Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 1)

Nastał rok 620 n.e. Minęło dwadzieścia lat i było już widać, kto z wioski wypił wywar Damroki i zatrzymał starzenie. Okazało się, że brak zmian fizycznych to nie jedyny skutek uboczny tego specyfiku. Kto go wypił, ten stracił płodność. Dwadzieścia lat to sporo czasu, by się z tym przyzwyczaić i w jakiś sposób pogodzić. Trudno było też rodzicom, ponieważ dzieci nie tylko nie dorastały fizycznie, ale też ich mózgi się nie rozwijały i mentalnie stanęły w czasie, w którym musiały się napić tego wywaru. Ludzie wciąż narzekali, że przez całe życie będą musieli opiekować się swoimi pociechami, zamiast przez kilkanaście lat, tak jak inni rodzice.

Był okres żniw. W Witczynie magazyny zapełniały się ziarnami pszenicy i żyta. Zapowiedziano wiec, na który miał zostać wybrany przywódca wioski. Zresztą, któreś z kolei zgromadzenie, bo poprzednie nie dochodziły do skutku. Nie udało się dotychczas nikogo wybrać, bo praktycznie każdy uważał, że to on jest najlepszym kandydatem. Biezdar był tym poirytowany, bo uważał, że to on już od dawna powinien być przywódcą a mieszkańcy chyba po złośliwości jeszcze go nie wybrali. Zawsze przed wiecem próbował przekonać innych, że bardziej mądrzejszego i zaradnego przywódcy niż on, nie będzie.

To nie było jego jedyne zmartwienie. Coś złośliwego grasowało w jego obejściu. Zjadało zapasy, niszczyło sprzęt i paskudziło. Biezdar zmarnował niejedną noc, by zaczaić się na szkodnika i go przyłapać. Nie potrafił go schwytać, co psuło mu dobry nastrój. Ale był zawzięty i postanowił, że nie odpuści. Może to były myszy i szczury? Zwiększył ilość kotów w obejściu, nic to nie dało. Może to łasica? Przyniósł oswojonego borsuka, żadnych zmian nie było. A to coś stało się jeszcze bardziej złośliwe. Zasznurowało gospodarzowi buty tak, że cały ranek poświęcił, by je rozplątać. Zdążyło nasikać do kufla piwa, gdy Biezdar podczas kolacji na chwilę zaszedł do spiżarni. Gdy chłopina strudzony zasnął, to coś ogoliło go na łyso. W końcu miarka się przebrała i Biezdar udał się po poradę do Damroki. Ta sprzedała mu pewne mazidło, pouczając go, by rozsmarował na progu domu i uważał, by na tam nikt przypadkowo nie wdepnął. Tak też uczynił. Posmarował wieczorem wejście do domu. O świcie zauważył przylepionego do progu chochlika. Stworzonko miało wystraszony pyszczek, nasrożyło futerko i podkulił ogonek. Zadowolony Biezdar odczepił chochlika od progu i włożył go do wora, a worek zawiązał. Zawiniątko wylądowało w skrzyni. Gospodarzowi wrócił dobry humor. Poczuł satysfakcję, że jego wielodniowe i wielonocne wysiłki nie poszły na marne. Pomyślał, że można ten sukces wykorzystać w kampanii wyborczej. Zwołał swoich sąsiadów na plac znajdujący się w centrum wioski.

- Ludzie, słuchajcie - oznajmił zebranym. - W wiosce zalęgło się zło wcielone. Wredny chochlik, duch zła. Wiele szkód mi powyczyniał. Podejrzewam, że wam też. Ale nie obawiajcie się, już go złapałem, dla naszego wspólnego dobra. Bo dobro naszej wioski wiele dla mnie znaczy. Szczęście moich drogich sąsiadów zawsze mi było na sercu. Wiem, że wszyscy czasem mamy jakieś problemy. Przynajmniej teraz mamy jeden problem mniej. Nasze dobra są już bezpieczne od chochlika. Moi drodzy! Sprawiedliwość to coś, co zawsze przestrzegam. Dlatego, zanim ukarzę chochlika, zorganizujemy nad nim sprawiedliwy sąd, by mógł zostać sprawiedliwie ukarany. Paskudztwo to odpowie za swój każdy czyn, za każdą chochlikową psotę wyrządzoną nam, dobrym ludziom. Dlatego też wysłucham od was, co on wam złego uczynił, bym mógł wymierzyć sprawiedliwość również w waszym imieniu.

- Dobry z ciebie człowiek, Biezdar, że się za naszą krzywdą ujmujesz - pochwalił go Przemęt. - Ukarz go też za mnie. W nocy mnie dusił. Jeszcze by mnie udusił.

- Jak on cię dusił? - spytał się Dziebor.

- Gniótł mi pierś, aż tchu złapać nie mogłem. Dychawicy dostałem. A świszczałem, charczałem: chrych, chrych, jakoś tak. Aż się cały spocony obudziłem.

- To nie chochlik. To był gnieciuch - odparł Dziebor robiąc mądrą minę.

- Chochlik, nie znasz się – Przemęt nie dawał za wygraną.

- A mi krowa ostatnio mało mleka daje, ukarz go też i ode mnie – wtrącił się Dziwisław.

- Ukarzę go za wszystkie czyny, które wam wyrządził. Widzicie, potrafię zadbać o wasze interesy - oznajmił Biezdar.

 

W południe po okolicznym lesie spacerowało dziecięce rodzeństwo: Niestek i Tomira. Tyle razy słyszeli od rodziców, by nie udawali się sami bez opieki do lasu i jak zwykle zawsze chcieli dostosować się do przestróg, tylko jakoś tak wychodziło, że zabawa często przenosiła się do lasu. Przez dwadzieścia lat dobrze poznały najbliższą okolicę Witczyna. Znały każdą ścieżkę, każdą polankę.

- Nie za daleko odchodzimy? - spytała się Tomira.

- Będziemy dotąd spacerować aż znajdziemy jakąś niespodziankę.

- E, tak to możemy i do wieczora chodzić. Będziemy bardzo głodni.

- Wcale nie. Na pewno będzie coś na poziomkowej polance. Zobaczysz.

Udali się na poziomkową polankę. Usłyszeli w pobliżu jakieś odgłosy. Niestek pokazał siostrze, by zachowywała się cicho i nie ruszała się. Zaczął skradać się pomału w kierunku odgłosów. Zerknął za krzaczki, uśmiechnął się i pokazał dłonią by podeszła do niego. Tomira podeszła do brata, ciekawa, co tam zastanie. Jej oczom ukazały się dwa małe niedźwiadki.

- Uważaj. Jak ich mama zobaczy nas, to będzie bardzo zła - wyszeptała.

Niestek rozejrzał się dookoła.

- Tu jej nie ma. Poszła zdobyć jedzenie - stwierdził. Podszedł do niedźwiadków i przykucnął obok nich. Zdziwione niedźwiadki popatrzyły na chłopca.

- Kochane misie. Wasza mama niedługo przyjdzie i nie będziecie już same - powiedział w kierunku niedźwiadków. Jego siostra podeszła ostrożnie do misi i zaczęła je głaskać.

- To chyba braciszek i siostrzyczka, jak my - zgadywała.

- Musiałbym im zajrzeć pod ogonek a nie będę tego robił. Biedne misie, ciekawe jak długo czekają na mamę?

Niestek też zaczął głaskać misie.

- Może są już bardzo głodne? - rzekła Tomira.

- Może. To poszukajmy im coś do jedzenia. Nie wiadomo kiedy ich mama przyjdzie. Co jedzą misie?

- Miód.

- No tak. Tu niedaleko jest barć. Przynieśmy im trochę miodu.

Udali się w kierunku barci.

- Jak weźmiesz miód? - dopytywała się Tomira. - Pszczoły cię pokłują.

- Coś się wymyśli. Może kijem wydłubię?

Zobaczyli z oddali barć. Musieli się schować za krzak, bo spostrzegli dobierającą się do miodu niedźwiedzicę. Dziuplę, w której mieszkały pszczoły, zasłaniał wiszący na długiej linie ciężki kloc drewna. Była to samobitnia chroniąca barć przed misami. Kłoda przeszkadzała niedźwiedzicy, wiec zirytowana odepchnęła ją z wielką siłą. Kloc odchuśtał się, lecz zaraz wrócił prosto na niedźwiedzicę. Ta, po oberwaniu spadła na ziemię. Oszołomiona zastanawiała się co zrobić.

- Chodźmy, lepiej by nas nie zauważyła - szepnęła dziewczynka. Po cichu wycofali się kierując się na najbliższą ścieżkę. Po dojściu na dróżkę skierowali się w kierunku wioski.

- Ciekawe, co będzie na obiad? - zgadywała Tomira.

- Bób.

- Na pewno nie. Mama wie, że nie lubię bobu. Jak będzie bób, to sam go zjesz.

- Bób jest smaczny i zdrowy.

- Wcale nie. Nie znasz się na kuchni.

- A ty się znasz?

- Znam. Potrafię obrać marchewkę.

- To rzeczywiście dużo umiesz.

Chłopczyk zatrzymał się i wskazał siostrze na najbliższy krzak. Oboje ukryli się za nim. Niedługo na ścieżce pojawiła się grupa czterech osób z włóczniami.

- Ten niedźwiedź musi być gdzieś tutaj w pobliżu. Tutaj go widziano - powiedział Biezdar do pozostałych wędrowców. - Sadło z misia jest dobre na wszystko. Na wszystkie choroby.

- Na łupież też? - spytał się Przemęt.

- Też. Wetrzesz go sobie we włosy i po łupieżu - odparł Biezdar. - Upoluję dla was sam osobiście tego niedźwiedzia. I wytoczę z niego sadło. To będzie prezent ode mnie dla wioski. Wszyscy będą wiedzieć, że takie znaczenia jak "hojność" i "poświecenie" nie są dla mnie obce.

- Potrafisz sam upolować niedźwiedzia?- w głosie Przemęta czuć było niedowierzanie.

-A ty?

- Owszem. Bez żadnego problemu.

- To zapewne niejednego już upolowałeś.

- Ani jednego. A to tylko dlatego, że jeszcze nie miałem czasu. Mam wiele spraw związanych z gospodarstwem na głowie. Muszę ciągle doglądać obejścia.

- Tak myślałem. Zawsze narzekasz na brak czasu.

Wędrowcy zauważyli, że najbliższy krzak się poruszył. Wyszedł z niego zapłakany Niestek a za nim jego siostra.

- Wujku Biezdarze. Niedźwiedź nas napadł i gonił - łkał Niestek przecierając zapłakane oczy.

- Bogowie. Co robiliście sami w lesie? - zdziwił się Biezdar. – Wiecie, że nie możecie sami chodzić po lesie? Gdzie ten niedźwiedź?

- O tam, na bagnach. Jeszcze tam powinien być – chłopiec wskazał ręką kierunek odwrotny do barci.

- Chodźmy, zaraz go upoluję - oznajmił Biezdar.

- Ja odprowadzę dzieci bezpiecznie do wioski – zaoferował się Dziebor. Odprowadził dzieci a reszta wędrowców udała się na bagna. Biezdar rozglądał się badawczo, próbując wytropić niedźwiedzia. Zapuszczał się coraz bardziej w mokradła, wypatrując śladów drapieżnika. Nagle coś chwyciło go za nogę i wciągnęło do wody.

- Ratunku! (gul, gul). Kurwa mać! (gul, gul) - krzyczał Biezdar próbując wydostać się z pułapki, co chwilę wychylając głowę na powierzchnię. W zamieszaniu stracił swój oszczep.

- To utopiec - krzyknął Przemęt i ruszył z Dziwisławem na pomoc. Położył się i podał rękę topiącemu się przyjacielowi a Dziwisław próbował dźgnąć swoją włócznią napastnika.

- Ał, kłuj utopca, nie mnie, idioto! - krzyknął Biezdar. Po jakimś czasie stwór musiał zostać zraniony, po puścił swą zdobycz i odpłynął. A niedoszły topielec został wyciągnięty na brzeg.

- A niech to szlag! Mam zranioną nogę - rzekł Biezdar oglądając swoją krwawiącą nogę. - Zabierzcie mnie do Damroki. Niech mi przyłoży jakieś zioła do rany.

I tak zakończyło się polowanie na niedźwiedzia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kapelusznik 30.03.2020
    Na litość wszystkich aniołów, duchów, diabłów i krasnoludków
    Potnij ten tekst na części - bo nikt nie przeczyta tego za jednym razem!
    Ile jest tu stron?
  • Jerzy Sowiński 30.03.2020
    Rozdział pierwszy wstawiłem w całości. Rzeczywiście, sporo tego tekstu. Może go potnę.
  • Jerzy Sowiński 03.04.2020
    Drugi rozdział też pocięty na części. Będę wrzucał w krótkich kawałkach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania