Poprzednie częściOstatni Łowcy l

Ostatni Łowcy II

Odór, który jeszcze przed minutą był tylko przelotnim zapachem, teraz wypełniał całe pomieszczenie. Duszący, ciężki zapach gnijącego mięsa przyprawiał jeźdźców o zawroty głowy i nudności. Tym drugim od razu uległa rudowłosa dziewczyna na miodowej klaczy, przechylając się przez łęk siodła i wyrzucając na kamienny chodnik zawartość swojego żołądka.

- Aż tak źle? - zapytał jej towarzysz, podtrzymując rude loki.

- Spójrz w górę - wykaszlała.

Mężczyzna usłuchał, spojrzał. I natychmiast zamarł.

Niecałe trzy metry nad nimi wisiały ludzkie zwłoki, nadziane na miedziany pręt, wystający z jednej z belek. Ciało, jak ocenił, było w ostatniej fazie rozkładu, w czym skrupulatnie pomagały mu tłuste larwy, trzymające w swoich małych paszczękach kawałki mięsa i podartej odzieży. Było tam też coś jeszcze. Coś, co mężczyzna rozpoznał dopiero, gdy pojedyńczy promień słońca przedarł się przez zabite deskami okno i padł ma wiszące zwłoki. Zwłoki kobiety.

Tym, co jeździec początkowo wziął za rozmazany cień śpiącego nietoperza, który uciął sobie drzemkę w ziejącej w brzuchu dziurze, okazało się być zwiniętym w kłębek płodem, pokrytym grubą warstwą czarnej, zakrzepłej krwi.

Soggoth, przeszło mu przez myśl, kiedy mimowolnie zaczął analizować ślady, trzy metry, szpony jak u gryfa, bezzębne paskudztwo. Aż szkoda, że nie mam przy sobie fiolki na jego krew.

Z zadumy wyrwało go kilka drgawek, wstrząsających ciałem dziewczyny.

- Lepiej ci? - zapytał troskliwie, odwracając wzrok od makabrycznej sceny i wracając myślami do wymiotującej przyjaciółki.

- Chyba tak - odpowiedziała, wydymając wargi w smutnym uśmiechu, co w połączeniu z blado-zielonkawym odcieniem twarzy wyglądało wręcz strasznie.

- Zostań na zewnątrz - polecił, dobywając miecza.

- Chyba żartujesz! Jeśli pójdziesz tam sam, zginiesz. Nie zgrywaj bohatera.

- Nie będę - odparł z przekąsem. - Jeśli coś pójdzie nie tak, zawołam cię. Po za tym, co złego może się stać? Umiem walczyć, a z tego co widzę, mamy doczynienia z soggothem, ewentualnie z bardzo brutalnym wampirem, więc dam sobie radę.

- Twoja pewność siebie i arogacja kiedyś cię zgubią.

- Może - wzruszył ramionami. - Ale jeszcze nie dzisiaj.

- Pamiętasz, co mówiono nam w klasztorze? Więzi nie wolno rozrywać. Gdzie brat, tam jego siostra. Mistrz...

- Nie żyje! - mimowolnie zacisnął pięści. Widać było, że dziewczyna była blisko uderzenia w słaby punkt. - Bractwo się wykruszyło. Jeszcze dwa lata temu było nas pięciuset łowców i drugie tyle czarodziejek. Ilu jest nas teraz?

Zapadła cisza, w której dało się usłyszeć cichutkie kłapanie szczęk - to larwy zabierały się za kolejny kawałek martwej kobiety.

- Para - odpowiedziała w końcu dziewczyna ze spuszczoną głową. Do kącików jej oczu napłynęły łzy. - Została ostatnia para łowców.

- Więc nie dziw się, że próbuję cię chronić!

Powiedziawszy to, naciągnął na głowę kaptur, poprawił ułożenie miecza i zmusił wierzchowca do lekkiego kłusa, pozostawiając za sobą, pogrążoną w smutku siostrę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 14.12.2016
    ,, mężczyzna wzruszył ramionami.'' - tu wyrzuciłabym słowo mężczyzna, żeby nie było powtórzenia, a i tak ,,wzruszył'' mówi nam, że to mężczyzna
    ,,mężczyzna, mimowolnie zacisnął pięści.'' - tutaj też można tak zrobić, wiadomo przecież, że jest ich tylko dwoje: on i ona :)
    A, to jest rodzeństwo :) To przydałby się jeszcze ktoś z tego bractwa, bo wyginą totalnie :(
    Czekam na cd, 5 :)
    PS. Do udziału w Bitwie oczywiście zapraszam :)
  • Asterix 14.12.2016
    Dzięki - już poprawione. Miło, że ktoś jednak czyta.
    "Przydałby się jeszcze ktoś z tego bractwa, bo wyginą totalnie..." nie zgodzę się z tą myślą, jeśli domyślasz się o co mi chodzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania