Poprzednie częściOstatni Gość (cz.1)

Ostatni Gość (cz.7)

12 Czerwca 2016

Marwood, Zachodnia Walia

15:00

 

Nie odważyli się wejść do środka i powstrzymać Sonii, ale czuła na sobie ich pogardliwe spojrzenia. Z namaszczeniem pozbierała porozrzucane przedmioty i powoli podniosła się z klęczek.

- Ja…- bąknęła. – Chciałam wiedzieć, kim jest…była…ta dziewczyna…

- Czy to jest krew? – przerwała jej tłumaczenia Renata, wskazując nieboszczkę drżącym palcem.

Sonia zerknęła przez ramię. Zastygłe oczy. Poplamiony kołnierzyk. I krew ściekająca z ucha.

Nikt sam z siebie nie zaczyna krwawić z ucha…

Ołtarz zawirował przed jej oczami. Przytrzymała się oparcia ławki. Gdy odzyskała równowagę, napotkała spojrzenie Renaty.

- Dobry Boże…– wyszeptała.

Weź się w garść. I zacznij działać. Rób coś!

Wyprostowała się. Pociągnęła za poły żakietu i przyjęła oficjalną pozę.

- Zawiadomię policję. – oznajmiła – Do tego czasu muszę państwa poprosić o dyskrecję. Proszę wrócić na salę i…zachowywać się normalnie.

- No, ale przecież… - oponowała kolorowa ciotka Lizzie.

- Oczywiście. – wpadł jej w słowo Ojciec Horatio. – Stefania nic nikomu nie powie.

Spojrzał wymownie na siostrę, która tylko się naburmuszyła.

- To ślub Lizzie. – westchnął. Pokręcił głową, obejmując ramieniem Stefanię. – Chodź…

Sonia obserwowała jak się oddalają. Ojciec Horatio powłóczył nogami, zgnębiony. Natomiast Stefania nieustannie coś do niego szeptała, niezdrowo podniecona/

- Długo nie utrzymamy tego w tajemnicy. – stwierdziła Renata, spoglądając za oddalającą się parą.

- Więc musimy działać szybko. – Sonia wbiła w nią stalowe spojrzenie.

- Co robimy? – gorączkowała się Renata. – Przecież ktoś ją…zabił. W ogóle, kto to jest?

- Nikt z gości. – mruknęła Sonia.

Renata zastygła z na wpół otwartymi ustami.

- To jak się tu dostała?

Właśnie. Dobre pytanie.

Anita…

- Wracaj na salę. – zarządziła Sonia. – I miej oko na tę plotkarę. Ja spróbuję dodzwonić się na policję.

Renata kiwnęła dwa razy głową, jak przerażone dziecko, które przyznaje się do błędu i potruchtała w stronę Lustrzanej Komnaty. Sonia jeszcze przez moment stała, obracając w palcach klucze, po czym zatrzasnęła drzwi kaplicy. Kilkakrotnie nacisnęła na klamkę, upewniając się, że są dobrze zamknięte.

 

5 Marca 2016

Norwich w hrabstwie Norfolk

 

Odwiesiła wilgotny płaszcz na wieszak, tuż obok krótkiej, skórzanej kurtki Anity i tweedowego płaszcza w eleganckim, szarym odcieniu. Zastygła w bezruchu z dłońmi zaciśniętymi na męskim okryciu. Mięśnie, tak spięte po scysji z Edną, rozluźniły się gwałtownie, zalewając jej ciało falami przyjemnego ciepła. Kilkoma sprawnymi ruchami zrzuciła z nóg kozaki i popędziła do mieszkania, przeskakując po dwa stopnie naraz.

Wrócił!

Wpadła do mieszkania, przekonana, że zaraz znajdzie się w ukochanych ramionach. Zamarła jednak, gdy zamiast stęsknionego uśmiechu, na twarzy siedzącego w fotelu Iana zobaczyła grymas niezadowolenia.

- Wró..ciłeś wcześniej? – zapytała niepewnie.

- Jak widać. – odburknął.

Z kuchni, skąd rozchodził się obłędny zapach mięsa duszonego w pomidorowym sosie, wychyliła się Anita, ale szybko wycofała się z powrotem.

No tak…

Sonia westchnęła i zwiesiła luźno ramiona.

- Co ona tutaj robi? – wyszeptał nerwowo, ruchem głowy wskazując na kuchnię.

- Obiad?

- Bardzo zabawne.

Wstał z miejsca i kilkoma długimi krokami przemieścił się w okolice kanapy, gdzie niechlujnie złożony koc i poduszka świadczyły o bytności Anity.

- A to co? – zapytał, podnosząc koc, jakby demonstrował mikser kuchenny w telewizyjnym show. – Albo to… - Wskazał dłonią na stolik zasypany książkami młodszej siostry Sonii. – I w ogóle, dlaczego Anita twierdzi, że teraz z nami mieszka!?

- Ciii… - szepnęła, kładąc mu dłonie na ramionach.

Wtuliła się w jego spięte ciało.

Nie tak wyobrażała sobie jego powrót z delegacji. Ale mogła za to winić tylko samą siebie. Powinna mu powiedzieć wcześniej…ale przecież nigdy nie zgodziłby się na to, by Anita z nimi zamieszkała. Przynajmniej nie od razu… Chciała powoli przyzwyczajać go do tej myśli, ale przez ostatnie problemy kwestia Anity jakoś wyleciała jej z głowy. Cieszyła się po prostu, że miała ją przy sobie.

Objął ją w talii i wtulił twarz w jej szyję. Powoli się rozluźniał.

- Co znowu zmalowała Mała? – wymruczał w jej ucho, zerkając ukradkiem w stronę kuchni.

- Nic. – odparła szybko. – Pomaga mi w biurze.

- I dlatego się do nas wprowadziła?

Westchnęła, wyplątując z jego objęć.

- Pokłóciła się z rodzinami… - szepnęła.

- Aah…w końcu wykopali ją z domu? Najwyższy czas… - zadrwił Ian. - Niech zgadnę, przyleciała do starszej siostrzyczki, a ty jak zawsze nie mogłaś jej odmówić…

- Dobrze sobie radzi. – Broniła siostry. - Pomaga w biurze. Naprawdę się stara…

A w zamian za miejsce do spania i dach nad głową wypłacam jej tylko połowę pensji…

Ian posłał jej kpiący uśmiech.

- Co jak co, ale akurat ustawić się, to Mała potrafi koncertowo...

- Nie bądź niesprawiedliwy.

- Nie może tutaj zostać. – spoważniał.

- Przecież jej nie wyrzucę, to moja siostra. – oponowała Sonia. – Poza tym to tylko czasowe rozwiązanie, dopóki nie stanie na nogi i czegoś sobie nie znajdzie.

Ian prychnął pogardliwie.

- Do tego czasu będziecie musieli jakoś ze sobą wytrzymać. – zarządziła, ujmując go za dłoń i prowadząc w stronę kuchni. – Proszę, bądź dla niej miły…

- Nie tak wyobrażałem sobie powrót do domu. – jęknął.

 

Obudziła się wcześniej niż zazwyczaj. Elektroniczny zegar wskazywał szóstą trzydzieści. Przymknęła powieki i wyciągnęła dłoń, chcąc poczuć ciało Iana. Jedyne, co znalazła, to pustkę. Dźwignęła się na łokciu, z konsternacją wpatrując się w puste miejsce obok siebie.

- Ranny ptaszek się znalazł… - powiedziała do siebie, zrzucając z siebie kołdrę.

Naciągnęła na nagie ciało szlafrok i starannie zawiązała pasek. Zza drzwi dobiegały odgłosy kroków i kilka rzuconych szeptem słów.

No to się zaczyna.

Szybko wsunęła stopy w kapcie i poczłapała do salonu przekonana, że wejdzie w sam środek porannej sprzeczki partnera i siostry. Tymczasem zastała pusty pokój. Senne, słabe promienie budzącego się dopiero słońca wzmagały wrażenie, że w rozbebeszonej pościeli na kanapie przed chwilą jeszcze ktoś spał.

Nadstawiła uszów. Głosy dochodziły z kuchni. Gdy tam zajrzała zastała Iana i Anitę popijających kawę w idealnej komitywie. Nic nie wskazywało na to, by planowali skoczyć sobie do gardeł.

Dziwne.

- Dostanę też kawy? – zapytała.

Oboje nieomal podskoczyli na dźwięk jej głosu.

- Jasne, kochanie.

Ian uczynnie podniósł się z miejsca. Tymczasem Sonia zajęła miejsce przy stole naprzeciwko Anity, która spuściła wzrok na leżącą przed nią książkę.

- Lepiej to gdzieś odłóż. – poradziła Sonia. – Jeszcze się zachlapie…

- Nie zachlapie.

- Zachlapie.

Słowną utarczkę sióstr przerwał charakterystyczny dźwięk towarzyszący wyskakującym z tostera kromkom chleba.

- Podano do stołu. – oznajmił Ian, z gracją stawiając przed nią tosty, na których powoli topiło się masło, roztaczając wokół słodki aromat. Po chwili na podkładce w biało-czerwoną kratę pojawiła się także jej upragniona kawa.

- Co dzisiaj robisz? – zwróciła się do Iana, upijając łyk.

- Muszę się spotkać z szefem i przekazać wytyczne od Amerykanów. Strasznie wydziwiają. Dobrze, że udało mi się wygrać ten kontrakt.

- Ale…nie musisz znowu tam jechać, nie?

- Kiedyś na pewno. Ktoś musi doglądać roboty, a nie ufam tym uśmiechniętym Jankesom. Ale póki co, masz mnie dla siebie.

Puścił do niej oko, uśmiechając się lubieżnie znad swojego kubka. Stłumiła śmiech.

Dobrze, że wrócił.

Przez moment jedli w milczeniu, każde skupione na swoim talerzu i własnych myślach. Sonia uśmiechała się, obserwując chłopaka i siostrę. Dwie najważniejsze osoby w jej życiu. Jedli razem śniadanie i nie skakali sobie do oczu. Może w końcu zaczną się jakoś dogadywać.

- To o czym tak rozmawialiście? – zapytała.

Anita jeszcze bardziej pochyliła się nad swoją książką, jakby miała ochotę pochłonąć ją w całości. Ian odchrząknął, wstając od stołu. Anita w końcu podniosła wzrok znad lektury.

- My? – zapytała.

- No tak, wy.

- A, nie…o niczym ważnym.

- Rozmawialiśmy o książce. – oznajmił Ian, dolewając sobie kawy.

- Właśnie. – poparła go Anita.

Sonia przechyliła się nad stołem i przyciągnęła do siebie sporej grubości tom. Zerknęła na okładkę.

- Tajemnice zbrodniczych umysłów? – Odczytała, unosząc nieznacznie brew. – Po co czytasz te okropności?

- Bo to ciekawe?

- Komu dokładkę? – zagrzmiał gromko Ian.

- Mi! – Pisnęła Anita, chociaż nie dokończyła jeszcze poprzedniej porcji. Pospiesznie posmarowała świeży tost masłem i wepchnęła książkę pod pachę. Zabrała talerz i ewakuowała się na swoją kanapę, zostawiając Sonię i jej narzeczonego samych.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania