Poprzednie częściOstatni Gość (cz.1)

Ostatni Gość (cz. 20)

12 Czerwca 2016

Marwood, Zachodnia Walia

 

Ian nie wyglądał na zachwyconego, gdy drugi raz tego wieczoru zostawiła gości pod jego opieką. Sonia wiedziała, że milczał tylko dlatego, by nie powodować kolejnego zamieszania. Czerwone plamy na jego twarzy i szyi zdradzały jego prawdziwy nastrój.

Nie obejdzie się bez awantury w domu...

Symulując spokojny chód, dotarła do miejsca, w którym korytarz zakręcał. Anita nadal wystawała za rogiem, przestępując z nogi na nogę. Za jej plecami w podobny sposób podrygiwała Renata.

- Wreszcie! - sapnęła najmłodsza z sióstr.

Sonia szybko zerknęła za róg. Ian stał na straży, ale bardziej niż sytuacją na sali interesował go korytarz, w którym zniknęła. Obawiała się, że mógł za nimi pójść. Nie chciała się z nim kłócić TERAZ.

- Byłyśmy w kaplicy... - Zzczęła Anita. Jej ciemnoniebieskie oczy wydawały się większe i bardziej lśniące niż zwykle.

Sonia nie potrafiła darować sobie kpiącego uśmieszku.

No, tak. To teraz wiadomo, gdzie przepadły. Mała musiała przekabacić Renatę, a ta nie tylko dała jej klucze do kaplicy, a jeszcze poszła tam z nią.

- To ważne. - rzuciła usprawiedliwiająco Renata. - Chyba...

- Potem nie mogłyśmy cię znaleźć...

Bo odbywałam rozmowę z Lionellą o ciotkach-kleptomankach, a w tym czasie Nathaniel i Arthur urządzali sobie mordobiciem...

- W końcu natknęłyśmy się na tego twojego szofera...

Niecierpliwie machnęła ręką, ucinając ich tłumaczenia.

- Dowiem się w końcu, o co chodzi?

 

21:30

 

Jakaś jej część pragnęła, by coś się zmieniło. Najlepiej gdyby Winona Elton po prostu zniknęła z kaplicy. Tymczasem nadal tkwiła w bezruchu, posadzona w ławce, z opuszczoną głową. Jakby na coś czekała. Lub na kogoś.

Przygryzła wargę, przetrawiając słowa Anity.

- I co? - dopytywała się najmłodsza z sióstr, wystając za jej plecami.

- To...ma sens. - przyznała z ociąganiem - Nie wiem tylko, co nam to daje...

- Jak to co? - obruszyła się Anita.

Jej głos przez chwilę rozchodził się echem po kaplicy, po czym rozmył się w nicości.

Trzy stojące nad doczesnymi szczątkami Elton kobiety spoglądały po sobie posępnie.

- Zawsze to coś... - mruknęła Anita, tracąc część swojego entuzjazmu.

- Czy tylko ja mam wrażenie, że nic tu do siebie nie pasuje? - Renata opadła ciężko na ławkę.

Najwyraźniej nie przeszkadzało jej to, że siedzi obok nieboszczki.

- Ten cały artykuł, nad którym pracowała ta wredna dziennikarka, ułożenie ciała, koraliki... - Wyliczała.

Popatrzyła na siostry pytająco.

- Musi istnieć jakiś związek. - stwierdziła Sonia dobitnie.

- Zgadzam się.

Pierre przemierzył kaplicę długimi krokami, z dłońmi splecionymi za plecami. Przystanął obok nich.

Sonia westchnęła cicho. Jego nagłe pojawienia przestawały ją już zaskakiwać. Czego nie dało się powiedzieć o Anicie i Renacie. Pierwsza w odruchu obronnym cofnęła się za plecy Sonii, a druga drgnęła tak gwałtownie, że zawadziła ramieniem o swoją martwą towarzyszkę.

Elton zachwiała się karykaturalnie. Rozległo się ciche plaśnięcie. Sonia instynktownie schyliła się po torebkę, która zsunęła się z kolan nieboszczki.

- Nie mamy wiele czasu. - oznajmił Pierre, przyglądając się Renacie. Pocierała nerwowo ramię, którym dotknęła Elton. - Gdyby Adrianne nie musiała zajmować się Arthurem, już mielibyśmy ją na karku...

- To co robimy? - spytała słabym głosem Renata.

- Myślimy.

Sonia prychnęła.

Jakby to było takie proste...

- Cokolwiek tutaj zaszło, to ona... - Pierra gestem dłoni wskazał na ciało Elton. - ...jest do tego kluczem. Co o niej wiemy?

Sonia już otwierała usta, by odpowiedzieć, że nic, ale powstrzymała się, widząc jak Pierre wymownie przygląda się torebce zmarłej, którą nadal ściskała w dłoniach. Wypuściła powietrze z ust. Nie sądziła, by coś im to dało, ale posłusznie wysypała jej zawartość na ławkę. Zamaszystymi ruchami rozsuwała drobiazgi, szukając dokumentów.

- Winona Elton, urodzona czternastego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku, w Newcastle. - odczytała.

- To gdzieś na północy, nie? - Głos Anity brzmiał niepewnie.

Trzy karcące spojrzenia wystarczyły, by się naburmuszyła.

- A gdzie indziej? - Sonia nie potrafiła sobie darować złośliwości.

Anita tylko wzruszyła ramionami. Sonia powiodła wzrokiem po rozrzuconych przedmiotach.

- Pracowała dla Edny Romson. - Wyłowiła dobrze jej znaną wizytówkę - I najwyraźniej miewała migreny. - Dodała potrząsając pudełkiem opatrzonym napisem divascan.

- I to by było na tyle. - skwitowała Anita cierpkim głosem.

- Niekoniecznie. - Pierre zwrócił się do niej łagodnie. - I podoba mi się twoja teoria.

Sonia prychnęła krótko. Sama nie do końca dawała jej wiarę.

Po zaciągnięciu ich do kaplicy Anita kazała im dokładnie przyjrzeć się zwłokom. Same nie rozsiadły się wygodnie na ławce, to nie ulegało wątpliwości. Ktoś ułożył je w ten sposób umyślnie. Pytanie brzmi: dlaczego?

Pozostawienie nieboszczki na widoku przywoływało na myśl jedno - że ciało miało zostać odkryte. Jednak, jak tłumaczyła Anita, do tej pory morderca nie zrobił nic, by zbrodnia wyszła na jaw. Jeśli chodziło mu o wywołanie zamieszania i zwrócenie na siebie uwagi, już dawno powinien się zacząć niecierpliwić. I zacząć działać. Anita upierała się, że sposób ułożenia ciała także nie pasuje do ich pierwotnej teorii. Spokojnie śpiąca w ławce Elton nie wywołuje tak silnych emocji, jakie wywoływałaby, gdyby morderca złożył jej ciało, na przykład, na ołtarzu i rozmazał jej krew na ścianach. Przekaz byłby zupełnie inny, a panika odkrywców zwłok zbyt duża, by możliwe byłoby załatwienie sprawy po cichu.

- Ktoś o nią zadbał. - Zawyrokowała Anita, podbudowana aprobatą Pierra. - Nie zostawił jej zwłok, na zimnej podłodze, tam gdzie upadły. Nie ukrył ich między ławkami, gdzie byłyby nie widoczne. W pewnym sensie w ten sposób chciał zwrócić swojej ofierze godność. Szukamy kogoś, kto był z nią w jakiś sposób emocjonalnie związany.

- Wszystko pięknie tylko nadal nic nam to nie daje. - stwierdziła niecierpliwie Sonia.

- Wiemy, że znała co najmniej jedną z zaproszonych osób. - przerwał jej Pierre. - Amandę. Podejrzewam, że znała także ojca panny młodej.

Zawiesił głos i odczekał chwilę aż znaczenie jego słów wchłonie się w świadomość sióstr.

- Ojciec Lizzie nie wspominał, że ją znał. - przypomniała ostrożnie Sonia.

- Nie. W ogóle nie był skory do rozmowy z nami. - Uśmiechnął się chytrze. - Ale przypomnij sobie jak zareagował, gdy o niej wspomniałaś.

Wróciła myślami do rozmowy z Brandonen Abbotem. Przygryzając wargę, analizowała słowa ojca Lizzie, jego oburzenie, gdy uzasadniali wezwanie go lipną kradzieżą. Gdy wspomniała, że podejrzewają o wszystko Elton...

- Natychmiast przerwał rozmowę. - Ostatnią myśl wypowiedziała na głos, bardziej do siebie niż do pozostałych.

- Drzwi o mało nie wyleciały z futryny, gdy nimi trzasnął. - fodał Pierre.

- Czaaad. - podsumowała Anita.

Starsze siostry nie podzielały jej entuzjazmu. Jedynie Pierre uśmiechnął się kącikiem ust.

- Może spiknęli się, gdy ta tutaj zbierała informacje do tego swojego artykułu. - rozkręcała się Anita. - I tego, wiecie...

Anita złączyła kciuk i palec wskazujący prawej dłoni w taki sposób, że ułożyły się w kółeczko. Następnie wymownie wsunęła w nie palec wskazujący lewej dłoni.

- Nie, nie, nie! - zaprotestowała milcząca dotąd Renata, podrywając się z miejsca. - To nie tak. Ojciec Lizzie nie miał romansu z Elton...

- A ty skąd wiesz? - obruszyła się Anita.

Renata westchnęła.

- Och, z tego wszystkiego zapomniałam wam powiedzieć. - powiedziała skruszona. - To musiało być zaraz po rozmowie z wami...w każdym razie...pilnowałam sali, tak jak mi kazałaś... - Spojrzała na Sonię w oczekiwaniu na pochwałę. Nie doczekała się jej więc kontynuowała z nutą rozżalenia w głosie. - Pan Abbot wrócił na salę wyraźnie wzburzony. Chciałam się upewnić, czy wszystko w porządku więc dosiadłam się do niego...

Sonia kiwnęła głową. Przypomniała sobie jak po powrocie na salę zastała Renatę szepczącą nad stołem z ojcem Lizzie. Czekała na dalszy ciąg historii. Chyba błędnie oceniła tamtą sytuację i Renata wcale nie flirtowała z ojcem jej przyjaciółki. Chociaż w przypadku Renaty każda rozmowa z mężczyzną wygląda jak flirt.

- Był mocno zdenerwowany, skarżył się, że uważasz ich za złodziei tak jak Lionella. - Popatrzyła niepewnie na Sonię. - A żeby tego było mało sugerujesz, że rodzina Lizzie ma jakieś powiązania z Winoną Elton.

- Czyli jednak ją znał. - wyszeptała Sonia.

Renata pokiwała energicznie głową.

- Nie tylko on. - Przestąpiła niepewnie z nogi na nogę.

- Kto jeszcze?

- Lizzie. I prawdopodobnie Robert.

Okazało się, że po powrocie na salę ojcu Lizzie rozwiązał się język, a Renata przytomnie wyciągała z niego informacje.

Winona Elton po raz pierwszy zjawiła się w domu Abbotów na początku roku, krótko po tym, jak prasa zaczęła się rozpisywać o zaręczynach Lizzie i Roberta. Chciała się zobaczyć z Lizzie. Akurat wyszła, ale pan Abbot pozwolił jej na nią zaczekać. Wydawała się miła. Twierdziła, że mają z Lizzie wspólnego znajomego. Gdy Lizzie wróciła do domu, zaintrygował ją ten „wspólny znajomy“. Rozmawiały w jej pokoju. Pan Abbot nie ma pojęcia o czym. W każdym razie Lizzie nie wydawała się strapiona po tej rozmowie, a nawet spotkała się z tą dziewczyną parę razy na mieście. Po jakimś czasie znowu pojawiła się w ich domu. Tym razem jej spotkanie z Lizzie przebiegło burzliwie. Pan Abbot twierdzi, że nie wie, o co się pokłóciły, ale Elton wyszła wzburzona, a Lizzie oznajmiła, że nie chce więcej widzieć tej żmii. Wkrótce po tym Edna Romson i reszta prasowej trzódki zaczęły nękać Abbotów.

- Pan Abbot twierdzi, że Lizzie w ogóle nie chciała rozmawiać o tym incydencie. - Zakończyła Renata. - Ale myśli, że tym wspólnym znajomym mógł być Robert. A sama Elton mogła być jedną z jego starych podrywek. Mogła próbować poróżnić Lizzie z Robertem i stąd ta cała awantura. Tamto wydarzenie zbiegło się w czasie z wysypem „osób z otoczenia Lizzie Abbot“, na które podawała się plotkarska prasa. Ojciec Lizzie jest przekonany, że Elton z zemsty zaczęła sprzedawać prasie informacje o Lizzie. Zwłaszcza te nieprawdziwe.

Pierre zamruczał pod nosem.

- Lizzie ją przegoniła. - powiedział. - ale od Amandy wiemy, że długo nie odpuszczała i koniecznie chciała się dostać na to wesele.

- Straciła bezpośredni dostęp do Lizzie, ale liczyła, że dzięki Amandzie jej się to uda. - podjęła jego tok rozumowania Sonia. - Ale to też nie wyszło. Włamała się do mojego biura...

- Zapewne próbowała zdobyć zaproszenie. - dodała Anita. - Ale akurat miałaś wzory przy sobie.

- To brzmi jak obsesja. - podsumowała Renata.

- Albo dziennikarska desperacja. - mruknęła Sonia, uderzając wizytówką o wnętrze swojej dłoni.

- Może jedno i drugie? - zasugerowała Anita. - Jak najlepiej dopiec facetowi, który puścił cię kantem? Obsmarować w prasie całą jego rodzinę, a narzeczoną zaszczuć do takiego stopnia, by odechciało się jej wychodzić za mąż...

Każde kolejne słowo wypowiadała szybciej, jakby obawiała się, że ktoś może jej przerwać. Pozbawić przyjemności snucia teorii.

- Więc kto? - gorączkowała się. - Lizzie zapewne szlag trafił, gdy dowiedziała się, że Edna jest byłą Roberta. Robert też pewnie nie był zachwycony sytuacją. Ojciec Lizzie... Może w swoim mniemaniu bronił szczęścia córki? Earthandom też nieźle dopiekły te artykuły...

- Lizzie muchy by nie skrzywdziła. - stwierdziła Renata.

Sonia już otwierała usta, by ją poprzeć, ale szybko je zamknęła. Parę tygodni temu zgodziłaby się nią. Jednak ostatnio odnosiła wrażenie, że w słodkiej Lizzie zaszła jakaś zmiana. Nieśmiała dziewczyna z biura podróży gdzieś zniknęła. Życie na świeczniku ją zmieniło.

Z zadumy wyrwał ją głos Pierra.

- Masz te koraliki?

Skinęła głowa. Zanurkowała we wnętrzu swojej torby. W tym czasie Pierre w skupieniu przyglądał się rozrzuconym wokół przedmiotom należącym do zmarłej. Krótkimi wolnymi ruchami gładził ogolony na gładko policzek. Sprawiał wrażenie, jakby nie dostrzegał świata poza tymi kilkoma drobiazgami.

Szminka, puderniczka, pilnik. Zapasowa para rajstop. Niewielki portfel. Paszport. Divascan.

Nieśpiesząc się brał do ręki każdy z przedmiotów. Na dłużej zatrzymał się na paszporcie Elton. Studiował go przez chwilę, po czym jego otwarta dłoń wystrzeliła w kierunku Sonii. Najwyraźniej jednak zdawał sobie sprawę z istnienia świata i doskonale wyczuł moment, gdy w końcu dogrzebała się do zerwanego łańcuszka.

Jego palce zacisnęła się na nim, gdy tylko drobne, owalne kamyki dotknęły jego dłoni. Podniósł tanie świecidełka na wysokość oczu i wpatrywał się w nie intensywnie. W tym czasie siostry przyglądały mu się jakby obserwowały pokaz magika w cyrku. Wyczekiwały kolejnej sztuczki.

Potrząsnął gwałtownie głową i dla odmiany znów zaczął studiować paszport dziewczyny.

- Chyba wiem, kto jest naszym mordercą. - powiedział spokojnie, uważnie artykułując każdą sylabę. - Chociaż przyznam, że nie mam pojęcia jaki motyw przyświecał tej osobie...

Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Ściany kaplicy rozbłysły niezliczoną ilością kolorów. Witrażowe okna rozpraszały migoczące na zewnątrz światła. Zmieniały ich prawdziwy kolor, tworząc na ścianach kaplicy tęczowe malowidło. Przez moment w milczeniu obserwowali ten świetlny spektakl.

Sonia westchnęła.

- Przynajmniej nie włączyli syren.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania