Opowieści z mojego świata Zam 12 - Emera

Przewodnik już czekał. Zam i trójka jej towarzyszy, podeszli do niewysokiego, ale wbrew wzrostowi emanującego siłą fizyczną mężczyzny.

— Jestem Ake Mapi — przedstawił się, jednocześnie lustrując całą ekipę. — Czeka nas całodniowa jazda konna, a po noclegu przy wodospadzie, kolejny dzień ciężkiej, pieszej wędrówki. O ile pogoda nam dopisze, za dwa dni przesiądziemy się na łodzie i po kolejnym dniu, powinniśmy dotrzeć do Starej Warowni.

W milczeniu wsiedli na konie. Przewodnik, za nim wojownik, potem Zam a obok wojowniczka zaś za nimi drugi wojownik jako tylna straż. Szeroka dolina porośnięta była nielicznymi wątłymi drzewami i krzewami, ale za to usiana potężnymi głazami zaściełającymi gęsto przestrzeń poniżej drogi, która wycięta w skale pełzła pod nie mającą końca, ścianą. Konie, widać znające tą drogę ruszyły miękkim kłusem. Zam spojrzała w lewo i zobaczyła równoległą do drogi krawędź doliny i ograniczająca ją drugą, równie stromą i wysoką pionową płaszczyznę olbrzymiego wąwozu w którym się poruszali. Stamtąd dobiegał szum, którego źródło Zam znalazła niemal natychmiast. Przed nimi, daleko wznosiła się seledynowo-tęczowa kolumna. Ściana i ścieżka zbliżały się ku niej z każdą chwilą, a szum dobiegający z głębi doliny nasilał się. Niebawem droga doprowadziła grupę do skalnego załomu, za którym ujrzeli wieżę strażniczą połączoną, wysoko nad drogą, z wartownią wykutą w skalnym nawisie zwisającym nad drogą, jak potężna pięść gotowa do skruszenia połowy doliny. Niedaleko za strażnicami szlak do tej pory w miarę szeroki, mizerniał powoli, aby po południowym postoju zamienić się w ścieżkę po której może wędrować najwyżej czterech ludzi lub jeden juczny jeździec. Pojedyncze chmury zgęstniały nie wiadomo kiedy, zasłoniły niebo równomierną, szarością, a późnym popołudniem zaczęły schodzić coraz niżej, aby zamienić się w drobniutką mżawkę. Widoczność skurczyła się do kilkudziesięciu metrów. Na szczęście, nim zdążyli do cna przemoknąć dotarli do kolejnej wieży strażniczej w której cieniu rozbili obozowisko na noc. Towarzyszący i narastający im od rana hałas, nie do końca im spowszedniał i był teraz potężnym jednostajnym rykiem dochodzącym gdzieś za zasłoną deszczu. Nic zatem dziwnego, że rano wstali niezbyt wypoczęci. W nocy deszcz ustał całkowicie, a widok który ukazał się ich oczom zrekompensował z nawiązką nieustanny grzmot. Wprost przed nimi dolina była zamknięta wznoszącą się do nieba zielono-białą ścianą z wody odzianej w tęczę. Ograniczające ją lśniące skały piętrzyły się równie wysoko sprawiając wrażenie zestalonej szaro-czarnej cieczy niknącej w pobliżu ruchu w obłokach mgły.

Nie wiadomo kiedy pojawił się Ake Mapi przekrzykujący otaczający ich hałas;

— Będzie dziś dobra pogoda do wspinaczki. Konie znają tą drogę, gdyby jednak któryś się spłoszył - puśćcie wodze, bo inaczej spadniecie razem z nim. Dosiedli koni, które ruszyły powoli stępa, by po chwili przejść do równego kłusa.

Zam wpatrywała się w ledwo widoczną na tle skał ścieżkę pnącą się stromo w górę. Czuła się dziwnie osamotniona mimo towarzyszących jej ludzi. Uświadomiła sobie, że brakuje jej Parsa, odczuwania jego bliskości na ramieniu oraz rozmów dokonywanych bezgłośnie za pomocą myśli.

Kawalkada dotarła do miejsca, gdzie ścieżka zaczynała piąć się w górę. Przewodnik zatrzymał się i zsiadł pokazując, by pozostali uczynili to samo. Potem, gdy grupka stała blisko siebie, wykrzyczał;

— Ustawcie się jeden za drugim.

Przeszedł na koniec szeregu i przewiązał w pasie wojownika cienkim sznurem coś jednocześnie mówiąc do niego i wręczając mu wodze konia. To samo uczynił przechodząc do wojowniczki i podszedł do Zam.

— Ta linka służy do sygnalizacji. Jedno szarpnięcie oznacza „stój – obejrzyj się na pozostałych”. Dwa - „mogę iść dalej - ruszajmy”. Sygnał przekazujesz w obie strony. Pamiętaj. W obie strony! Weź wodze i nie wahaj się ich puścić jeśli zajdzie taka potrzeba. — Wręczył Zam rzemień tręzli i przeszedł do ostatniego wojownika. Niedługo później ruszyli. Ścieżka wkuta w skałę oddalała się od wodospadu pełznąc po zboczu. Mimo, że szli wolno po stromiźnie, niedługo wypukłość góry osłabiła łoskot spadającej wody na tyle, że można było posłyszeć stukot końskich kopyt na skale. Zam od czasu do czasu spoglądała w dół na oddalające się dno doliny, ale myślami była zupełnie gdzie indziej.

„Dlaczego zmieniono jej prostą wizytę w pospieszną drogę do Emery i nakazano jak najszybszy powrót do Gildii? Jakie informacje i jakie związane z tym niebezpieczeństwa czekają na nią? Gdzie podziewa się Pars?”

Wędrówka dawała się we znaki nogom, ale nie widać było, aby przewodnik miał zamiar się zatrzymywać. Na szczęście szli naprawdę powoli. Hałas ścichł do odległego szumu. Gdyby przymknąć oczy to można by pomyśleć, że to szum lasu.

Niespodziewanie wąziutka do tej pory i wisząca nad przepastną stromizną ścieżka rozszerzyła się do niewielkiej płaszczyzny. Część tarasu stanowiła olbrzymia kamienna wnęka.

— Postój — ogłosił przewodnik. Jeśli bolą was nogi – połóżcie się w pobliżu skały z nogami do góry opartymi o nią. — Nie czekając na realizację polecenia otwarł jedną z sakw i wydobył z niej naręcze jakiegoś zielska, które rozdzielił na cztery równe porcje. Konie jak jeden skierowały łby w stronę przewodnika, a on szedł od jednego do drugiego karmiąc kolejno.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Jared 24.07.2017
    Dobrze napisane, ALE w zasadzie trudno cos powiedziec, poki nie ma pierwszego zwrotu akcji i szerzej nakreslonego uniwersum, dlatego tymczasowo wstrzymam sie, czekajac na wiecej :p

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania