Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 2)

Godzinę później dzieciaki udały się do zagrody Biezdara. Nieśli w rękach kwiaty. Niestek kaczeńce a jego siostra chabry.

- Skąd wiesz że on lubi kaczeńce? – spytała się.

- Nie wiem. Ale na pewno nie chabry. Chabry są dla prostaków.

- Nie znasz się na kwiatach.

- Kwiaty nie zastąpią mu niedźwiedziego sadła, ale chociaż niech coś dzisiaj otrzyma miłego. Będzie mniej smutny.

Nie zastali gospodarza, bo był on jeszcze wtedy u Damroki. Zostawili kwiaty w chałupie. Gdy wyszli na zewnątrz, usłyszeli z komórki znajdującej się obok chałupy, jakieś piski. Udali się do komórki z ciekawości. Leżał tam związany wór a w środku coś piszczało. Niestek delikatnie odwiązał worek i ostrożnie zajrzał do środka.

- To chochlik - stwierdził. - Musiał tutaj nieźle napsocić, skoro Biezdar go złapał.

- Biedne chochlątko. Biezdar na pewno mu nie podaruje – dziewczynka użaliła się nad chochlikiem. - Pokaż go.

Zajrzała do worka i pogłaskała chochlika.

- Nie zostawimy cię tutaj biedaku, prawda Niestek? - popatrzyła na brata.

- No dobra, pomożemy mu - zgodził się chłopiec.

Powędrowali z workiem do lasu. Bardzo daleko. Niestek postawił worek na ziemi i rozwinął go, tak by chochlik mógł wyjść.

- Idź sobie chochliczku. Idź daleko i nie wracaj. U nas nie można psocić, bo to nieładnie - powiedziała dziewczynka.

Stworek wyszedł z worka i popatrzył zdziwiony na Tomirę. Pogłaskała go i rzekła:

- Możesz już iść. Jesteś wolny.

Chochlik popatrzył jeszcze chwilę na dzieci i czmychnął. Rodzeństwo z pustym workiem wróciło do wioski.

- Wujek Biezdar będzie niepocieszony. Może coś wrzucimy do worka? - zaproponowała Tomira.

- Dobrze. Może kurę? – jej brat zaczął rozglądać się za kurami. Nagle zobaczył, że coś skrada się przy płocie. Dał znać ręka siostrze by się zatrzymała. Przypatrzył się uważniej. To skradało się licho. Chłopiec podszedł cicho z tyłu szkodnika i szybko schwytał go do worka. Stworzenie miotało się w worku.

- Zamiast chochlika wujek Biezdar będzie miał licho. Masz może sznurek? - spytał się Tomiry. Dziewczynka pokręciła przecząco głową. Zanieśli worek do komórki. Tam znaleźli sznurek i zawiązali worek, by licho nie mogło uciec. Uśmiechnięte dzieci poszły do rodziców na obiad a stworzonko jeszcze długo miotało się w worku aż się zmęczyło.

 

Wieczorem Biezdar urządził na placu sąd nad chochlikiem. Zjawiła się prawie cała wioska. Wielu mieszkańców cieszyło się, że pomści on ich krzywdy, które rzekomo wyrządził im chochlik.

- Moi drodzy. Czas na sprawiedliwość. Czas by to nieczyste plugastwo odpowiedziało za swe zbrodnie. Zaraz oznajmię mu sprawiedliwy wyrok, nie tylko w moim imieniu, ale też w imieniu nas wszystkich - przemawiał Biezdar. Rozległy się oklaski o okrzyki aprobaty. Mówca teatralnie podniósł worek do góry z wyrazem tryumfu na twarzy. Otworzył go i wyciągnął przed siebie licho.

- Ależ to licho nie chochlik! - krzyknął zdumiony Przemęt. - Uważaj, ono przynosi różne choroby.

Zdziwiony Biezdar przysunął licho bliżej do twarzy, by się mu bliżej przyjrzeć. Przestraszone stworzonko pierdnęło w kierunku patrzącego na nie mężczyzny i kichnęło. Ten z obrzydzeniem odruchowo rzucił stwora na ziemię. Licho nie czekało na rozwój wypadków, tylko od razu uciekło. Biezdar zakasłał.

- Ludzie, odsuńcie się od niego, bo też się pozarażacie! - krzyknął Przemęt. Mieszkańcy poodsuwali się od Biezdara.

- Ale jak to? Co się stało z chochlikiem? Ktoś go zamienił na licho - niedowierzał niedoszły sędzia. Sąd się skończył a Biezdar jeszcze tej samej nocy rozchorował się. Zanim choróbsko za kilka dni nie ustąpiło, to gospodarz nakasłał się, napocił, nacharczał, popuszczał gazy. Obiecał sobie, że jak się już dowie, kto mu podmienił chochlika na licho, to temu komuś porachuje wszystkie kości.

 

Przez ostatnie dwadzieścia lat Awarom udało się podbić Bałkany, dotychczas wchodzące w skład Cesarstwa Rzymskiego. Zaczęli zasiedlać Bałkany razem z podległymi im Słowianami. By wzmocnić militarnie te tereny, sprowadzono tam część wojowników serbskich i chorwackich, znanych ze swej bitności. Serbowie dotychczas wciąż zamieszkiwali Dolny Śląsk a Chorwaci mieszkali na wschód od nich. Wśród Serbów zaczęły się rozchodzić informacje o nowych terenach na Bałkanach, gdzie panował cieplejszy klimat, była cywilizowana infrastruktura po Cesarstwie. Co prawda, zniszczona podczas działań wojennych, ale na Bałkanach były rozwinięte miasta, drogi, winnice a na Śląsku tylko nieprzebyte puszcze z drewnianymi grodami. Nic dziwnego, że wielu Serbów kusiły Bałkany. Od niepamiętnych czasów wielu narodów biło się pomiędzy sobą. Tak czynili starożytni Grecy, Celtowie, Germanie. Słowianie też nie byli wyjątkiem i prowadzili pomiędzy sobą wojny. Wtedy wiele wiosek było palonych, łupionych a ludność była mordowana lub sprzedawana w niewolę. Bo handel niewolnikami stanowił główny przychód dochodu narodowego wielu plemion. W roku 620 słabsi militarnie Morawianie wciąż obawiali się silniejszych Serbów, mieszkających na północ od nich, za Sudetami. Serbowie od wielu lat dawali się we znaki Morawianom i nie tylko im. Szczególnie, gdy jakaś grupa Serbów udawała się na Bałkany, bo wtedy szlak na Bałkany prowadził przez Morawy. Ludzie na Morawach z przerażaniem opowiadali sobie o Serbach. Rozchodziły się wieści, ze Serbowie lubią nabijać ludzi na pal, palić żywcem czy też zatłuc pałkami na śmierć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania