Poprzednie częściOstatni oddech ~ Rozdział 1

Ostatni oddech ~ Rozdział 2

Spokojnie podjechała pod dom i zaparkowała auto. Weszła do domu i przekręciła kluczyk, zamykając drzwi. Poczuła się słabo, więc od razu poszła do swojego pokoju. Rozebrała się, zostając w samej bieliźnie i poszła do łazienki aby oczyścić twarz z zaschniętej krwi. Jej kręcone włosy tworzyły aureolkę nad głową. Miała dosyć dzisiejszego dnia, chciała jak najszybciej zasnąć, lecz jej mózg nie pozwolił na to.

Była czwarta nad ranem, a ona nadal nie mogła zasnąć. Miała pewność, że jutro będzie wyglądała tragicznie, a przecież trzeba iść do szkoły. Na sam koniec, kilka łez uciekło kącikiem oka i trafiły na lekkie rozcięcie spowodowane uderzeniem policjanta.

Otworzyła jedno oko, następnie drugie. Powoli wstała z łóżka, czując jakby spadła w ogromnej wysokości. Poszła do łazienki, wziąć szybki prysznic i już prawie była gotowa do szkoły. Wysuszyła suszarką włosy, ubrała czarne legginsy, brzoskwiniową przewiewną bluzkę i zarzuciła na to skórzaną kurtkę. Widząc dużego siniaka pod okiem oraz spuchniętą i nabrzmiałą powiekę, delikatnie zakryła to warstwą makijażu i nałożyła okulary przeciwsłoneczne. Chwyciła telefon i wybrała numer do Gaby. Po trzecim sygnale dziewczyna odebrała.

- Siema, dasz radę iść do szkoły? - zapytała Alice.

- Poczekaj 5 minut i będę gotowa - odpowiedziała.

- Ale na pewno dasz radę? - z niedowierzaniem dopytała.

- Tak, tak. Przecież nie byłam tak bardzo pijana - zaśmiała się Gabi.

- Oczywiście, że nie... A kto cię zawiózł na osiedle?

- Kolega Matt'a, nie znam go, jakiś miły gość, znaczy no wiesz dobra dupa z niego.

- Zbieraj się, wyjeżdżam zaraz.

Zabrała torbę, pośpiesznie wrzucając do niej paczuszkę, którą miała przechować Chrisowi i zeszła do kuchni.

Nie mogła uwierzyć, że matka nie powiedziała jej o nowym życiu ojca. Jak to jej ojciec należy do mafii? To pytanie nurtowało ją od samego rana.

Zeszła po schodach do kuchni, gdzie spotkała mamę. Od razu miała ochotę zwymiotować, a przecież nie powinna tak reagować.

- Jak ty dziecko wyglądasz? – Podbiegła do niej i zobaczyła ciemne sińce na karku i ramionach.

- Auu! Nie dotykaj. Nie twoja sprawa.

- Jak to nie moja sprawa? Martwię się o ciebie! Znów opuścisz dziś szkołę? Ja już nie mam do Ciebie słów! Jeszcze jedna wpadka, a będzie koniec! Wylecisz z domu! Nie będę tego dalej tolerowała. Dziewczyno, ciebie nie ma w ogóle w domu, szlajasz się po ulicach z tymi dziwakami. Stajesz się nimi! Pewnie z nimi ćpasz i pijesz, staczasz się na samo dno!

- Nie wiesz jak jest! Czy ty próbowałaś mnie kiedyś zrozumieć, porozmawiać bez krzyczenia? No właśnie, sama widzisz! Nigdy nie rozmawiałyśmy spokojnie, od roku. Cały czas tylko krzyczysz na mnie. – Była już na załamaniu nerwowym i w afekcie powiedziała najgorsze słowa – Nie dziwie się, że ojciec uciekł od ciebie.

Wybiegła z domu i wsiadła pospiesznie do auta. Jej policzki znów były mokre od łez. Wyciągnęła z torby telefon. Chris dzwonił do niej pięć razy, lecz ona nie zamierzała odebrać ani jednego telefonu od niego. Miała dość jego okropnego, pełnego nieszczęścia życia. To ją przerastało.

- Hej! – Do auta wsiadła już Gaba. – Jeju, co ci się stało? Wyglądasz okropnie!

- Dzięki – popatrzyła na nią przez okulary i odpaliła auto.

- A tak poważnie miałaś chyba ciężką noc…

- Nom nie licząc, że Chris mnie zdradza i całą noc spędziłam na komisariacie to całkiem spoko.

- Że co? Znaczy Matt coś mi mówił, że rozmawiał z Chrisem o tej Melindzie, chciał mu przemówić ale był… no był naćpany i nic nie ogarniał. A czemu na komendzie byłaś? Za co cię złapali?

- A za szybko jechałam… no i pobiłam policjanta.

- O matko! To oni ci zrobili? – odsunęła kawałek kurtki i spojrzała na szyję - Przecież możesz ich oskarżyć.

- Nie mogę.

Te słowa wisiały chwilę w powietrzu, aż Alice zjechała na pobocze i zatrzymała się. Wysiadła z auta i zapaliła papierosa.

- Nie zostawię cię samej sobie. Jestem z tobą pamiętaj.

Alice stwierdziła, że nie będzie jej martwić swoimi problemami więc bez słów podzieliła się fajkami i ruszyły do szkoły.

- Wiesz co? Możemy spuścić jej powietrze z opon – zaśmiała się Gaba.

- Jestem za tym.

Alice na ogół nie była najgorszą uczennicą, raczej przeciętną. Po odejściu jej siostry, zmieniła się nie tylko duchowo, lecz również wizualnie. Worki pod oczami mogły by stać się jej znakiem rozpoznawczym, a spuszone, kręcone włosy zawsze mówiły o ciężkiej nocy. Cieszyła się, że akurat tego dnia nie spotkała Melindy w szkole, jakby się zapadła pod ziemię lub celowo jej unikała.

Po ukończonych lekcjach nie wiedziała, czy wrócić do domu i przeprosić matkę czy zatrzymać się u Gaby. Wybrała pierwszą opcje, ponieważ ciężar na jej sercu stale wzrastał. Nie chciała stchórzyć i uciekać przed odpowiedzialnością.

Idąc do auta, poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się mimowolnie i zobaczyła Chrisa, który szedł w jej kierunku. On również nie wyglądał najlepiej. Miał poszarpane włosy, złe spojrzenie i drwiący uśmieszek. Pomyśleć, że kiedyś taki widok ją kręcił…

- Moja Ali, czemu wczoraj nie przyszłaś? Tak w ogóle przepraszam, że nie przyjechałem po ciebie ale sama rozumiesz. – Przytulił ją, lecz ta cofnęła się krok do tyłu i opadła na drzwi auta.

- Siema misiu, tak oczywiście, że rozumiem. Melinda niedawno wyszła – wyciągnęła rękę przed siebie i pokazała wskazującym palcem na ławkę w parku obok szkoły – O tam siedzi. Idź do niej, po wczorajszym wieczorze chyba nie ładnie tak zostawić biedną Melindę samą prawda? – Uśmiechnęła się – Taki rycerz jak ty nie zostawia kobiet w potrzebie.

- Ej, ej poczekaj. To ona zaczęła, przyszła do mnie ze swoimi przyjaciółeczkami, to co miałem zrobić? Wyjaśnijmy sobie wszystko i będzie ok.

- No to akurat widziałam, że nie wiedziałeś co zrobić z tego szczęścia, że tyle lasek miałeś wokół siebie. Jeszcze tylko jedno – Otworzyła torbę i zaczęła szukać paczuszkę, której zawartości nie znała. Znalazła papierowy zwitek i rzuciła jak najmocniej w klatkę piersiową chłopaka. Torebka się rozerwała, a z jej wnętrza wydobył się biały proszek, brudzący czarną koszulkę Chrisa.

Alice szybko poprawiła okulary, które zsunęły się i popatrzyła na rozsypany biały proch, a potem na grymas na twarzy Chrisa, jakby całe jego życie runęło w jednej chwili.

- Znów to samo? Znów handlujesz? – Do jej oczu napłynęły łzy, lecz starała się to zataić. – Obiecałeś! Miałeś z tym skończyć! Dla mnie…

- To nie było moje. Zresztą to moja sprawa co robię. Co się z tobą dzieje? Gdzie jest moja Ali? Jesteś jakaś dziwna.

- Dałeś mi proch na przechowanie? – powiedziała z niedowierzaniem.

- Wiesz, że policja ciągle węszy, a ciebie nie podejrzewają.

Alice się zaśmiała. Nie mieściło jej się to wszystko w głowie. Dlaczego kiedyś tak żyła i jej nic, ale to nic nie przeszkadzało. Poczuła się okropna, jakby jej życie, które wiodła było beznadziejne, zmieniło ją w straszną osobę, bez serca.

- Alice, jedziemy do domu? – nagle usłyszała głos Gabi za sobą. Przeszła beznamiętnie obok Chrisa ani nie spoglądając na niego.

- Tak, ja już skończyłam.

- Ej czekaj! – złapał ją za rękę z impetem – Dobra przyznaję, że zdarzyło mi się handlować, a ta Melinda nie jest warta takiej afery!

Odwróciła szybko głowę, bo czuła jak jej okulary opadają z nosa. Bez żadnych słów pożegnania wsiadła do auta.

 

Pod domem stało dziwne auto, ale postanowiła nie zwracać na nie uwagi i weszła trochę zestresowana do domu. Zobaczyła matkę, która wbiła w nią wściekły wzrok. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę, ale po chwili zastanowienia, postanowiła że pójdzie na żywioł.

- Mamo… ja, bo ja naprawdę nie chciałam tego… ja chciałabym cię za to…

- Witam, ty jesteś Alice Walker? – Pewien mężczyzna wyłonił się zza jej matki.

- Tak, a co się stało? – popatrzyła na matkę – Mamo, wiesz o co chodzi?

- Ja jestem Damian Smith. Chcę ci pomóc.

Około czterdziestoletni mężczyzna zaprosił ją gestem aby usiadła przy kuchennym blacie. Zdezorientowana usiadła i wlepiła w niego oczy. Jej matka poszła do kuchni.

- Proszę cię, nie bój się mnie. Jestem znajomym twojej mamy, zaprzyjaźniliśmy się kiedy tu przyjechałyście. Zwróciła się do mnie z prośbą abym ci pomógł.

- Ale ja nie potrzebuję pomocy – odrzekła szybko.

- Mam prośbę, czy mogłabyś coś dla mnie zrobić? – zapytał uprzejmym głosem.

Alice nie wiedziała, czy się zgodzić, ale jej szok wzrastał z każdą minutą. Od dawna się tak nie bała.

- T..tak jasne. O co chodzi?

- Czy możesz zdjąć okulary jak ze mną rozmawiasz?

Pomimo tego, że od Damiana biła ciepła energia, ona jednak ciągle czuła zdenerwowanie.

- Nie mogę.

- Oczywiście, że możesz – odrzekł tym razem stanowczym tonem.

- Przepraszam ale obawiam się, że jednak nie. A pan to z policji? Może detektyw?

Mężczyzna wybuchł śmiechem.

- Nie, o to się nie martw. Ale dużo wiem o tobie, twoich znajomych, o rodzinie… I mam wiele znajomości, które…

- Nie potrzebuję żadnych znajomości – rzuciła szybko.

- Zacznę inaczej. Znam rodzinę, która mogłaby Ci pomóc, byłabyś tam dobrze traktowana, a do tego mogłabyś rozwijać swój talent. Mama mówiła, że pięknie szkicujesz.

Przez moment w głowie Alice ukazały się wspomnienia kiedy to szkicowała portret Sary, trzymającej malutką białą różę. Siedziały wtedy razem na łące, gdzieniegdzie pojawiały się błękitne niezapominajki, które przysłaniały wysokie trawy… Śmiały się, przypominając lata gdy razem uczyły się robić szpagat czy salta.

- Sugeruje Pan, że pójdę do innej rodziny? Tu mam swoją rodzinę! A od moich rysunków odczep się!

- Czy widziałaś w jakim stanie jest twoja matka? Spójrz na nią. – Odwróciła głowę w stronę małego saloniku gdzie siedziała jej matka. - Trzęsie się. A dlaczego? Bo rok temu umarła jej córka, teraz jej druga córka zamiast zostać w domu z samotną matką, woli wyjść na osiedle, gdzie każdy wie jak się żyje. Wiesz co mi powiedziała? Że widzi, jak traci cię. Jej druga córka umiera… po twoich słowach do niej cieszyłbym się na twoim miejscu, że mam gdzie wracać i jeszcze pomoc czeka.

- Ale tak nie jest, fakt powiedziałam za dużo ale chciałam przeprosić.

- W twoim środowisku przeprosiny by wystarczyły? Normalnie pewnie jeszcze oberwałabyś od innych, ale nie od niej. Nie chcę cię obwiniać, nie po to tu przyjechałem.

- A więc po co?

- Chcę pomóc twojej matce, ale również tobie. To nie będzie proste, ale możesz wyjść na prostą drogę. Sześć miesięcy. Tyle czasu Cię tu nie będzie. Wysyłam Cię do pewnej rodziny, gdzie odpoczniesz od tego środowiska, a gdy przyjedziesz twoja karta będzie czysta. Żadnych przestępstw, napadów, narkotyków… Nowe życie. – Spojrzał głęboko w jej oczy, aż odwróciła wzrok, kierując go ku podłodze.

Czuła się jak w transie, jakby Damian zahipnotyzował ją. W jednej chwili uświadomiła sobie milion rzeczy. Po pierwsze była okropną córką, nie zajmującą się matką, do tego jej grupę znajomych poszukuje policja, jej chłopak zostawił ją dla innej, a o ojcu wolała już sobie nie przypominać. Znów dopadło ją uczucie beznadziei, braku sensu życia i nie kochania. Dokładnie jak rok temu… Lecz teraz jest inną osobą, która nie podda się.

Zostało podjąć decyzję.

Tak, wyjeżdżam do obcej rodziny, aby oderwać się od tego bagna i wrócić z czystą kartą.

Nie, dalej będę uciekała w nieskończoność przed glinami i patrzyła jak Chris obściskuje się z Melindą.

Jeszcze raz spojrzała na matkę, która ewidentnie potrzebowała spokojnego życia.

- Ok. Ale co z nią? – obejrzała się i spojrzała na jej ziemistą twarz.

- Twoja ciotka Hanna zajmie się nią. Już uzgodniliśmy tą kwestię. Drugiej takiej propozycji byś nie dostała, wybrałaś mądrze. –Uśmiechnął się życzliwie.

Alice odpowiedziała smutnym uśmiechem.

- Dodam jeszcze, że nie tylko twoja karta może być czysta. Jutro w południe wyjeżdżamy. Masz cały dzień na pożegnanie się, o równej 12.00 będę czekał na ciebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Paradise 30.01.2018
    Robi się ciekawie :D nie wyłapałam żadnych błędów czy literówek, ale mam jedno 'ale'. Nie podoba mi się to "nom", ale jeśli to jest styl wypowiedzi bohaterki to spoko :D zostawiam 5 i czekam na kolejną część :)
  • Isabella 31.01.2018
    O kurcze, faktycznie :D prawdopodobnie dlatego, że sama często używam tego słowa :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania