Osierocona - Bezimienni cz.2, akt 1.

– Jestem podobna do pani: silna, niezależna. Od dawna obserwuję, co pani robi, jak się zachowuje, co sobą reprezentuje. I widzę w pani siebie. Dlatego panią wybrałam. Jestem szczęśliwa. Nie mam problemów ani z głową, ani z ciałem. Ja tylko tak bardzo za nią tęsknię… – Dziewczyna uśmiechała się. Patrzyła w podłogę, jakby w niej odbijała się cała historia.

– Tej sytuacji nigdy nie zapomnę. Siedział przy stole, nieprzytomny. Głowę położył na blacie. Zakrwawiona koszula przyklejała mu się do ciała. Była niczym stygnący pancerz, który miał chronić go przed krzykiem i łzami matki. Zasychało również błoto na jego spodniach. Wie pani, co sobie wówczas wyobrażałam? Że już zostanie w tym pancerzu. Że już nie będzie miał siły ani chęci wydostać się z niego. Ale moja matka zdecydowała inaczej. Poprosiła mnie, abym wylała na niego wiadro zimnej wody. Może bała się, że moje ciche pragnienie urzeczywistni się, a wtedy ona zostanie sama? Zrobiłam to. Wszystko bym dla niej zrobiła, jeśli tylko pokochałaby mnie i mojego młodszego brata. Z tej miłości, proszę pani, w wieku sześciu lat nauczyłam się gotować. Sprzątać zaczęłam, gdy miałam cztery lata. Bo podłogi zmywałam już wcześniej, nawet nie pamiętam od kiedy. Wszystko dla niej. Wszystko po to, aby mogła siedzieć w tym swoim rozciągniętym swetrze i rozmyślać. Godzinami mogła to robić: patrzeć w pustą filiżankę po kawie i od czasu do czasu mieszać łyżeczką fusy. Gdy wymieniałam popielniczkę, uśmiechała się nieznacznie. Byłam tak naiwna, myśląc, że ten uśmiech zawsze będzie się pojawiał. Ale nie, zabrała go ze sobą. Przez ten uśmiech nawet jej nie powiedziałam, że wujek sadzał mnie na swoich kolanach i zbyt czule dotykał. Żeby tylko się uśmiechała.

Dziewczyna wstała i nerwowo zaczęła stukać obcasami. Płytki pod jej nogami błyszczały prawie tak jak jej oczy. Czułam, jakbym uciekała od jej historii. Albo sposobu, w jaki ją opowiadała.

Nagle jej słowa zaczęły wyrażać tęsknotę. Dodawałam słowo do słowa, aby zrozumieć odmienność jej punktu widzenia.

– Wie pani, co to znaczy nie mieć matki? – usłyszałam. – Moja zaczęła chorować, chyba gdy tylko wyszła za mąż. Nie była to choroba somatyczna. Moja matka była uzależniona. Szkoda tylko, że nie od mojej obecności. Ile ja bym teraz dała za to, żeby tu była…! Jeszcze raz ją wykąpać, zmienić jej koszulkę, pomalować powieki zapuchnięte od płaczu… Raz mi podziękowała. Raz. Tak mocno złapała mnie za nadgarstek, że przez kilka sekund bałam się, że woda w wannie jest za gorąca. Ale nie, proszę pani, tego wieczoru pokazała mi, że jestem dla niej darem od Boga. „Córeczko” – tak się do mnie zwróciła. Od tamtej pory przestałam oczekiwać. I tylko raz, jeden, jedyny raz ją zawiodłam, chociaż stale powtarzała, że jestem nieokrzesana. Tylko raz przysporzyłam jej wstydu i problemów. Wtedy, gdy się kąpałam. W naszym domu, proszę pani, wodę ogrzewał piecyk gazowy, który ciągle się psuł. Ojciec obiecywał, że kupi nowy. Zanim to zrobił, zdmuchnęłam świeczkę. To było przed kąpielą. Tak bardzo było mi wstyd, gdy leżałam w białej pościeli w pobliskim szpitalu…! Nie dlatego, że ojciec ciągle wydawał pieniądze przeznaczone na piecyk, tylko dlatego, że chciałam ją zostawić. Tydzień ją przepraszałam, aż wreszcie zaczęła udawać, że zapomniała. Chciałabym chociaż na chwilę wrócić do tamtych chwil. Umyć jej plecy, posłuchać, jak na mnie krzyczy, patrzeć na jej oczy, które świdrują ojca… Tak bardzo chciałabym zobaczyć ją w tej niebieskiej sukience w zielone listki, którą kupiłam jej za pieniądze zarobione na zbiorze truskawek. Tak bardzo chciałabym zobaczyć, jak kręci się w niej przed lustrem i biegnie do ojca, aby się pochwalić.

Dziewczyna usiadła i przycisnęła plecy do oparcia fotela. Zamknęła zaszklone oczy. Wiem, że w głowie rozmawiała sama ze sobą. Upominała siebie, karciła za ckliwość i chowała emocje w najciemniejszą otchłań mózgu. Czytałam o jej uczuciach tylko z tego lekko zmarszczonego miejsca między brwiami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania