Orła cień
Warszawa, przez ruchliwe ulice przelewa się nieskończona fala pojazdów i ludzi. Każdy gna w, tylko sobie znanym, kierunku nie patrząc pod nogi, na boki, a nawet przed siebie. Ci ślepcy, z doskonałym wzrokiem, głusi, z nienagannym słuchem, oraz niemi, mimo pięknej barwy głosu, idą przez swój świat, który zaczyna się tuż przed nimi, a kończy zaraz za ich ciałami. Miliony małych, izolowanych światów pędzi szarymi ulicami naszej stolicy. Tu, wśród krętych chodników, pomiędzy minimalizmem zieleni, wnosi się Pałac Kultury i Nauki. Oszpecony reklamami, odchodami latających okupantów miasta, stoi samotnie i rozgląda się w poszukiwaniu pomocy. Dworzec Centralny, przekupiony remontem, udaje, że nic się nie dzieje. Złote Tarasy, nowe, szklane dziecko Warszawy nie rozumie tych krzyków. Błyszczące kolosy odwracają wzrok, udając, że nie widzą problemu, a wiekowe kamienice są już zbyt ślepe, zbyt głuche, nie można już na nie liczyć. U podstaw Pałacu siedzi bezdomny. Nikt, nigdy tak o nim nie powiedział i nie powie, ale on właśnie tak się czuje. Oszukany, ubezwłasnowolniony, bez domu, bez perspektyw. Nadzieja w jego oczach jest jak wyblakłe spojrzenie trupa, rozkładającego się od tygodni w wodzie. Ciężki oddech, pozbawiony aluzji, nie czerpie drogocennego tlenu, tylko gniecie płuca w wiecznej udręce.
- Gdzie twoja biel, przyjacielu? – zagadnął ktoś.
- Witaj. Gdzie? Sam już nie wiem. Szarość, wszystkie odcienie szarości, to moja biel.
- Nie mów tak – nowoprzybyły usiada obok żebrzącego.
- Nie ma w twoim głosie żadnego przekonania.
- Wiem… Okłamuję sam siebie.
- Właśnie. A ty? Dziury, łaty, a to? – łapie kawałek materiału – Nadpalone? Co oni ci zrobili?
- Przestań! – chowa zwęglony skrawek.
Siedzą w milczeniu, każdy patrzy w inną stronę. Nagle rozbrzmiewa cichutki brzdęk. Siedzący patrzą na złotą koronę stojącą na chodniku, tuż przed nimi. Symboliczna złotówka przez chwilę kręci się w środku. Orzeł unosi skrzydło, pełne szarych, potarganych piór i przeciera swój zraniony dziób. Flaga unosi podziurawiony dwukolorowy materiał, czerwień w odcieniu zakrzepłej, brudnej krwi oraz szarość przypominająca spopielone zwłoki, do oczu i ukradkiem pozwala wsiąknąć łzie. Przed koroną stoi młoda dziewczyna i patrzy na siedzące symbole.
- Co oni wam zrobili? – szepcze wyciągając rękę, by dotknąć piór orła.
Nagle pojawia się dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i łapią kobietę za ręce.
- Prosimy z nami – dochodzi do niej beznamiętne, chórem wypowiedziane, zdanie.
Symbole patrzą za znikającą trójką.
- Poczułem przypływ nadziei…
- Wiem, ona była taka… Taka inna – szepcze flaga.
- Przez chwilkę miałem wrażenie, że jestem dla niej ważny – orzeł ma łzy w oczach.
- Wiem przyjacielu, wiem – flaga przytula przyjaciela – A ja nie czułem się jak zwykła szmata. To były piękne sekundy…
- Chcę, żeby wróciła.
- Ja też przyjacielu, ja też…
Komentarze (5)
ja też. Przykra rzeczywistość. 5
Pięknie napisane o niechlubnych rzeczach 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania