Poprzednie częściOstatni Imperator- Prolog

Ostatni Imperator Rozdział 11 - Gorzkie Bogactwo

Dernier szedł tuż za plecami W. Podążali teraz inną drogą niż ta, którą wcześniej przyszedł. Mijali szeregi domków troszkę odrobinę zbyt zadbanych jak na standardy slumsów. Ściany oraz okna były co prawda zabite deskami jednakże było to zrobione metodycznie i dokładnie, te konstrukcje nie sprawiały wrażenia jak gdyby miały rozpaść się przy najlżejszym podmuchu wiatru. W błocie, które niestety było wszechobecne, również było mniej śmieci czy zużytych, niepotrzebnych już nikomu przedmiotów. Po drodze Dernier nie zauważył żadnego żebraka czy śpiącego kloszarda. Ludzie stojący w drzwiach przyglądali mu się, ale było to spojrzenie tak różne od tego, które czuł na sobie wcześniej. Nie było w nim głodu i wrogości, ukrytego gniewu czy też ponurej zaciętości świadczącej o przeświadczeniu, że tylko najgorsze występki mogą pozwolić ludziom żyć lepiej od innych, nie. Tutaj Dernier zauważał tylko lekką ciekawość. Kilka z mijanych osób nawet uniosło dłoń w powitalnym geście. Dernier odpowiadał zdawkowym skinieniem głowy co jakiś czas zatrzymując się gdy W wdawał się w krótką pogawędke z przechodniami. Dernier przesunął się do cienia rzucanego przez ściane jednej z chat. Był środek lata, słońce naprawde mocno grzało. Kilka chwil później W znów ruszył wchodząc między dwa budynki. Dernier podążył za nim wychodząc na niewielki plac w kształcie kwadratu. Dzieci, około dzwudziestka, bawiły się na ewidentnie zrobionych własnoręcznie przez osoby dorosłe huśtawkach czy drabinkach. Kilkoro siedziało na ławkach zbitych z desek bawiąc się lalkami pozszywanymi z różnych rodzajów szmatek. W pomachał do gromadki powoli podchodząc do dwóch kobiet siedzących w cieniu jednej z chat. Dernier powoli podszedł bliżej usuwając się z drogi przebiegającemu chłopcu.

-... jak zwykle, krzyczą, bawią się i śpią-mowiła z uśmiechem siwowłosa kobieta w zielonej, wełnianej suknii-czyli dzień jak codzień.

W skinął głową również się uśmiechając.

-Kto to?-zapytała druga z opiekunek, nieco młodsza od swojej koleżanki, ubrana w koszulę oraz czarne spodnie.

-Dernier, nowy uczeń-odpowiedział W nie dając mężczyźnie dojść do słowa-postanowiłem pokazać mu trochę naszego terenu.

Kobiety zgodnie pokiwały głowami. Kilka chwil później mężczyźnie pożegnali się z opiekunkami, odchodząc i kierując się w dalszą część wycieczki.

-Widzisz-odezwał się z westchnięciem W mijając niewielką kałużę, w nocy musiał spaść deszcz -część naszych pieniędzy idzie na odnowienie slumsów, remonty chat, poprawianie ogólnych warunków życia, pomoc w szukaniu pracy dla ludzi, którzy chcą wyjść z biedy czy tak jak przed chwilą widziałeś budowa struktur, które przydają się wszystkim. Przedszkolanki mają stałe zatrudnienie, dzieci mogą bawić się w bezpiecznym miejscu, a ich rodzice mogą je tam odstawić i iść do pracy.

Dernier znarszczył brwi. Wydawało mu się to... nietypowo dziwne.

-Dlaczego to robicie?-zapytał.

-Ten czas to era tyranów-odparł W-pokazuję tym ludziom, że przywódca nie musi dbać wyłącznie o własne kieszenie. Zadowoleni ludzie to wierni ludzie.

Dernier powoli pokiwał głową. Miało to sens.

-Pokazujemy ludziom, że są jeszcze tacy, którzy pomagają, których serca nie są kompletnie czarne, a ręce czerwone od krwi-dodał Berserker-chodź do miasta, tam odwiedzimy jeszcze kilka osób i opowiem Ci co robimy dla nich.

~~~~~

Dernier po raz kolejny przeciskał się wśród tłumu ludzi, próbując nie zgubić W, który parł przed siebie nie zwracając najmniejszej uwagi na potrącanych przechodniów. Dernierowi wreszcie udało się dostać tak blisko berserkera by korzystać z tworzonego przez niego korytarza. Znajdowali się teraz w środkowej części miasta zmierzając do, jak to określił W, "sprawy nie cierpiącej zwłoki". W tym momencie, zatopiony w myślach Dernier wpadł na plecy W, który zatrzymał się na krawędzi zbiorowiska przechodniów, przy wylocie niewielkiej bocznej uliczki. Jednej z tych w które lepiej nie wchodzić nocą. Berserker przepchnął się pomiędzy ludźmi ciągnąc Derniera za ramię. W tym momencie mężczyzna ujrzał leżące na bruku ciało. Na piersi ziała ogromna, czarna już od krzepnącej krwi rana. Twarz denata była krwawą maską zastygłą w wyrazie zdumienia. Jednakże to usta, a właściwie przedmiot w nich budził największe zainteresowanie. W podszedł bliżej zwłok przyklękając obok nich.

-Ruszaliście coś?-zapytał zebranych wokół ludzi.

Przechodnie pokręcili przecząco głowami. Berserker wzruszył ramionami wyciągając biały papier z ust zabitego. Przeleciał oczami po zawartości kartki, następnie złożył ją w kostkę i wsunął do kieszeni denata. Wzruszył ramionami znów łapiąc Derniera za ramię.

-Takie już jest to miasto-stwierdził z westchnięciem mijając podążających w stronę miejsca zbrodni strażników-Ludzie przychodzą i odchodzą.

~~~~~~~~~~

W delikatnie zapukał w drewniane drzwi jednego z domostw znajdującego się mniej więcej w połowie drogi na rynek. Chwilę później na progu ukazał się niewysoki mężczyzna z kępką włosów na czubku głowy. Jego twarz była poorana zmarszczkami jednakże, na ile umiał ocenić Dernier, nie było to spowodowane wiekiem, a prawdopodobnie stresem związanym z wykonywanym zawodem. Kilka chwil później przybyli zostali wprowadzeni do niewielkiego salonu pośrodku którego stał okrągły stolik, a wokół niego trzy fotele. Gospodarz wskazał na nie dłonią, a samemu podążył do znajdującej się obok kuchnii by przygotować poczęstunek dla gości. W pochylił się w stronę Derniera gestem dłoni nakazując mu się przybliżyć.

-Jakikolwiek napój dostaniesz, pijesz cały choćbyś miał się porzygać-wyszeptał-Jedzenia nie ruszasz, wyjaśnie jak wyjdziemy.

Dernier zmarszczył brwi siadając wygodnie. Kilka chwil później gospodarz wkroczył do salonu niosąc trzy filiżanki oraz półmisek z jakąś ciemną substancją. Usiadł obok W spoglądając na niego wyczekująco. Berserker uśmiechnął się lekko spoglądając w stronę mężczyzny.

-Nie masz się czego bać Ryck-stwierdził W-Chcieliśmy się tylko dowiedzieć w jaki sposób będziesz spłacał pieniądze.

Mężczyzna chrząknął cicho kręcąc się w fotelu.

-Jesteś kupcem tak?

-No, tak-stwierdził cicho Ryck.

-Możesz oddawać nam część niesprzedanego towaru jako spłatę należności-stwierdził W.

Oczy mężczyzny zalśniły.

-Naprawdę?-niemalże krzyknął kupiec.

W skinął głową dopijając gorzką, zdaniem Derniera, kawę.

-Przyślę kogoś z pieniędzmi, pozdrów syna-stwierdził berserker.

Następne parę minut przeminęło na omawianiu szczegółów pożyczki. Dernier nie uznawał ich za interesujące dlatego z zaciekawieniem rozglądał się po salonie. Znów zauważył obrazy z nieznanym mu władcą, takie same jakie wisiały w domu Satiraha, prócz tego przy jednej ze ścian stał niewielki kominek, który służył do ogrzewania domostwa w czasie mrozu. Zasadniczo układ pomieszczeń w domu był bardzo podobny do domu starca, który pomógł Dernierowi. Salon, kilka pomieszczeń ukrytych za zamkniętymi drzwiami i tyle, żadnej zbędnej przestrzeni. Przy takiej ilości osób mieszkających w stolicy każdy skrawek ziemi był na wagę złota.

Kilka chwil później W wstał z fotel podając dłoń Ryckowi. Mężczyźni pożegnali się z gospodarzem i moment później znów znaleźlo się na ruchliwej, głośnej ulicy. W oparł się o ścianę domu splatając ramiona na piersi.

-Ten człowiek jest biedny jak mysz-powiedział w zamyśleniu-niedawno powinęła mu się noga w interesach. Przyszedł do mnie by pożyczyć pieniądze przeznaczone na nauke syna. Bo widzisz, pożyczam pieniądze, ale rzadko kto oddaje mi je w formie waluty, częściej jest to towar lub odpracowanie długu. Nie widze problemu by udzielać kredytów o ile cel rzeczywiście jest ważny, zero odsetek czy gróźb. Co do jedzenia i napoju gdy u niego byliśmy. Skoro jest biedny, jedzenie zachowa na później, gotową już kawe musiałby wylać. Proste.

Dernier zmarszczył brwi, kiwając głową i zaplatając ramiona na piersi.

-To...dosyć szlachetne-stwierdził.

W zaśmiał się cicho ruszając w dalszą drogę.

-Musisz nauczyć się rozpoznawać ludzi którzy są gotowi odpowiedzieć pomocą na twoją pomoc-stwierdził Berserker-za mną...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • A. Hope.S 02.07.2019
    " Był środek lata, słońce naprawde mocno grzało." tu bym zmieniła na paliło, ale to twoja decyzja
    " W pomachał do gromadki powoli podchodząc do dwóch kobiet siedzących w cieniu jednej z chat." - Powili podchodząc do skupianej pod dachem cienia dwóch kobiet - nie wiem, ale przemyśl...

    Aletnin uwiebima.
  • Alentin 03.07.2019
    Dziękuję za rady, przemyślę :D
  • betti 02.07.2019
    Ale światłe rady... koń by się uśmiał. Słońce paliło, a nie grzało...ha, ha, ha

    Powili podchodząc do skupianej pod dachem cienia dwóch kobiet - to zdanie zaj...ste. skupaianej pod dachem cienia dwóch kobiet - ha,ha,ha,ha,ha
  • A. Hope.S 02.07.2019
    betii, radzę ci poszukać cienia dla twojej nieprzetrawionej kukurydzy. Popcorn może jest większy, ale bardziej pusty.. jakbyś o tym nie wiedziałaś. Na kukurydze nawet Leszcze w stawie nie biorą.
  • betti 02.07.2019
    A. Hope.S Ty pisz komentarze... konieczne. Są cudowne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania