraszam, czy Pan się zgubił? – powiedział mężczyzna, pocierając łysinę okraszoną wianuszkiem włosów. – Zwykle tego nie robię ale... może gdzieś Pana podwieźć?

Wędrowiec obrócił się w stronę nieznajomego i przypatrywał mu przez chwilę. Chciał odmówić, wiedział, że powinien, ale mężczyzna już go dostrzegł i... spojrzał na towarzyszącego mu kundelka. Jego sierść była rzadka i krótka pozlepiana brudem. Zwierze drżało spazmatycznie, trzęsąc się na swoich pałąkowatych nóżkach.

–Jest bardzo zimno, a pan zdaje się nie jest najcieplej ubrany – przekonywał mężczyzna. – Proszę... Chryste! Pan jest bosy! Proszę wsiąść!

–Dobrze

Głos rozszedł się w powietrzu chrzęstem śniegu i syczeniem ognia, sprawiając, że mężczyzna w samochodzie zaczął jeszcze bardziej kwestionować słuszność swojej decyzji. Wiedział on jednak, podobnie jak Wędrowiec, że nie miał innego wyjścia, nie tak naprawdę. Postać w wełnianej szacie, okrążyła samochód i uchyliła tylne drzwi, wpuszczając do środka psa, a potem odwróciła się i wsiadła do przodu, bezszelestnie wślizgując się na fotel pasażera.

–Jestem Michael Paterson, ale wszyscy nazywają mnie Pastor Mike – powiedział mężczyzna wyciągając dłoń.

Wędrowiec skierował ziejący nieprzeniknioną ciemnością wylot kaptura na swojego rozmówcę, jednak nie uścisnął podanej dłoni, ani nie powiedział niczego. Niezręczną ciszę zastępował głośny szum samochodowego ogrzewania.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Pasja 10.06.2017
    Ron przeszedł reinkarnację i odrodził się w skórze szczura. Co ze starym Tedem? Kim on się odrodził. Wędrowiec, dlaczego czekał, a nie szedł dalej. Przecież wykonał swoją pracę. I dlaczego nie uscisnął ręki pastorowi, chociaż dobry zwyczaj nakazuje odwzajemnić ten gest.
    Każdy dostaje to na co zasługuje, tylko dlaczego szczur. Pozdrawiam
  • KarolaKorman 20.06.2017
    ,, Ostry świeży aromat wwiercająca się'' - wwiercający
    pasja już zadała wszystkie pytania, wyraziła wątpliwości, nie wiem tylko, skąd wzięła pastora?
    Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, zaskoczyłeś mnie :) Czekam na kolejną część :) Pozdrawiam :)
  • Karawan 20.06.2017
    "...w nagłym katharsis zrozumienia." - mam poważne wątpliwości czy katharsis zostało właściwie użyte. Użyłbym wstrząsu, potworności, szoku, ale oczyszczenia?, uwolnienia od cierpienia? Wszak po przemianie cierpienie dopiero się zaczyna; obce organy, obce doznania, to wszak narodziny innej istoty zderzanej nieustannie z nowymi doznaniami, bo lawina woni, dźwięków i potworny strach przed każdym następnym momentem...
    "...że mężczyzna w samochodzie zaczął jeszcze bardziej kwestionować słuszność swojej decyzji." - napisałbym "jeszcze bardziej zaczął wątpić w słuszność podjętej co dopiero decyzji" bo kwestionować bardziej pasuje mi do dialogu, czy dyskusji, a nie rosnących wątpliwości i obaw.
    "Wiedział on jednak,..." - imho "on" zbędne
    Tyle Czepialski. Za Karolą kulturalnie zapytywuję; a gdzie CD? ;) Pozdrawiam.
  • Ritha 15.07.2017
    "Chciałem to zrobić, to zrobić delikatniej przyjacielu, ale, zdaje się, ten statek już odpłynął. Jesteś szczurem." :D Zaskoczyłeś fest, plus fajny opis stodoły oczami szczura.
    Całość wciągająca i aż chciałoby się poczytać dalej. Jak taka mentalna melisa pełna dających do myślenia sentencji, przemyconych gdzieś mimochodem. :)
  • Ritha 15.07.2017
    Klykło mi zanim dokończyłam. Nom... Generalnie, nadal Twoje teksty działają na mnie uspokajająco i radam, żem przeczytała. 5 gwiazd powędrowało. Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania