Ostatnie chwile

Choć od dni, w których zdarzyła się historia, którą chcę opowiedzieć upłynęło wiele lat, wciąż jest ona żywa w mojej pamięci i myślę, że nigdy się jej nie pozbędę. Dzięki wydarzeniom tamtych dni dojrzałem i zasłużyłem na miano dorosłego. Nie wiem czy ktokolwiek wierzy w prawdziwą miłość. Jeśli nie, nie powinien czytać mojej historii. Miałem wtedy tylko osiemnaście lat, a jednak…

Był letni, upalny dzień. Postanowiłem wyjść na spacer z moją dziewczyną – Mileną. Nie wiedziałem jeszcze, dokąd pójdziemy. Liczyłem na to, że to ona zaplanuje trasę. Okazało się jednak, że moje zamiary spełzły na niczym, bo Milena musiała zająć się swoim młodszym rodzeństwem. Nie przepadałem za dziećmi, ale postanowiłem jej pomóc, bo i tak nie miałbym co robić, ponieważ niemal wszyscy moi koledzy wyjechali na wakacje. Już po półgodzinie miałem dosyć, ale nie poddawałem się i dawałem z siebie wszystko. Postanowiliśmy, że pójdziemy z dzieciakami na karuzelę. Był to dobry wybór, bo zmęczone zabawą, szybko zasnęły, a my mieliśmy trochę czasu dla siebie.

- Noto co chcesz robić? – spytałem.

- Pokręcić się – odpowiedziała bez namysłu.

Byłem trochę zdziwiony, ale nie zaprotestowałem. Usiedliśmy na rurze karuzeli łączącej ze sobą jej siedzenia i zaczęliśmy się kręcić. Milena była w siódmym niebie. Nigdy nie wpadłbym na to, że taka dziecinna zabawa może sprawić jej tyle radości. W pewnym momencie straciła równowagę, a ja nie zdążyłem jej złapać, bo odchyliła się do tyłu i spadła uderzając całym ciałem o ziemię. Błyskawicznie ukląkłem przy niej. Miała zamknięte oczy. Rozpaczliwie zacząłem szukać telefonu, by zadzwonić po pogotowie, gdy przypomniałem sobie, że podłączyłem go do ładowarki w pokoju Mileny. Nie chciałem zostawiać jej samej. W rozpaczy przeszukałem także jej kieszenie, ale jak na złość nie znalazłem komórki. I nagle Milena otworzyła oczy i powoli usiadła.

- Milenko, kochanie! Nic ci nie jest? [ spytałem przerażony.

- Nie, nie. Wszystko jest w porządku.

- Może jednak pojedziemy do szpitala? Powinni ci zrobić prześwietlenie głowy.

- Miałam już kiedyś wstrząs mózgu i wiem, na czym on polega. Nie chce mi się wymiotować, nie mam zawrotów głowy, ani żadnych innych objawów. To był tylko szok po upadkowy.

- Jesteś pewna?

- Tak. Nic mi nie jest.

Nie byłem do końca przekonany czy dobrze robię, ale wiedziałem, że Milena i tak postawi na swoim i że nie mogę jej zmusić, by pozwoliła się zbadać.

- Wracajmy do domu – poprosiła.

Kazałem jej położyć się do łóżka i przygotowałem dla niej chłodną herbatę. Wiedziałem, że nie powinna teraz pić, bo to utrudniłoby lekarzom badanie, ale skoro nigdzie nie jedziemy…

Położyłem się obok niej.

- Nie zostawiaj mnie – Poprosiła. – Dzieciaki śpią, a rodzice przyjeżdżają dopiero jutro po południu. Zostań ze mną.

I zdjęła swoją cienką, bawełnianą bluzeczkę. Po chwili reszta jej ubrań także leżała na podłodze. Szybko poszedłem w jej ślady.

Następnego dnia nie dane nam jednak było odespać upojnej nocy. Czteroletni brat Mileny – Krzysiu – przyszedł rano do jej pokoju i powiedział, że Kasia zrobiła kupkę i trzeba ją przebrać. Był bardzo podekscytowany moim widokiem w jej łóżku. Natychmiast pobiegł do reszty rodzeństwa, by im o tym powiedzieć.

- On nie zakabluje? – spytałem.

- Przekupi się go, jeśli będzie trzeba – zapewniła mnie Milena.

Zajęła się Kasią, a ja przygotowałem nam wszystkim śniadanie. Dzieciaki zadowoliły się płatkami z mlekiem, a my zjedliśmy tosty z dużą ilością sera. Musiałem jednak wracać do domu, by wyjaśnić mamie swoją nocną nieobecność. Gdy wszedłem do kuchni, siedziała na krześle ściskając w dłoni komórkę.

- Gdzie byłeś przez całą noc? – warknęła na powitanie.

- U maćka – odpowiedziałem szybko.

- Dzwoniłam do ciebie! Dlaczego nie odbierałeś telefonu?!

- Rozładował mi się.

Wiedziałem, że moje usprawiedliwienia brzmią bardzo marnie i nieprzekonująco, ale nie dawałem za wygraną.

- Nie wziąłem ze sobą ładowarki. Maciek chciał mi pożyczyć, ale nie pasowała.

- No dobrze, ale następnym razem mnie uprzedź, jeśli nie wrócisz na noc do domu, dobrze?

- Okej. Nie ma sprawy.

- Jesteś głodny? – spytała już nieco łagodniejszym tonem.

- Nie, jadłem już.

Mama westchnęła i powróciła do swoich prac. Ja znowu nie miałem co robić, więc postanowiłem wejść na facebooka. Milena też była aktywna. Spytała mnie czy przyjdę do niej po południu. Napisałem jej, że raczej nie, bo muszę skosić trawnik. Wypadałoby też pójść do Maćka. Nie była zachwycona, ale zrozumiała.

Maciek wybaczył mi, że wykorzystałem go, by wytłumaczyć moją nocną eskapadę. Z trawnikiem też poszło mi doskonale.

Następnego dnia rano poszedłem do Mileny. Nie czuła się najlepiej. Leżała na kanapie i narzekała na ból głowy. Pomyślałem, że może mieć on związek z przedwczorajszym upadkiem i powiedziałem jej to, ale ona stanowczo zaprzeczyła.

- To niemożliwe. Boli mnie też brzuch. Właściwie to on najbardziej…

Zrozumiałem, że ma miesiączkę. Nie chciałem jej przeszkadzać, więc zbierałem się do wyjścia, ale poprosiła mnie, bym został.

Jednak samopoczucie Mileny nie uległo zmianie przez kilka najbliższych dni. Jej matka bardzo się o nią niepokoiła, ale uszanowała wolę córki i nie zaprowadziła jej do lekarza. Rozumiałem, że trzeba szanować zdanie swych dzieci, no ale bez przesady.

Pewnego dnia Milena poprosiła, bym zrobił dla niej popcorn. Zdziwiony poszedłem do kuchni i włożyłem papierową torebkę do mikrofalówki. Gdy się wyłączyła, a ja wróciłem do pokoju, z przerażeniem wypuściłem popcorn z rąk. Milena straciła przytomność. Tym razem nie zamierzałem czekać. Wezwałem pogotowie. Matka Mileny wbiegła do pokoju z Kasią w ramionach.

- Boże! Co się stało?!

Nie byłem w stanie odpowiedzieć, a ona chyba w ogóle na to nie czekała. Podbiegła do córki i sprawdziła jej puls. Milena żyła.

Gdy przyjechało pogotowie, zachowywałem się jak w transie. Nie wiem, o czym rozmawiali sanitariusze. Pojechałem z matką Mileny za karetką. Nadal nie czułem zupełnie nic. Zachowywałem się jak maszyna. Nie wiedziałem, dlaczego tak się zachowuję. Może to… strach. Nie rozmawiałem z panią Agnieszką. Ona chyba też nie miała na to ochoty.

Weszliśmy do szpitala i usiedliśmy na brzydkich, plastikowych krzesłach, by poczekać na lekarza. Nienawidziłem pomarańczowego koloru, którym pomalowana była niemal cała poczekalnia. Pani Agnieszka poszła zapytać kogoś o stan Mileny. Gdy wróciła, łzy spływały jej po policzkach.

- To krwiak – powiedziała ledwo zrozumiałym głosem.

Nie zareagowałem. Po prostu na nią patrzyłem i nic poza tym. Usiadła obok i przyglądała mi się z troską.

Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w tej obrzydliwej, pomarańczowej poczekalni. Pani Agnieszka w końcu przestała płakać. Była spokojna. Nie biegała, jak niektórzy, i nie pytała lekarzy o stan zdrowia swojej córki. Milena miała operację, która zagrażała jej życiu. Nie bałem się jednak. Milena po prostu musiała żyć. W końcu przyszedł neurochirurg.

- Niestety, nie udało nam się powstrzymać krwotoku.

Pani Agnieszka wybuchła płaczem. Ja nie byłem w stanie. Siedziałem nieruchomo i zupełnie nic do mnie nie docierało. Przecież ona musi żyć. Ona nie może umrzeć. Dlaczego ten lekarz kłamie?

- Dopiero po godzinie w pełni dotarło do mnie, że straciłem Milenę na zawsze. Nie odczuwałem jeszcze żadnych uczuć prócz bólu i żalu, że odeszła. Dopiero, gdy znalazłem się w swoim pokoju, wreszcie sam, bez obecności matki, uświadomiłem sobie, że to moja wina. Miała krwiaka, bo uderzyła się w głowę, wtedy na karuzeli, a ja nie pojechałem z nią do szpitala. Zabiłem ją.

Planowałem pójść na pogrzeb, a potem… skończyć ze sobą. Rodzice widzieli, że coś jest nie tak, ale na pewno nie podejrzewali myśli samobójczych. Cały czas siedziałem w swoim pokoju zupełnie sam. Nie pozwalałem, by ktokolwiek mnie odwiedzał. Mama wołała mnie na posiłki, a ja zabierałem jedzenie i znowu wracałem do sypialni. Mogłem zagłodzić się na śmierć, ale ktoś na pewno by to zauważył.

Niewiele pamiętam z pogrzebu. Wiem tylko, że nie płakałem. Byłem za bardzo zły na siebie, że to ja ją zabiłem. Widziałem łzy innych ludzi. Wiele wydało mi się nieszczerych. Pewnie oni, podobnie jak i ja, nie zasłużyli na to, by towarzyszyć jej w jej ostatniej drodze. Po pogrzebie zapragnąłem natychmiast stamtąd odejść, więc byłem jednym z pierwszych, którzy opuścili cmentarz. Szedłem powoli, bo chciałem mieć czas na dokładne zastanowienie się, jak ze sobą skończę. I choć robiłem to niemal przez cały czas po śmierci Mileny, potrzebowałem tego. Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.

- Bartek, możemy porozmawiać?

Pani Agnieszka mówiła łagodnie, kojąco. Nie wiedziała, że ma przed sobą mordercę. Nie odpowiedziałem na jej pytanie.

- Posłuchaj – mówiła dalej. – Wiem, że jest ci bardzo ciężko, nam też, ale nie możesz obwiniać siebie za to, co się stało.

- Pani niczego nie rozumie! – wrzasnąłem i wyrwałem się jej. – to moja wina! To wszystko moja wina! Gdybym… gdybym wezwał wtedy pogotowie… gdybym wezwał wtedy pogotowie, Milena nadal by żyła!

- Chodzi ci o ten wypadek na karuzeli?

Byłem zaskoczony, że o nim wie. Próbowała znowu mnie dotknąć, ale jej nie pozwalałem. Nie zasłużyłem na tak miły gest z jej strony.

- Milena o wszystkim mi powiedziała następnego dnia. Zaproponowałam, by poszła do lekarza, ale ona odmówiła. Bardzo bolała ją głowa i wiedziała, że nie wróży to nic dobrego. lecz ona chciała pozostały jej czas spędzić z tobą.

- To nieprawda! – krzyknąłem. – Milena nie mogła wiedzieć, że umrze!

- Uspokój się. Nie wiedziała, że umrze tak szybko, ale spodziewała się śmierci.

- Nie ma pani prawa tak mówić!

Miałem ochotę ją uderzyć! Zedrzeć jej ten spokojny wyraz z twarzy.

- Pół roku temu dowiedzieliśmy się, że Milena miała raka kości. Lekarze dawali jej najwyżej rok życia. Nie powiedziała ci o tym, bo bała się, że ją zostawisz, a ona nie chciała cię stracić. Byłeś dla niej wszystkim. Nie pojechała do szpitala, bo wiedziała, że musiałaby pozostać w nim już na zawsze. Wolała te ostatnie dni spędzić z tobą. Może trudno ci w to uwierzyć, ale pogodziła się ze śmiercią. Nie bała się jej.

 

Teraz mam już żonę, dzieci. Tworzymy zgraną, szczęśliwą rodzinę. Bardzo ich wszystkich kocham, ale nigdy nie zapomnę o Milenie i doświadczeniu, jakie dzięki niej zdobyłem. Nauczyła mnie, że czasami są w życiu ważniejsze sprawy niż życie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • NataliaO 20.10.2014
    ładne, proste i nie przerysowane ; 4
  • MrGonzo 20.10.2014
    Kiara... to było piękne, emocjonujące, czytało się świetnie, dzięki tobie polubiłem tego typu opowieści. Daję 5 i masz we mnie czytelnika.. :D
  • Kiara 30.10.2014
    Dziękuję. Ja uważam, że szału nie ma :D
  • persse 30.10.2014
    Racja, szału nie ma :P Ale miło się czyta.
  • kamila25910 20.12.2014
    Piękne! Czytając-płakałam ;'(

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania