Osamotnienie, nędza i bezrobocie

O życiu i śmierci

Ten tekst będzie o mentalnym byciu na dnie i mimo tego funkcjonowaniu jakoś wśród żywych. Tak jak ryba głębinowa, która żyje w Rowie Mariańskim mimo ekstremalnych przeciwności i warunków do życia. Przygnieciona ciśnieniem, w prawie absolutnej ciemności, z niewielką ilością bodźców. Czasem jest chwila ekscytacji, gdy uda się jej złapać smaczny kąsek. Żyje potrzebnie? niepotrzebnie? W swoim mniemaniu potrzebnie.

 

Wracając do nas – ludzi. Nie tylko rozsypiemy się na popiół, ale i pamięć o większości z nas zgaśnie bardzo szybko. Trochę sentymentalnego solenia w internecie albo na pogrzebie. Tyle. I truchło do dołu. ‘The game will not end without you’ (Deine Lakaien).

 

No ale mimo to żyjemy, trwamy dalej, aż do końca. Jak w utworze Dead Can Dance ‘Spirit’. Jak ta ryba głębinowa z wielkimi zębiskami. Śmierć to jest moment, więc czego się bać? Bać się można bólu, choroby, zależności od innych gdy jesteś przykuty do łóżka.

 

Życie jest chwilami fajne, ale nie aż tak dobre, żeby go chcieć przeżyć po raz drugi. Z tym całym użeraniem się z podłymi ludźmi, z tym całym bolesnym uczeniem się cynizmu, rozgrywania gierek, żeby w końcu móc stanąć na nogi i nie dać się pobić…nie! drugi raz byłoby to zbyt meczące.

 

Ludzie są kłamliwi, a nawet bezinteresownie zawistni. Pewno, że sam nie jestem bez grzechu, ale próbuję kontrolować złe emocje. No i jednak staram się być prawdomówny, ale dobry tylko dla dobrych.

 

Poza tym lojalność wobec najbliższych ci osób to ważna rzecz. Ale na przykład pracowitość i przesadny altruizm to jak dla mnie frajerstwo. Oczywiście boję się trochę, że za moje poglądy będę się smażyć w piekle albo pokutować w czyśćcu. A mógłbym przecież odpoczywać w Niebie z przyzwoitymi ojcami rodzin i innymi ludźmi tego rodzaju.

 

No ale nie chce być taki jak oni. Całe życie do jednej i tej samej pracy i przestrzeganie wszystkich przygłupich norm społecznych, żeby cię akceptowali. Źle bym się z tym czuł jeszcze tu za życia. Zupełnie nie po drodze mi z jednostkami, które w swoim życiu nie zrobili niczego zakazanego, nie nagięli / złamali żadnych reguł, nawet czasem nie zgrzeszyli. Jest w tym coś zakłamanego, sprzecznego egoistycznej, lubieżnej i chciwej naturze ludzkiej. Nuda! Nieinteresujący partnerzy do rozmowy. Lepiej zasnąć na wieki, niż trwać wśród nich. Nie chce się zmieniać. Lubie tą małą cząstkę siebie, która jest lekko diabelska, przebiegła i cyniczna. Bardzo mi pomogła w przetrwaniu.

 

Poza tym nie mam ochoty rozgłaszać wszem i wobec gdy kiedyś, kiedyś stracę wolę do życia. Po co komukolwiek to wiedzieć. Żeby dostać tymczasowe współczucie? Nic więcej od ludzi nie dostaniesz. Ale dziś nie o tym. Śmierć to śmierć. Problem z głowy.

 

Dziś chcę napisać o trzech plagach, które są prawie tak samo bolesne jak ciężka, przewlekła choroba ciała lub umysłu. Ból niczym w chorobie jest raz mniejszy raz większy. I towarzyszy mu upodlenie.

 

Plaga nr 1 – ‘Osamotnienie’

Nie mam tu na myśli samotności. Samotność może czasem być dobra, bezbolesna, może ci pomóc odkryć i uporządkować samego siebie. Żyjąc sam, w swoim świecie nie odczuwasz odrzucenia. Masz swoje własne zajęcia, radości i smutki, nie czujesz tego bólu bycia wyrzutkiem. Żyjesz na innej planecie. Co cię obchodzi ich ciągła życiowa impreza, jesteś wolny i szalony w swoim tempie (Queen ‘Innuendo’).

 

Wyobcowanie to zupełnie inna sprawa. Żeby to poczuć musisz wyjść do ludzi. I wtedy są dwie opcje, żebyś się poczuł jeszcze gorzej.

 

Pierwsza to alienacja. Przebywasz wśród ludzi, ale dla nich nie istniejesz. Chcesz coś powiedzieć, nikogo to nie interesuje. Nie dlatego, że mówisz źle, głupio. Odsuwają cię z premedytacją. Tylko dlatego, że nie należysz do ich kliki. Niczym w utworze ‘Invisible’ U2. Czujesz ciężar na sercu i odchodzisz, w swój bezpieczny świat. Powoli dochodzisz do siebie i nie chcesz tam wracać. Jeśli jednak uprzesz się, żeby się uspołecznić na siłę, to kolejne kopniaki będziesz znosić coraz gorzej.

 

Tomasz Beksiński musiał umrzeć. Nie tylko nie chciał się dostosować do masy społecznej, ale nawet nie umiał udawać. I miał czelność nie tylko oddychać tym samym powietrzem co ‘normalni’. Jeszcze bezwstydnie chciał sobie z tego ich świata ukraść towarzyszkę…żeby mu towarzyszyła w jego bajkowym, wampirzym świecie. A może facet był po prostu egoistą? Częściowo to prawda. Ale czy my jesteśmy aż tacy dobrzy, żeby piętnować mianem ‘egoista’ innych? Niech rzuci kamień ten kto…

 

Problemy z komunikacją, łącznością ze światem ‘normali’ a przede wszystkim bezwzględne odtrącenie niczym trędowatego. To zaważyło, że biedny człowiek obdarty z pancerza cynizmu decyduje się skończyć ze sobą.

 

No ale nie wszyscy są jak Tomek. Można udawać i przetrwać w stadzie nawet do niego nie pasując. I tu mógłbym zakończyć moją historię, bo wszyscy odtąd będą żyli długo i szczęśliwie.

 

Ale nie. Tak łatwo nie jest. Zaczynasz udawać, żeby się dostosować. Do pewnego etapu może być ok, ale w końcu towarzystwo wymaga od ciebie więcej i więcej. Wciąga cię w swoje głupie gierki i każe dostosować się jeszcze bardziej.

 

Przychodzi moment krytyczny. Zbyt wiele cię drażni w nich. Coś ich drażni w tobie. Ktoś powie, a bo się wywyższasz. Nie. Próbujesz być im równy. Nawet się upijesz, żeby czuć jak oni. No ale w końcu masz dość udawania bez przerwy konformistycznego kretyna.

I tu przechodzimy do opcji numer 2. Jesteś wyobcowany ‘na własne życzenie’. Boli cię nie tylko odtrącenie, ale również niezrozumienie.

 

Ile można słuchać historyjek o małostkowych intrygach, głupawych ambicjach okraszanymi czerstwymi dowcipami. Poza tym ich nie obchodzą twoje sprawy. Jaki to ma sens? Żadnego. W końcu przestaniesz udawać potakującego i im to wygarniesz. I wtedy wasza piękna relacja się kończy. Zostajesz sam.

 

Plaga nr 2 – ‘Nędza’

Można żyć szczęśliwie posiadając niewiele.

 

Oczywiście wielu ludzi chce otaczać się pięknymi i drogimi rzeczami, dla zaspokojenia własnej próżności albo dla wkupienia się w łaski społeczności, w której żyją. No cóż. W ramach ideologii minimalizmu można wyeliminować niepotrzebne ci rupiecie jak i spamujących twój umysł znajomych.

 

Nędza to jednak co innego. Będziesz cierpieć gdy nie jesteś w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb egzystencjalnych czy chociaż minimalnych pragnień intelektualnych.

 

Depresja a finanse. Czytałem o tym, że wielu ludziom z depresją bardziej pomaga polepszenie ich sytuacji finansowej, możliwość pracy która daje im spełnienie, niż kolejna pusta gadka u psychologa. Lepiej cierpieć z kasą niż bez niej. Przynajmniej można kupić lepsze tabletki.

 

Plaga nr 3 – ‘Bezrobocie’

Nie mając dość mamony na spokojne przeżycie życia bez podejmowania jakiejkolwiek pracy musisz znaleźć jakąś.

 

Jeśli jest to coś co rozwija to możesz ją dalej wykonywać nawet będąc milionerem.

 

Najczęściej spotykana sytuacja to jednak ta między młotem a kowadłem. Będąc bezrobotny jesteś chwilowo wolny, ale bez pieniędzy. Mając robotę nienawidzisz jej, ale zarabiasz. Jednak każdego dnia marzysz, żeby zarobić jak najwięcej i uciec stąd jak najdalej. Albo chociaż by nie obudzić się następnego ranka i nigdy więcej nie zobaczyć tego parszywego miejsca.

 

Leczenie osamotnienia i pozostałych plag

Zanurzyć się w kojącej samotności i we własnych samotniczych pasjach. Znieczulić się. Patrzeć na to wszystko przez szybę. Nie należysz od ich świata i nigdy nie będziesz. Ty nigdy nie będziesz zrozumiany. Przestań przynudzać jak jakiś nieudaczny artysta. Nie zawracaj komuś głowy.

 

Ile czasu z życia marnują ludzie będąc w związkach międzyludzkich, chodząc na bezsensowne imprezy czy inne tego rodzaju pierdoły. Ile można zrobić, zwiedzić, stworzyć nie babrając się w te socjalne głupoty. A ile pieniędzy zaoszczędzić.

 

Dzieci też każdy może narobić. Kto jest lepiej pamiętany? Immanuel Kant, czy jakiś porządny ojciec rodziny z XIX wieku?

 

Jednak nie zawsze człowiekowi uda się uniknąć, mimo świadomych uników bólu osamotnienia. Trzeba się znieczulać ciągle i ciągle. Widząc szczęśliwych ludzi, nie zazdrościć im, ale życzyć im szczęścia. Nie staniesz się taki jak oni, ale i ty masz swoje małe radości. A i oni czasem cierpią.

 

Poza tym lekarstwem na takie smutki są najmniejsze gesty dobroci od zupełnie obcych ludzi. Samochód ustąpił na pasach specjalnie dla ciebie, ktoś się do ciebie uśmiechnął, podał ci rękę w pracy.

 

Miłość to nie tylko romans, nie tylko banda pochlebców i duża grupa najlepszych przyjaciół. Ale także najmniejszy przejaw dobroci. Tak jak to śpiewał Martin Gore w ‘Insight’ na koncercie w Barcelonie. Chociaż 1% energii dla twojej wewnętrznej baterii i już jesteś w stanie trwać dalej.

 

Najlepiej licz na siebie. Może na najbliższą rodzinę jeśli jeszcze ją masz, może na paru przyjaciół. Potem zostaniesz sam i zaimpregnuj swoją dusze na taką perspektywę.

 

Co do nędzy i bezrobocia. Kupuj jak najmniej, zarabiaj jak najwięcej, w jak najszybszym tempie, żeby nie dać się złapać temu diabłu, jakim jest pieniądz.

 

I wtedy jest szansa, że skończysz życie jak Kałużyński a nie jak Beksiński.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Anonim 23.02.2017
    jeśli samochód nie ustąpi to cię przejedzie, to nie jest ani dobro ani tym bardziej miłość, tylko przestrzeganie prawa, bandyci nie przestrzegają prawa i zabijają ludzi na pasach, jakaś niepotrzebna filozofia; Kałużyński był starym homosiem, ciekawe porównanie dla młodzieży, młody Beksiński nie mógł pogodzić się, że nie dorównuje ojcu, nie mógł zrozumieć, że NIE MUSI BYĆ TAK SAMO GENIALNY, trochę Pan przedobrzył, czyżby to był objaw miłości... do świata, do życia, do siebie? cztery gwiazdy.
  • Anonim 23.02.2017
    ps. nie obchodzi mnie, co kto z kim, Kałużyński to WIELKA POSTAĆ, był wybitny, zakręcony, i rzeczywiście miał swój piękny świat. przyznaję, że głupio wypaliłam, był homo sapiens, po prostu.
  • MarkD 24.02.2017
    Ja pamiętam jeszcze mieszkając w Polsce jak musiałem zwiewać z drogi, żeby mnie nowobogacki buc w terenowym nie rozjechał (im lepszy samochód tym większy cham). Albo wchodzić na jezdnie metodą 'na samobójce', dopiero wtedy kierowca stawał. Wszystko w granicach prawa. Mówiąc 'miłość' mowie o tych drobnych ludzkich gestach. Naprawdę nie trzeba z każdym iść do łóżka, żeby okazać mu dobro. Miłość = dobro. Młody Beksiński mógł być zazdrosny o ojca, ale to tylko jeden z mniej ważnych powodów jego samobójstwa. Poza tym tworzenie sztuki działa na człowieka oczyszczająco. Tomasz był jedynie odtwórcą i nie miał tego wentyla, który miał ojciec. Dlaczego chorym psychicznie każe się malować, pisać poematy itd. Mam w przygotowaniu artykuł o tym. Kałużyński? W sumie jego orientacja jaka by nie była to rzecz drugoplanowa. Nie każdy ćpun ani gej jest wybitną jednostką.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania